Przejdź do zawartości

Czerwony testament/Część trzecia/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Czerwony testament
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1889
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Testament rouge
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Marta postąpiła już parę kroków w stronę orkiestry, ale się zatrzymała i powróciła do hrabiny de Chatelux.
— Nie odejdę tak od pani... odezwała się do niej... dobroć pani chwyciła mnie za serce... i jeżeli pani pozwoli to powrócę porozmawiać z panią...
— Właśnie kochane dziecię, sama cię miałam o to prosić... odrzekła hrabina z uśmiechem.
— No to zaraz powrócę...
Marta oddaliła się zgrabna i zwinna, a ruszył za nią cały zastęp młodych panien, niecierpliwie wyglądających tańca...
Fabian podał matce ramię i nachyliwszy się do ucha, szepnął drżącym trochę głosem i ze wzruszeniem, które na próżno ukryć usiłował:
— A cóż matko, czy przesadzałem w czemkolwiek? — Czy widziałaś kiedy coś piękniejszego nad te młodą istotę?...
— Nie, nie, nieprzesadziłeś — odrzekła hrabina — to coś wyjątkowego prawdziwie i od pierwszego wejrzenia zajęła mnie supełnie...
Czas szybko przechodził.
Było już po jedenastej i zabawa zaczynała się ożywiać.
Jakób poszedł za Pascalem i Angelą do małego saloniku.
— A co! — zapytał — cóż myślicie moi drodzy?... czy sądzicie, że to się uda?..
— Uda się najzupełniej! — odrzekł Pascal — jesteś człowiekiem genialnym i jutro cały Paryż będzie mówił o tobie.
— Czy przypuszczasz, że odtąd żadne najmniejsze posądzenie nie dosięgnie doktora Thompsona?...
— Z pewnością że nie!... nigdy pozycya nie była, pewniejszą... Ażeby ją skompromitować, potrzeba by popełnić tysiące niezręczności — a my ich nie popełnimy...
— Czy zauważyliście Fabiana de Chatelux?... — zapytał z kolei Jakób.
— Zauważyliśmy odrzekła Angela.
— No i cóż?...
— Jest zupełnie oczarowany Martą, którą nieznacznie namówiłam, aby go słuchała grzecznie, jako przyjaciela domu i przez wdzięczność za oddaną jej przysługę... — Pan Fabian jest zresztą człowiekiem światowym i nie powie nic takiego, coby mogło zmieszać młodą dziewczynę. Widząc się słuchanym, będzie myślał, że jest kochanym, albo przynajmniej, że nim będzie.
— Nie potrzeba nam nic więcej, ażeby stad się w zupełności panami sytuacyi... Uważam za użyteczne, ażeby Angela zyskała zaufanie młodego hrabiego, stała się jego powiernica protektorką jego miłości.
— To bardzo łatwo — odezwała się przekwitająca piękność. — Podejmuję się tej roli i możecie być spokojni, że poprowadzę ją po mistrzowsku...
— Co do ciebie — ciągnął dalej pɛеudo-Thompson, zwracając się do Pascala — czuwaj nad wszystkiem...
— Nie obawiaj się mój drogi. — O której godzinie potrzeba będzie otworzyć salę jadalną, gdzie kazałem ponakrywać do stołu?...
— O północy. — Jeżeli bym nie był w pierwszym salonie, w chwili, kiedy zaanonsują Fromentalów: ojca i syna, to ich przyjmij i przyjdź mi powiedzieć.
Jakób załatwiwszy się ze swojemi wspólnikami, wyszedł z małego salonu.
Angela poszła za nim.
Fabian de Chatelux pozostawił matkę rozmawiającą ze znajomemi jej osobami i oczekując powrotu Marty, błąkał się w tłumie.
Angola urządziła się w ten sposób, ażeby się z nim spotkać.
Kiedy już była o kilka kroków od niego, uśmiechnęła się i kokietującym poruszeniem wachlarza zawezwała do siebie.
Młody, człowiek pospieszył na wezwanie.
— Przepraszam panią, że jeszcze nie złożyłem jej mego uszanowania — odezwał się skłonem — ale wina to nie z moja, lecz wielkiej lica by gości doktora Thompsona. Szukałem pani w pośród tych tłumów napróżno...
— Żałuję bardzo panie hrabio, że nie spotkaliśmy się wcześniej — odrzekła Angela, uśmiechając się znacząco. — Pilno mi było uczynić to, co uczynił już doktor Thompson, to jest wyrazić panu wdzięczność moję, za pomoc, jaką pan udzielić raczyłeś przyjaciółce mojej Marcie i mnie!... — Oh! przelękłyśmy się bardzo!...
— I było czego, proszę pani!... — Dzięki niebu, wyszłyście panie cało i zdrowo, ale niebezpieczeństwo było wielkie...
— Bardzo!... Mogłyśmy być pokaleczone.
— Marta wie o tem dobrze, co panu jest winną... — Bezustannie mówi też o pańskiej przytomności i odwadze a także o galanteryi pańskiej...
To słodkie słówka, łechtały przyjemnie serce Fabiana.
Marta bezustannie o nim mówiła — zapewnia go kuzynka doktora Thompsona — mówiła o nim do tego z wielkiemi pochwałami.
Było czem zawrócić głowę, sto razy nawet od jego głowy silniejszą, Angola zdawała się lubić rozmowę.
Napewno od niej będzie się mógł młody człowiek dowiedzieć o przeszłości Marty.
Podał ramię swej towarzyszce, a ta się lekko na nim oparła.
— Czy to naprawdę, proszę pani zapytał Fabian — rozmawiałyście panie o mnie?...
— I to prawie wyłącznie o panu. — odrzekła Angela, pociągając Fabiana w oddaloną część salonu i zasiadając na kanapce pod klombem roślin zwrotnikowych. — Kochana nasza Marta serduszko ma złote prawdziwie — ciągnęła dalej ex-magazynierka — a jak ona wdzięczna panu! Przekonaną jest, żeś pan uratował jej życie...
— To egzageracya, proszę pani...
— Wcale nie! — To najprawdziwszą rzeczywistość, panie hrabio... Nie jest bynajmniej bagatela omdlenie, nie zwalczone w swoim czasie. Widziano już. kobiety zemdlone, które nie odzyskiwały wcale przytomności i przenosiły się na tamten świat, dla braku jedynie otrzeźwiających soli... Marta wie o tem dobrze.. wie piękna pieszczocha moja doskonale, co panu winna...
— Czyżby pamiętała o tem?...
— Pamięć ma równie dobrą, jak serce...
— Z czasem, Wszystko się zaciera jadnakże... — Zresztą uczyniłem to, co każdy inny zrobił by na mojem miejsca. ― Panna Marta raczyła mi uprzejmie podziękować i wynagrodziła mnie w ten sposób sowicie...
Angela, jako doświadczona komedyantka, spojrzała znowu na Fabiana ze znaczącym uśmiechem.
— Czy pani pozwoli zadać sobie jedno pytanie? — zapytał Fabian.
— Dziesięć nawet, jeżeli się panu podoba...
— A więc! z czego się pani tak uśmiecha?
— Z tego, coś pan mi powiedział przed chwilą...
— Dla czego?...
— Ależ dla tego poprostu, że pan myśli zupełnie inaczej...
— Naprzykład?... — zaczął znowu Fabian.
— Niech pan będzie szczerym zupełnie ze mną, przerwała Angela. — Wiedziałeś pan doskonale, że Marta pana nie zapomni... a jej spojrzenia dowiodły tego panu dzisiaj wieczorem...
— Jej spojrzenia?... powtórzył Fabian nie śmiejąc zrozumieć.
— Ależ tak... jej spojrzenia!... łagodne spojrzenia jej zachwycających oczu! — Sądzę, że w wieku pana rozumie się doskonale taką mowę!... ! gdybym była pewną, że pan będziesz rozsądnym i dyskretnym... a szczególniej dyskretnym...
— A więc?...
— Zrobiłabym panu pewne zwierzenie...
— Jakie?...
— Przysięgnij mi pan naprzód, że zachowasz w najzupełniejszym sekrecie co ci powiem...
— Przysięgam pani...
— Na co?...
— Na mój honor szlachecki...
— Takim przysięgom można wierzyć….. może więc źle robię, ale pomimo to... powiem panu, żeś wywarł na Marcie bardzo głębokie wrażenie... Tak jak pana zapewniałam przed chwilą, myśli tylko o panu... mówi tylko o panu... i..
Angela nie dokończyła.
— Niech pani mówi... niech pani mówi błagam panią!... szeptał Fabian głosem drżącym.
— Otóż — ciągnęła przekwitła piękność z intonacyą wielkiej komedyantki, sądzę, że i serduszko jej nie pozostało obojętnem dla pana, i że jeżeli, pieszczotka moja, nie kocha pana jeszcze, to go z pewnością pokocha niezadługo...
Fabian czuł się upojony swojem szczęściem.
Angela dolewała mu po kropelce gorącego napoju, który sprawiał mu gorączkę i radował duszę.
— Ah! pani! pani!... wykrzyknął biorąc ręce Angeli i ściskając je z wdzięcznością — jakże mnie pani uszczęśliwia! — Ona mnie kocha?... Ona powinna mnie kochać, bo ja ją ubóstwiam... ubóstwiam ją proszę pani i... gotówem krew przelać za nią...
— Szal... Bądźmy cicho!... bądźmy rozsądni! — zrzekła przyjaciółka Pascala, oswobadzając jedną rękę i uderzając lekko wachlarzem Fabiana. — Czy to u pana nazywa się być rozsądnym? — Daję słowo, że gdybym była wiedziała, nic bym była nie powiedziała! myśl pan tylko, że gdyby się dowiedział doktor Thompson — o czem mówimy w tej chwili, bylibyśmy wszystko troje narażeni na jego niezadowolenie... nawet na gniew może...
— Wszystko troje?
— Rachunek łatwy do zrobienia... Marta, pan i ja.
— Ale zkądżeby to niezadowolenie, ta złość?...
— Zmuszasz mnie pan do zdradzenia jeszcze jednej tajemnicy, ale cóż mam robić nieszczęśliwa... Wyobraś pan sobie, że mój kuzyn, nie mógł uchować serca w spokoju przy tak prześlicznej jak Marta Grand-Champ kobiecie.
— Czyżby doktór kochał swą wychowankę? — odezwał się Fabian i poczuł gwałtowne dreszcze.
— Nie mówił mi tego wprawdzie, ale łatwe to do odgadnięcia. Jestem pewną, że, ma nadzieje zostać mężem panny Marty.
— Pani mnie przeraża doprawdy!... powiedział blednąc młody hrabia.
— A to z jakiej przyczyny ta trwoga?...
— Z przyczyny małżeństwa o jakiem pani wspomniała...
— Nigdy nie myślałam, żeby doszło do skutku, a dzisiaj tembardziej...
— A jeżeli jednakże panna Marta pokocha opiekuna z którym ją wiążą węzły wdzięczności?...
Angela śmiać się zaczęła.
— Oh! zaklinam panią, niech się pani tak nie śmieje! — rzekł Fabian, któremu serce się ścisnęło. — Nie śmiej się pani ale mi odpowiedz szczerze...
— Odpowiedziałam z góry, powiadamiając cię mój hrabio, że Marta kocha pana a jednocześnie dodaje, że przyjaciółka moja nigdy nie będzie miała dla doktora innego uczucia nad przyjaźń... Nadzieja jaką się ludzi kochany mój kuzyn nie ziści się nigdy... Przyszłość go rozczaruje...
—A ja właśnie zamierzałem odkryć mu stan mojego serca!...
— A to byś się pan dobrze znalazł, panie hrabio!... Możesz pan sobie wyobrazić jak byłbyś przyjęty!... Dla tego właśnie chciałam koniecznie pana uprzedzić, aby cię nie narazić... Chowaj pan dobrze swój sekret... chowaj go przed wszystkimi...
— Nawet przed panną Martą?...
— Byłoby to może zanadto trochę posuwać dyskrecyę, ale czuwaj pan nad sobą ażeby się nie zdradzić... Kocham Martę nadzwyczaj, a pan także zyskałeś moję sympatyę..
Fabian skłonił się z uszanowaniem.
Angela mówiła dalej:
— Jeżeli tak jak myślę, serce Marty bije w takt z sercem pana, to będzie z was parka prześliczna, parka złączona szczerą miłością, a ja się interesuje szczerze kochającymi się... Taka już natura moja!... Podejmuję się więc czuwać nad wami i bronić was przeciwko wszelkiemu niebezpieczeństwa... Tylko potrzeba słuchać. Niech miłość wasza pozostanie w sekrecie pomiędzy nami... Być może, że Marta posłyszawszy pańskie wyznanie, nie odpowie panu stanowczo... bardzo to być może, ale nie obawiaj się pan niczego. Marta to dziecko jeszcze, dziecko bardzo nieśmiałe, i obawia się swojego opiekuna chociaż go kocha.. Sama myśl rozgniewania go paraliżowałaby jej słowa. Opowiedziałam panu w zupełności jak rzeczy stoją…..
— Pozycya moja jest okrutną!...
— Nic w życiu łatwo nie przychodzi! Bądź pan cierpliwy, a później zobaczymy! — Kto wie czy ja sama nie zwrócę uwagi kuzynowi, że w jego wieku, przy jego powadze, nie zaślubia się bez niebezpieczeństwa panienki tak młodej i tak pięknej... Zrzecze się może swoich projektów, na rzecz pana... jeżeli naturalnie hrabia de Chatelux raczy prosić o rękę panny Grand-Champ.
— Poślubić pannę Martę, jest najgorętszem mojem życzeniem — odpowiedział młodzieniec z zapałem.
— No to mniej pan nadzieję... Ja panu to powiadam! — A teraz rozejdźmy się i pamiętaj pan, że masz we mnie wiernego sprzymierzeńca. — Tylko sza!... Jeżeliby się rozmowa nasza wydała, albo wzbudziła najmniejsze choćby podejrzenie, nie byłabym w możności dopomożenia panu...
— Dochowam sekretu ściśle i śmiem liczyć w zupełności na łaskę pani...
Angela odpowiedziała obiecującym uśmiechem i odeszła zupełnie zadowolona z powodzenia komedyjki, jaką odegrała z Fabianem.
Ten nie posiadał się z radości.
Serce miał przepełnione miłością i zapałem.
Po tem co dopiera usłyszał a czego nie mógł przecie podejrzywać, uważał, że jest kochanym, albo przynajmniej bardzo blizkim pokochania.
Jakby rad iść i wyznać Marcie, że z pomiędzy wszystkich młodych kobiet całego świata, ją tylko wybrałby na towarzyszkę życia.
W tem usposobienia umysłu marzył tylko o jaknajprędszem spotkaniu się z wychowanką doktora i szukał jej skwapliwie.
Spostrzegłszy nareszcie, że rozmawia z panią do Chatelux, zbliżył się do matki coprędzej.
— Czekałam na pana — odezwała się uśmiechem Marta.
— Czekała pani? — powtórzył Fabian ukrywając wzruszenie.
— Tak, bo chciałam panu trochę Szczerzej podziękować, niż w obecności opiekuna, przy którym podziękowanie musiało być tylko oficyalne...
— Porozmawiajcie zatem ze sobą moje dzieci, bo ja mam także powiedzieć słów kilka pani de Saules, którą tam widzę...
Zaraz do was powrócą...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.