Przejdź do zawartości

Czarny tulipan/Rozdział V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Czarny tulipan
Wydawca Skarbiec Powieści
Data wyd. 1932
Druk Druk. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.
HODOWCA TULIPANÓW I JEGO SĄSIAD

W tym czasie, gdy lud Hagi, pastwił się nad zwłokami Jana i Korneljusza, gdy Wilhelm Oranji zapewniwszy się, że jego przeciwnicy nie żyją; Kraeke, wierny sługa pędził na dzielnym koniu, bitą drogą wysadzaną drzewami, dopóki nie stracił z oczu miasta i wsi okolicznych, daleki będąc od przypuszczenia, ażeby w jego nieobecności zaszły tak smutne wypadki.
Sądząc się w miejscu bezpiecznem, pozostawił swego konia w gospodzie, i ażeby nie obudzić podejrzeń, odbywał dalej podróż powolnie na statkach, aż do Dordrecht.
Kraeke z daleka poznał to powabne miasto, położone u stóp pagórków uwieńczonych wiatrakami. Dostrzegł piękne domy czerwone z białemi żyłami, kąpiącemi swe podstawy w przezroczach wód; ujrzał przez otwarte balkony wychodzące na rzekę, cudowne tkaniny jedwabne zasiane złotemi kwiatami, cuda Indji i Chin, pod niemi zaś rozciągały się długie i wąskie sieci, stałe zasadzki na węgorze żarłoczne, (nęcone tam przez żywność, którą obficie znajdowały), pochodzącą z pozostałości kuchennych, wyrzucanych w rzekę oknami.
Kraeke z pomostu statku, na którym się znajdował, pośród wiatraków z obracającemi się skrzydłami dostrzegł przy spadku jednego pagórka dom dwubarwny, biały i różowy, cel swego posłannictwa. Szczyt tego domu, gubił się w liściach żółtawych topol; ściany zaś jego otoczone były olbrzymiemy wiązami. Położenie jego było tak korzystne, że słońce padające na niego jak w lejek osuszało, ogrzewało i użyźniało nawet ostatnie mgły, którym zagrody liściowe, nie mogły zapobiec przenikać co rano i wieczór.
Wylądowawszy pośród zwykłego gwaru miejskiego, Kraeke udał się natychmiast do domu, którego niezbędny opis, przedstawiamy czytelnikowi.
Ten biały dom, lśniący od czystości, wewnątrz starannie utrzymany, podłogi czysto wymyte i woskowane w miejscach ukrytych jak będących na widoku; ten dom mieścił w sobie szczęśliwego śmiertelnika.
Tym zaś szczęśliwym śmiertelnikiem, (rara avis) jak mówi Juvenalis był doktór van Baerle syn chrzestny Kornela. Żył on w opisanym domu od lat niemowlęcych, gdyż to był dom, w którym podobnie jak on rodził się ojciec jego i dziad, dawni kupcy szlachetnego miasta Dordrechtu.
P. van Baerle ojciec, zebrał w handlu indyjskim trzy do czterech kroć sto tysięcy złotych, które syn jego odziedziczył po śmierci swych rodziców; oprócz tej gotowizny Korneljusz van Baerle, bohater tej powieści posiadał nieruchomości, przynoszące mu 10.000 czystego dochodu.
Czcigodny obywatel, ojciec Korneljusza, przed śmiercią, która nastąpiła w trzy miesiące po pogrzebie żony, uściskawszy swego syna po raz ostatni, w tych słowach odezwał się do niego:
— Pij, jedz i wydawaj pieniądze, jeżeli pragniesz kosztować życia rzeczywistego, bo to nie jest życiem pracować codziennie na drewnianym stołku lub w skórzanym krześle, w pracowni lub sklepie. I na ciebie przyjdzie kolej umierać i jeżeli nie doczekasz szczęścia mieć syna, nazwisko nasze wygaśnie i może złote przejdą w cudze ręce, te nowe złote, których nikt nie ważył oprócz mojego ojca, mnie i mennicy. Nadewszystko, nie wstępuj w ślady twego chrzestnego ojca Korneljusza de Witt, który poświęcił się polityce, najniewdzięczniejszemu zawodowi, i który może się źle skończyć.
Poczem oddał ducha Bogu czcigodny van Baerle pozostawiając zasmuconego syna, który bardzo mało lubił pieniądze, lecą namiętnie kochał chrzestnego ojca swego Korneljusza; znalazł się więc sam w obszernym domu.
Nadaremnie ojciec chrzestny ofiarował mu rozmaite urzędy w służbie publicznej, nadaremnie usiłował obudził w nim żądzę sławy. Gdy Korneljusz van Baerle czyniąc zadość jego woli, wsiadł na okręt pod dowództwem Ruytera zwany Siedem Prowincyj, będący na czele floty ze 139 okrętów złożonej, z któremi sławmy admirał przeważny wpływ wywierał na losy Francji i Anglji. Korneljusz van Baerle miał czynny udział w bitwach morskich, a mianowicie będąc wysłanym ze sternikiem Leger, zbliżył się na wystrzał ręcznej broni do okrętu zwanego Książę, na którym znajdował się Książę Yorku, brat króla angielskiego, dalej gdy Ruyter tak zręcznie i umiejętnie natarł na niego, że zaledwie mógł się schronić na drugi okręt S. Michał; widząc jak tenże okręt był zdemontowany kulami holenderskiemi, a drugi Sennwick wyleciał w powietrze; jak 400 majtków zginęło w falach morskich; nakoniec widząc, że po zniszczeniu dwudziestu okrętów, gdy trzy tysiące było zabitych i 5000 rannych, nic stanowczego nie nastąpiło i że obie strony przypisywały sobie zwycięstwo; że wszystko zapowiadało dalsze prowadzenie wojny, i że jedynie bitwa pod Soathwood-Bay przybyła do liczby bitew; gdy obliczył ile straty czasu ponosi człowiek myślący zatykając sobie uszy i oczy wtedy, gdy inni do siebie strzelają, Karneljusz pożegnał Ruytera Ruart z Pultan i sławę, uściskał kolana Wielkiego Pensjonarza, którego poważał i powrócił do swego domu w Dordrecht, zadowolony, że odzyskał spokojność; zadowolony ze swoich 28 lat życia, zdrowia żelaznego, rzutu oka pewnego, przekładając nad 400.000 zł. kapitału i 10.000 dochodu to przekonanie, które nabył, że człowiek obdarzony został hojnie od nieba, ażeby był szczęśliwym, dostatecznie zaś, ażeby nim nie być.
Dla zapewnienia sobie szczęśliwego bytu podług swego rozumowania, Korneljusz zaczął się zajmować naukami przyrodniczemi, zbierał i porządkował rośliny krajowe podobnie jak owady, nadto ułożył systematyczny traktat swej pracy z rycinami własnej ręki; nakoniec nie wiedząc jak użyć czasu, szczególniej zaś swych pieniędzy, które przybywały w sposób zatrważający, wybrał sobie z pomiędzy namiętnych upodobań swego kraju i epoki, jedno z najwykwintniejszych i najkosztowniejszych.
Zakochał się w tulipanach.
Był to czas, w którym jak wiadomo flamandczycy i portugalczycy współubiegając się w tej gałęzi ogrodnictwa, doszli do ubóstwiania tulipanów i robili doświadczenia z tym kwiatem pochodzącym ze wschodu, takie, o jakich żaden naturalista nie poważył się powątpiewać, nie śmiejąc obrażać Stwórcy.
Wkrótce od Dordrechtu do Mons nie mówiono o niczem jak o tulipanach mynhera van Baerle i jego rysunki, suszarnie, zbiory cebul, nasienników, zwiedzane były z równem zajęciem jak niegdyś galerje i księgozbiory aleksandryjskie, przez znakomitych podróżników rzymskich.
Van Baerle wydał swój roczny dochód na zaprowadzenie swego zbioru, następnie naruszył swój kapitał. Praca jego i nakład wynagrodzone zostały najpomyślniejszym skutkiem, wynalazł bowiem 5 różnych gatunków, którym nadał nazwy: pierwszemu Joanna, od imienia swej matki, Baerle od nazwiska ojca, Kornel na cześć swego chrzestnego ojca; inne nazwy nie są nam znane, lecz ciekawi mogą je znaleźć w ówczesnych katalogach.
Na początku 1672 Korneljusz de Witt przybył do Dordrechtu na trzy miesiące do swego rodzinnego domu, gdyż nietylko, że tam ujrzał, światło dzienne, lecz nadto rodzina Wittów pochodziła z tego miasta.
Korneljusz w tym czasie, jak mówił Wilhelm Oranji, zaczął kosztować owoców nieprzychylności ludu. Jednakże współziomkowie jego Dordrechtscy, nie uważali go za zbrodniarza godnego śmierci i lubo niezadowoleni z jego sposobu myślenia, oceniając jednakże jego osobiste przymioty, przyjęli go gościnnie, ofiarując mu wino na wstępie do miasta.
Podziękowawszy swoim ziomkom, Korneljusz udał się do swego starego domu, zarządził w nim niezbędne naprawy, mając zamiar osadzić tam swoją żonę i dzieci.
Następnie Ruart odwiedził swego syna chrzestnego, który może był jedynym w Dordrechcie co nie wiedział o jego przybyciu.
O ile Korneljusz de Witt ściągnął na siebie nienawiść siejąc niewdzięczne ziarna zwane namiętnościami politycznemi, o tyle van Baerle zjednał sobie przychylność, zaniedbując zupełnie zajmowanie się polityką, poświęciwszy się wyłącznie uprawie tulipanów
Van Baerle był uwielbiamy przez swych ludzi rzemieślników, nie przypuszczał zatem, ażeby był człowiek w świecie, który źle życzyłby drugiemu.
Jednakie wyznać należy na hańbę ludzkości, Korneljusz Van Baerle, nie wiedząc o tem, miał nieprzyjaciela daleko okrutniejszego, zawziętszego, nieprzebłagalnego, od najzapaleńszego oranżysty zawistnego miłości braterskiej Wittów, która przez całe życie nie zasępiła się żadną chmurą i przez wzajemne poświęcania do śmierci dotrwała.
W tym czasie, gdy Korneljusz zaczął poświęcać się uprawie tulipanów, mieszkał w Dordrechcie i jak mówią drzwi we drzwi, obywatel nazwiskiem Isaak Bokstel, który od najpierwszej młodości, poświęcił się podobnemu zamiłowaniu, unosząc się na samą wzmiankę wyrazu tulipan, który jak zapewnia kwiaciarz francuski, to jest historyk najuczeńszy tego kwiatu, było pierwszem słowem w języku chingulajskim, dla oznaczenia tego arcydzieła natury, zwanego tulipanem.
Bokstel nie miał szczęścia być tak namiętnym jak van Baerle. Z wielkiemi trudami wskutek zabiegów i cierpliwości, urządził sobie przy swym domu w Dordrechcie, stosowne miejsce do hodowania tulipanów; uprawił ziemię podług wymaganych przepisów, nadając jej potrzebny stopień ciepła i świeżości jak kodeks ogrodniczy przepisuje. Isaak nabył takiej biegłości, że nie omylił się nigdy o 20 część stopnia temperatury w swojej cieplarni. Umiał ocenić pęd wiatru i nadawać mu taki kierunek, że zgadzał się z poruszaniem łodyg kwiatów. Płody jego zaczynały rosnąć. Były bowiem piękne, wyszukane. Amatorowie zwiedzali jego tulipany. Nakoniec Bokstel wypuścił w świat Lineusza, i Toumeforta, nowy rodzaj tulipanu któremu nadał swoje nazwisko. Ten kwiat wędrował po wielu krajach. Przebywszy Francję, dostał się do Hiszpanji, a stąd do Portugalji; król Alfons VI wygnany z Lizbony, żyjący na wyspie Terceirze, gdzie bawił się nie polewaniem gwoździków, jak Wielki Kondeusz, lecz hodowaniem tulipanów, wyrzekł pamiętne słowa przypatrzywszy się tulipanowi Bokstela: „Dość piękny“. Jak wspomnieliśmy dom van Baerla był sąsiednim z domem Bokstela; gdy pierwszy poświęciwszy się hodowaniu tulipanów, uznał za stosowne wznieść piętro nad jednym ze swych budowli będących w podwórzu, to podwyższanie ujęło pół stopnia ciepła, a tem samem zniżyło temperaturę ogrodu Bokstela o pół stopnia, nie licząc, iż przez to wiatr został odwrócony i zniweczył wszystkie ogrodnicze rachuby sąsiada.
Pomimo tego, nic to jeszcze nie znaczyło u Bokstela. Van Baerle uważany był za malarza, to jest rodzaj głupca, który usiłuje wydać ma płótno cuda przyrodzenia, przekształcając je potwornie. Malarz wznosił piętro wyżej, ażeby miał więcej światła i miał do tego prawo.
P. van Baerle był malarzem jak Bokstel tulipanistą, pierwszy pragnął słońca do swych obrazów i odejmował pół stopnia tulipanom p. Bokstel.
Prawo było ma stronie p. van Baerle. Bene sit.
Przytem Bokstel doszedł, że zbytnie ciepło słoneczne szkodliwe jest dla tulipanów, i że ten kwiat rośnie lepiej i przybiera żywsze barwy przy cieple słońca rannego i wieczornego, niż pod wpływem południowego palącego.
Był więc prawie wdzięcznym Korneljuszowi, że mu darmo wystawił słonochron.
Być może, iż to co mówił Bokstel nie było zupełną prawdą, co dotyczyło jego sąsiada, nie wynurzył być może swej myśli w zupełności, lecz wzniosłe dusze znajdują w filozofji zadziwiające środki, pośród wielkich przeciwności.
Lecz niestety! cóż się wówczas działo z nieszczęsnym Bokselem, gdy dostrzegł przez szyby budynku nowo wystawionego, cebule, nasienniki, tulipany w doniczkach, słowem wszystkie materjały miezbędne dla tulipanisty z powołania. Były tam nagromadzone pakiety z etykietami, pudła z przegrodami, kraty druciane do przykrywania tych szuflad, które przepuszczając potrzebne powietrze, zabezpieczały od szczurów, myszy, mulów, ciekawych amatorów tulipanów, które wyrastają z cebul wartości 2000 franków, Bokstel nie mógł wyjść z zadziwienia, z tem wszystkiem nie pojmował jeszcze całego ogromu swego nieszczęścia.
Van Baerle uchodził za miłośnika wszystkiego co bawi oko: — Badał przyrodzenie dla swych obrazów, wykończonych jak Gerarda Doua swego nauczyciela i Mierisa swego przyjaciela. Czyliż nie było podobnem, że mając odmalować cieplarnię tulipanów, zebrał wszystkie materjały potrzebne dla oddania jej dokładnie.
Pomimo tego, lubo łudził się tą pocieszającą myślą, Bokstel nie mógł oprzeć się ciekawości, która go dręczyła. Wieczorem przystawił drabinę do muru granicznego i obejmując wzrokiem ogród sąsiada, dostrzegł rozległą przestrzeń zarośniętą przedtem rozmaitemi roślinami, uprawianą podzieloną na kwatery, pokrytą szlamem rzecznym, kombinacją niezbędnie sympatyczną dla tulipanów, całość zaś otoczoną damką dla zabezpieczenia od usuwania się, ziemi. Oprócz tego, położenie miejsca wybrane tak, że wschodzące słońce i zachodzące padało najkorzystniej, cień nawet został przewidziany, zabezpieczający od upału południowego; woda w obfitości w pobliżu, położenie południowo-wschodnie, słowem wszystkie warunki nietyllko zupełnego powodzenia, ale nawet postępu. Nie masz wątpliwości, van Baerle został hodowca tulipanow.
Bokstel przedstawił sobie natychmiast tego uczonego człowieka, posiadającego 400.000 kapitału i dziesięć tysięcy dochodu, który zwróci wszystkie środki moralne i fizyczne na hodowlę tulipanów na wielką skalę. Przewidział powodzenie jego w przyszłości i przedwcześnie uczuł taką rozpacz, że ręce mu zadrżały, nogi zachwiały i spadł z drabiny.
Tak więc van Baerle odjął mu pół stopnia ciepła, nie dla tulipanów malowanych, lecz rzeczywistych. Van Baerle będzie posiadał przepyszną suszarnię słoneczną, oprocz tego obszerną izbę, oświetlaną, z przystępem świeżego powietrza, zbytek wzbroniony Bokstelowi, który był zniewolony obrócić na ten cel swoją sypialnię, i żeby nie zaszkodzić swym oddechem cebulom i nasiennikom, sypiał ma strychu.
Tak więc drzwi we drzwi, o przedział ściany Bokstel miał współzawodnika zwycięzcę, a tym współzawodnikiem nie jest nieznany prosty ogrodnik, lecz syn chrzestny Korneljusza de Wiit, sławnego męża.
Bokstel jak widzimy nie był podobny do Porusa, który pocieszał się tem, iż był zwyciężony przez Aleksandra, właśnie z przyczyny sławy swego przeciwnika.
W istocie cóż wtedy począć, gdy Baerle wynajdzie nowy rodzaj tulipanu i nazwie go Jan Witt, nazywając poprzedni Korneljuszem. Oh! wtedy umrę z rozpaczy.
Bokstel zawistnem przewidywaniem przepowiadał swoje nieszczęście odgadując to, co miało nastąpić.
Bokstel przepędził najokropniejszą noc w swojem życiu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.