JEden gdy w łáźni ſiedział, wſcieráć go niechcieli, Iż máło miał pieniędzy podobno wiedzieli.
On wlaſzſzy pod wirzchnicę, pocżął pilno pierdzyeć, Y potym pot wypuśćił, áż pocżęło ſmierdzieć.
Potym wſzedł ná wirzchnicę, iuż mię trzeć nie trzebá, Jużem on pot wypuśćił, co ſie rodzi s chlebá.
Kiedyſcie mię gdym prośił pocieráć nie chcieli, A oni go y s potem potym precż wypchnęli.
JEden gdy w łaźni siedział, wscierać go niechcieli, Iż mało miał pieniędzy podobno wiedzieli.
On wlaszszy pod wirzchnicę, począł pilno pierdzyeć, Y potym pot wypuścił, aż poczęło smierdzieć.
Potym wszedł na wirzchnicę, iuż mię trzeć nie trzeba, Jużem on pot wypuścił, co sie rodzi s chleba.
Kiedyscie mię gdym prosił pocierać nie chcieli, A oni go y s potem potym precz wypchnęli.