Chora mateczka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Szczęsny
Tytuł Chora mateczka
Pochodzenie Spadkobierca skarbów ojcowskich
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Chora mateczka.


Pani B. pewnej nocy nagle zachorowała. Gdy dzieci rano powstawały i przyszły do pokoju, aby się przywitać, jakież było ich zdziwienie, gdy zobaczyły mateczkę leżącą w łóżku, a obok nieznajomego pana, który, jak objaśniała służąca Marysia, był doktorem i przyszedł aby zapisać mateczce lekarstwo?
— Czy bardzo chorą jesteś mateczko? — zapytała Elżunia, najstarsza córka, a matka kiwnęła w milczeniu głową na znak potwierdzenia.
Lekarz zapisał lekarstwo, które chora powinna była co pewien czas przyjmować i wyszedł. Wychodząc zaś, zalecił dzieciom, aby się zachowywały grzecznie i cicho, gdyż hałas szkodzi choremu.
— O, my będziemy się bardzo cicho zachowywać — odparła Elżunia. Oby tylko mateczka była jaknajprędzej zdrową.
— Odstawię w kąt mojego konia na biegunach i odłożę trąbkę — powiedział mały Aleksander, a najmłodsza Maniusia dodała:
— Ja napewno nie będę płakać głośno aby mateczki nie budzić ze snu.
Choroba mateczki ciągnęła się długo, bo aż parę tygodni. W tym to czasie dopiero poznały dzieci jak dobrą dla nich i troskliwą była ona i jak wiele o nich myślała.
Ojciec mając swoje zajęcie po za domem był cały prawie dzień nieobecny, a służąca tak była swojemi robotami zajęta, że o dzieciach nie miała czasu pomyśleć. Śniadanie, obiad i kolacja rzadko były na stole w swoim czasie, gdyż rzadko kto umiał tak się rozporządzić jak mateczka. Nikt tego nie wiedział i w całym domu panował dlatego taki nieład i niepokój. Ojciec, przychodząc wieczorem, nie mógł sam temu zaradzić, a zresztą sam był przygnębiony i zmartwiony chorobą.
Gdy dzieci cokolwiek chciały lub też niewiedziały, to udawały się dawniej do matki, lecz do kogóż można się było obecnie zwrócić? To też dzieci gorąco pragnęły aby matka była jaknajprędzej zdrową i nie chorowała już nigdy.
Elżunia przysuwała się do łóżka i pytała cichutko:
— Jak się czujesz mateczko?
Mały Aleksander siedział cichutko w kącie, a maleńka Mania położyła główkę na kołdrze matki i pytała cichutko:
— Czy prędko wstaniesz matuchno?
Wreszcie nadszedł szczęśliwy dzień, w którym choroba pani B. przesiliła się. Chora zasnęła i spała aż do rana.
Od samego rana dzieci zgromadziły się u jej łóżka i czekały przebudzenia. Ojciec nie mógł im więcej nic powiedzieć, jak to tylko, że matka po tym śnie zapewne zdrowszą się uczuje.
Wreszcie matka się obudziła.
Wtedy wszyscy naraz zapytali: jakże ci jest mamo, jak się czujesz.
— Chwała Bogu, — odrzekła matka, — jest mi znacznie lepiej.
Dzień ten był najszczęśliwszym dniem po wielu tygodniach. Ojciec był wesoły, matka wyglądała coraz lepiej. Dzieci coraz śmielej i głośniej bawiły się, a grobowa cisza, jaka panowała w czasie choroby w domu znikła.
Matka z każdym dniem była silniejszą i wracała powoli do swych zajęć. I wreszcie spokój i pogoda wróciły zupełnie do domu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Szczęsny.