[160]CHATA GÓRSKA.
Mała chatka dranicą pokryta,
Nad nią góra piętrzy się wysoko;
Spodem strumień zarył się głęboko
I wyrywa kamienie z koryta:
Jemu ciasno, więc szumi i pieni,
Srebrną pianę o brzegi w krąg ciska,
A tak huczno, zda się, sto strumieni
Naraz rwie się z twardego łożyska;
Sosna schyla nad chatą ramiona,
A żywiczna woń płynie z jej łona.
I ja, pielgrzym, przyszedłem tu zdala,
I wstąpiłem do chaty górala;
I powitał mię starzec jak syna,
A jak brata witała rodzina.
Nie pytali, kto rodzi? jak miano?
Tylko dłonie bratersko ściskano.
Góral wołał: tu przyszedł gość z drogi,
Oto Bóg z nim wstępuje w me progi.
Gdy się rozległ fujary ton rzewny,
Gdy wieczorem dzwon jęknął cerkiewny,
[161]
I ze szumem strumienia zmieszany,
Jękł jak wielkiej świątyni organy,
Cała klękła do modłów rodzina,
Stary góral w głos pacierz zaczyna;
A po modłach złożonych tak Bogu
Dano skromną wieczerzę na progu.
Kędy góry tak dzikie, olbrzymie,
Wypisały Stworzyciela imię,
Kędy burzą wezbrane potoki
Z hukiem lecą gdzieś, w parów głęboki,
W ciągłej walce tu zda się przyroda,
Fantastyczna, niestała i młoda;
Kędy orły się kąpią w błękicie,
Oh! jak cicho upływa tu życie! —
W młodych sercach tu miłość poczęta
Czeka szczęsnej niedzieli, lub święta.
Z wiosną goni lud trzody na pasze,
Zimą wraca wesoły w poddasze.
A gdy komu dzwon śmierci zadzwoni,
To łez kilka się rzewnych uroni,
I gdzieś smutek ucieka z potokiem,
A lud patrzy wesołem już okiem.
Ostry Gruń, 14 sierpnia 1856.