Burza (Norwid)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
IV. BURZA.




«O! społeczeństwo ludzkie, ty byłobyś rajem,
Albo przynajmniej czemsiś pogodnem bez przerwy,
Gdyby nie ta rzecz jedna co zowią: zwyczajem
I druga, nie dość znana starożytnym: nerwy!
— Galileusz, gdy matka w kolebkę go niosła,
Czy winien był, że przed nim barbarzyńskie sędzie
Roznamiętnili kodeks a klątwa z nim rosła? —
I że pierw jest człowieka-wróg, nim człowiek będzie?
Wróg zwyczaj, pokolenia nieważący za nic,
Jakby je wszystkie najprzód znał i był bez granic.
— Jemu to gdy pokażą niemowlę w pieluchach,
Ceni je ledwo jako ogniwko w łańcuchach,
Jak dalszy ciąg, jak wiersza zerwanego kropki —
Probując, ile ramię będzie do maczugi

Ile do ostróg nowo narodzone stopki? —
Aż tu, właśnie że przyszedł, czas zrzucać kolczugi
Aż tu broń idzie palna za kolebką dziecka
I dorósł mąż wołając: Ludzkości zdradziecka!
Cóż mi ty za obecność dałaś? — Narodzeni
Po Pantheizmie, który Biblię fałszem mieni,
Inaczej znów w też same wstępują okowy —
Człowiek nowy, swobodnie wnieść nie może głowy
Ku niebu — tylko zaraz przez ordzałe kraty
Bo zanim wyjdzie na świat, są już kazamaty.
Bo jeźli woła «wierzę» pierwej jest pytanie,
Czy jak to on powiedział, usłyszeć są w stanie,
Czy raczej tak, jak słuchać się ponawykało
Nim usta te, co rzekły «wierzę» były ciało!» —

To, mówiąc Wiesław w ciche pozierał niebiosy
Jak człek, którego bliższa nadzieja ucieka:
Skwar był — kropelka jedna jak zbłąkanej rosy
Upadła mu na rękę — zagrzmiało z daleka —
Szyb drżenie i szmer kwiatów co u okna stały
I lot gołębia krzywo pędzącego na dół,
Ledwo-że atmosfery zmianę zwiastowały.
Jużci grom bił na niebie i deszcz lał na padół —
I wielkie smugi złotych błyskawic na ścianie,
Jakoby adamaszku żółtego zdzieranie,
Tam i owdzie w mieszkaniu czyniły niepokój
Rzekłbyś, że skrzydła z siarki zagarnęły pokój.

Grzmiało tak i łyskało się zapamiętale —
Wtem, kołatanie do drzwi usłyszawszy mocne,
Wstał Wiesław i przebiegłszy osiarczoną salę
Drzwi otwiera — lecz komuż? —

— jak, widzenie nocne
Gdy, w spieczonej gorączką rozbłyśnie źrenicy:
Poznał nieprzyjaciela!

— «Co chcesz tu Maurycy?
Ty, który nim gdzie wnijdę oczerniasz mię gniewnie?»
Maurycy na to — «więcej o tem ani mowy
Ani myśli — czy słyszysz jak pada ulewnie? —
Czas zmienił się — przepraszam cię — jestem nerwowy!»



Tu — samo się przysłowie stare napomyka
Mało gdzie równie trafne — że: racya fizyka!








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.