Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co te do arku płaskie wyściela kamienie —
Ah! drogi mój — i gdyby spytał o krwi morze
Wylane za nas —»

Tutaj stało się milczenie —
Droga pomiędzy nimi, jak potoku łoże
Wysłanego kamieniem, bardzo była pusta:
Tą szli pod Ark Tytusa — gdzieniegdzie z daleka
Bielał kolumny odłam, jak wisząca chusta,
Lub czernił się na niebios otchłannem przeźroczu:
Szli tak po głazach, kędy wracał Imperator
Ze zburzonego miasta świętego — co czytaj
W Tacycie — i sumienia, czemu tryumfator?
Zapytaj. — —

Pisałem 1849.






IV. BURZA.




«O! społeczeństwo ludzkie, ty byłobyś rajem,
Albo przynajmniej czemsiś pogodnem bez przerwy,
Gdyby nie ta rzecz jedna co zowią: zwyczajem
I druga, nie dość znana starożytnym: nerwy!
— Galileusz, gdy matka w kolebkę go niosła,
Czy winien był, że przed nim barbarzyńskie sędzie
Roznamiętnili kodeks a klątwa z nim rosła? —
I że pierw jest człowieka-wróg, nim człowiek będzie?
Wróg zwyczaj, pokolenia nieważący za nic,
Jakby je wszystkie najprzód znał i był bez granic.
— Jemu to gdy pokażą niemowlę w pieluchach,
Ceni je ledwo jako ogniwko w łańcuchach,
Jak dalszy ciąg, jak wiersza zerwanego kropki —
Probując, ile ramię będzie do maczugi