Bezimienna/Tom II/XXXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVIII.

Zubow patrzał i patrzał, jakby zdziwiony, na Helenę, która, strwożona tą natrętnością, wzrok odwróciła...
Platon trącił idącego za nim Kazińskiego, pytając o nazwisko, zdziwił się i skinął na Puzonowa.
— Winszuję wam, Dymitrze Wasiljewiczu — szepnął cicho — i nie dziwię się teraz, żeście dla żony waszej tak szaleli, wszystkie nasze dworskie damy zaćmiła, wyglądała jak królewna.
Puzonów skłonił się milczący. Nie szło mu to w smak.
— Widzicie — dodał Zubow — N. Pani mimo uprzedzenia przyjęła ją łaskawie. Spodziewam się, żeście ze mnie kontenci?
— Wiek wiecznie wdzięczny jestem W. Ekscelencyi — szepnął Puzonów.

W tejże chwili mała, otyła, biała, wyróżowana Natalia Kiryłowna, stojąca przy Helenie, szepnęła jej poufale, mimo, że jej nie znała:
Oczy jej spotkały wlepiony w siebie wzrok mężczyzny.
— Wiecie, ten, co na was tak patrzył, to Platon Zubow... o! o! ale wam tego nikt nie pozazdrości pewnie, bo imperatorowa za godzinę o tem wiedzieć będzie.

— A ja — szepnęła, uśmiechając się smutnie, Helena — za godzinę powrócę do cichego domu mego i zamknę się w nim znowu.
— No... to jeszcze zobaczymy! — szydersko odparła Natalia Kiryłówna — zobaczymy. To wiem, że jabym sobie nie życzyła być na miejscu waszem, gdybym męża kochała.
Wiecie pewnie, co z Wasylem Dołhorukim zrobił Potemkin za to, że mu się księżna oparła.
Helena nie dosłuchała reszty, bo już się wszyscy rozjeżdżali, cesarzowa przeszła do swych pokojów, goście płynęli z powrotem do swych powozów... i kilka tylko grup dworaków zostało w galeryi, a u drzwi przepyszne straże kawalergardów jak posągi w zbrojowni stojące.
— Nu! — rzekł ospowaty Marków do Kazińskiego — nu! jenerał miał słuszność, że ją trzymał zamkniętą, głowy by się innym jak jemu pozawracać mogły i wara od Parysa!
— Piękna! — odparł zimno szambelan — no, ani słowa, ale czegoś straszna, jak upiór... Wiecie, że ona była już raz zabita i że ją chowali, gdy zmartwychwstała.
Mężczyźni jedni zaczęli się śmiać niedowierzająco, drudzy okazywali nadzwyczajną ciekawość, szczególniej kilku ówczesnych spirytystów, którym głowę Swedenborg i Martin zawracał, którzy marzyli, paplali o duchach, o widmach, o powracających duszach i o drugim świecie.
Wiadomo, że w tej epoce najróżniejszych chorób umysłowych, utopii, niedowiarstwa, zabobonów i sceptycyzmu, nawet w Rosyi Martyniści byli dosyć liczni. Sławny Repnin, który chwilowo popadł w niełaskę (nim go znów cesarzowa do Grodna posłała po odebranie tej korony, którą była dała Poniatowskiemu), jakiś czas także bawił się, bałamucił religijnemi marzeniami i Martynizmem. Wprawdzie na dworze imperatorowej panował duch inny, i już po rozmiłowaniu w filozofii, w swobodzie, w filantropii i tolerancyi poczynała obudzać się reakcya przeciw wszystkim doktrynom zagranicznym, jednakże i tu mistyków nie brakło. Należeli do nich wszyscy malkontenci lub zapomnieni.
Z powodu wspomnienia o śmierci jej i zmartwychwstaniu, historya jenerałowej przechodziła z ust do ust, naturalnie z fantazyjnymi dodatkami.
Kaziński i Altesti przysięgali, iż opowiadała, jak czuła duszę swą lecącą na tamten świąt w jasnym promieniu, który ją ciągnął ku słońcu, gdy jakaś siła straszliwa chwyciła ją i zrozpaczoną rzuciła napowrót w ciemności ku brudnej ziemi.
Mówiono, że jenerałowa wiecznie tęskni do tej chwili polotu, w której niewysłowionego szczęścia doznała.
Wrażenia, jakie żona Puzonowa wywarła na dworze, były wielce rozmaite, ale nikt nie okazywał się obojętnym, zajęła swą postacią, wyrazem, tajemniczością swą wszystkich. Mówiono tylko o niej.
Jeden Platon Zubow milczał sam przez wyrachowanie, aby nie ściągnąć na siebie podejrzenia, że go zajęła...
Spytany o zdanie Platon odparł bardzo obojętnie, iż Polkę znajdował nie tak już młodą i wcale nie tak piękną, jak ludzie powiadali.
Cesarzowa spojrzała nań bacznie: ten chłód wydał się jej podejrzanym.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.