Bezimienna/Tom II/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

Niech nam teraz wolno będzie zajrzeć w głąb serca i duszy nieszczęśliwej kobiety, którą losy dziwne zmusiły do ciężkiej walki, do cierpień wielkich i nie dawały ochłonąć na chwilę, rzucając w coraz nowe zawikłania.
W takiem położeniu najpospolitsza istota potężnieje. Kogo nieszczęście nie obali, tego uzacnia i podnosi, sama walka i bój wyrabiają siły. Stało się to z Helą, co się dzieje ze wszystkimi, zmuszonymi do nieustannego boju, do coraz nowych wrażeń, do przemian gwałtownych położenia i niespokojnego dramatu życia.
Umysł i serce nastroiły się do tego ciemnego tła, na którem występowały.
Znękana żyła uczuciem cała, a nawykła rachować nie jak pospolici ludzie, na prozę powszednią, ale na niezwyczajności, zmężniała i wyegzaltowała się swem przeznaczeniem. Nawet czułe serce matki, pragnące uspokoić dziecię i powrócić je trybowi zwykłemu życia, nie potrafiło ukoić gorączki wyobraźni i cierpień rozkołysanego serca. Żyła więc w tym ciągłym nastroju podnieconym, gorączkowym, który jej nie dawał nigdy ochłonąć... Wszystkie uczucia zlewały się harmonijnie w ten ton uroczysty cierpienia.
Kochała gwałtowniej, czuła silniej, roznamiętniała się do widziadeł... a rachując wszystko na tę skalę własną, nie rozumiała świata i ludzi, tylko do tego wzrostu jej dorosłych i fantazyą zolbrzymionych.
Zmartwychwstanie, wspomnienie boju, śmierci, walki, powolny powrót do życia, ocalenie cudowne, przeszłość dawna, wspomnienie Tadeusza i Puzonowa, jakby dwóch duchów, jakby anioła i szatana jej doli, przyczyniały się do udramatyzowania tej postaci. Księżna, która jej sieroctwo dawne nagrodzić chciała, otaczała staraniem, dogadzała najmniejszym zachceniom, nie mogła tej schorowanej duszy przywrócić równowagi i spokoju... Zawsze to była fala rozkołysana, którą wiatr miota i która wichrów wyzywa.
W teraźniejszem życiu jej tkwiła myśl jedna, pragnienie uparte, niezwalczone, ocalenia drogiego więźnia. Nie zdawało jej się to niepodobieństwem; czytała i słyszała o wielu wypadkach podobnych; przemyśliwała nad środkami, roiła cuda.
Wojewodzina powoli dała się jej ująć i przypuszczała, że choć zadanie było trudnem, mogło nie być niepodobnem. Obie nie znały kraju i ludzi... a przyszły do wyobrażeń o nich fałszywych, opartych na domysłach i przypuszczeniach...
Heli, która powróciła tak cudownie do życia, cud zdawał się możliwym, zdawał się niemal koniecznym w pewnych razach; sądziła, że go heroizmem wywołać można, poświęceniem zdobyć, wiarą głęboką pochwycić i uczynić posłusznym.
Życie tych dwóch niewiast, obu złamanych, z których jedna nie miała nic nad ocalone dziecię, a druga nic nad jedną miłość do bohatera, spotęgowaną wielkością jego charakteru i przeznaczeń, upływało na samotnych rozmowach i najniemożliwszych planach. Księżna znała lepiej świat, ale ulegała swej biednej chorej i w końcu przystała na wszystko, czego ona zapragnęła.
Tak poczęły się obie wybierać do Petersburga, a wojewodzina ufała, że zbliżenie się, dotknięcie trudności, potrafi lepiej nad nią przekonać Helę, iż pragnęła rzeczy niewykonalnej.
Po ostatniej bytności podczaszyca dwie kobiety pozostały tak długo w milczących łzach. Hela nie umiała się rozstać ze swą myślą, wyrzec osnutych nadziei, wojewodzina nie widziała nic, nad grożące niebezpieczeństwo. Ukoiła jak mogła strapioną, i obie poczęły się przysposabiać do drogi, która dla księżnej nie była tak straszną, owszem niemal z radością myślała o przyszłym wyjeździe, licząc na to, iż Helę uleczy podróż, świat nowy i czas, który koi boleści najdotkliwsze.
Następny dzień spłynął na pocieszaniu, na przyśpieszonych przyborach do podróży, na urządzeniu wyjazdu w ten sposób, aby w domu nawet nikt o nim nie wiedział. Warszawa pełną była szpiegów, nie ulegało wątpliwości, że dom księżnej był nimi otoczony, za własnych ludzi ręczyć nie było można, potajemnie więc Ksawerowa, Hela i sama wojewodzina zajęły się wyborem. Konie miały czekać za miastem, a dwie panie wyjść pieszo do rogatek.
W domu umyślnie zostawiono na jutro rozkazy i żywa dusza nie wiedziała o wyjeździe. Stary kamerdyner księżnej w ostatniej dopiero chwili miał się dowiedzieć o podróży...
Wszystko szło jak najpomyślniej aż do wieczora... Wieczór deszcz padać zaczął, ściemniło się i choć pieszo, trudniej było dostać się nocą do rogatek, ciemność do pewnego stopnia ubezpieczała. Na placu Krasińskich, już nie mogąc iść dalej, pierwszą, jaką spotkały, dorożkę wzięła księżna i kazały się wieźć za miasto.
Trwoga, jaka zwykle opanowuje w podobnych razach, dawała się uczuć szczególnie samej księżnej, która drżała za najmniejszym szelestem, sądząc, że ją gonią, i chwytała Helę, jakby bronić jej chciała. Nic jednak nie przeszkodziło dojechać do koni i powozu, który czekał opodal za rogatkami.
Chwili nie tracąc, przesiadły się dwie panie i pomimo ciemności i wichru kamerdyner rozkazał pośpieszać.
Przeprzęgano na stacyach, nie zatrzymując się, wojewodzinę podtrzymywała gorączka, Hela jechała posłuszna, ale znękana i zobojętniała.
Dzień zastał je na gościńcu, obie milczące i zziębłe... prawie nieprzytomne; wojewodzina słabym głosem zażądała trochę spoczynku, mówiąc, że się czuła nie dobrze, na pierwszej więc stacyi musiano szukać pomieszczenia. Gdy przyszło wysiadać z powozu, stary kamerdyner, Hela i służąca (która czekała z powozami) ledwie zdołali wynieść księżnę chorą i nie mogącą się poruszyć... Wrażenie wyjazdu, nocnej podróży, trwoga, boleść... obaliły wątłą już i złamaną istotę. Złożono ją na łóżku... nie było lekarza w miasteczku, o dalszej drodze myśleć nie było podobna. Księżna zażądała kapłana i spowiedzi.
W istocie niebezpieczeństwo nawet dla najmniej świadomych było widoczne, chora traciła siły i gasła, oczy jej się zamykały, usta przemówić nic nie mogły. U łoża jej klęczała Hela, całując rękę stygnącą... Cały dzień przeszedł na oczekiwaniu lekarza, który przybył dopiero w nocy i znalazł, że już nie był potrzebny... Księżna konała.
Z wyschłem okiem patrzała na ten cios nowy Hela, nie myśląc nawet, co się z nią stanie. Zostawała sama jedna, wśród drogi, bez opieki, bez świadomości co czynić... bez tej ostatniej opiekunki i ostatniego serca, które ją czule kochało.
Księżna ściskała w zimnych dłoniach jej ręce, chwytała ją ku sobie, walczyła z niemocą słowa, z bezsilnością ciała i w tych męczarniach skonała...
Hela jak klęczała przy żywej, została skamieniałą przy umarłej. Musiano ją prawie gwałtem odciągnąć, aby ciało złożyć i na wieczny spoczynek przygotować. Stary kamerdyner wysłał sztafetę do podczaszyca.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.