Bezimienna/Tom II/LII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LII.

Było to w nocy z dnia 16 na 17 listopada 1796 r. Chociaż pora spóźniona pozornym spoczynkiem osłoniła pałac cesarski, choć od ulicy okna były ciemne, a straże, jak widmo czarne, mierzonymi krokami snuły się tylko u wrót, strzegąc bezpieczeństwa monarchini, wewnątrz jeszcze nie myślano wcale o spoczynku.
Imperatorowa, która zwykła była wcześnie odchodzić do swych pokojów i kłaść się przed północą, gdyż wstawała bardzo rano, dnia tego siedziała jeszcze, pracując, przechadzając się potem zniecierpliwiona po swoim gabinecie. Depesze od wojsk z Persyi usnąć jej nie dawały.
Do mnóstwa nieprzyjemnych wrażeń dnia tego, które krew cesarzowej wzburzyły, przybywała wiadomość o niezrozumiałym wypadku w więzieniu Kościuszki, zuchwałej jakiejś próbie, której sam pomysł oburzał Katarzynę.
Wieczorem przyszła wieść o pochwyceniu doktora Müllera; wysłano do niego Fryderyka Wilhelmowicza, a Zubow przykazał o skutku badania dać sobie wiadomość, o którejkolwiek godzinie coś stanowczego z więźnia wyciągnie.
Już po północy Zubow odwołany został do swych pokojów... W jednym z nich stał, pot ocierając z czoła, Meklemburczyk.
— No, co zrobiłeś? mów! — zawołał Platon gwałtownie. — Masz winowajcę?
— Mam.
— A tym jest?...
— Jenerałowa Puzonów! — rzekł Fryderyk.
— Kto? jenerałowa Puzonów?
— Tak, Wasza Wysokość! była ona, jak się zdaje, kochanką Kościuszki i zamierzała go uwolnić. Ona przebrała się za felczera i zmusiła doktora Müllera, mimo jego oporu, aby ją wziął ze sobą. Cała sprawa jej dziełem... Ale jakim sposobem dostała paszporty, papiery?
Zubow wstał i powtarzał pogardliwie.
— Jenerałowa Puzonów? słuchaj, ty małpo stara, — dodał żywo — natychmiast każ ją uwięzić. Ale miejże rozum posadzić ją tak... wiesz, żebym ja mógł widzieć się z nią przy indagacyi, i ażeby nikt nie wiedział. To piękna kobieta! ale pokazuje się, że głupia... i nim co będzie... rozumiesz?...
Radca zrazu nic nie rozumiał, domyślił się dopiero, popatrzywszy na Platona, który dodał prędko:
— Ale milczeć! nikt w świecie o tem nie powinien wiedzieć, bo zginiesz. Natychmiast posłać ją uwięzić i przywieźć.
— A jenerała?
— Osobno, rozumie się wszystkich ludzi... tam coś się działo może większego, niż romans z Kościuszką.
Wszystkich tedy mamy — zawołał — trzymamy w rękach sznurki i lepiej być nie mogło.
Klepnął po ramieniu radcę.
— Nu, Fryderyk Wilhelmowicz, jeśli wszystko pójdzie po myśli, to tobie coś należeć się będzie, ale z jenerałową spraw mi się jak należy. Nie męczyć jej teraz... ja na śledztwo pójdę.
To rzekłszy, Zubow odprawił swego pomocnika.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.