Przejdź do zawartości

Bezimienna/Tom I/LVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LVII.

Powróciwszy, zastała Helę przy Julce. Dziecięciu zdawało się być znowu gorzej pod wieczór. Zapominając o swym bólu, starsza klęczała przy niej, kołysała głowę jej na ręku i usypiała, jak niemowlę. Był to jedyny sposób uspokojenia dzieweczki, bo ta tak kochała Helę, że każde jej dotknięcie cudownie jej cierpienie łagodziło.
Z twarzy Ksawerowej poznać było można, iż przychodziła z czemś ważnem a smutnem, oczy miała jeszcze łez pełne, zaczerwienione od płaczu, szła osłabła i padła przy łóżku. W ręku jeszcze trzymała ten pierścień, z którym nie wiedziała, co uczynić, nie śmiała rzec słowa.
Wszystkie te wypadki nadzwyczajne, tak szybko następujące po sobie, wycieńczyły ją — wzruszenie, przestrach, radość na przemiany — wyczerpały biedną. Na Helenie mimo posępnej twarzy znać było tylko spotęgowaną energię, brew miała zmarszczoną, ale z pod niej ogień tryskał z oczu. Milcząca była, pogrążona... zdawało się jednak, że jakieś postanowienie niewzruszone tkwiło w niej i dodawało siły.
Julka usnęła, noc już była, dwie kobiety wyszły na palcach do pierwszej izby. Tu od godzin kilku nietknięta stała wieczerza. Ksawerowa wskazała ją Helenie.
— Jedz — rzekła — musisz być głodna.
— Nie, nie! — odpowiedziała Helena — wy jedzcie, wam więcej sił potrzeba... mnie trawi gorączka... mnie się w głowie zawraca... ja głodem przemogę chorobę. Napiję się wody, to dosyć.
— Heleno moja! o! szanuj się — szepnęła Ksawerowa — tyś wszystkiem dla nas! ja się tak boję o ciebie.
— Tak! pragnęłam żyć tylko dla was! dla was — mówiła Hela — sobie i ludziom innym jam niepotrzebna... Cięży mi życie... ale wam winnam wiele... żyć muszę... Inaczej, o! inaczej!
— Zlituj się, na Boga! a religia!
— A! nie lękajcie się samobójstwa! — z uśmiechem odparło dziewczę — nie! wiem, że co Bóg ześle mi, tom znosić powinna; ale, choć skalana, dla ojczyzny mogę dać życie moje... W tych dniach próbowałam męstwa i siły... wdzieję mundur żołnierza i pójdę... bić się obok rodaków.
Wdowa zakrzyknęła:
— Co ci się dzieje! kobieto!
— Kobieta! dlaczegoż nie? Były przykłady kobiet walecznych... Kobieta, która ma brata, męża, matkę, ojca, dziecię... o! tej potrzeba zostać u kołyski i ogniska... ale mnie?... mam-że co lepszego do zrobienia?
— A ten człowiek... którego ukochałaś, który kocha ciebie?...
Helena krzyknęła.
— Ten człowiek! a! nie wspominajcie mi o nim... między nim a mną jest już nieprzebyta przepaść... cudzy występek, który stał się plamą moją... Nigdy nie oddałabym mu ręki — i nie zobaczę go więcej... to marzenie na zawsze zniszczone... Matko! zaklinam cię, nie mów, nie wspominaj mi o nim więcej... bo mi serce pęknie... Bóg przeznaczył... stało się...
Na te słowa Ksawerowa wstała, pocałowała ją w czoło i rzekła:
— Masz dosyć męstwa i siły, byśmy pomówiły z sobą?
— O czemże matko?
— O tobie i twym losie...
— O mnie? wszak wypowiedziałyśmy już wszystko... wszystko!
— Nie, Heleno, ja mam do ciebie zlecenie, ale zaklinam cię, pozwól mi wypowiedzieć ci je całe... nie przerywaj mi...
Byłam u starościny...
— Ty? u niej?
— Ja! tak! słuchaj! padła mi do nóg, płakałyśmy... Od niej przynoszę ci środek zmycia tej plamy, która nie na tobie, ale na nim leży... Ten człowiek żyje, żałuje, kocha cię i ofiarowuje ożenić się z tobą.
Helena, wzdrygnąwszy się, cofnęła, zakrywając oczy.
— O! to kłamstwo — zawołała — ta kobieta fałszem jest cała... Człowiek, co mógł tak postąpić, jak on, nie może tego powiedzieć, co on przyrzeka. To być nie może.
— A gdyby tak było?
— Gdyby tak było! — powtórzyła Helena — naówczas, zmuszona pójść do ołtarza, poszłabym naprzód do ślubu, a nazajutrz z karabinem do obozu... aby zginąć...
Nastąpiło długie milczenie.
— Dlatego, że mnie podstęp i zdrada oddały w jego ręce, mam na tortury całego życia być skazana z człowiekiem, którym pogardzam? Ślub wraca mi cześć — ale mi nie odbierze wspomnienia upokarzającego... dzielącego nas... na wieki.
Wdowa podała jej pierścień.
— Oto masz pierścień na znak od niego, iż słowa swego gotów jest dotrzymać, skoro tylko będzie mógł się jawnie pokazać.
Helena wzięła pierścień, popatrzyła nań dziko, oczy jej zajaśniały.
— Niech się tak stanie... dobrze — rzekła — gotowam... Cześć dla kobiety — skarb najwyższy... potem... zobaczymy... uczynię, co serce natchnie...
— Ale ty nas nie opuścisz!
— Dopóki, dopóki tylko będę mogła! — odpowiedziała Helena smutnie — ale miejcie litość nade mną! Ja tu żyć nie mogę! dla mnie to życie będzie męczarnią... a śmierć za ojczyznę!...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.