Przejdź do zawartości

Benvenuto Cellini (1893)/Tom I/Rozdział XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas,
Paul Meurice
Tytuł Benvenuto Cellini
Podtytuł Romans
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1893
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Bliziński
Tytuł orygin. Ascanio ou l'Orfèvre du roi
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XII.
(Dalszy ciąg poprzedzającego).



Tymczasem Askanio spoglądał na Blankę z nieopisaną czułością.
Blanka zaś dozwalała patrzeć na siebie z anielską ufnością.
Z założonemi rękoma i głosem jakim musiał modlić się do Boga, młodzieniec odezwał się do dziewicy:
— Posłuchaj mnie Blanko, jeżeli pragniesz czego, jeżeli grozi ci jakie nieszczęście, a czas jeszcze spełnić twoje życzenia i odwrócić je choćby poświęceniem wszystkiej krwi mojej, rzeknij słówko Blanko, jak gdybyś mówiła do brata, a będę najszczęśliwszym.
— Dziękuję ci! — rzekła Blanka — na jedno moje słowo, naraziłeś się już raz szlachetnie, wiem o tem; lecz tą razą Bóg tylko sam może mnie ocalić.
Nie miała czasu powiedzieć więcej; pani Ruperta z panią Perrine zatrzymały się w tej chwili przed niemi.
Dwie kobiety skorzystały podobnież z czasu jak dwoje kochanków i związały się już ścisłą przyjaźnią, opartą na wzajemnej sympatyi.
Pani Perrine nauczyła panią Rupertę lekarstwa na odmrożenie; pani Ruperta zaś, ażeby nie zostać dłużną, odkryła pani Perrine sekret przechowywania śliwek.
Łatwo pojąć, że odtąd ich przyjaźń była nierozerwalną, i że postanowiły widywać się bez względu na przeszkody.
— I cóż! Blanko — rzekła pani Perrine zbliżając się do ławki, czy się jeszcze gniewasz na mnie? Czy nie byłoby wstydem, powiedz, odmawiać wejścia do domu temu, bez pomocy którego dom ten nie miałby już pana? czyż nie idzie wreszcie o wyleczenie tego młodzieńca z rany, którą otrzymał dla nas? I patrz, pani Ruperto, czy nie lepiej teraz wygląda i nie mniej jest blady, niż wówczas gdy tu wchodził?
— To prawda — potwierdziła pani Ruperta, nigdy będąc zdrowym nie miał piękniejszych rumieńców.
— Zastanów się, Blanko — mówiła dalej pani Perrine, że byłoby zbrodnią nie dopuścić wyleczenia tak dobrze zaczętego. Dobry koniec dzida, usprawiedliwia środki ku niemu powzięte. Pozwalasz mu więc, spodziewam się, przyjść jutro zmrokiem? Dla ciebie samej będzie to rozrywką, moje dziecię, rozrywką bardzo niewinną; powiem nawet prawdę, że potrzebujesz roztargnienia, Blanko. A któż tam doniesie panu prewotowi, że złagodzono nieco surowość jego rozkazów? Zresztą, przed jego rozkazem zezwoliłaś ażeby Askanio przyniósł ci na pokazanie klejnoty, a ponieważ zapomniał ich dzisiaj, musi je przynieść jutro.
Blanka spojrzała na Askania: zbladł i z udręczeniem oczekiwał jej odpowiedzi.
Biednej młodej dziewczynie trzymanej jak w niewoli i traktowanej surowo, ta pokora niezmiernie pochlebiała.
Był więc ktoś na świecie zależący od niej i którego szczęście lub smutek jednem sprowadzała słowem! Każdy lubi mieć władzę.
Zuchwałe obejście hrabiego d’Orbec, świeżo poniżyło Blankę.
Biedna niewolnica! przebaczcie jej, nie mogła się oprzeć chęci ujrzenia promienia radości, błyszczącego w oczach Askania, rzekła też rumieniąc się i uśmiechając:
— Pani Perrine, przekonałaś mnie, niech tak będzie.
Askanio chciał mówić, lecz zdołał tylko złożyć ręce z uniesieniem; kolana uginały się pod nim.
— Dziękuję ci, piękna damo — rzekła Ruperta z głębokim ukłonem. No, Askanio, jesteś słaby jeszcze, czas już wracać. Podaj mi rękę i idźmy.
Młodzieniec znalazł zaledwie moc wyrzeczenia pożegnania i podziękowania; brak słów wynagrodził spojrzeniem, w którem umieścił całą swoją duszę, i powolny jak dziecko, poszedł za służącą z sercem przepełnionem radością.
Blanka upadła na ławkę zamyślona i przejęta upojeniem, które sobie wyrzucała i do którego nie była przyzwyczajona.
— Do jutra! — rzekła z tryumfującą miną pani Perrine żegnając swoich gości, odprowadzając ich, będziesz mógł, jeżeli zechcesz młodzieńczo, bywać tak codziennie przez trzy miesiące.
— Dlaczego tylko przez trzy miesiące? — zapytał Askanio, który marzył, że to będzie trwać wiecznie.
— Ponieważ za trzy miesiące — rzekła Perrine — Blanka idzie za mąż za hrabiego d’Orbec.
Askanio potrzebował całej siły swojej woli ażeby nie upaść.
— Blanka zaślubia hrabiego d’Orbec! — poszepnął. O! mój Boże! mój Boże! więc omyliłem się! Blanka mnie nie kocha!
Lecz ponieważ w tej chwili pani Perrine zamykała za nim drzwi, a pani Ruperta szła przodem; ani jedna więc ani druga nie usłyszała co mówił.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Paul Meurice, Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Józef Bliziński.