Azais (Temat do filmu)/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Lange
Tytuł Azais (Temat do filmu)
Pochodzenie Nowy Tarzan.
Opowiadania wesołe i niewesołe
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne Straszewiczów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe opowiadanie
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział III.
TAJEMNICZY WPŁYW KOBIETY.

Muszę tu jeszcze na jedną okoliczność zwrócić uwagę. Mój pokój mieścił się na drugiem piętrze: była to izba niewielka, ale jak na owe czasy zupełnie dla mnie wystarczająca.
Pokój ten wydawał mi się chwilami najcudowniejszym pałacem, gdyż ozłacało mi go wspomnienie pewnej czarodziejki, która mnie tu odwiedzała i która na długie, długie czasy pozostawiła mi zapach swej duszy. Była to dama z Białej Rusi, która przyjechała do Paryża na pół roku, aby się uczyć śpiewu. Jedna z moich warszawskich znajomych poleciła jej moją osobę: miałem w obcem środowisku być jej przewodnikiem. Skoro tylko otrzymałem wezwanie od nowoprzybyłej, którą tu będę nazywał Ireną, natychmiast dostosowałem się do nowej roli i znalazłem w niej nadzwyczajne zadowolenie. Rychło między nami zawiązał się stosunek tak przyjacielski i serdeczny, że musieliśmy się codziennie choć na parę chwil zobaczyć i porozmawiać z sobą. Wielokrotnie Irena zaszczyciła swą obecnością mój pokój, który stał się dla mnie świątynią.
Tu muszę uczynić pewną dygresję. Byłem zawsze bardzo sceptycznie usposobiony względem zjawisk t. zw. nadprzyrodzonych. Jednakże miałem oddawna pewien dar odgadywania — i kiedyśmy bawili się w „tłusto-chudo“, odrazu szedłem tam, gdzie dany przedmiot był ukryty. W wyższych klasach gimnazjalnych uprawialiśmy hipnotyzm, odgadywanie myśli, odczytywanie zamkniętych listów i t. d.
Odkryłem też, że istnieje pewien stan półhipnotyzmu: polega on na tem, że ja przyglądam się medjum i milczę, nakazując mu tylko, aby wyłożyło swe tajemnice. Medjum nie śpi, ale milczy, przyczem staje się jak otwarta księga, którą hipnotyzer z łatwością odczyta. Doszedłem w tej sztuce do niemałej wprawy. Później, innemi rzeczami zajęty, zarzuciłem te doświadczenia. Oczywiście nie było w tem nic nadprzyrodzonego: była to raczej pewna mało znana gałąź algebry psychicznej. Mówię o tem wszystkiem z powodu, że nagle teraz, pod wpływem sympatycznej atmosfery, jaką mnie owionęła dusza Ireny, na nowo przebudziła się we mnie umiejętność odczytywania medjów ludzkich. Wymagało to z mojej strony pewnego wysiłku, ale było raczej nieświadome, niż świadome. Myślę, że dawne, choć poniechane próby, skondensowały się we mnie w siłę o charakterze automatycznym. Pod wpływem głębokiego sentymentu, jaki wywołała we mnie Irena, dusza moja stała się czujną i przenikliwą. Był to jakby nowy zmysł, nowy instynkt.
Patrząc na kogokolwiek (o ile ktoś zwrócił czem bądź moją uwagę), mimowoli starałem się go zahipnotyzować — i natychmiast widziałem całą jego przeszłość; widziałem jego wszystkie dawno zamarłe gesta i czyny, słyszałem jego słowa. Przenikałem do cna każdego człowieka — i rzecz godna uwagi — ponieważ sam pod wpływem Ireny byłem dobry, widziałem najczęściej rzeczy jasne, czyste, dobre — wogóle to, o czem się nie mówi.
O czem się nie mówi? Nie mówi się o ludziach, którzy nie popełnili nic złego; o kobietach, które nie zdradziły kochanka; o wypadkach, które nikomu nie wyrządziły krzywdy; o poświęceniach i ofiarach cichych i nie rozreklamowanych i t. d. Otóż to właśnie czytałem w nieznajomych medjach, którem napotykał w ogrodzie, czytelni, kawiarni, w tramwaju i t. d., gdyż objekt moich jasnowidzeń mógł się trafić wszędzie.
Przekonałem się, że na świecie jest wielu ludzi bardzo dobrych, ale łotry interesują nas więcej.
Zrozumienie tej tajemnicy znajdowało się w związku z obecnością Ireny.
Irena wyjechała. Ostatnie jej pocałunki pozostaną w mej pamięci na zawsze, jako najsłodsze wspomnienie mego życia.
Opowiem może kiedy historię mojej miłości i te wizje żywotów dobrych ludzi, które przeniknąłem dzięki Irenie.
Nigdy już się z nią potem nie spotkałem, gdyż odjechała do rodziny — gdzieś w okolice Świtezi — i tam surowe obowiązki porwały ją w swe kleszcze.
W miesiąc może po odjeździe Ireny, zatraciłem zdolność przenikania cudzych żywotów. Słabła we mnie ta umiejętność z dnia na dzień — aż znikła. Widocznie, że ta właściwość zależy od wzruszenia, jakie we mnie budzi druga osoba, słowem pewna siła motoryczna, nadracjonalna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.