Ave (Kazecka, 1908)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Kazecka
Tytuł Ave
Pochodzenie Antologia współczesnych poetów polskich
Wydawca Księgarnia Maniszewskiego i Meinharta
Data wyd. 1908
Druk Aleksander Ripper
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cała antologia
Indeks stron
MARYA KAZECKA
ur. 1882 r. Córka powstańca z r. 1863. Tomasza Kazeckiego. Poezye: »Kędy milczy słońce« 1903, »Akwarelle« 1904. »Poezye« 1905. »Poezye« tom IV. 1908. Mieszka we Lwowie.
AVE.
I.

Stojąc w oknie szeptała: Ave!.. Ave!.. Chryste...
Moc słodka idzie z morza granatowej nocy,
Rozdzwoniły się krzewy, tłum pluszczów świergoce,
Cisze dziwne się chwieją białe, przeźroczyste...

Srebro siada na źdzbełkach błękitnej murawy...
Nimfy jakieś zwolnione z błękitnych opasek
Idą w młody cień liści ledwo-zielonawy...
Pluskać się, łowić w dłonie muszelki i piasek...

Tyle ciepłych kolorów jest w ciszy przede mną,
Blasków miękkich drgających w łonie białych maków,
Woni świeżych, melodyi zakochanych ptaków,

W mojej celi pokutnej tak pusto i ciemno.
Wątłe m złotem migocą skry tylko świetliste
Lampki Twojej oliwnej - Ave!... Ave!... Chryste.



II.

— — — — — — — — — — — — —
Rzeka słońca powodzią przejasną się kłoni,
Rozlewają się fale ze złotym szelestem.
Modląc się w czarodziejstwie światła: — smutna jestem...
— — — — — — — — — — — — —
Ktoś wyrwał serce moje z białych twoich dłoni...

— — — — — — — — — — — — —
Do stóp bosych tak słońce przypadło radośnie...
Że pokusą mnie naszła i grzechem myśl pusta.
Dać mu, Chryste, całować i oczy i usta
W liliowej, strojnej, cicho rozkwitniętej wiośnie...

Kwiatów wczesnych otwarte, zbyt pełne amfory
Woń stężałą w powietrzu, mgłę do mniszej celi
Ślą prze słodką, przez ogród, Chryste, różnowzory

Więc w różanych mych dłoniach jak konchy perłowe
W ciepłych dłoniach o palcach opłatkowej bieli
Tulę srebrne, okrągłe, ziarna różańcowe...



III.

— — — — — — — — — — — — —
Na kobiercu w szmat kanwi, jedwabny, kwiecisty.
Wiosna nici wysnutych, — więc, Chryste męczenie,
Piję smutki tej wiosny hostyami mych źrenic,
Bo może ja jej więcej nie zobaczę, Chryste!...

Kiedy minie, to świateł ofiarnych ci łunę
Przed obrazem zapalę i patrząc w ich chwiejność
Płomykową, — w gromniczną położę się trunę
Sama, — a Ty mi z duszy zdejmiesz Beznadziejność.
— — — — — — — — — — — — —




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Kazecka.