Artur (Sue)/Tom III/Rozdział czternasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 14.
Wyspa Kios. Październik 18**,

Znowu zaczynam pisać ten dzienik, przerwany od trzech miesięcy.
Porzuciłem go na opisie pałacu Karina i jego mieszkańców, opisie tak dokładnym, iż podobny był dosyć do spisu architekta lub sprzedającego niewolnice.
Badam mego termometru moralnego. Czuję się bydź zdrowym, mam głowę wolną, i lekką.
Zdaje mi się że marzę, kiedy odczytując kilka kart dawniejszego dziennika, który zabrałem ze sobą z Francji, widzę że byłem smutny, zamyślony i pogrążony w tęsknocie.
Wrzesień się skończył; deszcze, które zawsze tutaj poprzedzają przesilenie dnia z nocą, zaczynają oziębiać atmosferę. Wiatr zachodni świszczę po długich galeryach pałacu. Opuściłem dolne piętro, aby zamieszkać w bardziéj opatrzonym i cieplejszym appartamencie.
Wpadłem w głupowatą odrętwiałość... Przed chwilą, arasy, pawie i papugi, rozwijając całą biegłość swego instynktu, przeczuły zapewne bliską zmianę powietrza, gdyż przenikliwe te ptaki zaczęły wydawać w chér krzyki przerażające.... Ten dowód ich pojęcia okropnie rozdrażnił moje nerwy.
Dla czegóż też natura tak nie równo rozdziela swoje dary? Pierze świetne, głos nieprzyjemny i rażący.
To jeszcze nie wszystko: przerażone tym hałasem, psy gończe przyłączyły się do niego i zaczęły wyć okropnie. Wtedy karły przybiegły z wielkim posiłkiem trzaskań z bieży i piskliwych krzyków zwiększyć ten hałas piekielny, chcąc go uspokoić...
Schroniłem się tutaj... lecz przeklęte krzyki papug jeszcze mnie ścigają. Bez wątpienia wszystkie te powabne dodatki, do obrazów które mnie otaczają, cudowne są kolorem i blaskiem... gdy się znajdują na miejscu sobie właściwém; lecz co ja, to stanowczo nie lubie obrazów wyjących i skamlących.
Od zwierząt przejdźmy do ludzi; przejście nie będzie trudném, gdyż piękne moje niewolnice nie mają bardziej rozwinionego pojęcia niżeli arasy i papugi, a jeśli niekiedy są jeszcze od nich hałaśniejsze, krzyki ich nieposiadają tejże saméj własności przepowiadania mi deszczu lub pogody.
Ale, mówiąc o krzykach, bardzo jestem niekontent ze sprzeczki Noemi z Dafną; lecz nadzwyczajna gwałtowność tych dobrych stworzeń wypływa z ich wychowania nieco dzikiego; jednakże, pomimo mojéj tolerancyi, zdaje mi się że, kolnąć swoją towarzyszkę nożem w rękę, jest to uniesienie naganne, surowo też połajałem Noemi.
Mam bardzo w podejrzeniu blondynkę Anastazję, z jéj minką dziecinną i skromną, że jest przedmiotem tej zazdrości, i że podstępnie podburzyła obie te poczciwe dziewczyny przeciwko sobie, jak dwóch kogutów z grzędy. Prawda że to stara Cypriotka przyniosła mi tę złośliwą nowinkę, i że nienawidzi wszystkiego co jest miodém i piękném.
Noemi zresztą staje się co raz bardziéj drażliwą i złą. Przed kilku dniami porządnie wypoliczkowała Kloję, nioję ogrodniczkę, która ma zęby tak białe a oczy tak czarne... Wypoliczkowała ją za to, iż przyniosła owoce za późno, i że moje wety przez to zostały spóźnione.
Noemi jednak ma dość w sobie dobrego... lecz jest okrutnie podejrzliwa i dzika.
Jedna rzecz mnie dziwi, to jest że tu dziewczęta są prawie zupełnie nieczułe na piękności natury.
Przy pomocy mojéj szkolnéj greczczyzny, dokazałem rozumieć greczczyznę nowoczesną i mówić nią nie źle. Więcéj niż dwadzieścia razy próbowałem nadać w niéj dźwięk jakiéj strunie poetycznej: wszystkie pozostały nieme.
Nic zresztą bardziéj niewykształconego, bardziéj barbarzyńskiego jak ich rozum.
Wyjąwszy kilka śpiewów gminnych, są do przerażenia ciemne; nie umieją ani czytać, ani pisać; ich współubieganie, zazdrość, obmowy, kilka przesadzonych opisów okrucieństw Turków, są zwyczajnym przedmiotem ich rozmowy.
Zresztą, są to najlepsze w świecie dziewczyny.
Przypominam sobie scenę, która doskonale maluje charakter moich trzech Greczynek, do przyjemności, jak mówił renegat.
Pewnego dnia wsiadłem pierwszy raz na konia Syryjskiego którego mi przyprowadzono.
Wzbraniał się, podskoczył, i wspiął się tak prosto iż się na mnie obalił.
Noemi pochwyciła szpicrózgę, poskoczyła ku koniowi, pochwyciła go za uzdę, i uderzyła.
Dafna poskoczyła ku mnie, aby mnie ratować.
Anastazya nie ruszyła się z miejsca, zaczęła płakać i zemdlała....

Zgromadziłem jednak moje niewiasty, i doniosłem dwunastu niewolnicom że opuszczę wyspę i odeszlę je do ich rodzin; tę do Samos, tę do Lesbos, tę do Seyros...
Oświadczam z pewnym rodzajem pychy że wtenczas wybuchnęły płacze, krzyki i łkania któreby mogły paradować na pogrzebie Achyllesa lub w pogrzebnéj myriologii jakiego sławnego albańskiego wodza.
Dafna owinęła sobie w milczeniu głowę swoją zasłoną, usiadła na ziemi, i pozostała nieruchoma; rzekłbyś, że to posąg boleści starożytnéj.
Noemi mi okazała swą rozpacz bijąc wściekle jednego z karłów czarnych, który śmiał się szyderczo w kącie; gdy tymczasem płowo włosa Anastazja, padając mi do nóg, wzięła nieśmiele moją rękę i pocałowała ją, wznosząc ku mnie swe piękne błękitne oczy łzami zalane, i rzekła swoim miłym głoskiem, w łagodnéj mowie Jońskiej: »O Panie! Panie! racz mi powiedzieć co się stanie po twoim odjeździe z twemi biednemi dziewczynami greckiemi?...»
— A wasi starzy ojcowie!.... a wasze, czułe matki!... a wasi waleczni bracia!... a wasi piękni narzeczeni?... — zawołałem, — nie myślicie więc o nich, takeście to ich prędko zapomniały!
Rachując na skutek jaki sprawią te czarodziejskie wyrazy, owinąłem się w moje futro z urzędową miną.
Lecz krzyki, lecz łkania podwoiły się, i wszystkie zawołały z postanowieniem które mi się zdawało stawać bardzo grożném; — »Nie chcemy opuszczać poddasza dobrego Franka!! dobrze nam jest w Kio*s; pozostaniemy w Kios z dobrym Frankiem
Jakkolwiek byłem dobrym Frankiem, niemogłem się wstrzymać aby niemieć lichego wyobrażenia o wrodzonych uczuciach tych dam Lesbijskich, Samieńskich lub Seyriotskich; lecz wyznać muszę, że wewnętrznie, dosyć mi pochlebiało to pierwszeństwo które mi dawały nad rodzinną ziemią, — i jéj przydatkami.
Chciałem się pokusić, na ostatnią próbę; oznajmiłem im, że dam każdéj z nich dwa tysiące plastrów, suknie które nosiły, i że będą mogły, pójść gdzie im się podoba, gdyż chcę opuścić wyspę.
Na przekleństwa, które wywołała moja niewinna propozycja, lękałem się przez chwilę abym nieuległ losowi Orfeusza.
Porzucając swego karła, z wielkiém zadowoleniem biedaka, który tarł sobie smutnie ramiona Noemi wpadła na mnie jak tygrysica, porwała mnie za mój yellek, gdyż byłem ubrany bardzo wygodnie po albańsku, i rzekła z oczyma iskrzącemi od gniewu:
— Chcesz się oddalić i nas ztąd wypędzić! podłożymy ogień pod twój pałac, opleciemy cie nasze mi ramionami i spalimy się wszystkie wraz z tobą!!...
Większości ogółu zdawał się bardzo podobać ten projekt, gdyż wszystkie zawołały z coraz to bardziéj zwiększającą się wściekłością.
— Tak jest, tak, oplećmy dobrego Franka w nasze ramiona, i spalmy się wszystkie w raz z nim w jego pałacu!!...
Uważałem jako rys godny postrzeżeń La Bruyéra, — że łagodna Anastazya była jedną z najwścieklejszych partyzantek pożaru.
Chociaż koniec jakim mi groziły te damy, tchnął cóś bardzo losem Sardanapala, i nienajgorzéj się wydawał, osądziłem jednak rzeczą przyzwoitą wstrzymać się od niego; odtąd aż nadto przekonany o przywiązaniu jakie wzbudzałem, bardzo pewny, jak powiadają, że jestem uwielbiany w mojém pożyciu, oznajmiłem iż porzucam moje zamiary odjazdu.
Skromność moja niedozwala mi opowiedziéć z jakiém wylaniem, z jakiem szaloném uniesieniem wiadomość ta przyjęta została przez te dobre dziewczęta.
Wszystkie dwanaście wzięły się za ręce i utworzyły koło.
Noemi improwizowała w guście pieśni starożytnéj te słowa bardziéj niżeli naiwne, które jéj towarzyszki powtórzyły chórem, na krajową nutę o jaskółkach.

W Kios pozostajemy,
Tańczmy siostry, tańczmy;
W Kios pozostajemy,
Pozostajemy z dobrym Frankem.

Nie bije nas nigdy, i nieoddala od siebie,
Tańczmy siostry, tańczmy.
Będziemy miały zawsze dobre fezy,
Piękne yelleki haftowane,
Śliczne jedwabne pasy;

Będziemy miały miękką koźlinę pieczoną,
Kuropatwy tłuste i przepiórki,
Miód z Hymetu, dobre wino ze Seyros.

Tańczmy moje siostry, tańczmy;
Dobry Frank zostawia nas przy sobie.

Tańczmy, moje siostry, tańczmy;
Nie będziemy już uprawiać ziemi,
Niepójdziemy już żwirem dróg usypywać.
Tańczmy, moje siostry, tańczmy.

Kąpać się będziemy pod sykomorami,
Całém naszém zatrudnieniem będzie
Zrywać owoce i kwiaty dla niego,
Tańczmy, moje siostry, tańczmy;
Dobry Frank zostawia nas przy sobie

Gdybym był zaślepiony śmieszną miłością własną, było by mnie nie mało zapewne dotknęło, że koźlina pieczona, tłuste przepiórki, wino Seyroskie, piękne suknie i lenistwo, miały niemały udział w przywiązaniu, które młode te dziewczęta czuły ku mnie.
Lecz, Bogu dzięki, jestem teraz daleko rozsądniejszy kiedy patrzę na rzeczy z punktu im właściwego.
Niegdyś powątpiewałem o moich przymiotach, i miałem najpewniéj słuszność; lecz dzisiaj jakżeż bym nie miał wierzyć najzupełniéj w urok wdzięków któremi jestem obdarzony, a który do mnie tak silnie przywiązuje moje niewolnice?
Te wdzięki niesąż oczywiste? Są to pieczone koźlęta, tłuste kuropatwy, pasy jedwabne, yelleki haftowane.
A zatém, czarodziejska przyszłości!!... dopóki znajdą się dostawiacze żywności, haftacki i prządki jedwabiu na wyspie Kios, otóż mogę być pewny i przekonany że się podobam!
Ja, który dotąd nie chciałem wierzyć w żadne uczucie, dopókim niewyszukał jaki je powód wzbudza, jestem teraz przymuszony wierzyć na ślepo w uczucie które wzbudzam.
W istocie, jakiż w tém mają interes, te prawdo-mówne istoty, mówić mi że lubią być elegancko ubrane? być delikatnie karmione i nigdy niebite? Czyż mi tak trudno w to uwierzyć że znajdują przyjemność nic innego nierobie tylko zrywać dla mnie kwiaty i owoce, lub kąpać się pod cieniem jaworów, w wannach marmurowych!
Dla czegóż mam im niewierzyć... czyż mi powiedziały że wolałyby porzucić życie leniwe i zmysłowe które prowadzą tutaj, aby, pójść się zatrudniać prostemi staraniami około gospodarstwa?
Powiedziałyż mi że z największém ukontentowaniem powrócą kopać ziemię lub zwirem wysypywać drogi; zatrudnienia męzkie, które epirotki i albanki wykonywają, przyznać należy, jak najstaranniéj i jak najdokładniéj?
Nie; ofiarowały mi naiwnie spalić się w moim pałacu, na samę propozycyą którą im uczyniłem aby porzuciły jedwab, dla paklaku, lube próżniactwo dla wzięcia się do pracy, puste zabawy dla zatrudnień domowych.
Oświadczyły energicznie że chcą pozostać z dobrym Frankiem, i wierzę im...
Rozważywszy przyczyny które mają aby pozostały, któżby im nieuwierzył?...
Tą razą, egoizm tak jest widoczny i naiwny, że niepotrzebuję się dręczyć niedowierzaniem.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ale cóż to słyszę! strzelają strzelają z armat... co to znaczy?





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.