Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część piąta/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Gdy Lewin wszedł na górę, żona siedziała już koło nowego srebrnego samowaru i, posadziwszy przy małym stoliku starą Agafię Michajłowną, przed którą stała filiżanka herbaty, czytała list od Dolly; Kiti i Dolly pisywały do siebie stale i często.
— Posadziła mnie nasza pani, kazała mi siedzieć przy sobie — rzekła Agafia Michajłowna, patrząc na Kiti i uśmiechając się życzliwie.
Z tych słów Agafii Michajłownej Lewin wywnioskował, że nastąpiło już rozwiązanie dramatu, rozgrywającego się od jakiegoś czasu między Agafią Michajłowną a Kiti; przekonał się, że pomimo całego zmartwienia, jakie młoda gosposia narobiła Agafii Michajłownej, usiłując wytrącić z jej rąk berło gospodarskie, Kiti dopięła swego i zmusiła starą niańkę do pokochania siebie.
— Otworzyłam list do ciebie — rzekła Kiti, podając mężowi kopertę, zaadresowaną niewprawną ręką — to zdaje się od tej kobiety twego brata... — rzekła; — nie czytałam go jednak, a to od moich i od Dolly... wyobraź sobie, że Dolly woziła do Sarmackich na dziecinny bal Gryszę i Tanię; Tania była markizą.
Lecz Lewin nie słuchał jej; rumieniąc się wziął list Maryi Nikołajewny, byłej kochanki brata i zaczął czytać. Był to już drugi list od niej. W pierwszym pisała, że Mikołaj wypędził ją od siebie bez żadnej winy z jej strony i ze wzruszającą naiwnością dodawała, że chociaż znowu jest w nędzy, lecz o nic nie prosi, niczego nie chce, tylko truje się myślą, że Mikołajowi Dmitrjewiczowi nie powodzi się, gdyż jest ciągle chorym, i prosiła, aby Konstanty czuwał nad nim. Teraz zaś pisała co innego: odszukała ona Mikołaja Dmitrjewicza, znów zeszła się z nim i razem z nim pojechała do gubernialnego miasta, gdzie Mikołaj dostał rządową posadę, pokłócił się tam jednak ze swym naczelnikiem i postanowił powrócić do Moskwy, lecz w drodze rozchorował się do tego stopnia, że niema już prawie żadnej nadziei na jego wyzdrowienie. — „Wspomina nieustannie pana, a i pieniędzy już mu zabrakło“ — pisała Marya Nikołajewna.
— Przeczytaj co Dolly pisze o tobie — zaczęła Kiti uśmiechając się, lecz nagle przestała mówić, zauważywszy zmianę na twarzy męża.
— Co ci się stało? Co takiego?
— Pisze mi ona, że Mikołaj, brat mój, jest umierający. Jadę do niego.
Twarzyczka Kiti przybrała naraz poważny wyraz. Myśli o Tani, przebranej za markizę, o Dolly; wszystko to znikło nagle.
— Kiedy wyjeżdżasz? — zapytała.
— Jutro.
— A ja czy będę mogła pojechać z tobą? — zapytała.
— Kiti, a to po co? — rzekł z wyrzutem.
— Jakto?... po co?... — zawołała Kiti, obrażając się, że mąż z pewną niechęcią a nawet z gniewem przyjmuje jej propozycyę. — Dlaczegóż ja niemam jechać? Ja ci nie będę przeszkadzała... Ja...
— Ja jadę dlatego, że brat mój umiera — odparł Lewin — ale po co ty masz jechać?
— Po co? po to, co i ty...
„Nawet podczas takiej przykrej dla mnie chwili, ona myśli tylko o tem, że będzie się nudzić, gdy pozostanie sama“ — pomyślał Lewin, i myśl ta rozgniewała go.
— To niemożebne — odparł surowo.
Agafia Michajłowna widząc, że lada chwila może wybuchnąć sprzeczka, odsunęła po cichu filiżankę i wyszła z pokoju. Kiti nie zauważyła nawet jej wyjścia. Ton, jakim mąż przemówił do niej, tem ją przeważnie uraził, że przebijała się w nim niewiara w to, co powiedziała.
— A ja ci powiadam, że jeżeli ty pojedziesz, to i ja pojadę z tobą, bezwarunkowo pojadę — zaczęła mówić prędko i gniewnie — dlaczego wyjazd mój ma być niemożebnym? dlaczego jesteś tego zdania?
— Dlatego, że trzeba będzie pojechać Bóg wie dokąd, po jakich drogach, i Bóg wie po jakich hotelach zatrzymywać się... będziesz mnie krępowała — dowodził Lewin, usiłując zachować zimną krew.
— Wcale nie, ja nic nadzwyczajnego nie wymagam. Dokąd ty możesz jechać, tam i ja też mogę.
— No, choćby już dlatego tylko, że tam jest ta kobieta, z którą ty przecież nie możesz mieć nic wspólnego.
— Nic nie wiem i nic nie chcę wiedzieć, kto tam jest i jak tam jest. Wiem, że brat mego męża umiera, że mąż jedzie do niego, a ja jadę z mężem, aby...
— Kiti, nie gniewaj się tylko! Pomyśl i zastanów się, że rzecz jest za poważną, i przykro mi pomyśleć, że ty w takiej chwili nie możesz zapanować nad sobą, że myślisz o tem, iż będziesz się nudzić, gdy zostaniesz sama... jedź więc w takim razie do Moskwy.
— To ty zawsze przypisujesz mi brzydkie i podłe myśli — zaczęła mówić ze łzami urazy i gniewu — ja wiem tylko, że moim obowiązkiem jest znajdować się przy mężu, gdy ten ma jakiekolwiek zmartwienie, ale ty chcesz mi naumyślnie zrobić przykrość i nie chcesz rozumieć...
— To przechodzi wszelkie pojęcie... być niewolnikiem! — zawołał Lewin, zrywając się z krzesła i nie będąc w stanie zapanować nad swym gniewem; natychmiast jednak przekonał się, że uderza samego siebie.
— Po co więc ożeniłeś się?... byłeś wolny... po co, jeżeli teraz masz żałować tego? — zaczęła prędko mówić, zerwała się z krzesła i uciekła do salonu.
Gdy Lewin przyszedł do niej, Kiti zanosiła się od łez.
Lewin zaczął mówić; nie chodziło mu już o przekonanie jej, tylko o uspokojenie. Lecz ona nie słuchała go i nie chciała zgodzić się na nic; on pochylił się nad nią i ujął za rękę, która stawiała mu opór. Lewin ucałował rękę Kiti, jej włosy, po raz drugi pocałował rękę; ona wciąż nie odzywała się, dopiero, gdy ujął ją obydwoma rękoma za twarz i rzekł: „Kiti!“ — nagle ona opamiętała się, popłakała trochę i pogodziła się z mężem.
Wyjazd miał nastąpić nazajutrz rano. Lewin powiedział żonie, iż wierzy, że tylko dlatego chce jechać, aby mu być pomocą, że obecność Maryi Nikołajewny przy bracie nie przedstawia nic niewłaściwego; w głębi duszy jednak był niezadowolonym i z żony i z siebie. Z żony był niezadowolonym, ponieważ nie mogła zdobyć się na to, aby go puścić, gdy zaszła potrzeba (i dziwnie mu było pomyśleć, że tak niedawno jeszcze nieśmiał wierzyć temu szczęściu, że ona może pokochać go, a czuł się teraz nieszczęśliwym, że kocha go zanadto); z siebie zaś również był niezadowolonym, że nie potrafił postawić na swojem. W głębi duszy bardziej jeszcze nie zgadzał się na to, że ją nie obchodzi nic ta kobieta, która jest przy bracie, i z przestrachem myślał o wszystkich, mogących wydarzyć się zajściach; sam fakt, że jego żona, jego Kiti będzie w jednym pokoju z kobietą publiczną, przejmował go dreszczem wstrętu i oburzenia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.