Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część druga/XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.

Wroński już parę razy próbował, choć nigdy jeszcze tak stanowczo jak teraz, rozmówić się poważnie z Anną, lecz zawsze spotykał się z jej strony z tem lekkomyślnem i powierzchownem zapatrywaniem się, z jakiem i dzisiaj Anna odpowiadała mu. Zdawało się, że jest wtem wszystkiem coś takiego, czego Anna nie może, lub też niechce wytłumaczyć sobie; zdawało się, że z chwilą, gdy wszczynała się rozmowa o tem wszystkiem, ta prawdziwa Anna chowała się wewnątrz siebie, a zato występowała jakaś inna, obca Wrońskiemu, kobieta, której on nie lubiał, której lękał się i która stawiała mu opór. Dzisiaj jednak Wroński postanowił powiedzieć wszystko.
— Czy on wie, czy też nie wie — rzekł Wroński swym zwykłym, spokojnym głosem — nic to nas nie obchodzi. My nie możemy... pani nie może, szczególniej teraz...
— Cóż więc, zdaniem pana, należy nam czynić? — zapytała Anna z lekką ironią. Annę, która z początku lękała się, że jej stan odmienny nie uczyni na Wrońskim żadnego wrażenia, gniewało obecnie, że Wroński z tego powodu wyprowadza konieczność przedsiębrania czegoś.
— Należy wyznać mu wszystko i opuścić go.
— Doskonale; przypuśćmy, że tak postąpię — odparła Anna. — Czy pan wie, co wyniknie z tego?... ja panu zaraz powiem wszystko z góry... — i zły jakiś ogień błysnął w jej łagodnych przed chwilą oczach. — „A, pani kocha drugiego i wstąpiła z nim w występny związek[1]. Uprzedzałem przecież panią o wszystkich skutkach, jakie to pociągnie za sobą pod względem religijnym, społecznym i rodzinnym; pani jednak nie usłuchała mnie. Nie mogę więc teraz narażać na wstyd nazwiska, które noszę ja... i mój syn“... chciała Anna dodać, lecz z syna swego nie mogła szydzić. Wogóle z właściwą sobie ścisłością i dokładnością powie mąż mój, że nie może rozłączyć się ze mną, lecz że zostaną przedsięwzięte wszelkie kroki, aby nie dopuścić do skandalu... a wszystko, co zapowie, spełni spokojnie i ściśle. Wie pan już wszystko, co będzie... to nie człowiek, to maszyna, a w dodatku, gdy się rozgniewa, zła maszyna — dodała Anna po chwili, przypominając sobie Aleksieja Aleksandrowicza, jego postać w najdrobniejszych szczegółach, jego sposób mówienia, i poczytując mu za występek wszystko, co było w nim nieładnego i nic mu nie przebaczając, pomimo iż tyle przeciwko niemu wykroczyła.
— Anno — rzekł Wroński miękkim, przekonywującym tonem, starając się uspokoić ją — trzeba koniecznie wyznać mu wszystko, a potem dopiero postępowanie nasze będzie zależało od tego, co on powie.
— Radzisz więc ucieczkę w danym razie?
— Czemu nie? Nie zdaje mi się możebnem, aby stan obecny mógł trwać dłużej; nie mówię tego myśląc o sobie, widzę jednak cierpienia pani...
— A gdy uciekniemy, ja stanę się pańską kochanką — przerwała mu Anna z przekąsem.
— Anno — odezwał się Wroński z lekką wymówką.
— Tak — mówiła Anna dalej — stać się pańską kochanką i stracić wszystko...
Anna znowu chciała powiedzieć: syna, lecz wyrazu tego nie była w stanie wymówić.
Wroński nie mógł pojąć, w jaki sposób Anna, obdarzona silną, uczciwą naturą, może znosić ten stan nieustannego kłamania i oszukiwania i dlaczego nie chce wyjść z niego, nie domyślał się jednak, że główną przyczyną tego był wyraz syn, którego Anna nie miała sił i odwagi wymawiać; gdy myślała o swym synu i o przyszłych stosunkach tego syna z matką, która porzuciła jego ojca, Anna do tego stopnia przerażała się tem co zrobiła, że nie była w stanie rozumować, lecz jako kobieta, usiłowała uspakajać się tylko bezpodstawnemi przypuszczeniami, pragnąc, aby wszystko pozostało po dawnemu, i aby można było zapomnieć o tem strasznem pytaniu: „co będzie z synem.“
— Proszę cię i błagam — odezwała się nagle Anna, zupełnie innym, szczerym i czułym głosem, ujmując rękę Wrońskiego — nie rozmawiaj ze mną nigdy o tem.
— Ale, Anno...
— Nigdy, pozostaw mi wszystko... znam dokładnie całą grozę mego położenia, lecz nie jest to tak łatwo, jak ci się zdaje, wybrnąć z niego. Pozostaw mi wszystko i spełnij mą prośbę: nigdy już nie mów ze mną o tem. Czy przyrzekasz mi?... Nie, nie... przyrzeknij mi!...
— Przyrzekam ci wszystko, lecz w każdym razie nie mogę być spokojnym, szczególniej teraz gdyś mi powiedziała o tem. Nie mogę być spokojnym, gdy ty jesteś niespokojną...
— Ja? — powtórzyła Anna — w istocie chwilami męczę się, lecz to przejdzie, jeśli ty nigdy nie będziesz mówił ze mną o tem; gdyż tylko wtedy dręczy mnie to wszystko, gdy ty poruszasz ze mną ten przedmiot.
— Nic nie rozumiem — zauważył Wroński.
— Wiem — przerwała mu Anna — że tobie z twym prawym charakterem trudno jest kłamać i żal mi cię szczerze. Zastanawiam się nad tem często, żeś ty dla mnie poświęcił całą swą przyszłość.
— Przed chwilą myślałem o tem samem: dlaczegoś ty właśnie wszystko poświęciła dla mnie, nie mogę więc wybaczyć sobie, że jesteś nieszczęśliwą.
— Jam nieszczęśliwa? — rzekła Anna, zbliżając się do niego i z uśmiechem, w którym malował się zachwyt i nieograniczona miłość, patrząc na niego: ja jestem jak człowiek głodny, któremu jeść dano. Być może, że mu jest zimno, że łachmany okrywają go, może nawet i wstydzi się ich, lecz nieszczęśliwym nie jest. Jam nieszczęśliwa? Nie prawda, oto moje szczęście...
Anna usłyszała głos powracającego ze spaceru syna, prędko obrzuciła spojrzeniem tarasę i nagle podniosła się z ławki: w oczach jej mignął znany Wrońskiemu ogień i Anna prędkim ruchem podniosła swe piękne, pokryte pierścieniami dłonie, ujęła go za głowę, popatrzała bacznie na niego i przybliżywszy swą twarz z otwartemi uśmiechniętemi wargami, prędko pocałowała go w usta i w oczy, poczem zlekka odsunęła od siebie.
Anna chciała odejść, lecz Wroński zatrzymał ją.
— Kiedy? — zapytał szeptem, spoglądając z zachwytem na nią.
— Dzisiaj o pierwszej! — szepnęła i westchnąwszy poszła swym lekkim i prędkim krokiem na spotkanie syna.
Deszcz złapał Sierożę w dużym ogrodzie, lecz chłopiec zdążył wraz z niańką ukryć się przed nim w altance.
— Do widzenia więc — rzekła Anna Wrońskiemu — trzeba już będzie niezadługo wybierać się na wyścigi; Betsy obiecała, że zajedzie po mnie.
Wroński spojrzał na zegarek i zaraz wyjechał.




  1. Anna przedrzeźniając męża, położyła nacisk na wyrazie „występny“, jak to zwykle robił Aleksiej Aleksandrowicz.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.