Przejdź do zawartości

Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część druga/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.

Zaraz po wyjściu doktora przybyła Dolly, gdyż wiedziała, że tego dnia miało być konsylium i chociaż sama dopiero niedawno wstała po słabości (w końcu zimy Dolly powiła dziewczynkę), chociaż sama miała dużo zajęcia i kłopotów, pomimo to, nie zważając na dziecko przy piersi i chorą dziewczynkę, przyjechała dowiedzieć się o rozstrzygającym się właśnie losie Kiti.
— Co słychać? — zapytała, wchodząc w kapeluszu do salonu. Wszyscy, jak widzę, są w dobrych humorach — zapewne nie źle.
Rodzina próbowała powtórzyć jej, co mówił doktór, lecz pokazało się, że chociaż doktór mówił bardzo ładnie i długo, nikt jednak nie umiał w żaden sposób dokładnie powtórzyć słów jego; wiadomo tylko było, że polecił jechać za granicę.
Dolly westchnęła pomimowoli, gdyż najlepszy jej przyjaciel, siostra wyjeżdżała, a życie jej nie było wesołe; stosunki z mężem po pogodzeniu się były nadzwyczaj przykre. Pogodzenie się małżonków pod wpływem Anny nie było trwałem i pożycie ich znów zaczęło szwankować na tym samym punkcie. Dolly nie miała żadnych faktycznych danych, lecz Stepana Arkadjewicza nigdy prawie nie było w domu, pieniędzy również brakowało; Dolly męczyła się podejrzeniami, że mąż sprzeniewierza się jej, i usiłowała niedopuszczać ich do siebie, gdyż obawiała się, że zazdrość przyprawi ją o większe jeszcze cierpienia. Pierwszy wybuch zazdrości, przez który raz już przeszła, nie mógł powtórzyć się i nawet zupełne przekonanie się o zdradzie męża nie byłoby już w stanie podziałać na Dolly tak silnie, jak za pierwszym razem; przekonanie takie obecnie pozbawiłoby ją tylko reszty spokoju, i Dolly pozwalała oszukiwać się, pogardzając mężem, a jeszcze więcej sobą, za brak charakteru. Prócz tego dręczyły ją nieustanne troski o dzieci: to karmienie najmłodszego szwankowało, to niańka porzuciła służbę, obecnie zaś zachorowało jedno z dzieci.
— A u ciebie co słychać? — zapytała matka.
— Ach, maman, mam ja dosyć różnych kłopotów. Lili zachorowała i obawiam się, czy to nie szkarlatyna. Wyszłam z domu na chwilę, aby się dowiedzieć o Kiti, a potem, jeśli to, broń Boże, szkarlatyna, zamknę się i na krok już ruszać się z domu nie będę.
Stary książę po odjeździe doktora wyszedł również ze swego gabinetu; pocałowawszy Dolly i porozmawiawszy z nią trochę, zwrócił się do żony.
— Postanowiłyście więc jechać? A ze mną cóż macie zamiar zrobić?
— Mnie się zdaje, Aleksandrze, że ty zostaniesz się — odpowiedziała księżna.
— Wszystko mi jedno.
Maman, czemuż papa nie ma jechać z nami? — zapytała Kiti — i jemu i nam będzie weselej.
Stary książę wstał i pogłaskał Kiti po głowie; Kiti podniosła twarz i patrzała na niego, zmuszając się do uśmiechu. Zawsze zdawało się jej, że ojciec najlepiej z całej rodziny rozumie ją, chociaż niewiele o tem mówi. Kiti, jako najmłodsza, była faworytką ojca i zdawało się jej, że miłość ku niej czyniła go przewidującym, i gdy obecnie spojrzenie jej spotkało się z niebieskiemi, dobremi oczyma, patrzącemi na nią, Kiti przekonaną była, że ojciec rozumie ją nawskróś i domyśla się wszystkiego. Kiti, rumieniąc się, pochyliła się ku ojcu, oczekując pocałunku, lecz książę pogłaskał ją tylko po włosach i odezwał się:
— Głupie te mody! Do córki nawet swojej dostać się nie można, a trzeba głaskać włosy zdechłych bab. No, Dolinko — zwrócił się do starszej córki — a twój sokół co porabia?
— Nic, ojcze — odparła Dolly, domyślając się, że ojciec mówi o jej mężu. — Niema go nigdy w domu i nie widuję go prawie zupełnie — dodała, nie mogąc powstrzymać się od ironicznego uśmiechu.
— Nie wyjechał więc jeszcze na wieś sprzedawać las?
— Nie, ale wybiera się ciągle.
— Tak? A zatem i ja mam wybierać się? Dobrze! — zwrócił się książę do żony. A ty, Katia — rzekł do młodszej córki — najlepiej zrobisz, gdy pewnego pięknego poranku, obudziwszy się, powiesz sobie: przecież ja jestem najzupełniej zdrowa i wesoła, pójdę więc rano z ojcem pochodzić po mrozie. Co?
Zdawało się, że nie było nic nadzwyczajnego w tem, co ojciec powiedział, Kiti jednak zmięszała się, jak przestępca schwytany na gorącym uczynku. „Bezwarunkowo on domyśla się wszystkiego i temi słowy mówi mi, że choć mam czego wstydzić się, jednak ze wstydem swoim żyć muszę.“ Kiti nie mogła zebrać się z odpowiedzią, wreszcie zaczęła coś mówić, lecz nagle rozpłakała się i wybiegła z pokoju.
— Masz swoje żarty! — zaczęła czynić księżna wymówki mężowi. — Ty tak zawsze...
— Ona jest taka nieszczęśliwa, a ty nie domyślasz się nawet, że razi ją każde napomknienie o przyczynach jej choroby. Do tego stopnia omylić się co do człowieka!... — dodała księżna i z tonu jej, Dolly i książę domyślili się, że matka ma na myśli Wrońskiego. — Nie pojmuję, jak kodeks może nie ścigać takich wstrętnych i nieuczciwych ludzi.
— Wolę już nie słuchać! — ponuro odezwał się książę, wstając i chcąc wyjść z pokoju, lecz zatrzymał się we drzwiach. — Są prawa i kodeksy, a jeśli już mnie doprowadziłaś do tego, to powiem ci kto tu jest winnym: ty, ty, tylko ty. Prawa na takich chłystków zawsze były i są! Doprawdy, gdyby ta cała historya nie była się stała tak, jak się stała, to postawiłbym smarkacza tego u baryery. Tak... A teraz lecz ją sobie i sprowadzaj tych szarlatanów.
Książę, zdawało się, miał jeszcze dużo do powiedzenia, lecz księżna, jak tylko usłyszała jego podniesiony głos, od razu skapitulowała i poczuła swą winę, jak to zresztą zawsze zdarzało się z nią.
— Aleksandre, Aleksandre! — szeptała księżna, zbliżając się powoli ku mężowi, wreszcie rozpłakała się.
Gdy książę ujrzał jej łzy, uspokoił się natychmiast i podszedł do żony.
— Dosyć już, dosyć! Wiem, że i tobie przykro! Cóż robić? Nieszczęścia wielkiego niema, Pan Bóg jest miłosierny... módl się do Niego... — mówił książę, sam nie zdając sobie sprawy z tego co mówi i oddając księżnej pocałunek, który poczuł na swem ręku, poczem wyszedł z pokoju.
Zaraz po wyjściu Kiti, która się rozpłakała, Dolly wiedziona macierzyńskiem doświadczeniem, domyśliła się w tej chwili, że tu tylko kobieta może radzić i pocieszać, i postanowiła podjąć się tego, zdjęła więc kapelusz i zakasawszy — w przenośni — rękawy, przygotowywała się do działania.
Gdy matka czyniła ojcu wymówki, Dolly starała się powstrzymywać matkę, o ile na to pozwalał szacunek, winny matce od córki; gdy zaś książę wybuchnął gniewem, Dolly nie odzywała się, gdyż ogarnęło ją uczucie wstydu za matkę i rozczulenia na widok ojca za jego zwykłą dobroć, którą zaraz odzyskał; gdy ojciec wyszedł, Dolly miała zamiar wziąć się do dzieła, iść do Kiti i uspokoić ją.
— Chciałam już to dawno mamie powiedzieć: czy mama wie, że Lewin miał zamiar oświadczyć się Kiti podczas swego ostatniego pobytu w Moskwie? Mówił Stiwie...
— Więc cóż z tego? Nie rozumiem...
— Być więc może, że Kiti odmówiła mu?... Czy mamie nic nie wspominała o tem?
— Nie, nie mówiła mi nic ani o jednym, ani o drugim: zanadto ma dużo dumy. Wiem tylko, że to jest powodem tego wszystkiego...
— Zapewne... jeżeli odmówiła Lewinowi, a nie byłaby odmawiała, gdyby nie spodziewała się, że ten... wiem o tem dobrze... A on tak bezczelnie oszukał ją...
Księżna bała się nawet pomyśleć, do jakiego stopnia zawiniła względem córki i rozgniewała się.
— Już ja nic tego nie rozumiem! Dzisiaj każdy chce żyć swoim rozumem, nikt nic matce nie powie, a potem...
Maman, ja pójdę do niej.
— Idź! Czy ja ci bronię? — odparła matka.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.