Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część ósma/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

Dzień cały minął Lewinowi na prowadzeniu bardzo ożywionych rozmów, w których tylko jedna, zewnętrzna część jego umysłu zdawała się przyjmować udział. Lewin rozczarował się już coprawda co do zmiany, jaką spodziewał się znaleźć w swem usposobieniu; pomimo to z rozkoszą odczuwał w swej duszy ciszę i spokój, któremi cała istota jego była przepełnioną.
Po deszczu było zanadto wilgotno, aby iść na przechadzkę; a zresztą chmury nie znikały z widnokręgu i od czasu do czasu, ciskając pioruny i zasłaniając słońce, przesuwały się po skrajach nieba. Całe towarzystwo spędziło resztę dnia w pokoju.
Nie wszczynano żadnych nowych sprzeczek; po obiedzie wszyscy byli w najlepszych humorach. Z początku Katawasow pobudzał panie do śmiechu swymi oryginalnymi dowcipami, ale potem, namówiony przez Siergieja Iwanowicza, zaczął opowiadać o swych ciekawych spostrzeżeniach co do różnicy charakterów, a nawet i fizyonomii much pokojowych, samców i samic, i o ich obyczajach. Siergiej Iwanowicz również był wesoły, i przy herbacie, zapytany przez brata, wykładał swój pogląd na przyszłość kwestyi wschodniej, a mówił tak płynnie i zajmująco, że wszyscy słuchali z uwagą.
Kiti tylko nie mogła dosłuchać go do końca; musiała iść wykąpać Mitię.
W parę minut po jej wyjściu niańka przyszła poprosić i Lewina.
Lewin poszedł do dziecinnego pokoju, nie kończąc pić herbaty, i żałując, iż przeszkodzono mu słuchać ciekawego opowiadania; gdy go zawołano, zaniepokoił się, gdyż wydarzało się to tylko w nadzwyczajnych wypadkach.
Chociaż zajmowały go bardzo, jako zupełnie coś nowego dlań jeszcze, niedosłuchane do końca wywody Siergieja Iwanowicza, jak wyzwolony z pod jarzma tureckiego czterdziestomilionowy świat słowiański powinien, zjednoczony z Rosyą, zacząć nową erę w historyi; chociaż zaniepokoił się tem, co się stało w dziecinnym pokoju i poco go wołają, jednak z chwilą, gdy po wyjściu z salonu znalazł się sam na sam, przypomniały mu się natychmiast ranne rozmyślania. I te wszystkie wywody o znaczeniu rasy słowiańskiej w historyi powszechnej wydały mu się do tego stopnia błahymi w porównaniu z tem, co się dzieje w jego duszy, że na chwilę zapomniał o wszystkiem i znowu poddał się dzisiejszemu rannemu nastrojowi.
Tym razem nie przypominał sobie, jak to dawniej miewało miejsce, całego biegu swych myśli (teraz nie zachodziła potrzeba tego). Obecnie odrazu przeniósł się w sferę działania uczucia, pod którego wpływem znajdował się od pewnego czasu, a które było związane z temi myślami; odnalazł też w duszy swej to uczucie silniejszem i bardziej wyraźnem, niż dawniej.
Teraz nie zachodziło z nim to, co działo się przedtem za każdym razem, gdy pragnął znaleść wewnętrzny spokój; wtedy musiał przejść cały krąg myśli, aby dojść do tego uczucia. Obecnie działo się wręcz przeciwnie: uczucie radości i ukojenia było żywem, jak dawniej, i myśl nie była w stanie nadążyć za niem.
Lewin szedł przez werandę spoglądając na wschodzące dwie gwiazdy i nagle przypomniał sobie: „tak, spoglądając na niebo myślałem o tem, że sklepienie widziane przezemnie nie jest nieprawdą, nie myślałem jednak zupełnie szczerze i coś zataiłem przed samym sobą“ — pomyślał. — „Ale mniejsza z tem! Tutaj nie może być żadna wątpliwość. Tylko trzeba pomyśleć trochę, a wstystko wyjaśni się!“
Gdy wchodził już do dziecinnego pokoju, stanęło mu nagle w pamięci, co właśnie zataił przed sobą: jeżeli głównym dowodem Bóstwa jest Jego objawienie, to na czem polega dobro, dlaczego objawienie to ma się ograniczać jedynie tylko w chrześcijańskim kościele? W jakim stosunku do tego objawienia znajdują się mahometanie i buddyści, których religia również nakazuje wyznawać dobro?
Zdawało mu się, że ma już odpowiedź na to pytanie, lecz nie zdążył jej jeszcze sformułować sobie, gdy znalazł się już w dziecinnym pokoju.
Kiti stała z zakasanemi rękawami koło wanny nad pluskającem się w niej dzieckiem; usłyszawszy kroki męża odwróciła ku niemu głowę, przywołując go z uśmiechem. Jedną ręką podtrzymywała pod główkę leżące na plecach i przebierające nóżkami pulchne niemowlę, drugą zaś, jednostajnie natężając muskuły, wyciskała na nie wodę z gąbki.
— Patrzaj, patrzaj! — zawołała, gdy mąż zbliżył się do niej — Agafia Michajłowna ma racyę... Poznaje...
Chodziło o to, że Mitia, poczynając od dnia dzisiejszego bezwarunkowo poznaje już wszystkich. Aby przekonać Lewina urządzono specyalną próbę, która świetnie wypadła. Kucharka, sprowadzona naumyślnie do tego, pochyliła się nad dzieckiem. Mitia skrzywił się i główką przecząco pokiwał; dopiero gdy Kiti pochyliła się nad nim, twarzyczka rozjaśniła mu się uśmiechem, rączkami schwycił za gąbkę i mlaskając wargami, wydawał taki niezwykły, pełen zadowolenia dźwięk, że nietylko Kiti i niańkę, ale nawet i Lewina ogarnął zachwyt.
Niańka jedną ręką wyjęła dziecię z wanny, polała je wodą, zawinęła w prześcieradło i krzyczące na cały głos podała matce.
— Cieszę się bardzo, że zaczynasz go kochać — odezwała się Kiti do męża, siadając z dzieckiem przy piersi na swem zwykłem miejscu. — Cieszę się nadzwyczaj... prawdę mówiąc, zaczynałam się już martwić... mówiłeś, że jest ci zupełnie obojętnym.
— Nie... nie mówiłem przecież, że jest mi zupełnie obojętnym... mówiłem tylko, że doznaję rozczarowania.
— Dlaczego rozczarowania?
— Rozczarowałem się nietyle względem niego, co względem uczucia, gdyż spodziewałem się znacznie silniejszego. Zdawało mi się, że rozwinie się w mej duszy coś nowego, rozkosznego. I nagle, zamiast tego, pewien rodzaj obrzydzenia i politowania...
Ona słuchała go uważnie, spoglądając na dziecko i ubierając na swe cienkie palce pierścionki, zdjęte przed kąpaniem syna.
— A przedewszystkiem martwiło mię, że doznawałem daleko więcej obawy i politowania, niż przyjemności. Dopiero dzisiaj, gdym się przeraził nadzwyczaj podczas burzy, przekonałem się, do jakiego stopnia kocham dziecko.
Uśmiech zadowolenia zakwitł na ustach Kiti.
— Przestraszyłeś się więc bardzo? — zapytała. — I ja również... teraz, gdy już wszystko minęło, jestem jeszcze bardziej przerażona. Prawda, jaki ten Katawasow jest sympatyczny!... cały dzień dzisiejszy spędziliśmy nadzwyczaj przyjemnie. I ty, gdy zechcesz, potrafisz nadać stosunkowi swemu z Siergiejem Iwanowiczem taką serdeczną, ujmującą cechę... Powracaj już jednak do nich; po kąpieli bywa tu zawsze gorąco i duszno.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.