Anafielas (Kraszewski)/Pieśń druga. Mindows/XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń druga

Mindows

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIX.

W dwie strony lecą wieści rozczochrane:
Jedna z posłami litewskiemi jedzie
Na zachód, o chrzest prosić u Papieża,
I ludy wita braterstwem w Chrystusie;
Druga po Litwie szérzy się, za sobą
Niosąca postrach, łzy i narzekanie,
Bo Mindows Litwie chce Niemiecką wiarę
Narzucić, stare ojców zwalić Bogi.
Słyszy i drży lud, i z zgrozy truchleje,
Słyszą i lecą z tą wieścią kapłani;
A kędy, stając na grobach olbrzymów,
Ludy zwołają, by w nich wzbudzić wiarę,
Wszędzie lud bieży z pałającą piersią,
I klnie Mindowsa, Niemców i Krzyżaki;

Na kości ojców, na ojców mogiłach,
Świętą przysięgą wiąże się, że skona
Wprzódy, niżeli uklęknie przed krzyżem.

Daléj i daléj wieść na Litwę bieży,
A kędy zajdzie, spokojność wyżenie
I łzy zostawia, strach zostawia blady. —
A Wejdaloci z wierzchołka kurhanów,
Głosy wielkiemi lud z puszcz wywołują.
Dymią się po wsiach ofiarne ogniska,
Kozły ofiarne i kury padają.
Krwią ich skropiony lud z obliczém smutném,
Wraca się modlić Kobolóm swéj chaty.
Jaćwież usłyszał o Mindowsa zdradzie,
I Jaćwież przysiągł dać pod miecz Niemiecki
Prędzéj swą głowę, niż przed krzyżem skłonić;
Pożegnał żonę, precz odepchnął dzieci,
Porwał za oszczep, siedzi w chaty progu,
I czeka walki, i Niemców wygląda.

Na Żmudzi świętéj nigdy burza letnia,
Co zwali lasy, wybije zasiewy,
Tyle łzów, jęku, strachu nie wzbudziła,
Ile wieść straszna, że Mindows chrzest bierze,
Że posły ciągną do Krewy za morze,
Prosić, ażeby krzyż wbił po nad Litwą.
Wstrzęśli się wszyscy, a starcy mówili —
— Perkun nasz wielki, on spuści pioruny,

I noga Niemców nie wyjdzie ze Żmudzi. —
A Wejdaloci szli rokując klęski,
Strasząc ich głodem, wojnę powiadając,
Ziemi trzęsienia, straszne wód wylewy,
Burze, pioruny, na niewierne ludy.
I drżeli wszyscy. Bajoras po zamkach,
Kunigasowie, starszyzna, lud wiejski,
Każdy drżał; wiary, którą wyssał z mlékiem,
Nie chcąc do piersi przyrosłéj odrzucić.
Tylko po zamkach na Rusi granicy,
Od Lachów brzegu, od niemieckiéj strony,
Starsi, co dawno z obcemi drużyli,
Co żony sobie Chrześcianki brali,
Jednakiém okiem na wszystko patrzali,
Czekali, myśląc — co z ludźmi, to z nami! —

Lecz nigdy jeszcze od stu lat nie było
Tylu pobożnych u dębu w Romnowe,
Tylu nad morzem u Znicza Praurimy,
Tylu u brzegów świętych rzek i jeziór,
Tylu po starych gajach poświęconych,
Nigdy się tyle ofiar nie składało
W ręce Kapłanów, nigdy u ołtarzy
Tyle się ogniów dzień i noc nie tliło.
Świątyń się mury tłumem opasały,
U brzegów rzeki, pod wierzby staremi,
Siedzieli starzy, nad Litwą płakali,
Młodzi na ojców mogiły wchodzili

I cienia dziadów na pomoc wołali.
A Burtynikas z gęślą od wsi do wsi
Szli, wyśpiéwując swoje Dajnos stare.
Kędy się gęśla ozwała, co żyło,
Biegło na głos jéj, jakby żegnać chcieli
Pamięć lat starych, która w pieśni żyje!

A Litwa była jak wielkie ognisko,
Kiedy je wodą kobiéta zaleje;
Na chwilę spadną płomienie, i czarny
Dym się podniesie, zwijając kłębami —
Wnet buchnął płomień silniejszy niż wprzódy.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.