Aleja śmierci. Wysokie topole,
Jako dwa rzędy rozstawionych straży,
Rzucają cienie głębokie
Na pole, światłem księżyca zalane,
Którędy tają ciemne ślady bruzd, 5
I na grunt biały alei,
Gdzie, w różne rzucone strony,
Leżą ludzkie postaci,
Ujęte śmierci groźnym snem.
Sznur nieskończony... 10
Niektóre w mocnym uścisku,
Niby dwóch braci zażartych,
Sczepionych ostatnim tchem.
Niektóre dziwnie sprężone,
Na wznak ku niebu leżące, 15
Wielkiemi oczyma szklącemi
W tarcz księżyca wpatrzone.
Setki tych szklanych oczu.
Niektóre krzyżem przypadłe do ziemi,
Rękoma zimno jej obejmujące — — 20
Niektóre samotnie śpiące
Na uboczu
Z poddaną pod głowę dłonią.
Są też skulone,
Jak dzieci, co się bicia chronią. 25
Niektóre w kłąb zwinięte,
Niby ostrzem przybite robaki —
A zasię inne
Jak dziwaczne na drodze pływaki,
W pełzaniu żmudnym — zaśnięte. 30
Chodzi pośród nich żałobna Pani,
Schyla się nad uśpionymi,
Czasem przyklęknie na śniegu,
Patrzy w lica,
Snadź kogoś upatruje, szuka — — 35
Leżą oto pokotem, zbratani,
Wróg z wrogiem — już na tamtym brzegu —
Jednakimi oczyma szklącymi
Wpatrzeni w tarcz księżyca. ...wysokie topole, 40
Jako dwa rzędy rozstawionych straży,
Stoją w milczeniu.