Przejdź do zawartości

Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Karol Szajnocha

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Karol Kochanowski
Tytuł Karol Szajnocha
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1903
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Indeks stron
Karol Szajnocha.
(*1818 — †11868.)
separator poziomy
O

Ogrom zjawisk społecznych i życiowych, spętany ogniwami zawiłego łańcucha przyczyn i skutków, kryje w swem łonie ostępy niedościgłej prawdy.

Nauka wznosi się wciąż ku jej wyżynom, ogarnia widnokręgi coraz szersze, wnika w zawiłości i, powiększając zakres dociekań swoich, uchyla zwolna zasłony, pokrywającej sferę tajników bytu.
Dziejopisarstwo, będące źródłem umiejętności licznych a złożonych, dopełnia je, wzbogacając się jednocześnie zdobyczami, jakie poczyniły. Do zdobyczy tych należy między innemi poczucie, że historyk liczyć się powinien nie tylko z logiką i z materyalnym wyrazem faktów badanych, lecz nadto z ich atmosferą życiową i z psychicznemi pobudkami działaczów, występujących na arenie dziejowej. W obliczu hermeneutyki historyk winien być psychologiem, niekiedy nawet poetą, a powinność ta, zespolona z podstawowym obowiązkiem ścisłości naukowej, czyni dzisiaj z ideału dziejopisa nieziszczalne pium desiderium. Nieziszczalne, bo wirujące w błędnem kole ścisłości materyalnej, osiąganej kosztem duszy epok odtwarzanych i — odwrotnie.
Rzetelna równowaga obu tych warunków, niezbędnych dla twórczości iście wzorowej, jest postulatem równie niedościgłym, jak sama doskonałość. Niepodobna też stosować podobnej skali wymagań sine qua non do utworów ludzkich, a nie można rozstrzygać, któremu z obu warunków rzeczonych, wiodących szlakiem nierozdzielnym ku Prawdzie jedynej, należałoby przyznać pierwszeństwo bezwzględne.
Szajnocha, poeta, psycholog i historyk, był żywem wcieleniem tego problematu.
Dzieła jego, owiane czarem poezyi i wyobraźni intuicyjnej, grzeszą wielorako przeciw tym wymaganiom metody ścisłej, jaka stała już za jego czasów na straży twórczości dziejopisarskiej. Stała — lub stać była powinna. To prawda. Czar tych dzieł jest jednak tak potężny, że zagłusza częstokroć we wrażeniu czytelnika, a nawet — krytyka grzechy i grzeszki pisarza.

Jeśli Matejko wierzył w intuicyę swoją, a za nim wierzyli w nią inni, to Szajnocha miał prawo


Według spółczesnej litografii rysował X. Pillati.
bardziej uzasadnione wierzyć i kazać wierzyć ogółowi w intuicyę własną.

Nastrojowi matejkowskiemu, w którym akcesorya, czerpane z archeologii, zastępowały częstokroć brak perspektywy dziejowej, odpowiadała w twórczości Szajnochy subtelna hermeneutyka intuicyjna. Akcesorya, dobierane przezeń barwnie, a z precyzyą iście mistrzowską, dodawały jedynie wdzięku i finezyi obrazom wspaniałym, z których wiało potężne wrażenie prawdy. Prawdy, rzeczywistości albo jej pozorów łudzących: — dość, że dziś jeszcze, po upływie lat kilkudziesięciu, «przestarzałe» dzieła Szajnochy, rozpostarte na Prokrustowem łożu analizy historycznej, a świecące strzępami wielu obalonych wywodów i wniosków, ujawniają wprawdzie braki i wady, towarzyszące samemu ich poczęciu lub rysujące się na tle odkryć późniejszych, ale nie tracą pierwotnego czaru obrazowania wypadków, epok i ludzi.
Czar ten, którym spowił Szajnocha treść bogatą i bujną, posiada obok ceny artystycznej i wartość naukową. Wyrazem tej wartości pierwszorzędnej jest skrystalizowanie woni epok ubiegłych; woni subtelnej, prawie niepochwytnej, którą Szajnocha ujął pierwszy w ramy swych przepięknych obrazów historycznych.
Dziejopisarstwo nasze posiada w nich po dziś dzień, obok «Mieszka Starego» St. Smolki, najwspanialsze arcydzieła stylizowanej przeszłości.
Żadne odkrycia nie były dotąd w stanie zmienić zasadniczo tego poczucia czasów zamierzchłych i tego ich wyrazu, jaki z talentem prawdziwie potężnym ugruntował Szajnocha w dziejopisarstwie naszem.
Nikt nie prześcignął go pod tym względem; dorównało mu niewielu w węższym zakresie (St. Smolka j. w.; Łoziński: «Lwów i patrycyat lwowski»), a «rodzaj» Szajnochy stanowi, jak dawniej, wzór niedościgły dla historyków naszych.
Takie stanowisko zajął w piśmiennictwie naszem autor Jadwigi i Jagiełły (1855—1856), dzieła, które zjednało mu największą i najbardziej zasłużoną chwałę. Obok obrazowania, barwy i polotu stylu, obok mistrzowskiego «rodzaju» Szajnochy złożyła się bowiem na ów utwór słynny i duża wartość naukowa opracowania, w które autor włożył wiele dociekań mozolnych, a najwięcej wszechstronności i zamiłowania.
«Jadwiga i Jagiełło» stoi w rzędzie dzieł Karola Szajnochy najwyżej nie tylko pod względem «rodzaju», ale i naukowej ścisłości, pomimo, że ta ostatnia nie jest i w tym utworze znakomitym całkiem wolną od usterek, charakteryzujących ujemną stronę twórczości wielkiego pisarza.
Nie należy jednak być hyperkrytykiem Usterki, jakim podlegał Szajnocha, a zwłaszcza, jakim uległ w pomienionem dziele, zdarzały się i zdarzają wszystkim dziejopisom zawsze i wszędzie. Nie był od nich wolnym sam Macaulay, świecący Szajnosze wzorem i przykładem. Usterkom o wiele cięższym podlegało wielu, bardzo wielu innych pisarzów i uczonych, którym krytyka usterek tych nie wytykała tak srodze... A jednak wyjątkowy ostracyzm, stosowany względem Szajnochy, jest uzasadniony. Źródło jego bije ze źródła czci i hołdu dla tego pisarza. Wytryska ono z naturalnego dążenia do równowagi i harmonii, gdyż wielkość rodzaju Szajnochy, każe mimowoli żądać od dzieł jego równie wielkiego zadośćuczynienia ścisłości, wymaganej przez naukową metodę historyczną.
Najwyższy szczebel względnej harmonii osiągnął Szajnocha w wiekopomnem dziele: «Jadwiga i Jagiełło»; najniższy — w Lechickim początku Polski (1858), pracy, w której poeta zwyciężył całkowicie historyka, odejmując książce tę wartość naukową, do jakiej rościła sobie prawo. Nadmienić trzeba wszelako, że były to czasy poetycko-historycznych fantazyi, którym ulegali nie tylko: Juliusz Słowacki, uznawany przez Szajnochę Maciejowski August Bielowski i inni, ale nawet wielki Lelewel.
Inne prace Szajnochy zajmują na skali, zakreślonej pomiędzy utworami wspomnianymi, miejsce pośrednie.
Najwyżej stoją w ich rzędzie: Bolesław Chrobry (1849), dziełko, napisane barwnie, a stojące na poziomie naukowym swego czasu, i Dwa lata dziejów naszych 1646—1648 (1865 r.), rozprawa o szerokiej podstawie wiedzy, nagromadzonej przez autora z zamiarem skreślenia całego cyklu obrazów historycznych Polski XVII st.
Stargane siły, ślepota, a wreszcie zgon przedwczesny (1868 r.) uniemożliwiły ziszczenie się tego planu, wytrącając złote pióro z rąk 50-letniego Szajnochy. Nadmiar pracy zabił w sile wieku jedną z największych chlub naszego piśmiennictwa.
Urodzony w r. 1818 pod Samborem w Galicji, rozpoczął Karol Szajnocha po odbyciu nauk domowych, a później szkolnych we Lwowie pierwszy okres swej działalności pisarskiej, jako kilkunastoletni młodzieniec.
Romans na własne oczy widziany, drukowany w r. 1836 w «Dzienniku Mód,» był pierwszym jego występem, jako poety i beletrysty, stojącego zdala od studyów historycznych.
Przebywając w ognisku życia umysłowego kraju, brał w nim Szajnocha udział nader żywy i wyrabiał w sobie żyłkę literacką.
W r. 1843 zaczął zamieszczać w dziale «Nowin» «Gazety Lwowskiej» recenzye teatralne i artykuły krytyczne. Nadto pociągała ku sobie poezya dramatyczna, której oddał się chwilowo, zamieszczając w piśmie zbiorowem: «Gołąb Pożaru,» tragedyę p.t. Stasio, mającą imię jego uczynić głośnem. Mimo to powstrzymał się Szajnocha z wydaniem analogicznych utworów późniejszych, zachowanych długo w rękopisie, jako to: Wojewodzianka Sandomierska, dramat wierszowy na tle dziejów Maryny Mniszchówny; Zosia, tragedya w 5 aktach, i Panicz i Dziewczyna.
W roku 1847 opuścił poeta «Gazetę Lwowską» i wziął udział w redakcji «Tygodnika Polskiego,» zostając jednocześnie współpracownikiem zreformowanego «Czasopisma Biblioteki Ossolińskich.» Ostatnia ta okoliczność podnieciła w nim iskrę zamiłowania przeszłości, tlejącą już w «Wojewodziance Sandomierskiej.» Coraz wyłączniej zajmować się począł odtąd Szajnocha historyą swego narodu. Utwory poetyckie: Jan III w tumie św. Szczepana (1848) i Jerzy Lubomirski (1850) były owocami ostatnich jego wycieczek na urzędowym pegazie. Przedzieliła je pierwsza praca, historyczna poety: «Bolesław Chrobry» (1849) a w ślad za nią: Pierwsze odrodzenie się Polski 1279—1333 (1849 r.), rzucające sporo światła na związek wewnętrzny, jaki zachodził pomiędzy epoką dzielnicową, a epoką ostatnich Piastów w koronie Łokietka i Kazimierza Wielkiego.
Jako redaktor Dziennika Literackiego (1852—1854) podnoszący ruch naukowy we Lwowie; jako kustosz Zakładu Naukowego Ossolińskich (1853—1857), a wreszcie, jako redaktor «Rozmaitości» przy «Gazecie Lwowskiej» (1856-1857), katalogował Szajnocha, przeciążony już pracą, bibliotekę Zakładu; prowadził nader uciążliwą korektę drugiego wydania «Słownika» Lindego; załatwiał sprawy bieżące swych urzędów, a jednocześnie tworzył arcydzieło «Jadwiga i Jagiełło» (1855-1856) oraz pisał, dopełniał i przedrukowywał z pism lwowskich pierwszą (1854) i drugą (1857) seryę swych przepięknych Szkiców Historycznych.
Wyróżniały się w ich szeregu: Barbara Radziwiłłówna; Stanisław i Anna Oświęcimowie; Walgerz Wdały; Przed 600 laty, Matka Jagiellonów i O łaźni Bolesława Chrobrego.
Pod koniec tych prac zagroziła mu ślepota. Sterany pracą nadmierną odbył kuracyę w Ostendzie, a gdy ta okazała się daremną, wycofał się z urzędów i, ociemniały, prowadził nadal we Lwowie życie prywatne (1857—1868), dyktując żonie ostatnie swoje utwory.
W tych to warunkach, otoczony spóźnionym uznaniem ziomków, a poniekąd i cudzoziemców (Smoler, Szostakowicz), ogłosił Szajnocha «Lechicki początek Polski (1858);» Opowiadanie o królu Janie III (1860); «Dwa lata dziejów naszych 1646—1648» (1865) a wreszcie mniej udatny Przegląd krytyczny (pierwszej połowy) księgi pamiętniczej Jakóba Michałowskiego (1865) i trzecią seryę Szkiców Historycznych (1861), a mianowicie: Słowianie w Andaluzyi (tłóm. na niem. Smoler 1862 r., a na ros. Szostakowicz w r. 1874); Zdobycze pługa polskiego; Powieść o niewoli na Wschodzie; Miecznik koronny Jabłonowski, Urazy królewiąt polskich; Krzysztof Opaliński; Śmierć Stefana Czarnieckiego; Jon III banitą i pielgrzymem.
Szkice te, mniej udatne od poprzednich, wynagrodził Szajnocha tymi, jakie w ostatnich latach żywota swego napisał, dopełnił, lub wybrał z «Gazety Lwowskiej» i przygotował do druku.
Umierając w r. 1868, nie doczekał poeta-historyk wydania czwartej i ostatniej seryi Szkiców Historycznych, pomiędzy którymi celowały Donna Rozanda, Jak Rus polszczała; Świętowit; Obyczaje starożytnych Słowian, Siostra Kazimierza Wielkiego we Włoszech i Dyabeł Wenecki. Nie doczekał najwyższych entuzyazmów dla «Jadwigi i Jagiełły,» ani licznych przedruków monografii, rozpraw i studyów swoich, zawartych wreszcie w pomnikowem wydaniu pośmiertnem «Dzieł» Karola Szajnochy.

J. K. Kochanowski.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Karol Kochanowski.