Przejdź do zawartości

Żywot Jezusa/Rozdział XXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Renan
Tytuł Żywot Jezusa
Wydawca Andrzej Niemojewski
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Andrzej Niemojewski
Tytuł orygin. Vie de Jésus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXII.
Zabiegi przeciwników Jezusa.

Jezus spędził w Jerozolimie jesień i część zimy. Ta pora roku jest tam dość chłodna. Zazwyczaj przechadzał się pod krytą kolumnadą Salomona[1]. Kolumnada ta składa się z dwóch galeryi o trzech rzędach kolumn i drewnianego, rzeźbionego dachu[2]. Góruje ona nad Doliną Cedronu, która wówczas była niezawodnie mniej zawalona rumowiskiem, niż obecnie. Z wysokości kolumnady nie można było dojrzeć dna parowu; zdaje się, że zaraz za murem poczynała się przepaść[3]. Druga strona doliny była już przyozdobiona grobami wspaniałymi. Niektóre pomniki, dziś jeszcze tam stojące, były niezawodnie wzniesione ku czci proroków starożytnych[4]; na nie też prawdopodobnie Jezus wskazywał ręką, gdy siedząc pod kolumnadą ciskał gromy na klasy oficyalne, które pod ogromem gmachu świętego ukryły swoją obłudę i próżność[5].

Pod koniec grudnia Jezus obchodził w Jerozolimie święto, ustanowione przez Judasza Machabeusza na pamiątkę oczyszczenia świątyni po zbeszczeszczeniu jej przez Antyocha Epifanesa[6]. Zwano je »świętem świateł«, gdyż przez ośm dni trwania świąt palono po domach lampki[7]. Niebawem Jezus udał się do Perei i nad brzeg Jordanu, to jest w okolicę, którą był przed kilku laty nawiedził, gdy przyłączył się do szkoły Jana[8] i przyjął od niego chrzest. Zdaje się, że tam, a zwłaszcza w Jerycho, doznał niejakiej pociechy. W mieście tem znajdował się znaczny posterunek celny, może dlatego, że leżało ono przy głównym gościńcu, a może ze względu na plantacye pachnideł i bogato rozwinięte rolnictwo[9]. Główny celnik Zacheusz, człowiek bogaty, chciał widzieć Jezusa[10]. Ponieważ był małego wzrostu, wdrapał się na sykomora, stojącego przy drodze, którędy miał iść pochód. Takie zachowanie się osoby wybitnej ujęło Jezusa. Postanowił zakwaterować się u Zacheusza, choćby to miało wywołać zgorszenie. Szemrano też istotnie, gdy zaszczycił dom grzesznika swoją bytnością. Na odchodnem Jezus oświadczył, iż gospodarz jego jest prawym synem Abrahama; ku większemu zgorszeniu prawowiernych Zacheusz został świętym: miał podobno połowę majątku rozdać pomiędzy ubogich i podwójnie wynagrodzić zło, które kiedykolwiek wyrządził. Nie było to zresztą zdarzenie odosobnione, które tak rozradowało Jezusa. Kiedy opuszczał miasto, ucieszył go niemało żebrak Bartymeusz[11], który go ustawicznie obwoływał »Synem Dawidowym«, choć kazano mu milczeć. Zdawało się przez chwilę, że szereg galilejskich cudów powtórzył się i w tej okolicy, która była tak podobną do prowincyi północnych. Przepiękna oaza Jerychońska, wówczas pewnie dostatecznie zawodniona, musiała należeć do najwspanialszych miejscowości Syryi. Józef Flaviusz mówi o niej z takim samym zachwytem, jak o Galilei, i nazywa ją, jak tamtą, »krainą boską«[12].

Po powrocie z owej wycieczki, niemal pielgrzymki do miejsc pierwszych swych proroczych występów, Jezus zatrzymał się w ukochanej Betanii, gdzie miało też miejsce szczególne zdarzenie, które wywarło decydujący wpływ na resztę dni jego życia[13]. Uczniowie niezadowoleni ze złego przyjęcia misyi królestwa bożego w stolicy, żądali od Jezusa jakiegoś wielkiego cudu, któryby wywarł silne wrażenie na niedowiarczych Jeruzalemczykach. Zdawało się, że najskuteczniej podziała wskrzeszenie jakiegoś człowieka, znanego w całem mieście. Należy baczyć, że główną podstawą krytyki jest uchwycenie różnic pomiędzy epokami i wyzbycie się czysto instynktownego strachu, jaki wpaja nam nawskróś racyonalistyczne wychowanie. Należy także przypomnieć sobie, że w tej Jerozolimie dusznej i brudnej Jezus już nie był sobą. Z winy ludzi, nie z własnej winy, utracił był pierwotną a jasną świadomość tego, czem był. Zrozpaczony, doprowadzony do ostateczności, nie był już panem siebie. Misya narzucała mu się gwałtem a on temu gwałtowi uległ. Jak to bywa zwykle z ludźmi podobnego powołania, robił on raczej cuda, których się ze wszystkich stron od niego domagano, a nie z własnego popędu. Wobec dziejowej odległości i jedynego tekstu, który o tem mówi a który ma wyraźne ślady późniejszych dodatków, niepodobna dziś stwierdzić, czy ów fakt, który się zdarzył w Betanii, jest w całości tylko wymysłem, czy też zaszło tam istotnie coś takiego, co dało wątek do podań. Wszelako należy przyznać, że relacya Jana zasadniczo się różni od opisu cudów, tego owocu fantazyi gminnej, przepełniającego ewangielie synoptyków. Dodajmy wreszcie, że Jan jest jedynym ewangielistą, który dokładnie nam przedstawia stosunek Jezusa do owej rodziny z Betanii, i że byłoby trudno pojąć, w jaki sposób mógłby wytwór fantazyi ludowej znaleść się w ramach tak czysto osobistych wspomnień. Prawdopodobnie zatem ów cud nie należy całkiem do legendy, za którą nikt nie odpowiada. Krótko mówiąc, wierzę, iż w Betanii zdarzyło się coś takiego, co wzięto za cud rzeczywisty.

Głos publiczny przypisywał Jezusowi już dwa czy trzy podobne czyny[14]. Ową rodzinę z Betanii wciągnięto może wbrew jej wyraźnemu uświadomieniu do tego ważnego dzieła, którego się domagano. Jezusowi oddawano tu niemal cześć boską. Zdaje się, że Łazarz był chory i że Jezus na specyalne wezwanie zmartwionych sióstr opuścił Pereę[15]. Radość z powodu jego powrotu mogła Łazarza ożywić. Ale i to jest możliwe, że ci namiętni ludzie, chcąc zamknąć usta oszczercom misyi ich przyjaciela, posunęli się zadaleko. Może też Łazarz, blady jeszcze po chorobie, kazał się niby umarły owinąć w prześcieradła i złożyć do grobu rodzinnego. Groby te kuto w skale; wnętrze ich było duże a czworokątne wejście zasuwano olbrzymim kamieniem. Marta i Marya wyszły naprzeciw Jezusa i poprowadziły go do grobu, nie dając mu wstąpić do Betanii. Ból, jakiego Jezus doznał przy grobie przyjaciela, o którym myślał, że umarł[16], może wydał się obecnym owem drżeniem i wstrząsaniem[17], jakie zwykle miało towarzyszyć cudom; lud bowiem wierzył, iż siła boska objawia się w człowieku w formie konwulsyi i epilepsyi. Jezus (wciąż według naszej powyższej hypotezy) chciał ukochanego przyjaciela raz jeszcze zobaczyć, a gdy kamień odsunięto, wyszedł z grobu Łazarz owinięty w prześcieradła, z chustą na głowie. Fakt ten musiał naturalnie być uznanym przez cały świat jako zmartwychwstanie. Wiara uznaje za prawo tylko to, co chce. Jeżeli cel jest dobry, gotowa używać złych środków, skoro dobre zawodzą. Jeżeli ten dowód nie wystarcza, ach są inne!... Jeżeli ten cud nie był prawdziwy, to przecież było tyle innych!... Łazarz i siostry, głęboko przekonani o tem, że Jezus był cudotwórcą, mogli mu byli dopomódz do dokonania jednego z nich, jak tylu pobożnych, którzy, przeświadczeni o prawdziwości swej religii, usuwali wątpliwości ludzi za pomocą pewnych środków, skutecznych na ich słabostki. Stan ich duszy był podobny do stanu owych stygmatyków, jasnowidzących, opętanych, którzy, pod wpływem otaczającego ich świata i własnej wiary w fakta zmyślone, porywali się do czynów podobnych. Jak potem święty Bernard i Franciszek z Assyżu, tak przedtem Jezus nie był wstanie powstrzymać żądzy cudów, ogarniającej tłumy i uczniów. Zresztą już w ciągu kilku następnych dni miała śmierć zwrócić mu boską wolność i zdjąć z niego fatalną konieczność występowania w roli, która z każdym dniem rodziła nowe wymagania i stawała się coraz trudniejszą.

Zdaje się, że wszystko zatem przemawia, iż cud dokonany w Betanii przyspieszył zgon Jezusa[18]. Osoby, które były świadkami tego zdarzenia, rozproszyły się po mieście i dużo o tem mówiły. Uczniowie znowu ze swej strony szeroko się nad tem rozwodzili, przedstawiając rzecz ze swego stanowiska. Inne cuda Jezusa miały znaczenie przemijające, rozpowiadano je dalej w dobrej wierze, rozpowiadano przesadnie, ale niebawem o nich zapominano. Ale tym razem rzecz była oparta na zdarzeniu prawdziwem, rozprawiano o niem jawnie, chciano zapomocą niego zmusić Faryzeuszów do milczenia[19]. Ponieważ rzecz nabrała istotnie rozgłosu, przeto przeciwnicy Jezusa byli niemało rozgoryczeni. Opowiadano, iż chcieli Łazarza zabić[20]. Pewnem natomiast jest tylko to, że najwyższy kapłan[21] zwołał wysoką radę, na której stawiono następujące krótkie pytanie: »Czy Jezus i judaizm mogą istnieć obok siebie?« W tem zapytaniu mieściła się już i odpowiedź, a arcykapłan, bez chęci zostania prorokiem, mógł był wygłosić tę krwawą zasadę: »Lepiej jest, żeby ten człowiek umarł za naród, niż żeby cały naród zginął«.

»Najwyższym kapłanem roku onego« mówiąc językiem czwartego ewangielisty, który bardzo trafnie kreśli poniżenie, do jakiego zeszła godność arcykapłańska, był Józef Kajafa, mianowany przez Valeriusa Gratusa a bardzo oddany Rzymianom. Odkąd Jerozolima podpadła pod zależność prokuratorów, godność arcykapłana stała się funkcyą odwołalną; prawie corocznie[22] składano arcykapłana z urzędu. Kajafa natomiast trzymał się dłużej, niż inni. Sprawował godność już w roku 25 a utracił ją dopiero w roku 36. O jego charakterze nie wiemy nic. Zdaje się wszelako, że władza jego była tylko tytularna, za czem przemawia wiele okoliczności. Widzimy obok niego i nad nim człowieka, który w chwili stanowczej, obecnie nas zajmującej, posiadał, jak się zdaje, władzę decydującą.

Człowiekiem tym był świekier Kajafy, Hanan albo Annasz[23] syn Seta, stary, zdegradowany arcykapłan, który w czasie licznych zmian pontyfikalnych zachował cały autorytet. Hanan otrzymał arcykapłaństwo w r. 7 naszej ery z rąk legata Quirinusa. Utracił tę godność w r. 14 po wstąpieniu na tron Tyberyusza; ale mimo to bardzo go poważano. Choć był pozbawiony godności swej, nazywano go w dalszym ciągu arcykapłanem i radzono się go we wszystkich ważnych sprawach[24]. Przez pięćdziesiąt lat bez przerwy arcykapłaństwo piastowała wyłącznie jego rodzina; pięciu jego synów dzierżyło ten[25] urząd po kolei, nie licząc zięcia jego Kajafy. Ot, co nazywano »rodziną kapłańską«, gdyż pontyfikat tym sposobem był niemal godnością dziedziczną[26]. Prawie wszystkie najwybitniejsze urzędy świątyni przypadły w udziale tej rodzinie[27]. Wprawdzie inne rodziny, a mianowicie rodzina Boëtusa[28], dzierżyła pontyfikat naprzemian z rodziną Annasza; ale ponieważ powodzenie rodziny Boëtusim wytrysło z mniej zaszczytnych źródeł, przeto pobożne mieszczaństwo znacznie mniej ją ceniło. Hanan był więc rzeczywistą głową stronnictwa kapłańskiego. Kajafa robił wszystko przez niego; przyzwyczajano się łączyć ich nazwiska a nawet stawiano na pierwszem miejscu nazwisko Hanana[29]. Łatwo tedy pojąć, że przy dorocznej zmianie pontyfikatu, zależnej od fantazyi prokuratora, stary arcykapłan, znający tajemnice tradycyi i wiedzący, jakie osoby wybierać, aby w rodzinie zajmowały podrzędniejsze stanowisko niż on, ważną musiał odgrywać rolę. Tak jak całe stronnictwo arystokracyi, grupującej się koło świątyni[30], był on Saduceuszem; należał więc, jak mówi Józef Flaviusz, do »sekty, która w swych wyrokach była bardzo surowa«. Wszyscy jego synowie byli również żarliwymi prześladowcami[31]. Jeden z nich, który jak ojciec nazywał się Hanan, kazał Jakóba, brata Pana, ukamienować śród okoliczności, przypominających bardzo śmierć Jezusa. Rodzina ta miała ducha śmiałego, pysznego, okrutnego[32]; posiadała ten rodzaj wzgardliwej i zaciętej złości, która jest tak charakterystyczna dla polityki żydowskiej. Za wszystkie też następne wypadki spada odpowiedzialność na Hanana i jego stronnictwo. To on (lub, jeśli kto woli, jego stronnictwo) zabił Jezusa. Hanan był głównym aktorem tego okropnego dramatu, więcej niż Kajafa, więcej niż Piłat; toteż na niego miało spaść brzemię przekleństw całej ludzkości.

Ewangielista włożył w usta Kajafy słowo, decydujące o śmierci Jezusa[33]. Przypuszczano, że arcykapłan posiada pewien dar proroczy; słowo to miało tedy dla chrześciańskiej społeczności znaczenie tajemniczej wyroczni. Ale bez względu na to, kto je wypowiedział, było ono wyrazem myśli całego duchowieństwa. Duchowieństwo było przeciwne wszystkim powstaniom ludowym; starało się zmieść wszystkich religijnych entuzyastów, mniemając nie bez słuszności, że mowy pełne egzaltacyi zgubią cały naród. Wprawdzie akcya wywołana przez Jezusa nie miała nic wspólnego z polityką bieżącą; wszelako kapłani lękali się, że ostateczną jej konsekwencyą będzie wzmożenie się jarzma rzymskiego i zburzenie świątyni, która była źródłem ich bogactw i zaszczytów[34]. Wiadomo, że nie chrześciaństwo stało się powodem zburzenia Jerozolimy w 37 lat później. Wywołała to sama Jerozolima, a nie Galilea. W każdym razie argumenty, podawane wówczas przez duchowieństwo, nie były tylko wynikiem złej woli, lecz miały za sobą pewną racyę. Biorąc rzeczy ogólnie, Jezus, gdyby dzieło swe przeprowadził, byłby bezwarunkowo doprowadził naród żydowski do upadku. Hanan i Kajafa mogli byli tedy powiedzieć ze słusznością na zasadzie politycznej, uznanej przez całą starożytność: »Lepiej niech ginie jeden człowiek, niż cały naród«. My dziś taką zasadę potępiamy. Ale tej zasady trzymały się wszystkie stronnictwa konserwatywne, odkąd ludzkość istnieje. Stronnictwo »porządku« (a biorę to słowo w owem ciasnem pojęciu) nie było nigdy inne. Wierząc w to, że sztuka rządzenia polega na powstrzymywaniu ruchów ludowych, uważa to za czyn patryotyczny, jeżeli zapobieżono rozlewowi krwi przez morderstwo sądowe. Mało dbając o przyszłość, nie zastanawia się nad tem, że występuje przeciw myśli, która może kiedyś zwyciężyć. Śmierć Jezusa była tylko jednym z czynów tej polityki. Ruch, jaki Jezus wywołał, miał wyłącznie charakter duchowy; ale był ruchem. Ludzie porządku mniemając, że głównym celem społecznym jest powstrzymywanie wszelkiego roznamiętnienia, chcieli położyć tamę rozszerzaniu się tego ducha. Nigdy nie przekazały nam dzieje bardziej znamiennego przykładu na dowód, jak taka polityka chybia. Gdyby Jezusowi nie stawiano przeszkód, byłby się wyczerpał w walce z utopią. Bezwzględna nienawiść przeciwników zapewniła powodzenie jego dziełu i wycisnęła na niem pieczęć jego boskości.

Śmierć Jezusa została tedy postanowiona w połowie lutego lub w początkach marca[35]. Ale Jezus uszedł jeszcze na jakiś czas. Schronił się do mało znanego miasteczka Efraim albo Efron, położonego w kierunku Betel a odległego od Jerozolimy o dzień drogi[36]. Tu spędził z uczniami kilka dni, aby przeczekać burzę. Ale już wydane zostały rozkazy pojmania go, gdziekolwiekby go spotkano. Zbliżały się święta Paschy; mniemano, że Jezus swoim zwyczajem uda się na te święta do Jerozolimy[37].





  1. Jan X, 23.
  2. Józef Flav. B. J. V, V, 2. Porów. Ant. XV, XI, 5; XX, IX, 7.
  3. Józef Flav., ustępy cytowane.
  4. Patrz wyżej str. 287—288. Sądzę, ze grobowce Zacharyasza i Absalona były pomnikami w tym rodzaju. Porów. Itin. a Burdig. Hierus. str. 153 (wyd. Schott’a).
  5. Mat. XXIII, 29; Łuk. XI, 47.
  6. Jan X, 22. Por. I Mach. IV, 52 i nast.; II Mach X, 6 i nast.
  7. Józef Ant. XII, VII, 7.
  8. Jan X, 40. Porów. Mat. XIX, 1; Marek X, 1. Synoptycy znają tę pielgrzymkę. Ale zdaje się, iż przypuszczają, że Jezus odbył ją, idąc z Galilei do Jerozolimy na Pereę.
  9. Eccli. XXIV, 18: Strabo XVI, II, 41; Justyn XXXVI, 3; Józef Flav. Ant. IV, VI, 1; XIV, IV, 1; XV, IV, 2.
  10. Łuk. XIX, 1 i nast.
  11. Mat. XX, 29; Marek X, 46 i nast.; Łuk. XVIII, 35.
  12. B. J. IV, VIII, 3. Porów. tamże I, VI, 6; I, XVIII, 5 i Ant. XV, IV, 2.
  13. Jan XI, 1 i nast.
  14. Mat. IX, 18 i nast.; Marek V, 22 i nast.; Łukasz VII, 11 i nast.; VIII, 41 i nast.
  15. Jan XI, 3 i nast.
  16. Jan XI, 35 i nast.
  17. Jan XI, 33, 38.
  18. Jan XI, 46 i nast; XII, 2, 9 i nast., 17 i nast.
  19. Jan XII, 9—10, 17—18.
  20. Jan XII, 10.
  21. Jan XI, 47 i nast.
  22. Józef Fl. Ant. XV, III, 1; XVIII, II, 2; V, 3; XX, IX, 1, 4.
  23. Ananus Józefa Flaviusza. W ten sam sposób hebrajskie imię Johanan zamieniło się na greckie Joannes albo Joannas.
  24. Jan XVIII, 15—23; Dzieje Apost. IV, 6.
  25. Józef Ant. XX, IX, 1.
  26. Józef Ant. XV, III, 1. B. J. IV, V, 6 i 7. Dzieje Apost. IV, 6.
  27. Józef Ant. XX, IX, 3.
  28. Józef Ant. XV, IX, 3; XIX, VI, 2; VIII, 1.
  29. Łuk. III, 2.
  30. Dzieje Apost. V, 17.
  31. Józef Ant. XX, IX, 1.
  32. Józef Ant. XX, IX, 1.
  33. Jan XI, 49—50. Patrz także VIII, 14.
  34. Jan XI, 48.
  35. Jan XI, 53.
  36. Jan XI, 54. Porów. II Paralip. XIII, 19; Józ. Flav. B. J. IV, IX, 9; Euzeb. i św. Hieronim De situ et nom. loc. hebr., patrz Έφρών i Έφραίμ.
  37. Jan XI, 55—56. Co do prządku opowiadań trzymałem się tu Jana. Synoptycy o przedśmiertnych chwilach Jezusa nie są szczególnie poinformowani.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Renan i tłumacza: Andrzej Niemojewski.