Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom II/Część pierwsza/Rozdział IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.
ZDRADA.

Księżna Saint-Dizier, wyszedłszy z margrabią, zatrzymała się w pokoju, przyległym do gabinetu, w którym pozostali Adrjanna, baron Tripeaud i doktór.
— Gdzie jest komisarz? — zapytała lokaja, który jej oznajmił przybycie tego urzędnika.
— W błękitnym pokoju.
— Proś go, aby był łaskaw chwilkę na mnie zaczekać.
Skoro lokaj odszedł, księżna przystąpiła żywo do margrabiego, którego twarz, zwykle spokojna i dumna, w tej chwili była posępną i bladą.
— Jak widzisz — zawołała księżna, szybko — Adrjanna wie o wszystkiem; cóż teraz robić?... co począć?
— Nie wiem — odrzekł d’Aigrigny zamyślony — ta wiadomość jest dla nas okropnym ciosem.
— Czy rzeczywiście wszystko stracone?
— Jeden jeszcze byłby środek ocalenia, a tym środkiem... jest doktór.
— Ale czyż to tak zaraz?... jeszcze dzisiaj?
— Za dwie godziny wszystko już byłoby zapóźno; ta przeklęta dziewczyna do tego czasu zdołałaby zobaczyć się i porozumieć z córkami generała Simon...
— Przebóg!... Fryderyku... to niepodobna... Baleinier nie będzie mógł nigdy... długiego potrzeba czasu, aby przygotować do tego...
— Nic nie szkodzi — odrzekł żywo margrabia — na wszelki wypadek warto, aby doktór spróbował.
— Ale pod jakim pozorem?
— Postaram się wynaleźć jakiś...
— Przypuściwszy, Fryderyku, że ci się uda wynaleźć jaki pozór, jeśli wypada działać jeszcze dzisiaj, tam nie będzie ku temu żadnego przygotowania.
— Bądź spokojna, tam na wszelki wypadek wszystko jest w pogotowiu.
— A jakże w tej chwili uprzedzić o tem doktora? — zapytała księżna.
— Wywołać go... mogłoby to obudzić podejrzenia i domysły twej siostrzenicy, czego przedewszystkiem należy unikać.
— Bezwątpienia, to nasze szczęście, że ona nic nie podejrzewa.
— Jest sposób — zawołał żywo pan d’Aigrigny — napiszę do doktora kilka słów, lokaj mu je zaniesie, jakgdyby list pochodził od kogo innego, od pacjenta, wzywającego spiesznej pomocy.
— Wyborna myśl... dobrze mówisz... ot tam, na tem biurku, jest wszystko, czego potrzeba do pisania... Śpiesz się... śpiesz... lecz czy uda się doktorowi?
— Prawdę mówiąc, nie śmiem spodziewać się z pewnością takiego wyniku — odrzekł margrabia, siadając do biurka z przytłumionym gniewem. — Dzięki tej rozmowie, która zresztą wypadła nad nasze spodziewanie, a którą ukryty za firanką stenograf spisał dosłownie, dzięki gwałtownym scenom, któreby niechybnie jutro musiały nastąpić, doktór, ostrożnie postępując, mógłby działać na pewno... Lecz żądać tego jeszcze dzisiaj.... natychmiast... Wiesz, Herminjo, byłoby szaleństwem myśleć o tem.
I margrabia rzucił pióro, które już trzymał w ręku, a potem dodał z gniewem:
— W chwili, kiedy się już wszystko miało udać, widzieć wszystkie nasze nadzieje zniszczone... A skutki!.. Skutki stąd będą okropne... Twoja siostrzenica... wiele nam zaszkodzi... za wiele!
— Fryderyku! — zawołała pani Saint-Dizier, współczując udręczeniu pana d’Aigrigny i chwytając go śpiesznie za rękę — zaklinam cię, nie rozpaczaj jeszcze... umysł doktora tak płodny jest w środki, a on tak nam oddany... aprobujmy tylko...
— Masz słuszność, przynajmniej spróbować należy — odrzekł margrabia, nieco spokojniejszy, pomyślawszy, że, jeżeli Adrjanna jeszcze dzisiejszego wieczora pójdzie do córek generała Simon, to i tak... może już ich nie zastanie.
— Nie należy się łudzić przesadną nadzieją; nie podobna spodziewać się, aby zlecenie Rodina tak szybko było wykonane... gdyby tak było, jużbyśmy o tem mieli wiadomość.
— To prawda... więc pisz do doktora... Bądź dobrej myśli, Fryderyku; w jakikolwiek bądź sposób, poradzimy sobie zawsze z tą piekielną dziewczyną... — a potem księżna dodała z całą wściekłością: — Oj Adrjanno, Adrjanno... zapłacisz ty drogo za twe zuchwałe sofizmaty i nasz niepokój.
Po wyjściu, księżna jeszcze raz wróciła i rzekła do pana d’Aigrigny:
— Zaczekaj tu na mnie; powiem ci, co znaczą odwiedziny komisarza, a potem razem wejdziemy do gabinetu


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.