Życie Buddy/Część pierwsza/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mijały miesiące i królowa poznała, że nadszedł dzień narodzin syna. Poszła do króla Sudhadany i powiedziała mu:
— O panie, pójdę do ogrodu. Ptaki śpiewają w drzewach, powietrze przesyca pył kwietny, pójdę tedy do ogrodu.
— Zali nie obawiasz się zmęczenia, królowo? — spytał.
— Istota czysta, którą noszę w łonie, narodzić się winna pośród czystych kwiatów, pójdę tedy do ogrodu.
Nie opierając się życzeniom Mai, rzekł król służącym:
— Przystrójcie co prędzej ogrody srebrem i złotem. Zawieście na drzewach drogocenne zasłony. Niech wszystko przybierze uroczystą postać, gdzie jeno stąpi królowa.
Potem dodał, zwrócony do Mai:
— Weź dzisiaj, o Majo, najwspanialsze szaty, wsiądź w przepyszną kolebkę, którą poniosą najpiękniejsze kobiety twoje, odziane w wonne stroje, przybrane w naszyjniki z pereł i naramienniki z drogich kamieni. Niech grają na lutniach, bębnach, fletach i niech śpiewają tak słodko, by zachwycić samych bogów nawet.
Spełniono królewskie rozkazy i gdy królowa stanęła w progu pałacu, straż powitała ją okrzykami radości. Brzmiały dzwony wesoło, pawie rozpościerały przepyszne ogony, a łabędzie śpiewały.
Maja zatrzymała kolebkę w gaju kwitnących drzew, wysiadła i poszła rozradowana ku jednemu z nich, niezrównanej piękności, o gałęziach uginających się pod ciężarem kwiecia. Przygarnęła delikatnie do siebie jedną z nich i oto w tej chwili kobiety, będące przy niej, przyjęły w ramiona piękne niemowlę. Matka uśmiechała się.
Nagle zadrżało radością wszystko, co żyje. Wstrząsnęła się ziemia, usłyszano w niebie śpiew i taniec. Drzewa rozmaitych pór roku rozbłysły kwiatami i dojrzałym owocem. Niebo przelśniły najczystsze promienie. Chorzy ozdrowieli, biedacy znaleźli złoto, rozwarły się bramy więzień, a źli przejrzeli i uznali swe winy.
Jedna ze służebnic Mai pobiegła do króla, wołając:
— Panie, o panie, syn ci się narodził, syn, który chwałą okryje dom twój.
Nie był w stanie rzec słowa, ale promieniał radością, bowiem pojął szczęście swoje.
Zaraz zgromadził wkoło siebie wszystkich Sakjów i polecił, by poszli z nim do ogrodu, gdzie przyszło na świat dziecię. Ruszyli tłumnym orszakiem, a w ślad za nimi szli bramini niezliczeni. Stanąwszy przed dziecięciem, pokłonił się król i rzekł:
— Pokłońcie się, jak ja, księciu, któremu daję
imię Sidharta.
Skłonili się wszyscy, a natchnieni przez bogów bramini zanucili pieśń:
— Już nie są twarde i uciążliwe ścieżki ludzkie, już wszystkie stworzenia radują się, bowiem przyszedł na świat ten, który da mu szczęście. Jasność przenika ciemń, słońce i księżyc zda się zagasły, bowiem zrodził się ten, który da światłość światu. Ślepi widzą, głusi słyszą, opętani odzyskują zmysły, bowiem on otworzy oczy, uszy i da rozum światu. Woniejące wiatry łagodzą cierpienia istot żywych, bowiem zszedł ku nam ten, który leczy i da zdrowie światu. Ogień nie parzy okrutnie, rzeki wstrzymały się w biegu, ziemia lekko zadrżała, albowiem on ci to jest, który ujrzy prawdę.