Światła i kwiaty/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Światła i kwiaty
Podtytuł Myśli zebrane z utworów Henryka Sienkiewicza
Wydawca K. Kozłowski
Data wyd. 1896
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI.
POSTĘP. — OŚWIATA. — CYWILIZACYA. — WYCHOWANIE. — OTOCZENIE. — WYKSZTAŁCENIE. — PRASA. — PRAWO. — SALON.

Pedagogia lepiej spełnia swe zadanie, gdy dziecko czuje rękę prowadzącą je łagodnie, nie zaś nogę przygniatającą mu piersi i depcącą wszystko, co go nauczono czcić i kochać w domu.

Mężczyźnie ukształcenie daje pozycyę, ale z kobietami inna rzecz. W kobiecie wykształcenie powinno być zastosowane do pozycyi, jaką ona w przyszłości ma zająć.

Wszędzie i we wszelkich stosunkach szacunek pracy rodzi równość, równość podtrzymuje z kolei ten szacunek; równość obyczajowa i intellektualna znosi różnice w życiu.

Chwytanie się wszelkich ludzi za wszelką pracę, dzielnie przyczynia się do podtrzymania równości w obywatelskiem i prywatnem życiu.

Owo prawo naukowe o koniecznej zagubie ludów, spotykających się z cywilizacyą, daje się wyjaśnić, nie absolutną niezdolnością tych ludów, ale tem właśnie, że nie mają czasu cywilizować się tak, jak cywilizowały się ludy europejskie t. j. drogą ciągłego i stopniowego rozwoju.

Przenoszenie żywcem i na ślepo obcych instytucyi, dlatego tylko, że one gdzieindziej zbawienne są i dobre, może być bardzo dla nas szkodliwem, i ktoby tak czynił, byłby podobny do owego doktora amerykańskiego, który wszelkie słabości leczył aloesem, twierdząc, że czy pacyent przychodzi do zdrowia, czy umiera, on jako doktór zawsze tylko dopomaga naturze.

Dziś posiadać znajomość kilku języków, jest to mieć chleb w ręku. Można być wprawdzie »naszym znanym i powszechnie uczonym« nie umiejąc żadnego; ale w interesie własnym lepiej jest, umieć jak najwięcej.

Młody człowiek powinien mieć i utrzymywać dobre stosunki towarzyskie, zwłaszcza, gdy ma do nich prawo.

W mieście wszystkie dziwactwa ludzkie i śmieszności ścierają się wzajemnie, a na wsi łatwiej ludzie zmieniają się w oryginałów.

Nie lubię prasy i uważam ją za jednę z plag, trapiących ludzkość. Szybkość, z jaką zaznajamia ludzi z wypadkami, równoważy się pobieżnością informacyi, a nie wynagradza tego niesłychanego zbałamucenia opinii publicznej, jakie każdy, kto się nie uprzedza, musi dostrzedz. Dzięki gazetom, zanikł ten zmysł, na mocy którego ludzie odróżniali prawdę od fałszu, zanikło poczucie słuszności, poczucie prawa i bezprawia, zło stało się bezczelnem, krzywda poczęła przemawiać językiem sprawiedliwości, słowem: ogólna dusza ludzka stała się niemoralną i oślepła.

Na świecie do wszystkiego można się przyczepić, bo choć co jest zgodne z duchem prawa, zawsze niemal, w mniejszym lub większym stopniu, nie czyni zadość jego literze, a sądy muszą trzymać się litery.

Przewaga charakteru politycznego i informacyjnego nad literackim, stanowi poniekąd różnicę między prasą amerykańską a europejską. Odpowiada ona dokładnie charakterowi i usposobieniom ludu amerykańskiego, który w dzienniku szuka pozytywnych, związanych z interesami politycznemi, przemysłowemi i handlowymi wiadomości, nie zaś stylistycznej okrasy, dowcipu, lub pisarskiego polotu.
Z drugiej jednak strony, z tej jednostronności tak ludu jak i jego organu wypływa to, że kiedy u nas np. prenumerowanie dziennika odpowiada więcej potrzebom czysto umysłowym i uważa się poniekąd za zbytek, bez którego większość mieszkańców po bohatersku obchodzić się umie, w Ameryce dziennik stanowi taką realną potrzebę każdego człowieka, jak np. chleb.

W stosunkach towarzyskich szczery poklask znajduje przedewszystkiem taki umysł, który się umie zawiesić na każdym przedmiocie, jak małpa zawiesza się ogonem na gałęzi — i wywracać koziołki. Im bardziej owe koziołki będą cudaczne i nagłe a niespodziewane, tem powodzenie będzie pewniejsze.

U nas opinię publiczną wytwarzają kanapy, ile razy pojawi się jakaś nowa myśl z zagranicy, natychmiast podnosi się taki wrzask, takie larum, że trzeba mieć chyba odwagę graniczącą z zuchwałością, aby jakąś reformę lub wogóle coś niebywałego chcieć wprowadzić.

Nauka nie powinna być tragedyą dla dzieci, łacina nie może zastąpić powietrza i zdrowia, a dobry lub zły akcent nie powinien stanowić o losie i życiu maleńkich istot.

Wszelkie urządzenia społeczne wtedy są dobre, kiedy są najodpowiedniejsze usposobieniu narodu, jego obyczajom, tradycyom, wreszcie kiedy zapewniają największy rozwój społeczny; złe zaś wówczas, kiedy ten rozwój hamują, i kiedy chcą pozostać formą niewzruszoną i wieczną; wtedy nawet, kiedy już treść wewnętrzna innych zewnętrznych kształtów wymaga.

W Europie obejmuje cywilizacya tylko niektóre klasy społeczne, a raczej jednę, która zagarnia i chłonie w sobie wszystko. Cały świat istnieje tylko w niej i dla niej, nauka i wiedza jest wyłącznie jej udziałem: poezya, sztuki, ruch umysłowy, słowem, wszystko, co życie czyni prawdziwie pięknem, wzniosłem i duchowem, co stanowi prawdziwie ludzką, estetyczną i intellektualną stronę tego życia, istnieje tylko w niej i dla niej, a spełnia się tylko przez nią. Poza nią nikt nic nie wie, nikt nic nie umie. Ów świat wyższy pisze, sądzi, mówi, wytwarza opinię społeczną, wydaje dzienniki, napełnia galerye obrazów, biblioteki, teatra; słowem, jest całą cywilizacyą, poza którą istnieje ogromna mętna fala ludzi, żyjąca życiem mniej więcej fizycznem, nieuobyczajona, ciemna, gruba.

Ze wszystkich prawd społecznych najmniej podpada wątpliwości ta jedna, że rozwój oświaty prowadzi za sobą i rozwój moralności.

Jest na niebie droga mleczna, i jak Bogu potrzeba, to bierze z niej kurzawę i tworzy nowe światy... Jest taka sama droga mleczna duchowa, złożona ze wszystkiego, co ludzie myśleli i czuli. Wszystko w niej jest: i to, co robili geniusze, i dzieła talentów, i wysiłki myśli męskiej, i uczciwość kobiecych serc, i ludzka dobroć i ludzkie bole: nic nie ginie, choć wszystko się w pył obraca, bo z tego pyłu, za wolą Boską, tworzą się nowe duchowe światy dla ludzi.

Człowiek się ociera o ludzi i nie jedno w sobie zetrze.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Henryk Sienkiewicz, Władysław Rabski.