Święty/Część II/Rozdział czwarty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor John Galsworthy
Tytuł Święty
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1933
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stella Landy-Feldhorn
Tytuł orygin. Saint’s Progress
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ CZWARTY.

Kiedy Leila otworzyła drzwi Edwardowi Piersonowi, oczy jej uśmiechały się, a wargi pełne były łagodności. Była cała jakby uosobieniem uśmiechu i miękkości. Uścisnęła obie jego ręce. Wszystko sprawiało jej tego dnia przyjemność, nawet widok tej smutnej twarzy. Kochała i była kochana; miała teraźniejszość, miała znowu przyszłość, nie była zdana jedynie na bogatą przeszłość; musiała odprawić Edwarda w przeciągu pół godziny, gdyż potem miał przyjść Jimmy. Usiadła na tapczanie, ujęła jego rękę z siostrzaną serdecznością i rzekła:
— Proszę, powiedz mi wszystko, Edwardzie. Widzę, że masz zmartwienie. Cóż to takiego?
— Chodzi o Noel. Chłopak, którego kochała, został zabity.
Wypuściła jego rękę ze swojej.
— Och, nie! Biedne dziecko! To okropne! — Łzy napłynęły jej do oczu, otarła je maleńką chusteczką. — Biedna, biedna, mała Noel! Czy bardzo go kochała?
— Zaręczyła się z nim zupełnie niespodzianie, cała rzecz trwała bardzo krótko. Obawiam się jednak, że wzięła to sobie rozpaczliwie do serca. Nie wiem, jak ją pocieszyć; tylko kobietaby to umiała. Przyszedłem cię zapytać, czy myślisz, że powinna dalej pracować? Jak ci się zdaje, Leilo? Jestem zupełnie bezradny!
Leila spojrzała na niego i pomyślała:
— Bezradny? Tak wyglądasz, mój biedny Edwardzie!
— Jestem za tem, żeby pracowała dalej — rzekła — praca pomaga; to jedyna rzecz, jaka wogóle pomaga. Zobaczę, czy uda mi się wpłynąć na przełożoną, żeby jej pozwoliła pielęgnować chorych. Powinna się zetknąć z cierpieniem i z żołnierzami; robota w kuchni będzie ją teraz bardzo denerwowała. Czy był bardzo młody?
— Tak. Chcieli się pobrać. Byłem temu przeciwny.
Wargi Leili skrzywiły się w niewidocznym uśmieszku ironji. — Bardzo to do ciebie podobne — pomyślała.
— Nie mogłem znieść myśli, że Nolli wejdzie w małżeństwo tak nagle bez zastanowienia; znali się wszystkiego trzy tygodnie. Bardzo mi to ciężko przyszło, Leilo. A potem nagle posłali go na front.
Niechęć wezbrała w sercu Leili. Że też zawsze musieli się znaleźć ludzie, poczytujący sobie za obowiązek zabijać wszelką radość! Tak, jakby jej samo życie nie zabijało dość prędko. Twarz kuzyna z malującą się na niej zatroskaną dobrocią była jej w tej chwili prawie wstrętna. Szpecił ją i zaciemniał w oczach Leili wyraz mnisiej świątobliwości. Odwróciła głowę, spojrzała przelotnie na zegar nad kominkiem i pomyślała: — Tak, onby z pewnością chciał rozłączyć mnie z Jimmym. Powiedziałby: — Och, nie, droga Leilo — nie powinnaś kochać — to grzech! Jakże nienawidzę tego słowa!
— Według mnie najgorszą rzeczą w życiu, — powiedziała znienacka, — jest tłumienie naturalnych instynktów. Ludzie tłumią je w sobie i żądają od innych, by je też tłumili, jeżeli tylko potrafią; w tem właśnie leży przyczyna połowy nieszczęść tego świata.
Widząc zdziwienie na jego twarzy z powodu tego małego wybuchu, którego przyczyn znać nie mógł, dodała szybko:
— Mam nadzieję, że Noel przeboleje to rychło i znajdzie kogoś innego.
— Tak. Gdyby się byli pobrali, byłoby o wiele gorzej. Dzięki Bogu, że się tak nie stało!
— Nie wiem. Mieliby godzinę szczęścia. Nawet jedna godzina szczęścia jest dzisiaj coś warta.
— Dla tych, którzy wierzą w doczesność — może.
— Jeszcze dziesięć minut — pomyślała. — Mój Boże, czemu on nie odchodzi? — Ale właśnie w tej chwili wstał i serce Leili zabiło znów żywiej dla niego.
— Tak mi przykro, Edwardzie. Jeżelibym ci mogła być w jakikolwiek sposób pomocna — postaram się jutro załatwić sprawę jaknajlepiej dla Noel; i proszę cię, wpadnij do mnie, ilekroć masz ochotę.
Ujęła jego rękę w obie dłonie, a choć obawiała się, że usiądzie znowu, nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć mu przyjaźnie w oczy i nie uścisnąć jego ręki z pełną współczucia serdecznością.
Pierson uśmiechnął się; widok tego uśmiechu budził w Leili zawsze litość dla niego.
— Dowidzenia Leilo; jesteś dla mnie bardzo dobra i miła. Dowidzenia.
Serce jej wezbrało ulgą i współczuciem; odprowadziła go do samych drzwi.
Biegnąc wgórę schodami, pomyślała znowu: — Mam jeszcze czas. Co włożyć? Biedny Edward, biedna Noel! Jaki kolor lubi Jimmy? Och! Czemu go nie zatrzymałam dziesięć lat temu — zmarnowałam tyle lat! — Strojąc się z gorączkowym pośpiechem, podeszła z powrotem do okna i stała tak pociemku, wyczekująco. Krzak jaśminu, rosnący na dole, siał ku niej swą woń.
— Czy wyszłabym za niego, — pomyślała — gdyby mi się oświadczył? Ale on mi się nie oświadczy — pocóżby miał to teraz czynić? A pozatem, nie zniosłabym, że by myślał. że pragnę od niego stanowiska, czy pieniędzy. Ja chcę tylko miłości — miłości — miłości!
Powtarzanie tego słowa wywołało w niej cudowne poczucie siły i spokoju. Jak długo będzie pragnęła tylko miłości, tak długo ją z pewnością będzie miała.
Z za węgła kościoła wyłoniła się wysoka postać i szła w kierunku jej domu. To on! Nagle wpadło jej coś na myśl. Podeszła do małego czarnego fortepianu, usiadła i zaczęła śpiewać piosenkę, którą mu śpiewała dziesięć lat temu. „Ach gdybym była rosą srebrzystą“...
Nawet gdy wszedł do pokoju, nie odwróciła głowy, tylko nuciła dalej słowa pieśni, czując że Jimmy stoi tuż za nią. Ale kiedy skończyła, zerwała się z miejsca, oplotła go ramionami, przyciągnęła go do siebie i wybuchnęła łzami na jego ramieniu; myślała o Noel i tym zabitym chłopcu, myślała o tysiącach innych chłopców, myślała o własnem szczęściu, o dziesięciu zmarnowanych latach, o tem, jak krótko trwa życie i miłość; myślała, sama nie wiedząc o czem myśli! A Jimmy Fort, bardzo wzruszony tym wybuchem uczuć, który tylko w połowie rozumiał, tulił ją mocno i całował jej mokre policzki i szyję, bladą i ciepłą w ciemności.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Galsworthy i tłumacza: Stella Landy-Feldhorn.