[51]ŚMIERĆ.
1.
Chmur schorzałych szare cielska
Nudę sypią na ulicę.
Siwa śmierć obywatelska
Puka w stęchłe okiennice.
Szyby drżą umorusane,
Jakieś szare, jakieś mgliste,
Domy smutne, drzewa pijane,
A zmiłuj się Jezu Chryste!
Duszą chmury, jak widziadło...
Płot-staruszek się pochyla;
Deszcz, wichrzaste czupiradło,
Zacznie padać lada chwila.
Ze spiekoty zżółkły zielska,
Co pod płotem w piachu rosną,
Siwa śmierć obywatelska
Jakoś minę ma żałosną.
Płot-staruszek z śmiercią gwarzy...
Czeka listu panna-młoda,
Pan aptekarz ziółka warzy,
Ostrzy brzytwy golibroda.
[52]2.
Suną miastem jakieś strachy,
Nuda się po domach włóczy...
Ksiądz z doktorem grają w szachy,
Doktór sapie, ksiądz coś mruczy.
A w pokoju smętek chodzi,
W kąty zerka, w gratach szuka — —
— A wyjrzyj no pan dobrodziej,
Co za licho w okna puka...
„Tere-fere“... — Niby-niby...
„Szach królowi“... — Jest osłonka...
„Jeszcze raz“... — A nawet gdyby...
„Zaraz, zaraz — biorę pionka“...
Grają, bają, a śmierć czeka,
A śmierć siedzi koło płota,
Jeszcze myśli, jeszcze zwleka,
Ruszyć się jej nieochota.
„Ślicznie, ślicznie... idzie konik“...
— Idzie wieża... Konik capie!“...
I coś mruczy ksiądz kanonik,
A pan doktór ciągle sapie.
[53]3.
„Czemuś oczki zapłakała,
Moja Ty-y-y kochanko miła?“
— Rosła w polu brzózka biała,
Brzózkę burza powaliła...
Kumo, kumo, czas do dzieła!
Błysło... hukło... Deszcz już bryzga...
Śmierć pod boki się ujęła
I do płotu się umizga.
...Chmur schorzałych szare cielska
Strugi sączą na ulicę,
Siwa śmierć obywatelska
Puka w stęchłe okiennice.
— Dobrodzieju, ktoś tam puka...
(Doktór księdzu pionka bierze)
„A niech puka, a niech stuka!
Eskulapciu, biorę wieżę!“
— Dobrodzieju, ano trudno,
Zagapiłem się maleńko!
Twoja partja... (Nudno... nudno...)
„Dajno wina, Marysieńko!“
[54]4.
A śmierć śmieje się, chichoce,
Taka straszna, taka blada...
Ku sąsiedzkiej starej kwoce
Czarna suka się podkrada...
Hyc! — skoczyła. Dusi gardło,
Łypie ślepskiem stara suka...
„Mój doktorze... dech mi sparło“...
— Dobrodzieju, ktoś tam puka...
„A niech puka! Nie otworzę!
Pijmy — nasza przyjacielska!“
(Moknie siwa śmierć na dworze,
Moknie śmierć obywatelska).
A pan doktór zbladł na twarzy:
— Księże, księże, do modlitwy!
(Pan aptekarz ziółka warzy,
Golibroda ostrzy brzytwy).
Drzewa jęczą, drzewa mokną,
Ktoś tam płacze, ktoś tam biada,
I skoczyła śmierć przez okno,
Taka straszna, taka blada...