[240]CIX.
Łowienie rybek.
Jakże nieznośny Wawrzynek:
Poszedłem właśnie pod młynek,
[241]
Gdyż uczułem wielką chętkę,
Nałapać rybek na wędkę;
Siadłem sobie nad grobelką
I śledzę z uwagą wielką,
Azaliż płoteczka jaka
Nie uchwyci za robaka...
Mija kwadrans, pól godziny,
Wtém nagle z wody głębiny
Spory się okoń przemyka,
I płynie wprost do haczyka,
Chcąc połknąć przedmiot zdradliwy;
Ja nań patrzę ledwie żywy,
Wśród niepewności omamień,
Gdy wtém buch! ogromny kamień
Z wielkim pluskiem w wodę wpadnie,
Ryba myk! i już jest na dnie.
Któż to zrobił jeśli nie ty?
Sameś się przyznał niestety
Do téj sprawki. „Jestem winny,
Jam to zrobił, nie kto inny;
Ale słuchaj — gdyś nad brzegiem
Siadł, śledząc za rybek biegiem,
Ja wciąż po za tobą stałem,
I w przezroczu wód widziałem,
Jak ta rybka nieszczęśliwa,
Zwolna do wędki podpływa,
Nie zgadując swojéj zguby...
O, braciszku miły, luby,
Mówić nawet nadaremno,
Co się wtedy działo ze mną;
Tak mi żal było niebogiéj,
Tak mnie obszedł los jéj srogi,
[242]
Żem bez wiedzy, woli, chęci,
Mając tylko w swéj pamięci
Los biédaczki... kamień rzucił...
Teraz, jeślim cię zasmucił,
Przebacz!” Lecz brat wędki ciśnie,
W oczach łezka mu zabłyśnie,
I zawoła do dziecięcia:
„Bracie — tu, w moje objęcia!
O, nie tłumacz się daremnie,
Boś ty więcéj wart odemnie!”