Zeznanie Joanny Kryńskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w rejonie Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej w Warszawie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Zeznanie Joanny Kryńskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w rejonie Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej w Warszawie • Joanna Kryńska
Zeznanie Joanny Kryńskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w rejonie Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej w Warszawie
Joanna Kryńska

Protokół przesłuchania świadka

Warszawa, 14 III 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie Halina Wereńko, działając na mocy Dekretu z 10 XI 1945 r. o Głównej i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (DzURP, nr 51, poz. 293), przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi.

Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie oraz o treści art. 107 i 115 kpk. świadek zeznał, co następuje:

Imię i nazwisko: Joanna Ewa Kryńska,
Imiona rodziców: Albert i Anna z domu Zawadzka,
Data urodzenia: 19 IX 1915 w Charbinie,
Wykształcenie: lekarz,
Wyznanie: rzymskokatolickie,
Miejsce zamieszkania: Warszawa-Grochów, Zaliwskiego 19 m. 8,
Narodowość i przynależność państwowa: polska,
Zawód: asystent I Kliniki Chorób Wewnętrznych UW

W czasie powstania warszawskiego 1944 roku byłam przydzielona na punkt sanitarny AK do szpitala Św. Stanisława przy ul. Wolskiej. Po zajęciu szpitala przez oddziały niemieckie w dniu 5 sierpnia 1944 roku pozostałam na terenie szpitala jako lekarz. Około 10 sierpnia przybył do szpitala Oberführer Dirlewanger, który zamieszkał w szpitalu. Znając dobrze język niemiecki musiałam służyć jako tłumaczka i dzięki temu rozmawiałam z Dirlewangerem i innymi oficerami. Z rozmów tych zorientowałam się, że Wolę zajęły oddziały niemieckie i własowcy z Kampfgruppe Reinefarth, która wchodziła w skład dywizji Hermann Goering. Kto stał na czele dywizji Hermann Goering – tego nie udało mi się ustalić. Sztab przebywał w pałacu Brühla.

Mówili mi oficerowie niemieccy, iż raz jeden Reinefarth przyjeżdżał do szpitala Św. Stanisława.

Dirlewanger kierował akcją na terenie ulicy Wolskiej i okolicy. Oddziały mu podległe składały się z przestępców kryminalnych i politycznych, co dotyczyło także i oficerów. Dirlewanger w rozmowie opowiadał mi, iż jest przyjacielem Himmlera, wszyscy oficerowie bardzo się z nim liczyli i mówili, iż jest to ważna osobistość. W czasie pobytu Dirlewangera w szpitalu aż do końca września 1944 roku sprowadzono dla niego z domów Warszawy bardzo piękne dywany i srebra. Dirlewanger nocował czasem i w pałacu Brühla.

W pierwszej połowie sierpnia 1944 roku w czasie rozmowy ze mną i dr Kubicą Dirlewanger powiedział, iż to, co się dzieje w Warszawie z ludnością cywilną, jest niczym wobec tego, co się działo w Rosji, gdzie jego żołnierze nie pozostawiali po sobie żywego człowieka, mordując i gwałcąc kobiety. Mówił, że to jest potrzebne dla zwycięstwa Niemiec, tym więcej, iż chodzi o narody niżej stojące pod każdym względem od Niemców. Słowianie są to Untermenschen, własowcy także do Niemiec nie dojdą. Mówił, iż jego oddziały są specjalnie wyszkolone do tłumienia partyzantki. Dirlewanger współpracował ściśle z gestapo warszawskim, które mieściło się w domu przy kościele Św. Wojciecha. Był tam szef wydziału badania nastroju ludności z alei Szucha, Spilker, którego Dirlewanger kilka razy wzywał celem robienia czystki w szpitalu. Na skutek tego lekarze niemieccy wybierali kilkakrotnie ciężko chorych (gruźlica) oraz młodych chłopców, których ukrywaliśmy, trzymając w łóżkach. Zabrani przez gestapo częściowo byli doprowadzeni do kościoła Św. Wojciecha, częściowo ginęli bez wieści. W schronach szpitala pośród przebywającej tam ludności cywilnej z okolicznych domów gestapo wybierało ludzi na oko lub na podstawie donosów i kierowało częściowo do obozu w Pruszkowie, częściowo osoby te ginęły bez wieści. Gestapo na wezwanie Dirlewangera przeprowadziło trzy czy cztery razy takie czystki w naszym szpitalu. Ile razem zabrano osób, tego nie wiem. Na rozkaz szefa wydziału zdrowia w dystrykcie Lambrechta dr Hartlieb i inni pakowali i odsyłali samochodami do Niemiec urządzenia szpitala (mikroskopy itd.) podobnie jak i w innych szpitalach. Po zajęciu szpitala przez oddziały niemieckie w dniu 5 sierpnia 1944 roku Untersturmführer SS zwrócił się do dr Kubicy pełniącego obowiązki naczelnego lekarza szpitala o wyznaczenie lekarza i dwu pielęgniarek do niemieckiego punktu sanitarnego. Dr Kubica wyznaczył dr Rygalskiego, mnie i pielęgniarkę z punktu sanitarnego AK, której nazwiska nie pamiętam. Wobec tego, iż w tym czasie na ulicy Wolskiej Niemcy rozstrzeliwali wszystkich przechodniów, myśląc, że chodzi o wyprowadzenie na egzekucję, nie chciałam iść, wówczas Untersturmführer SS dał mi słowo honoru, że nie zostaniemy rozstrzelani. Eskorta prowadziła naszą grupę ulicą Wolską. Idąc, przed każdym domem widziałam pijanych Niemców, ulica była usłana trupami. Nie wchodząc do ulicy Bema, po tej samej stronie co szpital Św. Stanisława pod czerwonym murem widziałam grupę około stu pięćdziesięciu osób, w tym przeważnie kobiety i dzieci ustawionych gromadą, otoczonych przez żołnierzy SS.

Przechodząc słyszałam salwy. Po kilku godzinach wracając, widziałam w tym miejscu leżące zwłoki. Eskorta doprowadziła naszą grupę do wału kolejowego, gdzie jak się okazało, nie było żadnego punktu sanitarnego. Przy stoliku siedział major Stabsarzt Hartlieb z Kampfgruppe Reinefarth, który zwrócił się do naszej eskorty mówiąc: „Po coś ich przyprowadził, nie potrzebujemy żadnych Polaków, a tylko musimy ich rozstrzelać.” Niedaleko od stolika siedzieli dr Manteuffel i dr Wesołowski, oddzieleni od grupy prowadzonej ze Szpitala Wolskiego do fabryki parowozów, z której, jak słyszałam, pozostałych mężczyzn rozstrzelano.

Doktorzy ci zostali przyprowadzeni także do punktu sanitarnego niemieckiego. Podeszłam do dr Hartlieba i oznajmiłam, iż oficer niemiecki dał mi słowo honoru, że nie zostaniemy rozstrzelani. W dalszej rozmowie dr Hartlieb powiedział, iż jest wyraźny rozkaz Himmlera, by wszystkich Polaków w Warszawie, niezależnie od płci i wieku, rozstrzeliwać, że Warszawa ma być zrównana z ziemią celem okazania Europie, co znaczy powstanie przeciwko Niemcom. Następnie dr Hartlieb, pozostawiając nas pod eskortą, pojechał motocyklem do szpitala Św. Stanisława celem sprawdzenia, czy naprawdę oficer niemiecki dał słowo, iż mamy uniknąć rozstrzelania. Po powrocie oznajmił, iż uzyskał drogą zabiegów i próśb zezwolenie władz, by nas nie rozstrzeliwać, po czym odesłał nas wraz z dr Wesołowskim i Manteufflem do szpitala Św. Stanisława.

W dniu 7 sierpnia 1944 roku oficerowie niemieccy w rozmowie opowiedzieli mi, iż poprzedni rozkaz rozstrzeliwania wszystkich Polaków został cofnięty, natomiast otrzymali rozkaz rozstrzeliwania jedynie wszystkich mężczyzn. Od kogo rozkaz pochodził i kto cofnął poprzedni rozkaz – tego mi nie mówili. Po kilku dniach z rozmowy z oficerami niemieckimi dowiedziałam się, iż ponownie wyszedł rozkaz rozstrzeliwania jedynie mężczyzn złapanych z bronią w ręku i podejrzanych o udział w akcji powstańczej, zresztą bez sądzenia. Ten rozkaz był utrzymany aż do kapitulacji.

W dniu 7 sierpnia 1944 roku po uzyskaniu zezwolenia dr Hartlieba w eskorcie dwóch żołnierzy niemieckich ja, dr Manteuffel, dr Wesołowski i pięć szarytek, zabierając nosze, udaliśmy się do piwnic okolicznych domów celem zabrania rannych.

Przechodząc ulicą Młynarską przed gmachem Dyrekcji Tramwajów, widziałam stos trupów mogący liczyć ponad sto zwłok. Na jednej z ulic bocznych koło Srebrnej z piwnicy zabraliśmy kilku rannych na nosze. W piwnicy pozostało około dwunastu osób ludności cywilnej.

Widziałam, jak po naszym wyjściu szedł do tej piwnicy Ukrainiec, a po chwili ktoś nam powiedział, iż pozostali w piwnicy zostali rozstrzelani. Nasza eskorta na interwencję odpowiedziała, iż nic nie może zrobić, ponieważ Ukraińcy mają rozkaz rozstrzeliwania wszystkich Polaków oraz że nasze zbieranie rannych więcej jeszcze kieruje Ukraińców do rozstrzeliwania ludności w piwnicy. Wobec tego więcej z noszami nie wychodziliśmy.

Słyszałam od oficerów niemieckich, iż przez cały czas zamieszkiwania w szpitalu Dirlewanger kontaktował się z pałacem Brühla. Mówili mi także oficerowie niemieccy, iż oddziałów Wehrmachtu na terenie Woli nie było, ja sama też żołnierzy Wehrmachtu na Woli nie widziałam aż do kapitulacji. Esesmani mówili, iż do nich należy „oczyszczenie terenu”.

Na tym protokół zakończono i odczytano.

(–) Joanna Kryńska



Ten tekst nie jest objęty majątkowymi prawami autorskimi lub prawa te wygasły. Jest zatem w domenie publicznej. Więcej informacji na stronie dyskusji.