Zdrada Wincentego z Szamotuł

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Potkański
Tytuł Zdrada Wincentego z Szamotuł
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1899
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
STUDYA NAD XIV WIEKIEM Nr. V.
ZDRADA
WINCENTEGO Z SZAMOTUŁ
NAPISAŁ
KAROL POTKAŃSKI.
separator poziomy
KRAKÓW.
NAKŁADEM AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI
SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI SPÓŁKI WYDAWNICZEJ POLSKIEJ.
1899.
Osobne odbicie z Tomu XXXVIII. Rozpraw Wydziału historyczno-filozoficznego Akademii Umiejętności w Krakowie.
W Krakowie, 1899. — Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod zarządem J. Filipowskiego.



Studya nad XIV wiekiem Nr. V.
Zdrada Wincentego z Szamotuł.
Napisał
KAROL POTKAŃSKI.
separator poziomy

Władysław Łokietek zajął Wielkopolskę w końcu 1312 roku. Dzięki słabości synów Henryka Głogowczyka, nie znalazł on w niej silnej partyi śląskiej — ale znalazł gorętszych i mniej gorących stronników. Do najbardziej mu oddanych należeli bezwątpienia Nałęcze, z których rodu pochodził Wincenty z Szamotuł — do mniej chętnych należał ród Zarębów, a kto wie czy i nie Łodziów. Oba te rody straciły na znaczeniu, być może, wskutek zajęcia Wielkopolski przez Łokietka. Roku 1316 umiera Andrzej Zaręba biskup poznański, główna podpora tego przemożnego domu. Zostają już tylko na urzędach: Marcin wojewoda kaliski i Piotr kasztelan poznański [1], brat biskupa Andrzeja. Inaczej bywało za czasów króla Przemyśla i za pierwszych rządów Władysława Łokietka w Wielkopolsce, kiedy to Zarębowie opanowali wszystkie prawie dostojeństwa świeckie i duchowne. Łodziowie nie wyrastają też tak bardzo, nie widać ich na najwyższych urzędach. Dawne ich powodzenie teraz zemściło się na nich i zaciężyło nad nimi. Mikołaj Łodzia sprawował urząd wojewody kaliskiego za panowania Przemyśla i Władysława Łokietka, był on ulubieńcem obu monarchów, którzy go obsypywali dobrodziejstwami. Dostał on od Przemyśla między innemi liczne włości na Pomorzu[2], ale teraz Pomorze nie należało do Władysława Łokietka, zagrabił je Zakon i każdej chwili mógł odebrać pomorskie majątki spadkobiercom Mikołaja. Trzeba się więc było udać w pokorę i szukać łaski nowych panów pomorskiej ziemi. Wobec obawy przed utratą tych kilku wiosek nie zawahali się jego synowie uznać wszystko, czego tylko chciał i wymagał Zakon. W r. 1315 dzielą się oni majątkiem i za zezwoleniem wielkiego mistrza ustępują pomorskie włości swemu bratu archidyakonowi gnieźnieńskiemu, przy czem nie omieszkują powiedzieć, że Zakon dzierży ziemię pomorską prawem dziedzicznem i że nią rządzi z bożą pomocą[3].
To uznanie oczywiście nie znaczyło wiele, bo znaczyć nie mogło, ale w każdym razie pokazuje ono dostatecznie, jak prywatne sprawy tego rodu stały w sprzeczności z interesami Władysława Łokietka i jak dalece musieli się Łodziowie obawiać starcia z Zakonem, które się powoli lecz stale zbliżało.
Niepowodzenia i kłopoty obu tych rodów przedewszystkiem wychodziły na korzyść Nałęczom. Nie potrzebowali oni dopiero teraz dobijać się stanowiska i wielkiej fortuny, jak np. Borkowie, od Nałęczów młodsi, mieli oni bowiem z dawna i wielki majątek i wielkie znaczenie, teraz i jedno i drugie mogli dowoli pomnażać. Nie od razu jednakże się to stało. Władysław Łokietek zbyt wiele i zbyt dobrze wiedział, czem jest wielkopolskie możnowładztwo, aby mu się oddać i zaufać bezwzględnie. Ciężkie doświadczenia przeszłych lat nauczyły go niedowierzania i przezorności; wiedział on, że i własnym stronnikom ufać zupełnie ani można ani należy. Starostą wielkopolskim nie został 1313 roku wojewoda poznański Dobrogost, głowa rodu Nałęczów, ani żaden Wielkopolanin, lecz jakiś Stefan Pękawka z Małopolski, o którego rodzie nic zgoła nie wiemy. Sprawuje on ten urząd do r. 1319[4]. W tym czasie umiera wojewoda Dobrogost. Po jego śmierci przez lat parę trzyma król w ręku godność wojewody i namyśla się, komu ją oddać. Dopiero w r. 1321 widzimy na tym wysokim urzędzie Przybysława Borkowica, po kądzieli krewnego Nałęczów, a zasłużonego[5] dobrze Łokietkowi. Piastuje on tę godność nie zbyt długo, bo tylko cztery lata, ustępuje zaś z urzędu wojewodzińskiego 1327 r. i prawdopodobnie w tym samym czasie umiera. Dopiero po nim wrócił ten urząd napowrót do jednego z Nałęczów. Ród ten szeroko rozsiadły na północno-zachodzie Wielkopolski, był bardzo rozrodzonym.
Współcześnie było kilku starszych i możniejszych między Nałęczami. Był Dzierżykraj, syn wojewody Dobrogosta i drugi Dobrogost, stolnik poznański; musiał też żyć trzeci Dobrogost Tomisławów[6], a prócz nich ukazują się jeszcze Janusz i Abraham[7]. Wybór króla padł jednak na kogo innego. Żył wówczas Wincenty z Szamotuł, syn Wincentego, kasztelana z Wielenia i on to został w 1329 r. wojewodą poznańskim. Jeszcze w ostatnim roku swych rządów w Wielkopolsce 1298 r. dał Władysław Łokietek komesowi Wincentemu zamek Wieleń i miasto Wronki oraz pięć wiosek okolicznych, a wszystko w nagrodę zasług położonych około swej osoby[8]. Miał ów Wincenty, kasztelan wieleński, trzech synów: Wincentego, Dobrogosta i Tomisława. Wincenty objął teraz właśnie urząd wojewody i starosty wielkopolskiego[9].
Zbliżały się dla Polski bardzo ciężkie chwile. Wojewoda Wincenty, dzięki nim, zawdzięcza, że przeszedł do historyi, a nic tylko do uczonych spisów średniowiecznych dygnitarzy wielkopolskich, choć, przyznać trzeba, nie było mu dano przejść do historyi z chwałą, jak się to niebawem pokaże.
Roku 1328 zawrzała na nowo długa walka o polskie Pomorze[10]. Każdy rok nową niesie wojnę, a każde takie starcie pokazywało, że Zakon silniejszy a Łokietek słabszy. Miał też Zakon potężnego sprzymierzeńca w Janie Luksemburczyku królu czeskim, z jego to pomocą Krzyżacy zdobyli ziemię dobrzyńską 1329 r. To zwycięstwo nie przecięło walki. Ufny w swoją przewagę, Zakon pustoszy dalej Kujawy, zdobywa Wyszogród i Bydgoszcz. Łokietek się nie rusza i nie od razu mści najazd. I on się musiał teraz obejrzeć za sprzymierzeńcami, bo widział, że sam nie podoła. Znalazł ich w Karolu Robercie królu węgierskim, zmawia się też i z Gydyminem i z Litwą. Ważny to moment w dziejach Polski! Coraz więcej zbliżała się chwila nie tylko już granicznych napadów, lecz chwila stanowczej walki. Czuli to Krzyżacy, ale przedewszystkiem czuł i król polski. Należało zebrać wszystkie siły, zjednać sobie nie tylko sprzymierzeńców, ale i zabezpieczyć się od wrogów. Do tych ostatnich należała przedewszystkiem Marchia, od niej też starał się Władysław Łokietek zabezpieczyć i w istocie dokonał tego zupełnie. Nie było to zaś tak łatwe zadanie. Jednym z pierwszych kroków Łokietka po zajęciu Wielkopolski było zawarcie przymierza 1316 r. z królem duńskim, książętami zaodrzańskiego Pomorza przeciw ostatnim margrabiom z domu Askańskiego — Waldemarowi i Ottonowi[11] Odpowiedzią na ten traktat był dwukrotny napad margrabiów na Polskę; pierwszy w roku 1316[12] i co nie było dotąd znanem, drugi w następnym 1317[13]. Tym razem musieli się margrabiowie wyprawić z pomocą swego powinowatego młodego Henryka ks. Głogowskiego, syna Henryka Głogowczyka[14]. Godzi się powątpiewać, czy obie te wyprawy były dla margrabiów pomyślne. Zajazdy owe i walki sąsiedzkie przerywa śmierć Waldemara 1319 roku. Po jego zgonie wszczyna się zamęt, z którego powoli i z wielkim trudem dźwiga się Marchia. Dopiero cesarz Ludwik Bawarski w r. 1323 oddał ją w lenno swemu małoletniemu synowi Ludwikowi. Było to hasłem do powolnej naprawy stosunków tego kraju, ale nie było wcale hasłem polepszenia się jego stosunków z Polską. I nic dziwnego, antagonizmy były zbyt dawne, a co więcej zbyt głębokie, aby od razu mogły ustać. Władysław Łokietek korzysta z powikłań międzynarodowych, wiąże się przymierzem 1325 r. z gotowymi zawsze do walki z Marchią książętami zaodrzańskiego Pomorza i w roku następnym 1326, na wezwanie papieża, najeżdża i pustoszy Marchię z pomocą pogańskich Litwinów[15]. Od tego czasu, choć wojna już nie wybucha, ma Polska wroga w cesarzu Ludwiku, a on ma wroga w Polsce. Na koronacji w Rzymie 1328 r. darowuje on ją nawet swemu synowi[16]. Akt taki oczywiście pozostaje bez znaczenia i jest nieszkodliwy, ale szkodliwem i niepokojącem pozostaje to, że Zakon jest w dobrych stosunkach z cesarzem, a tem samem i z Marchią[17]. Teraz z wiszącą groźbą wojny z Zakonem trzeba się było koniecznie od tej strony zabezpieczyć; to też Władysław Łokietek pierwszy chce zawrzeć pokój i uzyskać wolne ręce w walce z Krzyżakami.
W związku z tą sprawą występuje wojewoda Wincenty na szerszą dziejową widownię, on to bowiem w imieniu Łokietka zawiera ów pokój z Marchią. Roku 1329, w ostatnich dniach października, spotykamy go w Krakowie na królewskim dworze[18]. Władysław Łokietek daje mu list wierzytelny do margrabiego; przyrzeka on zachować pokój, który zawiera na lat trzy od najbliższego św. Marcina i przyjąć pewnie, wdzięcznie i stale wszystko, cokolwiek w imieniu króla zawrze wojewoda poznański i starosta polski[19].
Z Krakowa wojewoda Wincenty nie zaraz wyruszył z owym listem na dwór margrabiego. Widzimy go w listopadzie jeszcze w Gnieźnie[20] na ziemi wielkopolskiej. Być może, stamtąd udał się on dopiero do dzierżaw młodego margrabiego Ludwika. W każdym razie prawie na pewno powiedzieć można, że był w Marchii i pokój zawarł istotnie, bo kopia owego listu Łokietka znajduje się w archiwum brandenburskiem, tam więc musiała być kiedyś złożoną. Jakie były jego warunki? Co Wincenty przyrzekał? Nic nie wiadomo, tyle zaś tylko wiadomo, że młody margrabia nie brał udziału w walce, która się wszczęła niebawem. Zaraz następnego roku w sierpniu 1330 r. wybrał się Władysław Łokietek z posiłkami węgierskimi w kraje Zakonu, wtargnął do ziemi chełmińskiej, ogniem i mieczem pustosząc ją doszczętnie. Zamku jednak żadnego nie mógł dostać, trzeba więc było zdobycz z rąk wypuścić. Nie pozostało w tych warunkach, jak przystać na rozejm.
Po owym rozejmie z r. 1330 wybuchła dopiero wielka wojna; Zakon ustąpić ani myślał — był mocniejszy, postanowił jednakże wytężyć jeszcze siły i zgnieść Łokietka. Z wiosną 1331 r. postanowili Krzyżacy walną na Polskę wyprawę wraz z królem czeskim Janem, który im miał przybyć na pomoc. W pierwszych dniach lipca, kiedy dojrzewają w polu zboża, stanęły w płomieniach nadgraniczne wioski i grody, a już w połowie miesiąca pożoga i mord szły przez całą wielkopolską ziemię. Krzyżacy zbrojno, z rozwiniętymi proporcami, byli nieomal w każdej wiosce i w każdym grodzie, paląc, mordując i nie oszczędzając nikogo i niczego. Ładowne wozy zajeżdżały przed kościoły, które łupili porządnie i systematycznie. Przetrząsali zakrystye, rabowali sprzęty kościelne, zabierali dzwony i święte obrazy. Pilnie też na to baczyli, czy się nie znajdzie jakie parę groszy w skarbonkach kościelnych, które rozbijali. Po miastach przeszukiwali starannie domy bogatszych mieszczan, wybierali dobytek, a potem dopiero podkładali ogień[21]. I tak szli dalej, mając przed sobą ciągle kraj równy, żyzny, plonem brzemienny, a zostawiając za sobą stratowane pola i zgliszcza popalonych wiosek i grodów. Zdobyli Nakło, zatrzymali się przed Gnieznem. Nęciły ich skarby katedry, ale ich przecież nie tknęli. Tym razem namyślili się i poszli za głosem... rozsądku. Wysłannik arcybiskupi zwrócił ich uwagę, że gdyby zniszczyli kościół katedralny, nabawiliby się dużo kłopotu, bo arcybiskup zaniesie skargę do Rzymu. Poprzestali więc tylko na spaleniu i zrabowaniu przedmieścia i podegrodzia, gdzie stał kościół św. Wawrzyńca[22]. Z Gniezna zawrócili na Pyzdry. Załoga na zamku oprzeć im się nie mogła, tak samo w mieście mieszczanie. Zakonni rycerze zdobyli też łatwo i zamek i miasto, które puścili z dymem. Stamtąd, zdaje się, podstąpili pod Kalisz i zaczęli go oblegać. Nie szło im to jednak, król Jan nie nadchodził, bezpieczniej było wracać, ale nie najkrótszą drogą, żal im było przecież zostawiać nie zrabowane kościoły i grody, wyglądali też ciągle jeszcze króla czeskiego. Aby z korzyścią czas sobie zająć, skręcili do ziemi sieradzkiej i łęczyckiej i przez Konin zwolna ciągnęli do domu, obiecując sobie bogate jeszcze łupy na Kujawach.
Co robił król przez cały ten czas, co robił Wincenty, który jako wojewoda i starosta zastępował króla? Władysław Łokietek, skoro go doszły pierwsze wieści o najeździe, szle na Węgry po posiłki; objeżdża też różne małopolskie grody i ściąga zewsząd rycerstwo. Jest on jeszcze 17 lipca w Sandomierzu i wyczekuje węgierskich posiłków, które szły przez Spiż i Sącz[23]. Wojewoda Wincenty jeszcze przed wojną w lutym 1331 r. był Krakowie[24]. Co go ściągnęło na dwór królewski? Być może zawoził królowi jakieś niepokojące wieści o gotującej się krzyżackiej wyprawie. Z Krakowa prawdopodobnie wrócił do Wielkopolski, gdzie też musiał pozostać aż do rozpoczęcia wojny. Już po jej wybuchu spotykamy go znowu pod Pyzdrami w końcu lipca, jak następuje na Krzyżaków i urywa ich, gdzie może[25]. Ta obecność wojewody wśród swoich jest rzeczą prostą i zwykłą, a jednak nie jednego może zdziwić. Nieco późniejsza tradycya z XIV wieku mówi, że wojewoda Wincenty uciekł do Krzyżaków, których naprowadził na Polskę; według niej więc powinien się on znajdować wśród nieprzyjaciół, tymczasem tak nie jest, tradycya okazała się w tym wypadku kłamliwą. A wie ona dużo i szczegółowo, bo każda tradycya chce objaśnić wszystko dokładnie, nie pozostawiając nic w cieniu. Ta, o której mówię, nie jest tak znowu bardzo późną, bo pochodzi z 1360—70 lat; choć błędna, zasługuje przeto na uwagę, bo mimo wszystkiego może kryć jakiś luźny prawdziwy szczegół lub jakieś prawdziwe poszlaki[26]. Oto co opowiada małopolski rocznikarz, ten właśnie, który ją zapisał. Przed wyprawą na Krzyżaków 1331 r. zwołuje Władysław Łokietek wiec do Chęcin, na nim oddaje rządy Wielkopolski swemu synowi Kazimierzowi. Tem do żywego dotknięty wojewoda nie chce królewicza dopuścić do objęcia władzy, a widząc, że mu się to nie udaje, ucieka do Krzyżaków, którzy za jego namową wyprawiają się na Polskę. Z opowiedzianych tu faktów można ten tylko sprawdzić, że istotnie Władysław Łokietek był w Chęcinach i to dwa razy: w czerwcu 1330 r. i w maju 1331 r.[27], ale nie na wiecach (colloquium), lecz na zwykłych zjazdach. Żaden z tych dwóch zjazdów z wszelką pewnością nie miał takiego znaczenia, jakie nadawano później zjazdowi z 1331 r.; nic też nie wiadomo o rządach Kazimierza w Wielkopolsce, są one możliwe, ale niczem nie stwierdzone. Gdyby też nawet istotnie Kazimierz sprawował w Wielkopolsce rządy, to bynajmniej z tego nie wynika, aby wojewoda Wincenty opierał się temu i zbrojno powstawał. Przeciwnie, i w 1330 i w 1331 r. piastuje on obie godności: wojewody i starosty polskiego[28]. I ta wiadomość jest więc błędną wraz z wiadomością o przejściu do Krzyżaków! Wiemy już, że jest on pod Pyzdrami w końcu lipca z polskiem rycerstwem, które prowadzi jako wojewoda i starosta Wielkopolski, był więc wśród swoich i był ich wodzem, piastuje on bowiem oba najwyższe dostojeństwa i sprawuje rządy w Wielkopolsce, jak przedtem.
Skoro tylko Władysław Łokietek połączył się z Węgrami, zaraz ruszył do sieradzkiej ziemi, gdzie się już zapuszczali Krzyżacy. Ale i on także nie czuł się na siłach dotrzymywać im pola. I on szedł za ich wojskiem, urywając, gdzie można i następując na ich tyły. Taktyka to była podówczas dosyć częsta i wojewoda i król jednako jej używali. Władysław Łokietek prowadził teraz całe wojsko, wojewoda Wincenty prowadził swoją ziemię, o ile nie tworzyły się rodowe chorągwie. Takby można przypuścić, tymczasem dzieje się inaczej. Król mógł stanąć w sieradzkiej ziemi około pierwszych dni sierpnia 1331 roku[29], ośmnastego zaś tego miesiąca jest Wincenty wojewoda poznański wraz z dwoma braćmi Dobrogostem i Tomisławem na samej już granicy Wielkopolski, w Marchii, w mieście Nowym Landsbergu. Zawierają tam oni wszyscy umowę z młodym margrabią Ludwikiem, z jego starostami i ze wszystkimi Sasami Brandeburgii[30]. Ta umowa jest bardzo dziwną. Przyrzekał Wincenty, on i jego bracia, „pokój stały zachować i bez wszelakiego podstępu ze swymi zamkami Wieleniem i Czarnkowem wiernie margrabiemu służyć. Tak, iż skoroby tylko król polski dzierżawy margrabiego chciał pustoszyć alboli niepokoić, wówczas, mówią trzej bracia, nie pozwolimy mu ani wnijść do Marchii, ani z niej wynijść przez nasze grody i tak samo powinni będziemy margrabiemu ich zaprzeczyć, jeśliby chciał ziemię króla polskiego najść. A jeśliby król polski — mówią dalej bracia — inszą jakowąś drogą i przez insze zamki chciał w ziemie margrabiego wtargnąć, wtedy powinni będziemy margrabiemu i jego wasalom pomagać, dozwalając wnijścia i wyjścia przez nasze twierdze z tej strony Noteci. Także skoroby nam Wincentemu i braciom naszym albo przyjaciołom naszym król polski jakowąś zniewagę alboli krzywdę uczynic chciał i zamierzał, za którą to krzywdę stalibyśmy się nieprzyjaciołmi królewskimi, wtedy powinni będziemy do margrabi przystać wraz ze wszystkimi naszymi zamkami i pierwej z królem polskim zgody żadnej nie czynić, jeno za wolą przerzeczonego margrabi“.
Dziwny ten i „niepokojący“ dokument nasuwać musi różne myśli: kto wie, może się tradycya omyliła tylko co do ludzi, a nie co do samego czynu zdrady, może istotnie po przybyciu króla do Wielkopolski przy pierwszem spotkaniu coś zaszło między nim a wojewodą i ten ostatni był zmuszony uciekać się do obcych po opiekę i zamyślał zdradzić swego króla? O takiem zajściu możemy się tylko domyślać, ale nic pewnego nie wiemy, bo to, co mówi tradycya o buncie, który miał podnieść wojewoda Wincenty przeciw królewiczowi, nie jest niczem stwierdzone. Zamiast robić domysły, należy się zwrócić do faktów, a faktem takim jest umowa, zawarta w Landsbergu, którą mamy „czarno na białem“, ta więc powinna odpowiedzieć na wszystkie pytania, postawione przed chwilą, ona też jedna stanowi dowód zdrady, o której powodach mówić jeszcze nie można. Niestety i ona jasną wcale nie jest i może być rozmaicie tłumaczoną. Aby dojść do jakiegoś o niej sądu, trzeba w każdym razie przejść punkt za punktem ową ugodę wojewody z margrabią i każdy szerzej omówić. Zaraz na samym początku wojewoda Wincenty z braćmi przyrzeka zachować pokój z Marchią i wiernie służyć margrabiemu wraz ze swymi zamkami, wzbrania on dostępu przez owe grody królowi polskiemu do Marchii i margrabiemu do Polski. Są to wszystko warunki, które nie koniecznie zawierają myśl zdrady i odstępstwa. Nie znamy warunków pierwszego traktatu z margrabią, który, sądzę, musiał być zawarty w końcu 1329 r., ale być bardzo może ten warunek już się w nim mieścił, w każdym zaś razie mieścić się mógł. Takie zamknięcie bram warowni a nawet jej oddanie trafia się często i jest poręką możnych panów i wasali za panującego, który pokój lub umowę zawiera. W różnych umowach książąt śląskich między sobą, książę n. p. oświadcza, że jeśli nie dotrzyma jakiegoś warunku, wówczas kasztelan jakiegoś grodu odda go w ręce przeciwnika, co jest przecież więcej niż zamknięcie bram twierdzy[31]. Warunek, dalej, że jeśli książe nie dotrzyma umowy i wypowie wojnę, poręczyciel nie będzie mu pomagał, jest również częstym. Dosyć przypomnieć pokój kaliski Kazimierza W. z Krzyżakami 1343 r. Panowie rady przyrzekają Zakonowi nie pomagać królowi, jeśliby król wiary nie dochował[32]. Podobne warunki były wynikiem ówczesnych stosunków i były wyrazem znaczenia i potęgi różnych społecznych czynników, dziwić też nie mogą, dziś przecież traktaty i umowy zawierają panujący i różne ciała prawodawcze. Także następny warunek udzielenia pomocy nawet nieprzyjacielowi, jeżeli prawowity władca obejdzie zamki poręczyciela, można jeszcze uważać za obostrzenie i wzmocnienie drugiego warunku[33]. Inaczej już się przedstawia punkt ostatni umowy, a mianowicie: jeśli wybuchnie między nim a królem jakaś zwada, wówczas ma on przystać do margrabi i nie godzić się bez jego wiedzy z królem. O tem warunku różnie mówić można. Można powiedzieć np., że Władysław Łokietek nie przestaje być prawowitym władcą wojewody Wincentego. Wincenty nie zrywa z nim łączących go węzłów wierności, tylko że te węzły, choć nawet silne, nie mogły wówczas być trwałe; w przewidywaniu też jakiegoś zerwania chciał sobie widocznie wojewoda zapewnić pomoc, ten zaś, który pomocy udziela, chce się ze swojej strony zapewnić, że sojusznik go nie zdradzi i że za jego plecyma się nie pogodzi, a co więcej, przeciwko niemu nie zwróci. I ten więc punkt ostatni można jeszcze wyjaśnić nie koniecznie jako otwarte i jawne zerwanie i zdradę. Nie zawsze przecież zamiar czynem się staje! Jest to tylko przewidywanie pewnego stanu rzeczy, który się podówczas łatwo mógł sprawdzić i wydarzyć. Pozostaje wszakże wzgląd ważny: oto bardzo trudno przypuścić, aby ten punkt znajdował się w jakimkolwiek traktacie, lub też aby go Łokietek doradzał, bo poręką nie jest, ani nawet jego umocnieniem, przeciwnie zaś, nosi piętno czysto osobistego stosunku wojewody z margrabią — to może budzić niejakie podejrzenia, tem bardziej, że wojewoda Wincenty nie tylko sam zawiera traktat, ale z braćmi, którzy są przybrani i których niema w pełnomocnictwie z 1329 r., nic też nie mówi, że go w imieniu króla zawiera i na nic się nie powołuje. Podejrzenia te jeszcze rosną, jeśli się zważy, że wszystkie warunki owe, które można uważać za mieszczące się już w traktacie zawartym 1329 r. w równej, jeśli nie w większej, mierze można uważać także za warunki omawiane przy zdradzie. Stałej i pewnej różnicy w tekście tu niema, a wszystko zależy od „intencyi“, od tego, w jakiej myśli była powzięta umowa z 1331 r. w Landsbergu. Samo oddanie zamków może być poręką, ale również może być zdradą. Dowodów, że tak być mogło, jest pełno w spółczesnych dokumentach, że tu tylko przypomnę np. oddanie zamków przez Święców margrabiom brandenburskim z 1307 r.[34]. A jest to właśnie warunek, o którym najłatwiej jeszcze powiedzieć, że był umieszczony za wolą Łokietka. Wszystkie pozostałe, jak pomoc w razie wojny, przewidywanie zdrady i szukanie opieki u Sasów w Marchii o wiele łatwiej można objaśnić jako zdradę niż jako warunki, które uznawał Łokietek i na które się zgadzał[35].
Rozbiór traktatu z 1331 r. nie pozwala więc ostatecznie na stanowcze rozstrzygnięcie sprawy wojewody Wincentego. Nie można na zasadzie jedynie umowy z 1331 r. wydać stanowczego wyroku, czy Wincenty był winien zdrady lub nie. W każdym razie jednak powstaje podejrzenie, że Wincenty knuł jakieś zdradzieckie plany z Marchią na niekorzyść Łokietka. Jedynie historya może teraz poprzeć te podejrzenia lub je odrzucić, bo ona jedna może objaśnić, wśród jakich warunków zawierał Wincenty ugodę z 1331 r. i czy mógł mieć jakie powody do niechęci względem Władysława Łokietka? Aby na to wszystko odpowiedzieć, trzeba z góry rozwiązać kilka kwestyi, z których pierwsza jest ta mianowicie: wojewoda Wincenty miał pełnomocnictwo króla z 1329 r. do zawarcia z Marchią pokoju, to nasuwa myśl, że i umowę w Landsbergu zawierał wojewoda Wincenty w jego imieniu i na rachunek króla, jeśli tak powiedzieć wolno, ale w takim razie pozostają aż trzy alternatywy: albo to jest traktat, do którego miał wojewoda Wincenty pełnomocnictwo w r. 1329 i który dopiero został zawartym w 1331 r. w czasie już rozpoczętej wojny z Zakonem, albo to jest wznowienie i umocnienie traktatu z 1329 r. wobec grożącego niebezpieczeństwa od cesarza Ludwika i Marchii, albo wreszcie jest to tajemna umowa, zawarta samoistnie na szkodę Władysława Łokietka, bo o przekroczeniu mandatu niema co i myśleć. Czwartej możliwości już niema. Trudno bardzo przypuścić, że umowa z r. 1331 jest przyjściem do skutku pełnomocnictwa z 1329 r. Wykazałem już, że Sasi nie napadają Polski od 1329 r. i nie łączą się z Zakonem i że wojewoda musiał w końcu 1329 r. zawrzeć z margrabią pokój, pełnomocnictwa bowiem przez blizko dwa lata z pewnością nie chował. Prócz tych względów przybywa jeszcze teraz i nowy, a mianowicie: trudno bardzo przypuścić, aby warunek przystania do Sasów w razie sporu z królem mógł być uczyniony za wolą i wiedzą Łokietka, więc to nie musi być traktat z 1329 r. Pozostaje tedy możliwość druga: król bał się w tej stanowczej chwili jakiegoś podstępnego napadu Sasów na Polskę, może chciał się przed tem uchronić i w tym celu wysyłał Wincentego do Landsbergu i powiedział: przyrzekaj co chcesz, byle Sasi nie wpadli do Polski. Otóż na to należy odpowiedzieć: pokój z Marchią trwał i obowiązywał jeszcze przeszło na rok, nie było więc potrzeby go odnawiać, prócz tego dowodu są jeszcze inne, samoistne, nie opierające się o wywód poprzedni. W r. 1331 Polska dla Marchii groźną nie była, to oczywista, ale co ważniejsze, Marchia dla Polski nie była także groźną. Na pierwszy rzut oka jednakże możnaby się co do tego zawahać. Właśnie w tym czasie cesarz Ludwik zbierał wielkie wojsko i na jego czele miał wyruszyć do Marchii[36] — może więc się zrodzić przypuszczenie, czy Łokietek nie wysyłał wojewody Wincentego dla zażegnania jakiegoś niebezpieczeństwa? Otóż nie! Cesarz Ludwik z owem wojskiem miał przyciągnąć nie po to wcale, aby napaść Polskę, lecz po to, aby pomódz synowi w jego ciągłych sporach i walkach z książętami zaodrzańskiego Pomorza[37]. Zresztą były to tylko zamiary, których cesarz wobec rosnącego w Niemczech zamętu i rozprzężenia, a co za tem idzie, wobec coraz większej własnej słabości wcale do skutku nie przywiódł.
Zapytać się też godzi i należy, czy mogła umowa w Landsbergu, tak, jak ją znamy, Polskę zabezpieczyć i niebezpieczeństwo, jeśli jakie było, odwrócić? Rozumiałbym, że Łokietek, przyciśnięty koniecznością, ustępuje coś ze swych dzierżaw, że sam jakieś zamki nadgraniczne oddaje margrabiom. Przypuścić to bardzo trudno, ale, jeżeli konieczność taka była, tylko podobną ofiarą można było niebezpieczeństwo zażegnać i odwrócić. Tymczasem nie o to zgoła w tej umowie chodzi! Wojewoda Wincenty i jego bracia oddają własne grody do rozporządzenia i dla siebie jedynie zapewniają pomoc margrabiego i Sasów w razie jakichś niesnasek z królem polskim. Zawierać pokój nie była teraz chwila, bo obydwa państwa były czem innem zajęte; wznawiać go nie było potrzeba, bo żadne z obu państw łamać go, czy był, lub nie, ułożony dawniej, nie miało chęci ani zamiaru. Tem więcej nie było potrzeba ze strony Polski tak wyjątkowych gwarancyi, że pokoju nie złamie i na Marchię się nie rzuci. Usunięcie tych obu możliwości, t. j. zawarcia pokoju lub jego wznowienia, otwiera już wrota dla trzeciej: że to była umowa, zawarta potajemnie na niekorzyść Władysława Łokietka. Co ją spowodowało? Jakieś niesnaski, a nadto obawa i przewidywania zupełnego zerwania z królem. Niesnaski owe i obawy pozostaną dla nas ciemnemi; ale sądzę, iż się nie omylę, jeśli powiem, że nie należy ich może tak głęboko i daleko szukać. Inne są pobudki zdrady czyjejś dzisiaj, a inne były podówczas, bo sama zdrada nie była tem wtedy, czem jest dzisiaj, nie miała tego znaczenia i nie nosiła tego charakteru. Lada powód mógł wystarczyć. W niepowodzeniu łatwo też o zwadę; stary, zapalczywy król mógł swemu wojewodzie czynić wyrzuty za niedostateczną obronę Wielkopolski[38], za utratę tylu grodów obronnych, które ubiegli Krzyżacy. Co więcej, mógł nawet król odebrać Wincentemu nie urząd wojewody, ale urząd starosty wielkopolskiego. Są i na to poszlaki. Oto i w umowie z 18 sierpnia 1331 roku i później w 1332 roku Wincenty występuje tylko jako wojewoda, a nie jako wojewoda i starosta[39]. Nie sądzę, aby dwukrotne to opuszczenie, i to w akcie takim, jak umowa w Landsbergu, było przypadkowem, powiedzieć też można, że istotnie utracił on urząd starosty. To wszystko mogło popchnąć Wincentego do szukania opieki na wszelki przypadek u sąsiedniej Marchii. Były to względy osobiste i bezpośrednie, które podówczas mogły wystarczać i usprawiedliwiać to, co wojewoda uczynił. Chwila zaś była ku wszelkim knowaniom sposobna: Władysław Łokietek pokonany, bo Płowców jeszcze nie było, mógł wojewodzie wydać się słabszy niż kiedykolwiek, a wówczas osobista siła i potęga księcia była rękojmią, że go różnorodne żywioły słuchać będą.
Za zdradą przemawiają także względy pośrednie, dosyć ważne. Oto tradycya zdradzieckich z Marchią i Niemcami stosunków. Przypomnieć warto, że za namową margrabiów ród Nałęczy zamordował króla Przemyśla, a w kilkanaście lat po owej umowie w Landsbergu Sędziwój z Czarnkowa, Nałęcz, może syn wojewody Wincentego, a może syn którego z braci, w każdym zaś razie krewny przyrzeka margrabiemu za sowitą nagrodę 20 grzywien srebra otworzyć bramy tego samego zamku Czarnkowa[40]. Jest to już zupełna i niechybna zdrada — sam też Sędziwój jest to znany warchoł, jeden z zabójców wojewody Benjamina, któremu przed królem Kazimierzem zarzucają, że się łączy z nieprzyjaciółmi kraju — i zarzucają słusznie, choć Sędziwój wypierał się wszystkiego i twierdził, że jest inaczej[41]. Proszę też dodać i rodzinne stosunki Nałęczów z jednym z najmożniejszych domów brandenburskich, Panów de Ost[42].
Zważywszy te wszystkie względy, ważne, choć pośrednie, i dorzuciwszy do nich na ostatek i ten jeszcze, że w drugiej połowie XIV. wieku krążyły głuche i niedokładne wieści, iż Wincenty z Szamotuł był zdrajcą: przychodzi się do przekonania, że istotnie coś na nim ciężyło, co dało powód do bajek i opowiadań — jakieś jądro przekręconej i przeinaczonej prawdy — prawda owa zaś, jak sądzę, to właśnie jego knowania z Marchią i Sasami.
Po zawarciu sojuszu z margrabią i owej zdradzie przez ośm miesięcy nic a nic nie wiemy, co się dzieje z wojewodą Wincentym. A były to czasy, w których nie już miesiąc, ale każdy dzień niósł wypadki ważne i doniosłe dla przyszłości Polski. Wojna zbliżała się powoli ku końcowi. Dalej, niż po Kalisz i ziemię sieradzką, Krzyżacy nie przeszli, a może nawet i przejść nie chcieli, bo im dalej zapuszczali się w kraj nieprzyjacielski, tem silniejszy był opór. Postanowili tedy zawrócić do siebie. Wracali oni teraz przez kraj pusty, którego bogactwa i dobytek wieźli w ładownych wozach. Władysław Łokietek ciągle jeszcze postępował za nimi, jak groźba odwetu, urywając, gdzie się dało, nie wydawał jednak bitwy; czekał ciągle na pierwszą ku temu sposobność. Niebawem ją znalazł. Część krzyżackiego wojska oddzieliła się i poszła oblęgać Brześć, który dotąd uszedł losu innych wielkopolskich grodów[43]. Z tej właśnie chwili skorzystał Łokietek. U Płowiec (jak mówi jeden ze świadków 1339 roku) przyszło do bitwy w dzień Przeniesienia św. Stanisława, na który to dzień czekał może Łokietek bo chciał zapewnić sobie opiekę niebios. Król starł i zniósł prawie doszczętnie tę część krzyżackiego wojska, z którą się spotkał. Padło wiele zakonnej braci, wielu wziął król do niewoli, a na znak zwycięstwa obwołał plac boju zawołaniem „Kraków“[44]. Na wieść o porażce zawrócili jak najspieszniej Krzyżacy z pod Brześcia, nieopodal leżącego. Z nadchodzącymi Władysław Łokietek nie chciał się zmierzyć, bo się już nic czuł na siłach, i ustąpił. Zwycięstwo więc nie było zupełnem; Łokietek osiągnął je z wytężeniem wszystkich sił swoich, a Krzyżaków nie na długo pozbawiło ono chęci napadu na Polskę. Na razie jednak było zawsze wygraną. Krzyżacy ustąpili z kraju, a król, rozpuściwszy swoje i posiłkowe rycerstwo, wrócił do Krakowa[45].
Tak się skończyła wielka wyprawa z 1331 roku, aż do Grunwaldu największy wysiłek wojenny, na który się Polska zdobyć mogła. — Czy brał w niej udział wojewoda Wincenty — czy był pod Płowcami? Czy dalej bronił Poznania, który w niespełna miesiąc później oblegał Jan Luksemburczyk? Zależy to, czy wrócił z Landsbergu do króla, czyli też nie? Tradycya wie, że był u Krzyżaków, wie ona również, że potajemnie od nich, przeszedł do króla i że to jemu zawdzięcza głównie Łokietek zwycięstwo. Zdawałoby się, że zyskała ona teraz na wiarogodności, skoro się sprawdziła zdrada Wincentego. Jest to wszakże zysk tylko pozorny; zdradzał wojewoda Wincenty, ale nie przechodził do Krzyżaków, jak to już wiemy z zeznania świadka z 1339 r., jedno też z drugiego wcale nie wynika. Wszystko zaś, co dalej mówi Rocznik Małopolski, snuje on już tylko z faktu, że Wincenty do Krzyżaków uciekł, z nimi był i naprowadzał ich na Polskę. Otóż, jeśli się usunie to założenie, sprzeczne zresztą z rzeczywistością, wszystkie dalsze opowieści upaść muszą. Nic nie wiemy, co się dzieje z wojewodą Wincentym od 18 sierpnia 1331 roku — to prawda! Ale to jeszcze nie może nas uprawniać do robienia przypuszczeń, że, zawarłszy umowę z margrabią, uciekał do Krzyżaków. — Przeciwnie, mógł on być pod Płowcami, bo odjazd z teatru wojny mógł się łączyć z obroną Poznania np., lub z domowemi sprawami wojewody; pod sam Landsberg dochodziły dzierżawy Nałęczów, a może i jego własne: upozorować odjazd chwilowy nie było trudnem, król teraz prowadził wojsko i obecność wojewody nie była wcale niezbędna. Odejście Łokietka z Wielkopolski świadczy także o tem, że było w mej spokojnie. Obronę zaś jej i obronę Poznania musiał powierzyć Władysław Łokietek wojewodzie, który też odparł Czechów skutecznie. Jeżeli miał wojewoda Wincenty jakieś dalej sięgające zamiary wykonania zdrady, to je mógł mieć w jednym tylko razie, a mianowicie, jeśli król przegra; tymczasem stało się inaczej, więc, i wojewoda Wincenty, jeśli miał coś przedsiębrać, to obecnie musiał tego zaniechać i siedzieć cicho. Tak się też i stało.
Nie zapowiadał się dla Polski dobrze rok następny, 1332. Jan Luksemburczyk niewiele pomógł Krzyżakom, spóźnił się i nie zdobył Poznania, ale oni sami byli tak potężni, że mogli z siłami, które mieli i które im ciągle napływały, drugi raz najechać Polskę. Z pierwszą, najwcześniejszą wiosną, w wielkim tygodniu roku 1332 podstąpili oni pod Brześć, zataczając tarany i bombardy pod gród nieszczęsny. Z powodu tego nowego wtargnięcia Krzyżaków spotykamy się po raz ostatni z wojewodą Wincentym — żyjącym. Zbiera on garstkę rycerstwa wielkopolskiego i chce iść oblężonym na odsiecz. Jest już jednak zapóźno. Nim ta garstka doszła pod Brześć, gród musiał się poddać. Krzyżacy, po zajęciu Brześcia, zajmowali dalej Kujawy, z myślą, że się w nich sadowią na dobre. Stary król znowu zbierał rycerstwo małopolskie i znowu przygotowywał obronę. Dopiero jednak w sierpniu zdążył wyruszyć przeciw Krzyżakom. Wyprawa się nie powiodła. Zakon nie przeliczył się i został panem Kujaw. Tymczasem śmierć zaskoczyła wojewodę Wincentego. Rocznik Małopolski mówi pod rokiem 1332, co następuje: „lata pańskiego 1332 miesiąca czerwca około Świętego Jana Chrzciciela niespodzianie pociskiem ugodzon wojewoda pogański Wincenty jest zabit“. Małomowny rocznikarz średniowieczny powiedział tylko tyle, zaciął usta i nic nam już więcej nie powie. — Kto go zabił? Z jakiego powodu? Tego się już nie dowiemy na pewno; śmierć ta pozostanie też dla nas tak tajemnicza i nierozjaśniona, jak i samo życie. Czy była ona w związku ze zdradą? I tego nie wiemy. Długosz, a za nim późniejsi historycy domyślają się, że to rycerstwo pozbawiło go życia, mszcząc się za dawną zdradę i nie mogąc jej zapomnieć.
Jest to domysł za łatwy. Powiedzieć trzeba: nic w tym względzie pewnego się nie dowiemy — ale w każdym razie, jeżeli ta śmierć była w związku ze zdradą, to nie z dawną, ale może z jakąś, która dopiero teraz na jaw wyszła. Czy nadarzała się sposobność, aby zamiary zdradzieckie przemieniły się w czyny? I na to trudno stanowczą dać odpowiedź. Władysław Łokietek okazał się prawie bezbronnym wobec krzyżackiej potęgi, jasnem było, że straci Kujawy. Skorzystali z tego książęta śląscy, którzy z Zakonem w przyjaźni, a z Marchią i Czechami w sojuszu zajęli Kościan i inne nadgraniczne polskie grody[46]. Piastowie śląscy, a osobliwie synowie Henryka Głogowczyka byli w jak najlepszych i najściślejszych stosunkach także z Marchią[47] — jeżeli więc już mamy łączyć śmierć Wincentego z jego zdradą, to tylko w tym kierunku można coś kombinować. Może teraz dopiero wojewoda Wincenty zamierzał się zwrócić przeciw Łokietkowi? Ale w jakim zamiarze? Czy po to, aby Wielkopolskę dać książętom śląskim? Wyznaję, że pomawianie wojewody Wincentego o tak daleko sięgające zamiary wcale nie wydaje mi się pewnem, ale w każdym razie, jeżeli coś knuł w tym względzie, to jedyną sposobnością była tylko ta, innej nawet nie było zupełnie. Czasy jednak, w których on żyje, są tak burzliwe i niespokojne, że powodem jego śmierci mogła być równie dobrze jakaś osobista zemsta, a nie względy obrony kraju lub odwetu za knowania zdradzieckie przeciwko osobie królewskiej. Tak więc ostatecznie przyczyny śmierci wojewody Wincentego pozostaną dla nas zakryte i niewyjaśnione, co najwyżej powiedzieć można, że i śmierć owa daje pole do podejrzeń, bo być może jest ona w związku z jego zamiarami zdrady i odstępstwa, mimo, że co do tego nie mamy zupełnej pewności.

Fakta tutaj zebrane doprowadzają tylko do naukowo uzasadnionych domysłów, a nie do zupełnej pewności. Ale w historyi i to powinno wystarczyć! Czyn ludzki i jego pobudki należą do najwięcej skomplikowanych objawów — aby go należycie ocenić i oświetlić, należałoby wszystko o nim wiedzieć. Tymczasem historya najczęściej musi sądzić z okruchów i ułamków — podobna ona jest nieraz do kogoś, któryby rozkopywał ziemię motyką, szukając łebka od szpilki, lepiej więc pozostawić w cieniu to, co pozostało ciemnem, niż sztucznie oświetlać. Nie przeczę, fakta tutaj zebrane i podane można inaczej zgrupować, inne z nich wyciągnąć wnioski, ale samo ich prawdopodobieństwo nie da się już bardzo zmienić i powiększyć. Zdrada czy zwykłe poselstwo do margrabiego, i jedno i drugie zawsze pozostanie wątpliwem. Tymczasem na zasadzie tych faktów tak zbadanych i tak ugrupowanych należy przyjść do wniosku, że wojewoda Wincenty, choć zdradzał, przecież nie zaważył tak dalece na losach Polski i sam nie był wyjątkowym, górującym nad innymi człowiekiem. Tradycya zrobiła z niego więcej, niż było istotnie, dlatego należał on zawsze więcej do legendy, niż do historyi. To, co wiemy, pozwala przypuszczać, że był wichrzycielem, jakich było więcej, jakim mógł być niejeden z polskich wielmożów.
W ewolucyi dziejowej zmienia się często gra czynników, ich wzajemny stosunek, siła i natężenie — ale one same zmieniają się bardzo powoli i nieznacznie. Po koronacyi Władysława Łokietka nie mogło się też wszystko zmienić zasadniczo — możnowładztwo przecież odgrywa tak znaczną rolę i o wiele później, ba! przez całą nawet polską historyę! Nic też dziwnego, że i za Władysława Łokietka zachowało ono znaczenie i było nader ważnym społecznym czynnikiem. — Władza królewska wzmogła się także, ale nie na tyle, aby możnowładztwo polskie uczuło się zupełnie zgnieconem. Do tego było daleko! Zmienił się tylko stosunek wzajemny obu tych czynników: króla i wielmożów, na niekorzyść ostatnich. Ujawnia się to i w historyi. Nałęcze razem z Zarębami zamordowali króla Przemyśla i zniszczyli jego dzieło. To samo możnowładztwo wielkopolskie wypędziło Władysława Łokietka podczas jego pierwszych rządów — możnowładztwo pomorskie pozbawiło go zaś później Pomorza. Teraz zmieniają się role. Król, bo już nie książę, ale król, jest silniejszy, możnowładztwo już za słabe, aby dopiąć tego, co chce, ale dosyć silne, aby myśleć i chcieć odzyskać dawne stanowisko, to zaś, które ma, jest bardzo znacznem i ważnem i takiem być nie przestaje. Drogi, któremi do tego zmierza, są takie, jakie były wówczas otwarte i możliwe. Znoszenie się i zmawianie z ościennemi państwami, zdrada, jak się dzisiaj mówi, była podówczas częstą — więc i u nas się spotyka. Zamęt polityczny i rwanie się różnych pojęć; stan pozorny, zewnętrzny różnych instytucyi i urządzeń (n. p. feudalizmu), niezgodny z ich stanem wewnętrznym, rzeczywistym; treść rzeczy nie odpowiadająca formom: wszystko to sprawiło, że wiek XIV jest wiekiem bardzo często chwiejnych i „ruchomych“ pojęć. Jest to epoka tworzenia się wielkich państw i wielkich narodów. W walkach, które się zaczęły, poczucie narodowości budziło się dopiero wówczas i zwolna uświadamiało, ale nie było stałem i wyrobionem, a często było trzeba na rzecz tego rodzącego się uczucia poświęcać wiele ze swych własnych korzyści znanych i uznanych.
Taka ofiara nigdy łatwą nie jest i łatwą wówczas nie była. Często też interesy możnowładztwa feudalnego czy innego stały w sprzeczności z interesami panujących, bo ci ostatni przedstawiali prąd tworzenia się wielkich państw, więc choć nieświadomie byli bliżsi pojęciu narodowości, możnowładztwo zaś przeciwnie przedstawiało interesy swoje stanowe sprzeczne z tamtemi, a nadto interesy, a przynajmniej odrębność mniejszych obszarów, gmin, jakbyśmy dzisiaj mogli powiedzieć. Nie należy też zapominać, że psychologia ówczesnych ludzi była często inną, niż nasza. Uświadamiali oni bardzo mało, to znaczy, również mało rozumowali i rozważali, natomiast podlegali o wiele więcej, niż my, stanom czuciowym, to znaczy, byli impulsywni. Namiętności też i uczucia miotały nimi silniej, niż nami, ale nie znaczy to bynajmniej, aby z tą siłą i gwałtownością łączyła się i stałość. Przeciwnie, ludzie ówcześni byli zmienniejsi niż my, niepohamowani często w żalu i radości, ale często bywali także lekkomyślni; skłonni do czynu, ale też skłonni do porzucania i odmiany zamiarów.
W historyi współczesnej burzliwej i niespokojnej pełno objawów ścierania się sprzecznych interesów i namiętności, a także i samowoli. Mamy nieraz do czynienia ze zdradą we Francyi w czasie wojny stuletniej; bliższe Polski Niemcy przechodzą jedną z najburzliwszych epok; są prawie w stałej wojnie domowej. Bliższa jeszcze Polski Marchia przechodzi także bardzo burzliwe chwile. Możnowładztwo w niej nabiera znaczenia, przerzuca się co chwila to na stronę tego lub owego z sąsiednich książąt, którzy wszyscy kuszą i namawiają możnych panów, bo ich pomocy potrzebują. Wichrzą też oni to jawnie, to tajemnie, jak się daje i jak jest korzystniej. Wobec tych stosunków u obcych i swoich, cóż dziwnego, że wojewoda Wincenty znosił się tajemnie z margrabią, że knował przeciw Łokietkowi? Ten sam król nie był dla niego tym, czem jest dziś dla nas — zbawcą Polski od ostatecznego rozbicia, widomym przedstawicielem jej siły i jedności. Tak go współcześni rzadko bardzo mogli oglądać, jeżeli wogóle widzieli. Ojciec Wincentego, być może, brał udział z innymi w zabójstwie Przemyśla. Wraz z innymi powoływał na tron książęcy Łokietka, który go od nich wszystkich przyjął, a winnych nie ukarał, lecz przeciwnie starał się ich zjednać, bo ich potrzebował! W kilka zaś lat później to samo możnowładztwo pozbawia tronu tego samego Łokietka, który idzie na wygnanie. Widział też Wincenty na tronie Wacława, i Henryka Głogowczyka i synów jego, widział i pamiętał zamieszki, wojny, bunty i rozruchy; teraz sił Łokietka nie przeceniał i wiedział, że były one małe. Zdarzyło się, że król naraził mu się, śmiał odebrać mu urząd, który on piastował — i miałże to znieść wojewoda spokojnie i pokornie? Chciał się zemścić i udał się do Sasów z Marchii, bo taka już była tradycya jego rodu. Mądrych i mądrze obmyślanych planów nie miał, bo wówczas w Polsce ludzi tego pokroju, jak np. Nogaret lub Filip Piękny nie było. Przewidywał z królem dalsze zwady, chciał sobie na wszelki przypadek zjednać sojuszników, ale mógł nie mieć jasnego pojęcia, jak to będzie? To my dopiero dzisiaj, w historyi, chcemy porządkować i doprowadzać do ostatecznych logicznych konsekwencyi czyny wszystkich ludzi, o których mówią dzieje. Tymczasem w rzeczywistem życiu czyny te mogły pozostać zamiarami, chęciami, mogły spełznąć na niczem. W tym wypadku tak być nawet musiało. Co przeszło — przeszło, nastały inne czasy, bądź co bądź król teraz był silniejszy. Wojewoda Wincenty wiele mu już nie mógł zaszkodzić. Mógł on nawet się nosić z zamiarami zdrady, mógł ich nawet próbować lub je wykonać, ale to, co czynił, groźnem i szczególnie ważnem nie było — jest ważniejszem w każdym razie jako objaw, jako symptom, ale nie jako fakt. Tak samo i później ów Sędziwój, choć z pewnością wziął kilkadziesiąt grzywien od margrabi za otworzenie bram czarnkowskiego zaniku, przecież go nic oddał w ręce Sasów, a gdyby się była nawet nadarzyła ku temu sposobność, nie wiele byłoby to zaważyło w panowaniu Kazimierza Wielkiego. Następca też Wincentego — Mikołaj z Biechowa, wojewoda poznański, jest już tylko płatnym ajentem margrabiego[48], jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, bo było lepiej pilnować cudzych interesów, ale zostać przy królu i jego się trzymać. Dramatyzować historyę jest to zwykle wynosić jednostkę kosztem współczesnych mu ludzi, wśród których żyła i działała. Jest to zastępować trudniejszą do poznania psychologię zbiorową mas, łatwiejszą, przynajmniej pozornie, psychologią pojedynczego człowieka. Unikać tego należy, choć przy takiem pojęciu historya zazwyczaj traci na uroku. Niepewność bywa w nauce konieczną i częstokroć bywa lepszą, niż pewność. Jeśli rzecz jakaś jest bardzo śmiało postawiona, a mniej przezornie udowodniona, bywa ona zwykle przybrana w szaty wyobraźni — świetne, ale zwodnicze.

separator poziomy




  1. Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski T. H. nr. 1049, r. 1325. Piotr Symanowic (t. j. Szymonowicz podobnie jak biskup Andrzej) jest kasztelanem od roku 1324 (nr. 1042) do 1329 (nr. 1098). Marcin Zaręba jest wojewodą od 1299 r. (nr. 826) do 1327 (nr. 1083).
  2. Perlbach Pommerellisches Urkundenbuch nr. 473 r. 1290, nr. 545 r. 1296, oraz n. 578 r. 1299. por. Kodeks WP. IV str. 842.
  3. Kodeks dypl. Wielkopolski T. II nr. 977 r. 1315. Tytułują oni w. mistrza Zakonu: dominus noster excellentissimus, a dalej: per quem et quos (scil. fratres) suffragante Dei potencia terra Pomoraniae nunc regitur et hereditarie possidetur. Miał też wojewoda Mikołaj i jego synowie włości na Śląsku w dzielnicy wrocławskiej, której książę wrogo był dla Polski usposobiony, por. Regesten zur schlesischen Geschichte T. III nr. 2226 r. 1292 i T. IV nr. 3160 r. 1310, oraz T. V. nr. 4559 r. 1326.
  4. Kodeks Wielkopolski T. II nr. 1008 r. 1319. 4 marca, był prócz niego starostą także Przybysław, późniejszy wojewoda nr. 1008 r. 1319.
  5. Kodeks WP. T. II nr. 1188 r. 1338. Por. też nr. 1023 r. 1321.
  6. Kodeks WP. II nr. 1023 r. 1321. nr. 1068 r. 1326. nr. 915, r. 1308.
  7. Kodeks WP. IV nr. 2029 około 1305 r.
  8. Kodeks WP. II nr. 786 r. 1298, nr. 1005 r. 1319.
  9. Kodeks WP. II nr. 1117 r. 1331. Posiadają oni, prócz Czarnkowa, zamek Wieleń. Otóż, jak wiemy, Wieleń nadał Łokietek Wincentemu, co zdaje się wskazywać, że ów Wincenty był ojcem Wincentego, Dobrogosta i Tomisława. Sam zaś mógł być synem komesa Dzierżykraja (nr. 804), który już nie żył w 1299 roku. Wszyscy oni są niezawodnymi Nałęczami. Nie wiadomo tylko, czy Szamotuły należały do tej linii. W roku 1308 (nr. 915) występuje Dobrogost z Szamotuł syn Tomisława (por. nr. 1218 r. 1315), mógł jednak i Wincenty z braćmi mieć tam swoje części. Pomorzany zaś należą do Nałęczów jeszcze w końcu XIV wieku, mogły więc być i ono w rękach Wincentego, jak chce Długosz.
  10. Wobec polemiki, która się obecnie toczy i która dzieli polskich lingwistów, a mianowicie, czy gwara kaszubska jest gwarą polską, czyli też pozostałością języka pomorskiego może nie jednego zdziwić to, że Pomorze nazywam polskiem. Otóż, nie wchodząc bynajmniej w stronę językową kwestyi, muszę powiedzieć, że politycznie można Pomorze nazwać polskiem. Świadkowie w procesie z Krzyżakami w 1320 i 1339 roku nie tylko nazywają ks. Mestwina Polakiem i mówią, że Pomorze stanowiło część państwa polskiego, w czem mają słuszność, ale jeden z nich wyraźnie zaznacza, że „una est et eadem lingua in Pomerania et Polonia, quia omnes homines communiter habitantes in ea locuntur polonicum“ (Lites etc. T. I str. 162). Nie przesądza to oczywiście kwestyi naukowej, lingwistycznej, ale wskazuje, że w poczuciu ówczesnych ludzi był to jeden kraj i jedno państwo.
  11. Kodeks WP. II nr. 976 r. 1315. Kraków 28 czerwca (przedruk z Riedla. CDB.).
  12. Kodeks WP. III nr. 2043 r. 1316. Por. też: Kwartalnik Historyczny T. XII, 1898, str. 153. Dra A. Semkowicza recenzya pracy W. Bogusławskiego p. t. Uwaga do Kodeksu WP.
  13. Forschungen zur Brandenb. u. Preussischen Geschichte. T. I 1888. G. Sello: Chronica Marchionum Brandenburgensium str. 173, odnośnik N. 103. Ein im Geheimen Staatsarchiw zu Berlin befindliches ungedrucktes Fragment eines Rechnungsbuches der Waldemarischen Hofhaltung vorzeichnet kleine Streifzüge in polnisches Gebiet im October, November u. December 1317.
  14. Kodeks WP. II nr. 994 r. 1317, 6 października Henryk ks. Głogowski wydaje dokument in castris ante Brandatisdorf (Przyprostnia). Sądzę, że była to wyprawa na Polskę w połączeniu z margrabią, inaczej nie można jej nawet wyjaśnić, bo tylko przeciw Polsce mogła się ona zwracać, jak to zresztą wskazuje i czas i miejsce.
  15. W związku z tą wyprawą jest odzyskanie Paradyża, Obry i Ziemska. Por. Kodeks WP. II nr. 1085 r. 1327. Co do Obry por. nr. 1043 r. 1324.
  16. Riedel Codex dipl. Brandenburgensis Haupttheil II, 2 Bd. nn. 645 i 646 27 styczeń.
  17. Reinken: Auszugen aus Urkunden des vatikan. Archiw 1325—1334 w Abhandlungen der hist. Classe der k. Bayerischen Akademie. T. XVII. 1883. nr. 423 r. 1328 21 marca. Riedel Codex dipl. Brandenb. II, 2, nr. 633 r. 1326 i nr. 638 r. 1327.
  18. Kodeks WP. II nr. 1103 r. 1329, 29 października.
  19. Riedel Codex dipl. Brandenb. II, 2 nr. 644 oraz Kodeks WP. nr. 1103 (przedruk z Riedla).
  20. Kodeks WP. II nr. 1105 r. 1329. 2 listopada. Gniezno.
  21. Lites ac res gestae inter Polonos Ordinemque Cruciferorum. Editio altera T. I. Zeznania świadków nr. 63 str. 320, nr. 75 str. 341, nr. 87 str. 358 i innych.
  22. Lites ac res gestae etc. T. I str. 343. Świadek 77, str. 345, Świadek 79, oraz str. 346 św. 80.
  23. Kodeks dypl. MP. T. II. 25 czerwca 1331 r. (nr. 187) jest Władysław w Wiślicy, 17 lipca w Sandomierzu, str. 41 (Dodatek).
  24. Kodeks WP. T. II nr. 1115 14 luty, Kraków.
  25. Lites ac res gestae T. I str. 315 i 319. Św. 39 Mikołaj sędzia poznański (Mikołaj Grzymała z Błażejowa KWP. II nr. 1194 r. 1340) zeznaje, że: dictos Cruciferos insequebatur (pod Pyzdrami) cum Vincentio palatino et capitaneo Polonie et pluribus aliis ut dixit. Powtarza to po raz drugi: insequebatur eos cum Vincencio palatino et capitaneo Polonie. Krzyżacy byli pod Pyzdrami 3 dni po św. Jakóbie, t. j. 29 lipca. Pierwszy na to zwrócił uwagę prof. Caro w Geschichte Polens T. I str. 155, przypisek nr. 2.
  26. Monumenta Poloniae Historica T. II str. 856, oraz Monumenta Germaniae Historica SS. T. XIX str. 652. Cenne badania p. W. Kętrzyńskiego (O Rocznikach polskich 1896 str. 130 i 160) ustaliły tekst i pochodzenie źródła, a mianowicie: jest to rocznik Małopolski. Zapiska, o której mowa, mogła powstać około r. 1360, a może i nieco później, ale w każdym razie jest dosyć jeszcze bliską wypadków. Samo źródło opiera się widocznie na tradycyi, piszący często powołuje się na to, że „tak mówią“ (ut dicitur lub fertur), robi błędy, ale ma też i dobre wiadomości. Tak np. zupełnie dobrem i sprawdzonem jest opowiadanie o wyprawie Władysława Łokietka na ziemię chełmińską (por. Kronika Oliwska MPH. VI str. 328). Błędnym jest jeden tylko warunek rozejmu, który po tem nastąpił. Krzyżacy nie oddali ziemi dobrzyńskiej (por. Caro Geschichte Polens II str. 151), a i to nawet nie jest zupełnie pewnem. Po wiadomości o wojnie w 1330 r. mówi dalej kronikarz o zjeździe w Chęcinach, który mógł być istotnie, tylko nie miał tego znaczenia (por. A. Semkowicz: Rozbiór dziejów Długosza str. 349), wątpliwem jest też bardzo, aby Władysław Łokietek w czasach tak niepewnych i burzliwych oddawał Kazimierzowi Wielkopolskę, bo nie była wcale chwila po temu. Nie było też królewicza w Pyzdrach 1331 r., gdyż mamy zeznania świadków z Pyzdr bardzo szczegółowe, które nic o tem nie wspominają. Wskutek tego oddania Kazimierzowi Wielkopolski miał wojewoda Wincenty zbuntować się i uciec do Krzyżaków. Miał on ich następnie naprowadzić na Polskę w lipcu, koło święta Maryi Magdaleny, wtedy to oblegali Krzyżacy Włocławek, ale bezskutecznie, wzięli Słupczę i podstąpili pod Pyzdry, gdzie szukali królewicza. Po tej wyprawie wrócili do Torunia i po niedługim czasie (non post multum tempus) wrócili napowrót do Polski, także z Wincentym; jest to wyprawa, która się zakończyła Płowcami. Otóż tutaj pomylił się rocznikarz i zrobił dwie wyprawy z jednej; Krzyżacy byli w Pyzdrach 1331 r. i wówczas także byli pod Kaliszem i Łęczycą, do Torunia zaś wcale nie wracali. Wojewoda Wincenty, jak to zobaczymy, nie mógł być z Krzyżakami w czasie wojny, prowadzonej w ziemi Chełmińskiej 1330 r. ani w 1331 r. Są dowody bezpośrednie, że jedna i druga wiadomość jest bezpodstawna. To błędy pochodzą widocznie z niedokładności tradycyi, która się mogła prędko zacierać, jak na to są liczne dowody, że tu przytoczę np. tylko zeznanie Zbiluta kasztelana nakielskiego z 1339 r. (Lites I str. 323), który zapomniał o królu Przemyślu i mówi, że ks. Mestwin z Władysławem Łokietkiem układał się o dziedzictwo Pomorza.
  27. Kodeks Małopolski T. II nr. 604 r. 1331 26 maja. Prócz panów małopolskich był na na nim i wojewoda kujawski. Był to zjazd a nie wiec (colloquium), bo nie nosi nazwy wiecu. Prócz niego był w Chęcinach ważniejszy zjazd (ale także zjazd) 1330 r. 4 czerwca. Kodeks katedry krakowskiej T. II nr. 249). Na tym zjeździe doszła do skutku umowa Władysława Łokietka z Janisławem arcybiskupem gnieźnieńskim o dziesięciny. Rocznikarz mógł pomieszać obydwa te zjazdy.
  28. Kodeks WP. II nr. 1113 r. 1330, 12 listopad. Kalisz.
  29. Bardzo jest trudno oznaczyć wszystkie miejsca, przez które przechodzili Krzyżacy, nie można też powiedzieć, gdzie się król połączył z rycerstwem wielkopolskiem. To tylko jest pewnem, że był pod Koninem (Lites I, św. 67, str. 326).
  30. Kodeks WP. II n. 1117 r. 1331. Riedel Codex dipl. Brandenburg. II 1 nr. 664.
  31. Regesten zur schlesischen Geschichte T. V. Np. nr. 4283 r. 1323.
  32. Kodeks WP. II nr. 1221 r. 1343. Por. także nr. 1143 r. 1334.
  33. Dodać jednak należy, iż w większości wypadków jedna strona obowiązuje się do zupełnej neutralności, a nie do chwycenia za broń Por. np. Meklenburgisches Urkundenbuch T. VI nr. 3868 r. 1317. Najczęściej dzieje się tak nawet, że ten, który twierdzę otwiera, zastrzega, że nie w razie wojny przeciw przyjaciołom. Por. Riedel Codex Brandenb. II 2, nr. 656 r. 1328, nr. 719 r. 1335 i inne.
  34. Perlbach: Pomerellisches Urkundenbuch nr. 656 r. 1307.
  35. Wyłączyć jednak z pod tego należy zastrzeżenie, że Wincenty zamknie twierdze, jeśli margrabia będzie chciał napaść na Polskę.
  36. Riedel Codex dipl. Brandenb. II 2 nr. 658 i n. 659.
  37. Salchow: Der Uebergang der Mark Brandenburg an das Haus Wittelsbach 1893 str. 82 i 83.
  38. To wrażenie odnosi się często z zeznań świadków w procesie z 1339 roku.
  39. Lites etc. T. I., str. 340. Św. 74 Piotr kasztelan radzimski zeznaje: quia Vincencius palatinus Poloniae audito quod Cruciferi invaserunt — terram Cuyavie, vocavit omnes milites et nobiles de Polonia, et cum fuissent congregati LX de melioribus huius terre Poloniae iverunt ad dictam terram Cuyavie ad civitatem Brestensem.
  40. Kodeks WP. II., n. 1160. 1336. Berlin 20 lipca. Por. Riedel: Codex dipl. Brandenb. nr. 787 i nr. 784. 1343. Margrabia Ludwik przekupuje Panów de Oberg. Mają oni pobierać, tak samo jak Sędziwój, 20 grzywien rocznie, a gdyby potrafili przeciągnąć na stronę margrabiego Brunświk, wtedy otrzymają dopłaty 10 grzywien.
  41. Kodeks WP. III., nr. 1510, r. 1364.
  42. Kodeks WP. II., nr. 1186, r. 1338. Dobrogost z Sierakowa. Nałęcz, może nawet siostrzeniec Wincentego, pojął za żonę córkę Betkina de Ost.
  43. Mon. Pol. Hist. T. VI., str. 330 i Hirsch: Scriptores Rerum Prussicarum. T. I., str. 714. (Starsza Kronika Oliwska). Por. też Mon. Germ. Hist. SS. T XVIII., str. 703. (Canonici Sambiensis annales).
  44. Mon. Pol. Hist. III., str. 210. (Rocznik Kujawski) oraz Lekszycki: Die ältesten grosspoln. Grodbücher. T. I. Po zapisce nr. 497, z roku 1389 zapiska: Anno millesimo trecentesimo terdecimo primo in campo Radzieyowo clamaverunt Poloni Cracow.
  45. Kodeks WP. II., nr. 1119, r. 1331. Kraków, 11 listopada.
  46. Mon. Pol. Hist. T. II., str. 857. Rocznik Małopolski.
  47. Regensten etc. T. V., str. 287, r. 1326. Podczas napadu Łokietka na Marchię z 1326 roku książęta śląscy, zdaje się, szli z pomocą margrabiemu. Byli oni jego bliskimi krewnymi — por. Grotefend Stammtafeln etc. str. 4.
  48. Kodeks WP. II nr. 1244 r. 1345. Był nim zdaje się także i Niemira, podkomorzy królewski. Por. K. WP. III nr. 1303 r. 1350. Wojewoda Mikołaj był jednym z posłów Kazimierza W. do margrabiego w 1335 r. od tego czasu datuje się prawdopodobnie jego bliższy stosunek z margrabią. Por. Riedel C. D. B. II 2 n. 717.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Potkański.