Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[507]
Z WILNA.
I. NA ANTOKOLU.
W gasnących blaskach liliowej czerwieni
Szumią borami antokolskie wzgórza,
Tam biały dworek z gajów się wynurza,
Tu żywym ogniem pas Wilii się mieni.
U stóp mych, w dole coraz więcej cieni
Położył wieczór... klasztoru przedmurza
Gasnące słońce złoci i wydłuża
Grą fantastyczną ostatnich promieni.
I zaczarował mnie sen... a ten krwawy
Zachód pożarem stanął nad borami,
Nadbrzeżne dworki przekształcił w pałace
Przez wązkie okna do kościelnej nawy
Wszedł i na szczycie zamarł pod słowami:
— Regina pacis, funda nos in pace! —
II. NA GÓRZE ZAMKOWEJ.
Miasto pode mną... Tu oko uderza
Na tle dachówek jakaś biała ściana,
Starej kaplicy kopuła blaszana,
A ówdzie prosta Świętojańska wieża.
Tam popękany mur cegły wyszczerza,
Przy murze ciemny sad i murowana
Brama — a nad tem droga wyzłacana
Słońcem, wiodąca w błękitów bezbrzeża.
[508]
A tam pod miasto przyszedł bór, dziewicze
Głębie swej puszczy, jak serce, otworzył —
I oto w gajach świętych płoną znicze,
Dym się na ziemi, jak obłok, położył
I wstał, i urósł, jak kościelna wieża,
I poszedł w jasnych błękitów bezbrzeża...
|