Wspomnienia damy polskiéj z XVIII. wieku/Rok 1791. i 1792. w Polszcze

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Urszula z Ustrzyckich Tarnowska
Tytuł Archiwum Wróblewieckie
Wydawca Władysław Tarnowski
Data wyd. 1869
Druk J. I. Kraszewski
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



Rok 1791. i 1792. w Polszcze.

Pióro z ręki wypada, zamyślając pisać, co się z nami dzieje. Przedwieczne zrządzenie Opatrzności, losami kraju kierującéj, nie dozwoliło Polakom dotąd być szczęśliwymi.
Boże, z którego ręki te dzieła na nas spadają, zmiłuj się nad krajem już upadającym a pozwól Polakom wybić się z niewoli tyranów swoich.
Sejm w roku przeszłym 1790. gdy zdawał się śmiałym krokiem postępować, a raczéj, gdy się odkryło, że ci posłowie, którzy najwięcéj na Moskali gadali, byli moskiewskiemi duchami, że Suchodolski, Suchorzewski, Potocki Szczęsny, Rzewuski Seweryn, a prawie cały senat intrygi robili, i król téż z nimi trzymał; uradzono, nie bez wielkiéj pracy, że ponieważ prawa nie są zakończone, nie można sejmu kończyć, ale raczéj skład zwołać posłów dla decydowania ważnéj rzeczy, to jest elekcyi lub sukcesyi tronu w Polszcze. Co gdy się stało, ożywiło to nowe przybycie posłów, już obumierający sejm nasz, a młodzież światła i dowcipna, miłością ojczyzny zapalona, pokonała stare przesądy. Zaczęto więc żywo robotę swoją, ustanowiono wiele praw dobrych, wojsko, podatki, przedaż starostw przez licytacyą na skarb publiczny, poprawę trybunałów, sądów, sejmików, komisyów ustanowienie, a nakoniec tę najgłówniejszą osnowę rządu trwałego, o któréj Kazimierz wielki zamyślał, to jest: sukcesyą tronu.
Już téż byli inni powyjeżdżali z Warszawy, a król widząc, że kraj cały jedno myślał, przychylił się do woli narodu, i na dniu 3. Maja 1791. r. była okrzyknięta sukcesya w Polszcze na dom saski i cała konstytucya w kościele zaprzysiężona przed Bogiem.
Ten dzień nazwany rewolucyą szczęśliwą, bo bez żadnego przymusu odprawił się; stał się obcych potencyi zadziwieniem i zazdrością. Jeżeli przeto dla ambicyi braci i złości naszych sąsiadów nie uszczęśliwił się kraj nasz, tę przynajmniéj poda pamięć w potomności, że byli Polacy światli i odważni, którzy chcieli ojczyznę mocną i rządną przy wolności zostawić.
Dzień ten pamięci godny odprawił się z wszelką należytością; było wielu posłów sprzysięgłych sobie, aby tę rzecz w tym dniu zrobić bez gwałtu, ale z determinacyą zupełną. Dla tego Branicki hetman przyszedłszy do izby, poznał to, i powiedział: widzę tu na twarzach jakieś ustalenie, a mnie głowa boli. I wnet wyszedł z izby.
Wiadomość ta wkrótce rozniosła się; gońce w chwili byli wysłani do wszystkich dworów, ale dworom wszystkim to nie było dogodnie; odkąd król z narodem a naród z królem najchwalebniejsze prawa ustanowili, które, jeżeli się teraz nie utrzymają, będą zawsze w sercach Polaków na dalsze czasy odpoczywać. Ja byłam wtenczas we Lwowie, gdy się to stało, a wiadomość ta wszystkim Niemcom głowy pozawracała; mówili głośno, że tak być nie może, aby potencye inne dozwoliły na tę konstytucyą Polakom. Najsławniejsi ludzie wygadali się z tém: że jest nazbyt dobrą dla nas a straszną dla innych; w jedném posiedzeniu słyszeć się potém dali, że nie pozwolą Polakom na to; odpowiedziałam Niemcom: że chyba po naszych trupach pójdą zniszczyć konstytucyą 3. Maja, zaprzysiężoną przed Bogiem i całemu światu wiadomą.
Tymczasem Potocki Szczęsny, Rzewuski hetman polny, Branicki hetman koronny, Suchorzewski poseł kaliski i kilku innych służalców tych panów, bo, wprawdzie mówiąc, nie było tylko tyle przeciwnych, pojechawszy za granicę, nie uważali na rozkazy wychodzące, łagodne najprzód namowy, aby powracali do obrad publicznych, nakoniec surowe nakazy powracania odebrawszy pod konfiskacyą dóbr, za nieprzyjaciół ojczyzny byli uznani. Siedzieli sobie w Petersburgu, odpisawszy zuchwale na wszystkie ordynanse wojskowe. Sejm téż znudzony, skasował hetmana Rzewuskiego i ten tytuł na zawsze, a Potockiemu generalstwo artyleryi odebrał i Stanisławowi Potockiemu oddał go, a sejm był zalimitowany dla nadchodzących kontraktów.
W tym czasie wyszła na widok komedya przez posła inflantskiego, Niemcewicza, napisana pod tytułem: Powrót posła. Ta, jako do okoliczności przystosowana, wielki dostała oklask; po wszystkich miastach ją grali, bo wszędzie patryoci byli i wszędzie krzyk i radość z widoku tego była. To znów emigrantom nie podobało się, bo ich tam malował dowodnie upór i obłąkanie.
Tym czasem skutki praw postanowionych na sejmie okazywać się zaczęły. Sądy, trybunały, komisye naszym sposobem rozpoczynały dzieło swoje. Miasta nasze przywilejów używać poczęły. Wojsko wzrastające, którego postać wzruszała serce z radości i nadziei, że kiedyś kraj nasz przy dobréj konstytucyi i dzielnym wojsku przyjdzie do rządu i znaczenia swego. Wszyscy się cieszyli, wszyscy z ochotą podatki dawali; nie było, tylko kilka osób w kraju, którzy za granicą siedząc, jako Szczęsny Potocki i Rzewuski Seweryn, pisali książeczki, listy niegodziwe, nazywając te czyny sejmowe utratą wolności w Polszcze. Nikt tego nie wyrozumiał i nie wymyślił, aby upór i ambicya tych panów tak dalece rozciągnąć miała zemstę swoję. Branicki gniewał się, że na sejmikach nie będzie mógł przewodniczyć, na trybunałach nie będzie mógł rozkazywać; Rzewuski, że hetmańskiéj władzy nigdy nie pozyska, co u niego wolność Rzeczypospolitéj; — że sukcesya ustanowiona, już mu drogę do korony odejmowała, nie wiem o co się gniewał, bo ten często ni biało, ni czarno nie umiał.
W miesiącu Septembrze wojsko nasze już do 60,000 skompletowane pokazało się na widok obywatelom. Było trzy obozy onego: na Ukrainie pod komendą księcia Józefa Poniatowskiego, w Lubelskiém pod Gołębiem pod komendą księcia Wirtembergskiego,[1] a w Litwie pod komendą gener. Judyckiego.[2] Ten widok kraj cały zatrudnił; nie można było widzieć nic piękniejszego nad tę młodzież pałającą żywością i ochotą do boju, w najpiękniejszéj postaci, przy dobréj sprawie, wszystko nam wróżyło pomyślność, wszystko szczęście i niepodległość Rzeczypospolitéj. Gdyby nie zazdrość sąsiadów Niemców i Moskali naszych nieprzyjaciół, którzy chcą mieć Polskę nierządną i sobie podległą, jak dawnych czasów, i nie chcą, abyśmy byli szczęśliwym narodem.
Obóz pod Gołębiem, który sama widziałam po kilka razy, był widokiem przedziwnym. Kilka ceremonii tam odprawionych, manewrów wyśmienitych, radośne łzy z oczu przytomnych wyciskało. — Obóz w Ukrainie, do którego wstęp był wpław przez rzékę, okazywał waleczność, którą w dalszym czasie miał się wsławić.
Tak więc przeszedł rok 1791. — w robocie najważniejszéj sejmowéj, w ćwiczeniu się wojska nowo wzrastającego w Polszcze, w administrowaniu naszych ustaw jak najlepszych i najświetniejszych; ale Opatrzność nie pozwoliła daléj narodowi polskiemu wolnym oddychać powietrzem. Już burza gotująca się na głowy nasze zbliżać się poczęła, a niemoc Polaków przy najlepszych intencyach, najlepszéj w świecie konstytucyi utrzymać się nie potrafi, kiedy ją wszyscy zdradzają sąsiedzi.
Wyprawiony był książę Czartoryski generał do Drezna w interesach korony sukcesyonalnéj, którą elektorowi ofiarowano, ale tam, darmo siedząc, nie przywiózł, tylko oziębłą odpowiedź. — Elektor nie odmawiał korony, ale jéj przyjąć nie mógł bez wiedzy cesarza i Moskwy. Cesarz niby pozwalał, ale Moskwa wcale nic dotąd nie odpowiadała, bo téż już się przeciwną zupełnie okazać usiłowała. Elektor podał niektóre kondycye, z których ta najważniejsza, aby król miał moc podczas wojny skarbem i wojskiem rozporządzać.
Nadszedł dzień rocznicy 3. Maja 1792. ustanowionéj konstytucyi naszéj; umyśliły uroczyście obchodzić stany sejmujące. Jakoż odprawił się z jak największą wspaniałością i okazałością. Warszawa napełniona była przybyłym ludem i cudzoziemcami. Sesya była złożona nie dla interesów, lecz tylko dla ceremonij w kościele, u księży Misyonarzów, gdzie król przyjmował od trzech prowincyi delegowanych, uznających imieniem całego kraju konstytucyą 3. Maja. Widok to był najpiękniejszy w świecie: amfiteatra porobione na około kościoła, napełnione były ludźmi. Król w całéj okazałości pokazał się dnia tego, jak żaden król polski w téj paradzie nie znajdował się. Cudzoziemcy przyznawali, że co się działo tego dnia w Warszawie, było wspanialsze i okazalsze nad koronacyą Józefa II. i Leopolda w Wiedniu.
Ze świetną paradą król jechał do kościoła. — Co było w kościele, jaką procesyą odprawił król piechotą do założenia kościoła Opatrzności, to wszystko będzie materyą pisarzom do najpiękniejszych opisów w potomne czasy. Widzów po ulicy ze dwa kroć sto tysięcy ludu było, a wszystko z jak największą okazałością i porządkiem odprawiło się.
Tego dnia był wiatr nadzwyczajny, a podczas mowy, którą król miał w kościele, okno jakieś stłukł; wróżyli zaraz ludzie, że ten wiatr nadzwyczajny, nie dobrym jest znakiem i że coś gwałtownego wywieje na ziemię naszą. — W miejscu tém, gdzie kościół Opatrzności zakładać miano, pozrywał dachy, z umysłu z płótna dla dam przytomnych tam porobione. Król powiedział, że choćby po kolana w deszczu miał iść, to jednakże uczyni procesyą, a kto łaskaw, to z nim pójdzie.
Przeto wszystko się szczęśliwie zakończyło a stałość przemogła burzę, która trwając dzień cały, nie dozwalała okazującemu się słońcu na horyzont przyjść, ale przez chmury momentalnie widzieć się dawało jakby, walcząc z firmamentem, miejsce to uroczystości ogrzéwać i oświecać chciało.
Wkrótce potém doniesienia ministra naszego w Petersburgu opowiadały ułożoną wojnę z Polakami; na ten odgłos wojska wszystkie ruszyły na granicę: jedne na Ukrainę do Mohilewa, drugie na Litwę. Ale nie dosyć czasu było do przygotowania się na tę okropną scenę. Wtenczas poseł pruski Lucchesini, mówił marszałkowi sejmowemu wystawując mu złe konsekwencye dla Polski, jeżeliby Moskwa przeciwną była konstytucyi. Odpowiedział: — zostaje nam bronić się; mamy 60, 000 wojska, jeźli to mało, sto mieć będziemy, jeźli i to mało, miasta dadzą nam dwakroć; jeźli i to mało, to damy wolność chłopom,[3] a jeżeli w tym trzęsieniu zginiemy to i ktoś przy nas zginąć musi. Ten poczciwy człowiek mówił jak myślał i czuł, nie wiedząc, że i ten który aliantem zrobił się Polski, zdradzi Polaków: to jest król pruski. — Ledwie w Polszcze czas mieli wojsko na granicę posłać aż deklaracya moskiewska wojny się ukazała; konfederacya naszych panów uczyniona w Targowicy przy pomocy Moskwy i wnet wnijście wojska moskiewskiego w kraj razem. To było dziełem jednego miesiąca Maja 1792. Czytana deklaracya na sejmie w terminach zuchwałych, umysły wszystkich do obrony zapaliła; tu się zaczęły składki dobrowolne i hojne w całym kraju; dawali wszyscy a dawali z ochotą, co kto miał: sprzęty, broń, klejnoty, pieniądze, ochotników. Wszystko to jak woda płynęło do skarbu publicznego. Brali kantonistów, podatki potrójne dawali, wszystko to z miłą chęcią i z miłą ochotą; czuł każdy, że bronić konstytucyi jest to bronić swobód naszych i wolności niepodległéj. Każdy się łzami oblewał z chęci ratowania ojczyzny przez ofiarę osoby lub majątku swego. Nie masz w dziejach nic podobnego nad ten moment zapału szlachetnego kraju całego i chyba nieczułe serca ambitu pełne, jakie są naszych konfederatów Targowickich mogli, nie tylko przeciwienia się, ale jeszcze nieprzyjacielską wojnę na kraj swój własny sprowadzić. Boże! co za wyrodne syny! nie odwlekaj kary swojéj na osoby i domy ich na którą sobie tak haniebnie zasłużyli... Nim wiec opiszę co się stało, nie zawadzi te osoby, sposób ich życia i charaktery opisać.
Branicki hetman, Potocki Szczęsny i Rzewuski Seweryn pojechawszy do Petersburga złączyli się, z ułożeniem imperatorowéj, wydać wojnę Polakom. Tak téż w deklaracyi wyraziła: że na ich pokorne prośby wojsko swoje posyła do Polski aby znieść konstytucyą 3. Maja. Ci jegomoście skonfederowani w Targowicy, na granicy Moskwy, nazywają sejm spiskiem warszawskim na zdradę ojczyzny utworzonym. Sami niegodziwi ludzie otoczeni takiemi którzy albo z ich łaski żyją, albo pensyę moskiewską biorą, nie wiedzą co czynią i zdrajcami ojczyzny na wiekopomne czasy zostaną. Branicki, którego już Polska doznała charakteru, niewiary, który od króla wszystko ma i króla tyle razy zdradza, którego duma niepozwala cierpieć praw nad sobą, gniéwa się że na sejmikach nie będzie mógł przewodzić, szlachtę czynszową sprowadzać, pić i hulać aby swoje dokazać, z instynktów moskiewskich; że w trybunale nie może rozkazywać aby, za gwarancyą Moskwy, najniegodziwsze sprawy wygrywał; gniewa się że wojskiem rządzić nie może, aby go dla Moskali oddał. — Rzewuski hetman oddawna strawić nie może odjętéj władzy hetmanom; mówi, że na tém szczęście kraju zawisło. Sukcesyi tronu przeciwny, bo sam królem być pragnie, dla tego że będąc w Paryżu wróżka mu to jakaś przepowiedziała. Człowiek ambitny i zły, króla nienawidził, na sejmie ani razu w izbie nie był, funkcyi swojéj nie sprawował, chemią się bawi i chimerami swojemi. Ten to jest który, wszystko doradzając Potockiemu Szczęsnemu, jego za marszałka konfederacyi wystawił. Potocki zaś, wcale do takich robót niezdolny, więcéj uparty niż zły, więcéj głupi jak mądry, cały w dystrakcyach osobliwszych, zapomniał kiedy się żenił, że trzeba do ślubu pójść; aż panna młoda już ubrana i czekając na niego, sama do jego pokoju przyszła i zastała go że grał na gitarze w koszuli, jedna noga goła w pantoflu, druga obuta. — Ojciec tego Potockiego, Salezy, wojewoda kijowski, człowiek zły i wiele mogący w Polszcze, na początku panowania króla teraźniejszego, zrobił był konfederacyą radomską; co jest wiadome ludziom na jaki koniec i jak Moskwa zwiodła go. Sam chciał być królem; wiele złego ten człowiek uczynił; w publiczném życiu burzliwy, w prywatném niespokojny, tyranem bardziéj jak łagodnym przez całe życie był człowiekiem. Syn jego, teraźniejszy marszałek konfederacyi targowickiéj, ożenił się był sekretnie z panną Komorowską starościanką, w sąsiedztwie z rodzicami jego żyjącą, co gdy się wydało, kazał wojewoda tę pannę z domu rodziców porwać w nocy przez osoby umaskowane i utopić ją, a syna w więzieniu trzymał. Komorowscy proces o to prowadzili już z żyjącym jako i umarłym wojewodą, a syn zapłacił dwakroć sto tysięcy za ten ojca swego postępek. Więcéj takich okrucieństw ten człowiek narobił, iż się zdaje, że Bóg karze dzieci jego za przestępek rodziców. Syn jego Szczęsny dziś jest na czele konfederacyi targowickiéj. Obłąkany poniekąd przez radę ludzi złych i niecnotliwych, jako to: Mo............ i T............., których radą żyje, a Rzewuskiego stylem pisze. Oni to nieszczęśliwego, acz upartego Potockiego na hańbę i niesławę wieczną namówili. — Przybył do nich Suchorzewski poseł kaliski, którego głowa wpół zwaryowana najświętsze rzeczy za djabelskie poczytuje; on to pozywał pana Niemcewicza do sądów sejmowych, za napisaną komedyą: Powrót posła; on marszałka sejmowego na pojedynek wyzywał o jakieś uraźliwe słowo lub nieuwagę tego szanownego i poczciwego człowieka. „Będę się bił z WaćPanem, ale po skończonéj powinności mojéj,“ odpowiedział Małachowski. — Ten Suchorzewski[4] syna swego, lat siedem mającego, chciał zabić, aby nie dożył niewoli, którą konstytucya 3. Maja dla Polski gotuje. Taki więc człowiek pomnaża węzeł konfederowanych. Złotnicki do tego, który rozdaje dobra posłów uczciwych sejmu tego; Pułaski, (?) który pił zdrowie Potemkina na ostatnich sejmikach; Mi......, który w karty szalbierzując, za takiego miany, ostatni człowiek w postępkach swoich, dał się mianować. Ci więc niegodziwi ludzie z wojskiem moskiewskiém w kraj nasz wkroczyli. Nie zapominam jeszcze Kossakowskiego, który w Litwie najniegodziwsze rzeczy z wojskiem moskiewskiém wyrabiał, którego brat biskupem inflantskim.
Na odgłos więc wojny, którą Moskwa wydawała Polakom, wkroczywszy w kraj z 19. na 20. Maja r. 1792., a to w nocy, przeprawiwszy się przez Dniepr do dóbr Potockiego Szczęsnego, wszyscy ogólnie (bo cały kraj Polski szlachetnym zapałem był pobudzony) rzucili się do obrony publicznéj, i każdy był gotów wszystko oddać i życie, aby Moskalów wypędzić. Sejm więc napisawszy deklaracyą do wszystkich dworów, jako jest zaczepiony i bronić się tylko będzie, wydał do wojska, do obywatelów uniwersały zachęcające do obrony. Królowi władzę nad skarbem i nad wojskiem oddawszy, dla czynniejszego sprawowania interesów wojennych zalimitowany został, jako według nowéj konstytucyi ciągłym będąc, do zwołania zawsze gotowym był, lecz od króla samego, nie od narodu lub marszałka; w czém wielki błąd stał się.
Zaczęły się więc niektóre utarczki z nieprzyjaciołmi, których nasi nigdy nie zaczepiając, bronić się tylko mieli ordynans. Najpiérwsi byli pułkownik Grocholski i Obertyński porucznik, oba równie odważni. Pierwszy szczęśliwie odbywszy swoje, żyje, drugi walcząc późniéj, w potyczce od nieprzyjaciół zabity został, nie chcąc się poddać wielkiéj liczbie otaczających go Moskali.
W tych czasach Rzewuski, mianując się zawsze hetmanem polnym, a hetmanem z władzą, wydał ordynans księciu Poniatowskiemu Józefowi, komenderującemu wojskiem ukraińskiém, aby zaraz z całém wojskiem złączył się z konfederacyą i z Moskalami bronić wolności upadającéj. Ten ordynans jakiego śmiechu narobił w całym kraju, można łatwo rozumieć. Książę Józef odpisał tak, jak należało na zuchwalstwo jego: na którym odpisie całe wojsko podpisało się, wyraziwszy, że on sam jako zdrajca ojczyzny, ściganym będzie wraz z nieprzyjacielem.
Wojsko litewskie pod dowództwem księcia wirtembergskiego nierównie przykrzejszego doznało losu, kiedy na odgłos wojny od swego komendanta opuszczoném zostało. Ten głuchy i głupi Niemiec, czyli przez tchórzostwo lub namowę siostry swojéj a krewnéj wielkiego księcia moskiewskiego, lub zdradziecką przyjaźń króla pruskiego dla Polski, opuścił w ten moment służbę i prosił króla o urlop do jechania do wód dla zdrowia swego. Ta nagła odmiana (którą on już podobno od dawna knował) cały kraj przeciwko niemu obruszyła, a żona jego, córka księcia generała Czartoryskiego, osoba piękna i cnotliwa, czuła od dawna, w cichości zachowując, nieukontentowanie z złączenia tego. Charakter niestosowny, grubiaństwem niemieckiém przeplatał słodycze życia u rodziców, i truł jéj zabawy. Korzystając więc z takiéj okazyi, jako żona nie bardzo szczęśliwa, dobra patryotka, na odgłos czynności męża swojego, pojechała do klasztoru i o rozwód z nim zaczęła sprawę, napisawszy w ten sens bilet do męża: — że ponieważ połączenie nasze było w tym celu, abyś WPan służył ojczyźnie i bronił jéj w potrzebie, nie dotrzymując tego, zrywasz tém wszystkie i moje dla niego obowiązki. A tak piękna ta kobieta piękniejszą jeszcze w oczach publiczności pokazała duszę.
Utarczki Moskali z naszymi tu i ówdzie trwające, szły dotąd pomyślnie, tak, że wkrótce od niecnego króla książę Józef miał rozkaz surowy: nigdy nie atakować, ale pobiwszy, rejterować się. Co téż wykonywał i ze smutkiem komenderował ks. Józef. A tak najwaleczniejsza odwaga, którą ci rycerze okazywali, nic nie pomogła przy nieustannéj rejteradzie naszych. Tuż byli Moskale; kijowskie i bracławskie województwo opanowali a wszędzie obchodzili się niegodziwie z naszymi konfederatami, przymuszali obywatelów do podpisów.
Już téż czas było zapytać alianta naszego Wilhelma, za co według obietnicy posiłków nie daje? Był na to wysłany Potocki Ignacy, marszałek litewski, do Berlina, człowiek wielkiego rozumu i wagi, który w robotach dzisiejszego sejmu wiele znaczył i prawie na czele wszystkich był czynności; człek stały, odważny i poczciwy. Tam go wodzili tylko, nic mu stałego nie odpowiedziawszy nad to, że jeśli król pruski obiecał przez alians dać Polakom wojsko, gdyby w wojnie byli, to tylko w wojnie ościennéj; tę bowiem wojnę nazywał wojną domową, bo od Polaków zrobioną była.
A tak Polska, widząc się zdradzoną ze wszech stron, już w męztwie własném upatrywała tylko obronę.
Nasi téż coraz głębiéj Moskwie usuwali się małe odbywając potyczki, tak, że gdzie obóz polski nocował, drugiego dnia moskiewski przychodził, aż téż pod Zasławiem Moskale byli, a tam potyczka główna odprawiła się; gdzie książę Józef sam komenderując, musiał przebijać się z obozem swoim przez trzy kolumny moskiewskie, otaczające go ze wszech stron: tak to szczęśliwie uczynił, że nie straciwszy tylko 800 ludzi, ubił nieprzyjaciół 4000. — Wtenczas dali widzieć Polacy, jak się bić umieją, a gdyby nie Czapski generał i książę Lubomirski Michał, którzy i w innéj akcyi pod Ostrogiem nieposłuszni byli ordynansom, byliby nasi znieśli cały obóz moskiewski, chociaż zawsze trzech Moskali było na jednego Polaka.
Generał Kościuszko, Wielhórski brygadyer, Mokronowski, Krasicki major, kapitan Bronikowski, książę Eustachy Sanguszko i prawie całe wojsko cuda robiło — tak będzie pamiętna ta walka na potomne wieki. — Ale nierównie jeszcze i ta pod Dubienką, gdzie generał Kościuszko w 14,000 wojska od 60,000 moskiewskiego był atakowany, nietylko że się obronił, ale jeszcze pobił ich okrutnie. Tam to Moskale przeszedłszy przez kraj zabrany przez Austryaków, Małopolskę, (nazwaną teraz przez Niemców Galicyą), obtoczyli zewsząd generała Kościuszkę, który w swoich bateryach tak jeszcze ich poraził, że po trupach swoich atak czyniąc, utracili 4000 ludzi, 20 oficerów, 4 pułkowników, między którymi zabity był Palenbach[5], wielki rycerz, młody, bogaty pan, który najpiérwszy na mury oczakowskie wpadł, najpiérwszy i teraz z koniem na bateryą wjechał i zabity został. Moskale go płakali, a poznali teraz oręż polski i męztwo, nie zwyciężywszy Polaków, w kraj polski wchodząc, rujnując i zabierając żywność wszędzie, po polach potratowane zboża zostawili. Z téj potyczki pod Dubienką z zabitych moskiewskich oficerów czyli pułkowników pozdéjmowane ordery, były zawiezione do króla, a już wtenczas okazał król nieukontentowanie z wygranéj tak walecznéj generała Kościuszki.
Ten człowiek wsławił się tak w teraźniejszéj wojnie, że nigdzie tak jak o nim gadają. Moskale go się okrutnie boją: rządny, spokojny, w ogniu jak na przejażdżce jakiéj, waleczny, odważny, republikant, w Ameryce wojować nauczył się. Te ma przymioty generał Kościuszko, które go na wielkiego wojownika przeznaczyły; poczciwy, skromny, spokojny i stały, ma obywatela szacownego cnotę. Ten w młodym jeszcze wieku czuł szlachetny zapał bronienia ojczyzny swojéj; związał się był do konfederacyi cnotliwéj ale nieszczęśliwéj barskiéj, któréj pamięć zostaje tylko w sercach poczciwych ludzi i w dziejach polskich nie zaginie późniéj; potém prowadzony skłonnościami serca swojego, pokochawszy córkę Sosnowskiego hetmana[6], (dziś wydaną za Józefa ks. Lubomirskiego), uwiózł ją z domu ojca. Dognany przez ludzi tegoż, gdy mu córka odebraną została, frasunek miłośnego serca umarzając, szukał sławy na wojnie Amerykanów przeciw Anglikom, na wojnie téj, która ten naród uszczęśliwiła i o wolność przyprawiła. Tam więc Kościuszko walcząc jako Polak wolny za wolność, choć cudzą, dał dowody męztwa swojego i nauczył się wojować, aby był zdatny krajowi swemu; otrzymał order militarny amerykański nazwany Cincinata; a teraz polski złoty medal; które to dwa znaki więcéj mu honoru czynią, jak wszystkie zaszczyty orderów. Nie można nie przyznać waleczności wojsku naszemu: bili się jako lwy, bo każdy czuł i wiedział, że się za wolność i swobodę i dobry rząd bije. W Litwie miał komendę Zabiełło[7], który dawniéj w Paryżu pięknym Polakiem nazywany był, ten robił co mógł, ale zawsze przymuszany ordynansami króla do rejterady, Moskwę w kraj litewski puszczał. Cały świat jest świadkiem że nie zwyciężeni, Polacy widzą kraj swój pełen nieprzyjaciół. Wszyscy jednym duchem pałając, wołali aby im wolno było bić i wypędzić Moskali, nie było i jednego zbiegłego; znalazł się przecież zmiennik i zdrajca, a to: Rudnicki vice-brygadyer, który z saméj akcyi pod Zasławiem uciekł do Moskalów. Tam przysięgając na konfederacyą miał z sobą towarzysza jednego, któremu nic nie mówiąc, kazał za sobą jechać i wnet tam przysięgać rozkazał w przytomności generał-komenderującego Kochowskiego i całéj konfederacyi. Towarzysz nie chciał przysięgać, mówiąc: „Nie zdradzę mojéj ojczyzny, jużem raz przysiągł na konstytucyą 3. Maja i królowi.“ Zdziwiony Kochowski pogłaskał go pod brodę i dał mu suwerena. Rudnicki zaś w obozie polskim za zbiega uznany i imie jego na szubienicy przybite zostało.
Zdarzyło się w tym czasie w ogrodzie Saskim widowisko patryotyczne i ledwo nie przyszło do wielkiéj biedy dla pana Miera[8] starosty buskiego. Ten sowizdrzał tam przyszedłszy powiedział publicznie: Bonne nouvelle![9] naszych pobili Moskale! Wnet skupiony lud chciał go ukarać za tę mowę, jeden człowiek już się rozpasywał aby go na pasie swoim powiesić na drzewie, ale się skończyło na wyświstaniu onego i kułakowaniu; przez cały ogród Saski mocno uciekał. Ten Mier, mocno złego rozumu, jest człowiek niecierpiany od wszystkich, sam się tylko kocha.
Gdy tak wojsko nasze zawsze rejterując się, nie zwyciężeni ale znużeni, obdarci i głodni zostali, przyszedłszy już z Dubienki do Kurowa a Moskale za niemi do Markuszewa, o pół mili obozy te dwa stały od siebie; a że to było przed żniwami, wszystkie więc zboża stratowane zostały i zabrane na przybycie wojska nieprzyjacielskiego. Wszyscy domy swoje porzucali, uciekając gdzie kto mógł przed napaścią tych ludzi, a bardziéj złośliwą zemstą konfederatów. Co za smutny widok obił się o oczy moje, gdy pojechawszy dnia jednego do Puław, do ks. generałowéj, zastałam wszystkie rzeczy rozrzucone i upakowane najdroższe sprzęty. Te podziwienia i zacności godne miejsca, już przed orężem nieprzyjacielskim w obawie. Były to pogłoski podobne do wiary, a bardziéj doniesienia samychże generałów komenderujących: Poniatowskiego i Kościuszki, że w Puławach nasi mieli bronić przeprawy Moskalom przez Wisłę; na ten koniec już był zrobiony most na Wiśle, a z drugiéj strony bateryę robić poczęto. W takim razie każdy o obronie osobistéj myśleć począł, już téż i my w domu naszym, w blizkości miejsca tego mieszkający, wszystkie sprzęty zdejmować i układać zaczęliśmy. Nie mogę tu wyrazić dosyć dobrze tego pomieszania i uczucia żałosnego, którym serca nasze były przejęte, zalewałam się łzami przez czas niejaki patrząc na domek nasz tak nam miły, który ogołocony stał a my, w bojaźni nieprzyjaciela momentalnie będąc, do wyjazdu mieli gotowość. Cała téż ta okolica w takiéj była niespokojności, przywodziło na pamięć całego kraju już w tyle zostawionego nędzę i upadek. Gdy obóz nasz stał w Kurowie, mieliśmy chęć szczerą widzieć to wojsko które walecznie bijąc się za siebie i nas, poniewolnie nas oddało nieprzyjacielowi, to wojsko, na które skarby i majątki nasze z ochotą oddawaliśmy; te, gdzie braci, krewnych, przyjaciół każdy lub witał lub opłakiwał straty. Pojechałam z moim mężem do obozu o dwie mile leżącego od Drążkowa[10], z jak największą ochotą i radością, zapominając w ten moment o nieprzyjacielu. Przyjechałam tam w téj wesołości, która wnet w żal odmienioną została. Nie mogę tu wyrazić tych wrażeń które doznałam na widok wojska naszego, którego postać w przeszłym roku świetną, zamieniona w mizerną, znużoną, została mu tylko jego waleczność, a tę na twarzy każdego żołnierza widać było. Widziałam kupy żołnierzy śmiejąc się szable swoje szlifujących, mówiąc nam że na nieprzyjaciela (pod bokiem nam stoi, może dziś, może teraz na nas napadnie). Wszystko było do bitwy gotowe, każdy na swoim miejscu, choć w mundurze obdartym ale z odwagą nieopuszczającą go (mówili znów że tak będzie jak pod Dubienką). Ogarnione żalem serca mając, objechaliśmy cały obóz od pierwszéj do ostatniéj pikiety. Karetę naszą obstępywali rycerze nasi opowiadając czyny wojenne, i głód, biedę, którą ucierpieli w rejteradzie nieustannéj, mówiąc: nigdzie nas nie pobili, a zawsze, my się rejterowali.
Odmiana w tych dwóch obozach, które widziałam pierwszy raz pod Gołębiem w 5000 ludzi i w całéj swojéj okazałości i świetności podczas pokoju i ten pod Kurowem z 25,000 złożony znużonych w wojnie żołnierzy, jest rzecz do widzenia i zadziwienia, a do opisania trudna. Tyle mogę wyrazić, co mnie saméj najwięcéj w oczy podpadło, że obóz z 5000 zdawał się być większym nierównie, jak ten z 25,000 w czynnym sposobie ułożony, gdyż wszystko umaskowane było. Ściśle i spokojnie w oczekiwaniu nieprzyjaciela trochę za daleko zapędziliśmy się dnia tego, bo pod same ostatnie rogatki, które od dońskich pikiet nie daleko były. Jakoż nazajutrz była tam mała utarczka z dońcami, w któréj kilku kozaków zginęło, a z naszych zabity został Iliński, generał-inspektor.
Ten młody człowiek losem przeznaczenia swego prowadzony, nie będąc nawet na wojnie, dnia tego, niewiem z jakim interesem, do księcia Józefa przyjechał, z jakąś ekspedycyą podobno; a chcąc być przytomny jak książę na konia siadał, za daniem znaku do potyczki zaczynającéj się, nie mógł pewnie ani chciał zostać, i tak razem pojechawszy stanął na polu, a wnet na cel wzięty od kozaka, na miejscu ubity został. Człowiek młody i piękny i dobrze poselską funkcyę na sejmie konstytucyjnym odprawujący; bo któż nie wie, że pracuje cały skład posłów, że jeżeli byli niektórzy niegodziwi, to ich cnota patryotyczna naszych prawodawców zawstydziła i poniżyła.
Już tego dnia jak byliśmy w obozie, była wiadomość sekretnego armisticium[11], co jednak nie było ogłoszoném; alić nazajutrz po téj małéj pod Markuszowem potyczce, przybiegł kuryer do wojska z nowiną okrutną, która cały kraj o desperacyą przyprawiła, a ta była: że król Jegomość dnia 22. Juli[12] złożywszy dawnym sposobem radę, nie w straży podług nowéj konstytucyi ale w radzie podług staréj formy udecydował przychylić się i akces uczynił do konfederacyi... Targowickiéj.
Niech sobie każdy wystawi, co za skutek sprawiła ta nowość. Zdrada! zdrada! — z ust do ust to słowo latało. Nie wiedzieć co myśleć i co czynić; nikt nie był w stanie zebrać do kupy myśli i siły swoje. Płacz i narzekania wszędzie słyszeć się dały. Wojsko przyjąć nie chciało, w Warszawie gmin ludu po ulicach biegał — cały kraj w odmęcie. Król się nie pokazywał, a warty i roty były podwojone. Wojsko wysłało dwóch generałów do króla: Wielhorskiego[13] i Mokronowskiego[14]. W radzie było wielkie wzburzenie. Marszałkowie Małachowski, Sapieha, Potocki, marszałek litewski, nie chcieli się podpisać. Król z prymasem, Mniszkiem marszałkiem, Małachowskim kanclerzem, Chreptowiczem podkanclerzem[15] i innymi udecydowali przez większość głosów ten krok tak haniebny. Marszałek Potocki mdlał, Małachowski sejmowy marszałek powiedział: i król szwedzki musiał podpisywać prawa uciążliwe, ale w obozie! — i wyszedł z rady manifestować się: który to manifest czytając, każdy co czuje i ma serce, łzami się zalać musi. Przynajmniéj ja go inaczéj czytać nie mogłam; a trawiąc dni i nocy w żałości, ubolewaliśmy z mężem, jak poczciwi i prawi obywatele.
Zebrała się wielka liczba obywateli i poszła do marszałka sejmowego, a przechodząc przez ogród saski, Sapiehę marszałka litewskiego napotkali i porwali go na ręce i tak do Małachowskiego poszli na pożegnanie tego cnotliwego i sławnego męża, którego czynność wiekopomne wieki w pamięci Polaków i sercach odpoczywać będzie.
Ten tłum ludu zastraszył Warszawę. Poszli oni do pałacu kanclerza Małachowskiego, i okna powybijali, przypominając mu dawniejsze przysługi podczas sejmu nie dawno zdarzone, kiedy w dzień czytanéj deklaracyi moskiewskiéj wojnę wypowiadającéj, kanclerz zaprosił ministra moskiewskiego na wielki obiad, pospólstwo powybijało kamieniami okna, a kartkę przybito na drzwiach domu jego w te słowa: Za obiad kamienie a za zdradę stryczek.
Tandem stało się jednak i król przystąpił do konfederacyi targowickiéj. W kilka dni uczynił akces do niéj z całą ziemią warszawską, któréj marszałkiem Kicki[16], starosta rycki i koniuszy koronny został.
Tu trzeba uważać, że akces króla w ten moment może był potrzebny dla wstrzymania zamachów wojny już pod jego bokiem rozpierającéj się. Do tego stopnia przyszła bojaźń i zdrada króla, że silnym odporem Moskwę na granicy jeszcze będącą nie chciał wypędzać a sam do obozu nie pojechał, wziąwszy na ten ekspens od Rzeczypospolitéj 2,000,000; już teraz rzeczy łagodząc, kiedy ani w skarbie pieniędzy, ani zadosyć amunicyi nie było, a wojsko znużone i obdarte, odpoczynku bardzo potrzebowało, choć tylko po trzymiesięcznéj wojnie: kiedy pod Warszawą obóz ulokowany prawie z najpiękniejszego wojska, bo z gwardyów i pułku złożony do 6000, ale dowodzony przez komendantów głupich: Gurzyńskiego[17] i Byszewskiego[18], nie obiecywał wielkiéj obrony Warszawie, choć tam wszyscy jednym duchem pałali i do obrony Rzeczypospolitéj byli gotowi.
Był moment i taki, że chciano króla porwać i do obozu księcia Józefa przystawić. Akces więc króla w ten moment wszystkich obrażający, w ośm dni stał się niby jakąś nadzieją słodką dla Polaków, gdy widzieli, że wcale w innych terminach i nie kasujący konstytucji 3. Maja był napisany. Tu zaczęto tę rzecz brać na uwagę: że król mądry, mówiono, musi téż coś mądrego wymyślić; kiedy nie był wojownikiem, niechże będzie politykiem.
Król też jednego dnia tak się mocno zamyślił, że mu łyżka z ręki wypadła. Gdy rozumiano że zasłabł, odpowiedział: „Robiłem dotąd węzełki, które mi się zawsze rwały, teraz taki zrobię węzeł, że go wszyscy djabli nie rozerwą;“ — a w tém wojska poczęły postępować ku Warszawie.
Każdy w tym razie według swego zdania uczynił, w domu został lub wyjechał; my zaś w naszej partykularności nie zbyt oddaleni od Puław, którędy obóz moskiewski miał się rozlokować, obawiając się kozaków, których zwyczaj grasować około obozu, a bardziéj jeszcze jakiego przymusu memu mężowi podpisywania się za konfederacyą, z domu wyjechaliśmy na kilkanaście dni, nie bez żalu zostawiając domek nasz na dyskrecyą dońców; nie mogę zataić, jak wiele ta myśl łez kosztowała: uciekać przed nieprzyjacielem było dla mnie nową rzeczą, lecz nie pierwszą, bo w dziecinnym wieku będąc, przypominam sobie, jak rodzice moi podczas barskiéj konfederacyi Moskala unikali. Tak kraj polski w bezustannéj rewolucyi, żadnemu bezpieczeństwu obywatela nie poddaje.
Wyjechaliśmy więc z domu z dziećmi 26. Lipca, co się téż dobrze stało: bo obóz moskiewski dni piętnaście w Puławach odpoczywając, nietylko temu miejscu zadał wielką klęskę, ale i wszędzie w okolicach dał się we znaki.
Księżna generałowa przez cały czas w Puławach siedziała, i gdyby nie jéj bytność, na którą wiele mieli względów, to miejsce ostatniéj ruinie byłoby podpadło, a i tak sześć kroć sto tysięcy rachowała szkody. Książę sam od dawna w Wiedniu siedział, gdzie był posłany w interesach sejmowych, ale nic takoż nie wskórawszy nad tę nadzieję, że cesarz nie pozwoli Moskalom przejść na Sandomierz w województwo sandomierskie, o co od dawna oni starali się, a późniéj bez pozwolenia to uczynili, pod Dubienką i Klinem przez Galicyą nad wszystkie mniemania na Polaków wpadli, i tam odpór waleczny generała Kościuszki znaleźli. Za swoje zuchwalstwo klęskę haniebną otrzymali, o czém wszystkie dzieje pisać będą.
Na uczyniony akces do konfederacyi przez króla Jegomości, Naruszewicz, biskup inflantski, miał mówić królowi: „Jakże będę kończył historyą Polską? WKMość przez czynność z dnia 3. Maja zmazałeś wszystkie złe postępki panowania swego, ale teraz ten akces wszystko zaczernił i zrujnował.“ Sołtyk, poseł krakowski, jeden z dobrych patryotów, w oczy królowi powiedział, gdy zawsze rejteradę wojsku naszemu rozkazywał: „WKMość nas zdradzasz.“ Na co król Jegomość: „Ale mój kochany, masz głowę zapaloną!“ Sołtyk z Warszawy odjechał a król akces zrobił.
Nasi téż sejmowi patryoci najpiérwsi na czele robót, to jest: Małachowski i Sapieha marszałkowie Sejmu, Potocki marszałek litewski[19], Sołtan marszałek litewski[20], (wprzód urzędy swoje dobrowolnie złożyli) Sołtyk poseł krakowski[21], Stanisław Potocki poseł lubelski, Wejsenhof poseł inflantski[22], Matuszewicz poseł trocki[23], Zakrzewski poseł mazowiecki, Kochanowski poseł sandomiérski[24], Rzewuski poseł podolski i wielu bardzo, jedni do Lipska pojechali, unikając napaści, drudzy do domów swoich.
Alić konfederacya targowicka zapozwała osobiście niektórych, mówiąc za zdradę ojczyzny, i Małachowskiego samego; a Szczęsny Potocki, marszałek konfederacyi targowickiéj, napisał list zuchwały do króla Jegomości, nakazując mu poprawić akces do konfederacyi, aby do ich złéj woli stosowny był, jako i o oddanie komendy nad wojskiem; co téż król uczynił i komisyi wojskowéj oddał. Ale targowiccy nie kontentując się z tego, kiedy już Moskale wleźli byli do Warszawy, a generał Kochowski w Wilanowie stanął obozem, przysłali czterech delegatów do króla Jegomości, którzy byli: Ożarowski, kasztelan wojnicki, od dawna Moskalów przyjaciel, Świętosławski, sędzia krzemieniecki, któremu to Potocki Szczęsny obiecywał od potomności ołtarze za to, że się sukcesyi w Polszcze sprzeciwił na sejmie, Kamieniecki, kreatura Potockiego, i Chołoniewski, starosta dubieniecki; ci delegaci prosili króla, aby akces poprawił i oddał komendę gwardyów swoich; na co król odpowiedział: że gwardyów nie odda i nikt mu tego wydrzeć nie potrafi, a co do akcesu, za kilka dni obiecywał dać im poznać wolę swoją. Ci więc skasowali komisyę wojskową i sami na siebie rządy téj magistratury włożywszy, mówili, że wojsko od hetmanów będzie dependować.
Wielu téż panów dobrowolnie urzędy swoje złożyli; a tak w Warszawie zamięszanie, a w całym kraju płacz i smutek widać było.
Mówili niektórzy, że poseł pruski oświadczywszy wtenczas, gdy czasu nie było, pomoc Polakom, odjechał z Warszawy czynić stosownie i podżegać panów polskich, aby protekcyi u króla pruskiego szukali,[25] ale ci nadto światli i nadto poczciwi, przeglądali w tém większą zgubę i ruinę kraju, gdyby Prusaka sprowadzić na nasz chleb; a ten nic nie zrobiwszy, za fatygę i koszta kazałby sobie Gdańsk i Toruń oddać. Inni mówili: lepiéj złączyć się krolowi z Moskwą, tron sukcesyonalny Konstantynowi, wnukowi imperatorowéj oddać i na Prusaka uderzyć, zdrajcę, który nietylko Polaków, ale i Moskali i Szwedów zdradził, a który teraz wojska swoje na pomoc Austryakowi przeciw francuzkiéj ziemi posłał zwyciężać nieszczęśliwych, ale mężnych Francuzów.
Jak téż Moskale do Warszawy przyszli, Kossakowski, generał moskiewski, brat biskupa inflantskiego, który go sam hetmanem zrobił, pojechał z Bułhakowem, ministrem moskiewskim, na zamek do króla. Król mu się pokazał markotny i nic do niego nie gadał. Rozgniewał się ten zuchwały człowiek i powiedział na pokojach głośno: „Niech król pamięta, że ta sama monarchini, która go królem uczyniła, i mnie hetmanem zrobiła.“
Co to za nieszczęście królować tak, jak Stanisław August! Lepiéj jest nigdy nie być królem, lepiéj oddać i złożyć koronę, jak ją tak haniebnie nosić.
Generał Kochowski z wielką téż assystencyą na zamek pojechał, a ofiarowany sobie do mieszkania przez Kossakowskiego pałac marszałka sejmowego Małachowskiego przyjąć nie chciał.
Po dwuniedzielnéj naszéj niebytności w Drążkowie i bawienia u brata Joachima Tarnowskiego w Sandomierskiém, gdzie spokojny smutek panował i Moskalów jeszcze nie było, po odejściu obozu moskiewskiego z Puław, powróciliśmy do domu, z niemałym smutkiem i nieukontentowaniem widząc wszędzie po drodze znaki obozowania moskiewskiego; poddaństwo zniszczone, karczmy puste, porujnowane, zboże przeszłoroczne zabrane, tegoroczne potratowane; konie, woły, owce pozabijane, poprzepadane w podwodach zabranych pod furaże. Owo zgoła nędza i powszechne nieszczęście — nie spisałby tego na wołowéj skórze, co się tylko w partykularności, w domu naszym działo przez czas obozowania Moskalów w Puławach. Było tu w Drążkowie trzydzieści dziewięć komend, to jest po trzy i po cztery na dzień. Najpiérwsza z nich, to jest od huzarów rotmistrz, kazał sobie gwałtem śpichlerz otworzyć i zabrał 50 korcy owsa, lub mniéj trochę przez ukaresowanie onego przez naszych ludzi. — Bóg téż nam zdarzył człowieka, który komisarzem podówczas był, zwał się Łochowski, poczciwy i wybrany do takich okoliczności.
Moskali traktował, jak można było karmił, odziéwał i napajał. A tak to sprawnie czynił, że przez ekspensy piwnicy i niektórych rzeczy, jak chustek do nosa (które bardzo kozaków tentowały) ten dobry człowiek ochronił nas od wielkiéj ruiny dóbr i tyle dokazał, że nawet wpadł w wielkie łaski u pułkownika kozaków dońskich, któremu na moście w Drążkowie bal dawał. Kozaków i kompanią popoił tak, że i sam i wszyscy na moście powywracali się. Takich bankietów było bardzo wiele w Drążkowie, a choć kozaki z coraz inną komendą wpadając, prosto do stogu po siano zajeżdżali i brali; Łochowski nasz, mając dobry rozum, jak mógł tak się bronił, że tylko małe szkody poczynili nam kozaki. Często śmiać się musiałam z opowiadania różnych historyi, które się tu działy.
A tak powróciwszy, widziałam się nie bez smutku w kompanii dońców, któremi pułkownik Serebranków dowodził, jak na dońca, manierny, grzeczny i wielki elegant (piżmował się, jak przyjeżdżał do mnie). Stał z komendą w Baranowie i często dość u nas bywał.
Widzieliśmy kozaków momentalnie, a przypomnienie samo, że na okół jesteśmy przez nich otoczeni, truło tę słodycz, któréj doznawałam pierwéj mieszkając w Drążkowie.
Nikt nigdzie nie jechał przez załogi dońskie, bo te po lasach chowały się, rabowały i kradły jak mogły, choć komenda surowa była i kara.
W Warszawie po ulicach jeździli kupami i karety dam jadących tamowali.
Stał się téż przypadek na mieście, że kozak, kupując chleb, gdy nie chciał zapłacić, co przekupka żądała, ta mu powiedziała, że król tę taksę na chleb włożył; kozak na to zaczął lżyć króla: ten durak niebawem naszéj carycy będzie trzewiki kładł na nogi i obuwał ją. Przekupka nie wiele myśląc, porwała za siekierę i na miejscu ubiła Moskala. Wzięta do sądu; ale gdy inkwizycye pokazywały, że kozak tak mówił, wypuszczona zaraz została.
Gdy województwa kijowskie, wołyńskie, podolskie i lubelskie, i w Litwie, którędy tylko przechodzili Moskale z konfederatami, poniewolnie do téj konfederacyi akces uczynili, w Lubelskiém był sprowadzony umyślnie Mi...... (który tam oszukiwał w karty, w Polsce już nie mając kogo oszukać, bo się wszyscy na nim znali) był więc sprowadzony, aby był marszałkiem lubelskim, nie mając i piędzi ziemi w tém województwie. Tam więc widziałam po domach rozczytywane uniwersały zapraszajace do akcesów.
Dłuski, podkomorzy lubelski, którego stare przysądy nieopuszczały i na moment, chciał być marszałkiem i miał mowę wyborną do generała Kochowskiego[26], z któréj to podłości sam generał poczciwy naśmiewał się; a jako pełen honoru i dobréj duszy, w Zasławiu będąc, gdzie Branicki hetman bal dawał, powiedział: „Gdybym był panem Branickim, to bym płakał, a balu bym nie dawał!“.
W Lublinie więc, jak i wszędzie po miastach, konfederacya gdzie przybyła, akcesy czynić kazała.
Moskale bale dawali i kobiety kradli lub gwałcili. Żubów[27], brat tego, który jest teraz faworytem[28], wykradł w Lublinie pannę Trz....., sędziankę lubelską, piękną i wielką kokietkę, ale i głupią. Matka jéj, jeszcze głupsza, zaprowadziła ją na teatr; gdzie Moskale zobaczywszy tę pannę, za kilka dni u siebie ją mieli. Rodzice, gdy u generała Kochowskiego szukali satysfakcyi i oddania córki, generał jak mógł, tak pomoc obiecywał. Ale jak tylko Trz..... wyszedł z pokoju, Kochowski powiedział: „Ot durak, on nie wié, że Żubow może więcéj jak ja.“ Sam wkrótce potém Żubow tą panną wzgardził i powiedział, że w nocy ryby łowi, przeto żenić się z nią nie może; ale 5000 dukatów obiecuje w posagu temu, któryby ją wziął za żonę. Tymczasowo wziął ją z sobą do obozu pod Warszawę.
Tymczasem delegowani od konfederacyi w Warszawie czynności sprawiali, wszystkie pokasowawszy magistratury ustanowiono nową konstytucyę jak dawniéj było; wszystko wprowadzili odbierając przysięgi przymusowe, i klasztorom nawet kazali ją wykonywać. Król Jegomość musiał powtórny akces uczynić, który z kancelaryi wydać nie chciano, a konfederacya do Brześcia litewskiego udała się dla złączenia się z litewską, któréj marszałkiem kanclerz Sapieha obrany został, człek nie wiele znaczący. Król téż ministrów swoich do Brześcia posłał: Małachowskiego kanclerza, Chreptowicza i Mniszka marszałka; tam to miało się odkryć całe ułożenie a bardziéj jeszcze ukazy imperatorowéj moskiewskiéj, które dawała narodowi polskiemu. Panując sama nad dzikim, wypolerowanemu i oświeconemu ludowi rozkazuje!
O Boże! kiedyż pozwolisz zemsty Polakom nieszczęśliwym!
W ten moment, kiedy Polska niezwyciężona a odbiera prawa od nieprzyjaciela swego, którego kraj nasz jest pełen, kiedy król Jegomość, zdradziwszy oczywiście naród, spokojnie w Warszawie mieszka, Francuzi waleczni, ale nieszczęśliwi, za wolność swoją giną. Siedm mocarstw, namówiwszy się, wojska swoje w kraj francuzki posyłają dla przerobienia nowéj konstytucyi i przywrócenia absolutyzmu.
Król, który zaprzysięgnąwszy konstytucyę na polu federacyi, uciekał z Paryża, złapany, więziony, strzeżony, wypuszczony, gdy zawsze chciał zdradzać ojczyznę, a tylko o swoją dbał władzę, Francuzi, już przez wojska austryackie i pruskie atakowani, gdy o królu swoim powzięli pewne dowody zdrady, dnia 9. na 10. Augusta 1792. zamek czyli pałac Tuilleries, ze wszystkiém zrujnowali i spalili. Król z królową i familią do sali zgromadzenia narodowego wszedł, zkąd nazajutrz przeprowadzony na inne miejsce, strzeżonym, sądzonym i suspendowanym został.
Cóż jednak konfederacya targowicka znaczyła? tylko przemoc. Nikt się nie łączy, tylko że musi, a akcesa czynione po województwach mają za scenę, przysięgę za żarty. Konfederacya cudaki robi, wszyscy się śmieją, robią z musu, bo sto tysięcy Moskali nad głową stoi. Kasuje jednych, drugich wywyższa; nie chce, aby wojskowi ordery nosili, te, które w téj wojnie ze sławą sobie zyskali, małe medale srebrne z napisem: w nagrodę męztwa.
Generał Kościuszko o tém dowiedziawszy się, napisał list do Szczęsnego Potockiego, prosząc, aby ten wyrok odmienił. Wyrazy listu tego są: „Jeżeli zaś wyrok takowy ma wziąść swoją ekzekucyą, dopraszam się, aby był tylko na mnie jednym uskutecznionym. Równy z moim jest sposób myślenia Mokronowskiego i Eustachego Sanguszki tu przytomnych. Z ochotą przyjmę karę za wszystkich bez narzekania i, zlawszy tylko łzami ziemię wychowania mego, pójdę do drugiéj ojczyzny, gdzie mam prawo, bijąc się od przemocy za nią. Tam stanąwszy, równie prosić będę Opatrzności o stały, dobry i wolny rząd w Polszcze, o niepodległość onéj żadnéj potencyi, o cnotliwych i zawsze oświeconych w niéj mieszkańców.“
Taki to list poczciwy Kościuszko napisał czekając odpowiedzi. Wszędzie tylko o nim słychać, jego portrety malują na tabakierkach i w medalionach noszą. Pisma na pochwałę i wiersze piszą, z których niedawno do rąk moich wpadły następujące, śpiewane wtedy po kraju:

A gdy ojczyzna zbudzona
W bój krwawy z tyranem stawa,
Przybył uczeń Waszyngtona,
A za nim męstwo i sława…

Co do tych medalów orderowych, konfederacya zabroniła je nosić i list Kościuszki nic nie pomógł; wszyscy więc składać je muszą, a kobiety wstążki rozbierają, na których ten znak waleczności rycerzów ukazany był.
Jest jeszcze ten sam zapał w Warszawie i po wsiach, ale przytłumiony. Damy nie chcą przyjmować Moskali do domów swoich. Generał Kościuszko orderu nie chce oddać, powiada sprawiedliwie, że pierwéj wziął abszyt swój ze służby wojskowéj, niż ten rozkaz przyszedł.
Tymczasem Moskale Warszawę napełniają i prowincyę pustoszą. Jednego dnia przyszło ich do nas tu do Drążkowa 8000 a koni 6000; stanęli obozem, trzy dni tu bawili; łąki z potrawem wypaśli wszystkie, owsa nabrali i wiele kradzieży narobili. Komendant ich zwał się Bachmanow, brygadyer; ten przysłał oficera, że tu chce stać z obozem trzy dni i o kwaterę prosi we dworze. Oficer ten, nie kontent że mu w oficynach stancyę dali i chciał ją mieć dla niego w pałacu. Z czegośmy się uwolnili niby nie rozumiejąc, lecz moskiewska duma nie strawiła tego; mruczał oficer, że tylko sześć pokoi naznaczone były; musiałam więc moje dzieci wyprowadzić, aby całą oficynę oddać dla brygadyera.
O Boże! co mi się natenczas działo, wyrazić nie potrafię.
Ten tedy brygadyer przysłał najpiérw pięć pojazdów, a najpierwsza, która na dziedzińce zajechała i stanęła przed oknami, była to kareta z kurami. To jest wielka prawda, że w złości, którą czułam, widząc wszystkie te aparencye moskiewskie na dziedzińcu, śmiać się trzeba było z tych kur i gęsi, które z kojcem w karecie przez okna wyglądając, ustawicznie swoją muzykę krzyczącą robiły. Nadeszła wkrótce warta i obwach zrobili. Sam też brygadyer przyjechał i obozem stanął w 3000 ludzi. — Ledwie ci się roztaszowali z jednéj strony, alić z drugiéj pokazały się na łąkach namioty. Była to druga komenda, która o téj nie wiedząc, przyszła do Drążkowa z 5000 ludzi złożona. A tak w tém oblężeniu, przy ustawicznéj muzyce, oficerów pełne pokoje (którzy tu obiadowali), strawiliśmy trzy dni, w momentalnéj niespokojności, aby ta zgraja ludzi wiele nam szkody nie narobiła. Jako téż w sianie tylko najwięcéj straty mieliśmy, bo 200 wozów wypaśli, inne kradzieże były, którym, choć komenda surowa, zabieżeć nie mogła. Pokradli świnie, bydło, popalili płoty, drzewa połamali, drogi popsuli, ogrody gospodarskie napadali: ogórki i kapusta w wielkiém strachu były. Przyszli tu 9. Septembra 1792. To dość długa zabawa w tak wielkiéj kompanii.
Ten brygadyer Bachmanow był grzeczny człowiek. Dla rozweselenia kazał nam śpiewać swoim śpiewakom, którzy nic nie rozumiejąc, wszystkiemi językami pieśni śpiewali. Sam z tego najpierw drwił, mówiąc: „Moskale są machiny, muszą wszystko czynić; jak ich nakręcą, tak stoją, bo batogi poprawią.“ Kapela jego grała nam cały dzień, ale bardzo brzydko; a nakoniec tak się Moskale rozweselili naszym miodem, że wyprawili nam operę w swoim języku. Aktorowie byli to sołdaty same, jednemu więc, który grał rolę pasterki, sukien nie stawało kobiecych. Kazałam mu je dać i dawałam całą tę garderobę na aktorów. — Trzeba przyznać, że ta scena zabawna była, widząc figury niezgrabne, które śpiewały i grymasy robiły teatralne; naśmialiśmy się przy téj biedzie, i gdyby można zapomnieć, że są Moskale, ta bufonada i we Włoszech by uszła.
Moskale mają w tém wielką politykę, że gdzie przyjdą, tam zaraz wesołości swoje rozpościerają. Muzyka, tańce, są u nich sposobem dla pospólstwa i gminu, ale słuszni ludzie nie poddadzą się tym rozrywkom, chyba z musu, mając zawsze głęboką w sercu ranę, która ich boli. Chcieli i tu tańcować, ale jam seryo odpowiedziała: że nie można, że nie umiem tańcować i że czas teraźniejszy smutku nie jest dla nas do wesołości.
Brygadyer światły człowiek, ale dumny, mogłam to poznać. Wiele nas zaczepiał o konstytucyi, mówiąc: „My wiemy, że tu nas damy wszystkie cierpieć nie mogą, ale to trzeba już zapomnieć o tém, co było 3. Maja.“ Na co ja odpowiedziałam: że to się nigdy nie zapomni. Ale, powiedział, w Warszawie jeszcze o tém żywo gadają, zapominając, że konfederacya jest protegowana, bo nie dobrze robią. Na co ja żartobliwie odezwałam się: konstytucya jest to kobieta, dla tego wszyscy mężczyzni za nią latali. „La constitution est une femme, tous le hommes, ont courus apres elle et en ont la tête montée. Et comme c’etait une femme douce, aimable et prudente, les femmes l’amaient aussi jusqu’a en devenir folles pour ainsi dire.“
O potyczkach kilka razy wspomniał, mówiąc, że to nie była wojna, bo Polacy ciągle uciekali. Że to śmiejąc się mówił i jak grzeczny człowiek w kompanii a nie żołnierz w obozie, ale nieco z drwinkami; na dowód, że nie uciekali, pokazałam mu kawałek sztandaru, który pod Zielińcami brygada Mokronowskiego wzięła. Na ten widok Moskal poznał, jak daleko zapał unosił mnie i zaklinał mi się, że to nie od sztandaru, mówiąc: damy to są największe nasze nieprzyjaciółki; już my o tém w obozie słyszeli, że damy noszą kawałki mniemanego sztandaru, ale to nie jest tak. Mówił inną razą, że Polacy nie mogli nas pobić, kiedy nas cztery razy więcéj było. Ja znów mu na to: To nie wiele honoru posyłać 100,000 wojska na 30,000 i to dopiero nowo narodzonego. Kiedy Polska będzie miała 100,000, to trzeba będzie przysłać trzykroć, a jeżeli król nie każe się rejterować tak jak teraz, to i to mało będzie. Na końcu Moskal, widząc że nic nie wskóra z nami, był bardzo grzeczny; a jam téż nie chciała więcéj im odpowiadać, mówiąc: brisons ladeçu; cette conversation est sensible, triste, humiliante pour nous, mais on m’a repodu par ces peu des mots. Comment Madame? elle vous fait honneur.
A tak sami Moskale znają, jak dobrą mamy sprawę, a wyrodni Polacy zdrajcami są.
Zjechali się do Brześcia litewskiego i tam związek polskiéj z litewską konfederacyi stanął, przy asystencyi wojska moskiewskiego. Potocki wielki obiad dawał, na którém zdrowie imperatorowéj wypijano. Tam tedy uradzono najpiérw posłów wysłać do Petersburga z podziękowaniem za przywrócenie wolności, któremi są: Potocki woj. kijowski, Branicki, Rzewuski, Sapieha kanclerzyc, Radziwiłł i młody Mier, ten sam, którego w ogrodzie saskim wyświstano i wykułakowano. Tam wydali ogłoszenie przywracające do sławy i honoru Rudnickiego, który uciekł od księcia Józefa w akcyi i portret jego na szubienicy był przybity. Tego ogłoszenia nikt nie uważa, choć je kto czyta; zdaje się że to sen lub żarty, chcieć wyperswadować całemu światu z Brześcia litewskiego to, co jest hańbą u wszystkich narodów. Uradzili także, aby mundur przyjacielski nosić i podobne głupstwa. Tamto rezydent moskiewski podał ukaz imperatorowéj, w którym było zalecenie, aby króla i obywatelów przejednać, jako téż słychać, że będą płacić poczynione szkody wszystkie, na co są pieniądze u Kochowskiego.
Tymczasem od trzech miesięcy nie masz sądów i trybunałów; jedna tylko grodzka kancelarya jest otwarta do przyjmowania akcesów od obywateli, nakazanych uniwersałami pod konfiskacyą dóbr.
Jakim to sposobem się dzieje po innych województwach, nie wiem dokładnie, tylko że z przymusu to, co się tu stało w naszéj ziemi Stężyckiéj.
A jak mi jest miło chwalić dobre postępki, tak téż i nagannych pióro moje i pamięć nie może zapomnieć. Na wyszły rozkaz przez uniwersał konfederacyi, aby akces obywatele czynili, a to pod konfiskacyą dóbr, zdawało się, aby stałością obdarzonym obywatelom i przywiązaniem do nowéj konstytucyi, bez bojaźni kary téj sumy, czekać nakazu drugiego, lub téż gwałtownego przymusu. Takie były przykłady niektórych, którzy na czele robót sejmu stali, późniéj poodjeżdżali za granicę i chyba nakazem powtórnym musieli akcesa uczynić.
Onufry Morski, kasztelan kamieniecki, gdy był zapozwany przez konfederacyą jak inni, i listem pana Szczęsnego (którego bardziéj nieszczęsnym zwać trzeba), zawołany aby się stawił przed generalnością, odpisał: że nie znam marszałka, bo się sam nim zrobił; że gdy cały naród bez przemocy go przyzna, wtenczas i on nie będzie wzbraniał od tego akcesu.
U nas w ziemi Stężyckiéj inaczéj się stało. Pan P......, starosta lenarcicki, którego żona Ożarowska z domu, siostra kasztelana wojnickiego, co jest w robocie aktualnéj, i był delegowany do króla i od króla do konfederacyi — ten tedy począł namawiać obywateli, posyłając zięcia swego Rostworowskiego, wielkiego bzdurę, aby do akcesów się zjechać, do miasta Stężycy na termin przeznaczony od konfederacyi. Dotąd prócz Radomia w Sandomirskim nigdzie jeszcze tego nie robili. Bojaźń wiele może na słabych umysłach: usłuchali go zaraz kilku, a potém kilkunastu. Krajewski, instygator moskiewski, dusza podła, w innych już znajomy czynnościach, P...... i syn, Rostworowski, Boski, Karski, Bętkowski ojciec, Dymiński i inni zjechali się do Stężycy i akcesa porobili, dając o tém wiedzieć memu mężowi, aby na też zawołanie przyjechał. Ale pan Rafał daleko od nich trzymał się, nie chciał pojechać, mówiąc, że należy do akcesu kijowskiego (nie przyjęła kancelarya téj zmyślonéj wymówki) i zrobił się chorym.
Syn Bętkowski nie chciał także razem być w téj kompanii, ale późniéj osobny akces uczynił wyrażając, że to za przykładem króla Jegomości uczynił. To wszystko dało się dnia 27. Augusta, a w krótce potém, bo na 24. Septembra nakazała konfederacya musem moskiewskim i drugim uniwersałem surowym przysięgać obywatelom; to już najokropniejsza rzecz z przemocą i gwałtem bagnetów zrobiona a w żadnym jeszcze niepraktykowana jak w absolutnym kraju. W téj to okazyi cały kraj krzywo przysięga, nie mając żadnego na sumieniu ciężaru, i że z téj przysięgi wszyscy drwią, nic pewniejszego: bo wszyscy zjechawszy się razem, przysięgę wykonali, ale każdy co innego gadał z śmiechem i drwinami. Byłabym była najszczęśliwszą, aby od téj czynności mąż mój mógł się odłączyć; co jednak być nie mogło, bo musiał jechać na tę scenę do Stężycy dnia ostatniego terminu z synem Bętkowskim. Ta przysięga warta jest, aby o niéj obszerniéj opisać; będzie pamiątką w długie czasy przemocy moskiewskiéj. Wykonali ją każdy co innego wymawiając; a tak zamiast mówić: Ja, Rafał, mówił mój mąż: Ja napchał, a Bętkowski mówił, zamiast; Ja, Jacek; Ja, placek, nie przysięgamy, i tak daléj. — słowa tylko: „Św. wiara katolicka“ wymawiane były. Tak zakończyli tę scenę. Pan Leszczyński, który słuchał przysięgi, chciał, aby podpisać się na tém, bo i inni to zrobili; tu więc pan Rafał stale odpowiedział, że tego nie uczyni, że nie masz w uniwersale, aby przysięgi podpisywać; a że się tak podobało innym obywatelom, to nie dość prawem dla niego. Była zatém sprzeczka: susceptant powiedział, że konfederacya pozwie JWPana o to; na co pan Rafał: „bardzo dobrze, czekać będę tego.“ Susceptant znów: „A ja nie wydam ekstraktem przysięgi WPana.“ Pan Rafał: „Bardzo dobrze, a ja jéj nie potrzebuję. Mam świadków przytomnych i kolegę mego.“ Na tém więc stanęło, że nie podpisał mój mąż akcesu; a co najlepszego zrobił, że do Stężycy na przysięgę pojechał z załogą moskiewską, jak tu teraz nikt inaczéj nie jeździ. Doniec przed pojazdem do przysięgi na wolną konfederacyą jest dowodem najlepszym niepodległości i szczęśliwości krajowéj. A tak temi okolicznościami różnił się od innych obywatelów ziemi Stężyckiéj, co mnie niezmiernie ukontentowało.[29]
Konfederacya tedy targowicka przez przemoc 86,000 Moskwy wprowadzonéj w Polskę, która uciemięża obywateli przez bojaźń przystępujących do akcesów i przysięgi, ma śmiałość nazwać się generalną i wolną konfederacyą, a marszałek jéj Szczęsny Potocki obrońcą wolności upadającéj. O! co to za hańba! Gdy się to w Polsce dzieje, gdy same rodaki cudze wprowadzili wojska i zdradzają kraj swój najlepszą konstytucyą 3. Maja, wywracając obcą przemocą i orężem! Francuzi nie zwyciężeni przez jedność i duch republikański dwom strasznym oparli się potencyom i znieśli wojska pruskie i cesarskie, do rejterady z kraju swego przymuszając. Król Pruski sam osobiście był na téj wojnie, ale w jednéj wsi strzelono do niego z okna i konia pod nim zabito. Wzięły pruskie wojska nad granicą kilka małych miasteczek, jakoto: Longois, Verdun i coś jeszcze, ale wszystko w niedziel sześć oddali i odeszli z kraju, nie mogąc nic zrobić Francuzom. Z chwałą wieczną te dwa miasta oparły się. A wojsko pruskie schorzałe, znużone i głodne wyjść musiało; co téż i cesarskie uczyniło, a to spiesznym krokiem, ponieważ Francuzi pod komendą generała Custine do Niemiec wpadli we 40,000, inni do Sabaudyi pod komendą generała Montesquieu. Ta im się poddała. Król musiał uciekać do Szwajcaryi. Do Francuzów przystali. W Niemczech już nie daleko Lipska wojska francuzkie opierają się kiedy to ja piszę 24. Novembra 1792., w Frankfurcie, Moguncyi, w Kolonii, wszędzie ich pełno, wszędzie książęta imperyi uciekają, a Francuzi kontrybucyą biorą.
Nie są to ci Francuzi, którzy rozpustą i okrucieństwem wspierają pierwsze kroki tak wielkiéj rewolucyi, dali się we znaki w Paryżu przez okrucieństwa swoje; owszem, można mówić na ich pochwałę; ten naród, który nadto cenię, nie mógł się wybić dobrocią samą z niewoli.
Od tego momentu jak króla swego i żonę jego wzięli w niewolą, osadzili au temple, jak go z tronu zrzucili, jak berło i koronę pokruszyli, a pałac tuleryjski spalili, wszystkie rozruchy, tumulty, wszystkie zabójstwa i okrucieństwa ustały, a razem jednym spojeni duchem, nie myślą, tylko o obronie kraju i praw swoich, przez które stają się nową i potężną rzecząpospolitą. Podzieliwszy państwo na 85 departamentów, uformowali przez deputacyą konferencyą narodową, która się z kilkuset osób składa i ciągle w Paryżu prezyduje.
Już tam dziś króla osadzili na śmierć, na co dekret stanie i ma być darowany śmiercią, ale w wieczném więzieniu trzymany zostanie.
Francuzi do Hiszpanii i do Włoch wtargnąć usiłują i tam idą, gdzie przeciwko nim oświadczyły się potencye. A w Polszcze zaś panuje niezmierna radość z tego zwycięstwa Francuzów, jakby sobie obiecywać mogli Polacy pomocy od nich do uwolnienia nas od niewoli moskiewskiéj. — Jakoż i są do tego niektóre powody i słówka, a nadzieja, wyobrażenie podwaja dzieła tego.
Konfederacya targowicka odwołała wszystkich posłów naszych z krajów cudzoziemskich a francuzkiemu posłowi rozkazała surowie odjechać z Warszawy, dając przyczynę, że król jego w więzieniu, przeto i urząd posła ustaje.
Poseł wyjechał, ale oświadczenie zażalenia swego uczynił zaraz przez notę do króla podaną, a potém przez manifest w Poznaniu uczyniony przeciwko gwałtowi konfederacyi targowickiéj. Różne wiadomości głoszą, że ten poseł przyjechawszy do Paryża, zdając sprawę z swego poselstwa i powrotu nagłego, miał odebrać honory sesyi a lud ubrawszy posąg króla polskiego, po ulicach długo nosząc pod napisem „zdrajca ojczyzny,“ spalił go nakoniec.
Sytuacya króla naszego jest dziś najlichsza, a panowanie najnieszczęśliwsze. Już on teraz niczém nie rządzi, bo mu konfederacya targowicka, czyli Moskwa pod tym imieniem, wszystko odebrała. Komenda nad wojskiem należy dziś do Potockiego. Komisyów nie masz, trybunałów ani żadnych sądów, tylko konfederacya. Nic nie robią — bez rządu, bez praw, bez egzekucyi, Polska zostaje dziś pod opieką i panowaniem Moskali. Ten stan gnuśny i smutnéj niewoli, bez żadnych nadziei stałych i możnych codziennie daje się uczuć obywatelom.
Już tu i owdzie sarkania i narzekania głośne dały się słyszeć; niektóre odgrażania się pospólstwa: „Niech nam tylko pozwolą, a wszystkich wyrzniemy po kwaterach.“ Czujna niecnota w każdym kroku bojąca się upadku swego. Straszą się dzień i noc, i już teraz Moskale nie po kwaterach, ale razem ściągają się do domu jakiego, a broń nabitą mając i przez całą noc strzegąc się. A to po całym kraju taki mają rozkaz. Boją się czegoś, jak ten nieszczęśliwy, który całe życie rabując i kradnąc, sumienia swego nie będąc panem, uczuwa poniewolnie w ostatniéj godzinie zgubę swoję. Oby ta dla nich prędko nadeszła!








  1. Przypis własny Wikiźródeł Ks. Ludwik Wirtemberski, mąż Marii, córki ks. Adama Jerzego Czartoryskiego.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Józef Judycki
  3. Niestety najgodniejsi ludzie, jak on, uważali ten środek który powinien był być pierwszym, za ostateczny! Wieszczym to duchem jeszcze Jan Sobieski o to na sejmie wołał!...
  4. Przypis własny Wikiźródeł Jan Suchorzewski
  5. Przypis własny Wikiźródeł Fiodor Stefanowicz Palembach vel Palmenbach, pułkownik rosyjski
  6. Przypis własny Wikiźródeł Józef Sylwester Sosnowski, hetman polny litewski w latach 1775-1780.
  7. Przypis własny Wikiźródeł Szymon Zabiełło, kasztelan miński, generał lejtnant.
  8. Przypis własny Wikiźródeł Józef Mier (ok. 1730-1808), wówczas starosta już nie buski, ale sokalski i od 1790 r. wojewoda pomorski.
  9. Przypis własny Wikiźródeł Bonne nouvelle! – Dobra nowina!
  10. Przypis własny Wikiźródeł Drążków – to dzisiejszy Drążgów, w roku 1780 osiadł tu mąż autorki – hr. Rafał Tarnowski.
  11. Przypis własny Wikiźródeł Armisticium – wstrzymanie broni
  12. Przypis własny Wikiźródeł Juli – lipca, tj. 22 lipca 1792.
  13. Przypis własny Wikiźródeł Michał Wielhorski
  14. Przypis własny Wikiźródeł Stanisław Mokronowski
  15. Przypis własny Wikiźródeł Joachim Litawor Chreptowicz, 1773-1793 podkanclerzy litewski, 1793-1795 kanclerz litewski
  16. Przypis własny Wikiźródeł Onufry Kicki
  17. Przypis własny Wikiźródeł być może Augustyn Gorzeński (-1816) – generał lejtnant, podkomorzy poznański, szef kancelarii wojskowej króla.
  18. Przypis własny Wikiźródeł Arnold Atanazy Byszewski, generał major, dowodził jazdą, w czasie tych wydarzeń człowiek starej już daty.
  19. Przypis własny Wikiźródeł Ignacy Potocki
  20. Przypis własny Wikiźródeł Stanisław Sołtan
  21. Przypis własny Wikiźródeł Stanisław Sołtyk
  22. Przypis własny Wikiźródeł Józef Weyssenhof
  23. Przypis własny Wikiźródeł Tadeusz Matuszewicz
  24. Przypis własny Wikiźródeł Michał Kochanowski
  25. Mowa tu o Lucchesinim, pośle pruskim, znanym z przebiegłości agencie, który obałamuciwszy nadziejami pomocy i aliansu pruskiego głów tyle, tak haniebnie potém sprawy naszéj odstąpił. — W owéj to epoce kazał on wybić duży srébrny medal, z którego jednéj strony w płaskorzeźbie przedstawiona alegorycznie postać Polski z napisem: Proprio marte tuta — z drugiej zaś Jan III. konno tratujący Muzułmanów, z napisem: Prisca virtute felix. — O medalu tym wspomina Gołembiowski w IV. tomie dzieła swego: Gabinet medalów polskich za Stan. Augusta. Oryginał zaś, unikat prawie dla swéj rzadkości, oglądaliśmy w pewnym prywatnym, znakomitym zbiorze w Krakowie.Przyp. Wydawcy.
  26. Przypis własny Wikiźródeł Michaił Nikitycz Kochowski
  27. Przypis własny Wikiźródeł Walerij Aleksandrowicz Zubow
  28. Przypis własny Wikiźródeł Płaton Aleksandrowicz Zubow
  29. Tegoż Rafała bratu Janowi Jackowi skonfiskowała Moskwa bezpowrotnie starostwo kohorlickie (sławne stadem koni czysto polskiéj rasy) za to, że również akcesu i homagium nie podpisał, i synom swym Janowi i Michałowi podpisać wzbronił. Dla odzyskania dóbr zabranych autorka tego Pamiętnika różne daremne czyniła zabiegi. — I tak wspomina w drugiéj niewydanéj części Pamiętnika, że w czasie podróży do Kaniowa chrzcił biskup Naruszewicz jéj synka, którego do chrztu trzymał Stanisław August z imperatorową. Ta czyniła nadzieję, że odda dobra, jeźli jéj dziecię oddadzą. Temu stanowczo oparła się matka, i w końcu pisze: By czytelnik „nie mniemał, że te chrzciny były dla jakiéjkolwiek adoracyi moskiewskiéj, wyznaję, że były dla odzyskania dóbr, których że Moskale nie oddali, ufam że je sobie kiedyś może syn mój sam odbierze: na co mu daję moje błogosławieństwo!“ dodaje zacna matrona.Przyp. Wyd.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Urszula z Ustrzyckich Tarnowska.