Wesele (Wyspiański)/Akt III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Wesele
Podtytuł Akt III
Wydawca nakład autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
SCENA 1. GOSPODARZ.

(chodzi tam i sam; zatrzaskując zamyka to jedne, to drugie drzwi, które ktoś od zewnątrz otworzy; wreszcie znużony położył się na zestawionych krzesłach, drzemiący. Pokój jest ciemny).

SCENA 2.
GOSPODARZ, POETA, NOS, PAN MŁODY, GOSPODYNI, PANNA MŁODA
POETA
Spił się, no!
GOSPODARZ
zwyczajna rzecz:
powinien mieć polski łeb
i do szabli i do szklanki
— a tymczasem usnął kiep.
NOS
do szklanki i do kochanki, —
— chociaż nie, — chociaż nie; —
rzecz mi się inaczej widzi,
coś mnie tak pod sercem rwie,
może z tego będzie co; —
wino, wódka, — to nie to,
czynnik główny:.... miecz
GOSPODARZ
miecz, — miecz, czynnik główny miecz
POETA
dziwna rzecz, — dziwna rzecz;
połóżcie go spać
PAN MŁODY
szarpie sie
NOS
widzi mi się, jestem w lesie;
uciekają drzewa precz....
PAN MŁODY
czy cię nudzi?
NOS
wszystko nudzi,
wszystko mi się przykrzy już;
koło serca mi się studzi,
odleciał mnie Anioł stróż;
ino mi się widzi las
i te drzewa lecą precz:
wszystko hula: has, has, has
PANNA MŁODA
to sie spił
POETA
ciekawa rzecz
GOSPODARZ
wszystko zawsze jest ciekawe,
wszystko interesujące
PAN MŁODY
własny ton, muzyka duszy;
ton, przez który dusza krzyczy
POETA
ciszej — czegoś sobie życzy
NOS
kapkę wina, w gardle suszy
POETA
masz, —
NOS (do poety)
znam, znam, eviva l’arte,
życie nasze nic nie warte:
kult Bachusa i Astarte.
Ha! trza znosić Fata, Los,
konsekwentnie próżny trzos;
o Wielkościach darmo śnić,
trzeba żyć, trzeba żyć. —
Bonaparte, ten miał nos
GOSPODARZ
(ze swego miejsca)
gdzieżeś ty się tak uwinoł,
ledwo drugi dzień wesela,
jużeś powalony z nóg
NOS
chciałem, żebym w tłumie zginął,
żeby się tak zniwelować,
zanurzyć się po szczyt głowy
w ten świat zdrowy;
indywidualność zdusić,
do prostoty się przymusić;
ale cóż, kiedy natura
rozśpiewała moją duszę;
mimo, żem chciał się pogłębić,
na plan pierwszy wstąpić muszę, —
czuję! psiakrew, serce czuję...
POETA
nie żarty, choroba serca;
po cóż pijesz
PAN MŁODY
niebezpieczno,
ach to już prawie szaleństwo
GOSPODARZ (mrucząc)
a jednak i to... męczeństwo:
żyć z tą pustką w duszy wieczną
NOS
piję, piję, bo ja muszę,
bo jak piję, to mnie kłóje;
wtedy w piersi serce czuję,
strasznie wiele odgaduję:
tak po polsku coś miarkuję, — —
szumi las, huczy las:
has, has, has.
Chopin gdyby jeszcze żył,
toby pił, — —
has, has, has,
szumi las, huczy las
POETA
połóż-że się na kanapie,
jak się wyśpisz, pójdziesz w tan
NOS
tańcowałem z Morawianką,
nikt jej nie chciał w taniec brać,
przecie mnie na litość stać:
ona chłopka, a ja pan,
jak się prześpię, niech poczeka
GOSPODARZ (majacząc)
sen, — sen: — niech poczeka tam;...
długa droga i daleka,
jedzie drogą wielki pan
POETA (do brata)
coś się marzy — —?
GOSPODARZ
i ja śpiący
GOSPODYNI (do męża)
podź na łóżko, zgotowione
GOSPODARZ
nie, — zostanę tu w fotelu.
(ku Nosowi)
He, dobranoc przyjacielu,
tych prawdziwych już niewielu
NOS
(układa się na sofie; do pana młodego:)
całowałem Morawiankę
a trzymałem flaszkę w łapie
flaszka mi się przechyliła
i czuję, że wino kapie;
szkoda wina; — w tem przyczyna,
że trzymałem flaszkę w łapie;
chciałem wyjąć korek, a tu
korek coraz na spód idzie;
myślę sobie, daj go katu,
wyciągnę korek za włos,
na włos długi Morawianki
a ona poszła po szklanki;
no ale się jakoś stało,
że wypiłem flaszkę całą
i... musiałem wypić włos!
i to mnie tak rozmarzyło,
żem się kochać począł naraz, —
chcę całować drugi raz
i tutaj nowy ambaras,
bom runął jak, jak, — jak głaz
PAN MŁODY
pamiętaj na drugi raz:
wprzód całować, potem pić
POETA
wprzódy zmarnieć, potem żyć
GOSPODYNI
a podźcie juz, niechze śpiom
NOS
tom te rom tom, tom, tom, tom
PANNA MŁODA
ostawcie ich, podźcie już
POETA
ciekawy stan takich dusz
PAN MŁODY
my jeno znamy połowę
o sobie, — któż resztę wie — — ?
POETA
gdzieto człowiek chadza w śnie:
straszno tam, tutaj źle;
prawie codzień myślę o tem:
jak to długo może trwać
NOS
na ten temat myślę codzień;
jak się wyśpię, powiem mowę, —
chce mi się okrótnie spać,
najlepiej na ten temat śpie
PAN MŁODY
całe ciało zlane potem
POETA
trza mu suknie insze wdziać
NOS
Wieczność, — czy tak rozumiecie — ?
Nieskończoność — hej, gdzieś, hej, —
ty mi panno wina lej;
spłyniem, inni po nas przyjdą
GOSPODARZ
czy oni już raz ztąd wyjdą!
nie tłuczcie się, — ruszaj tam,
chcę mieć spokój, chcę być sam
NOS
spłyniem, inni po nas przyjdą
uciekajcie, kysz a kysz,
après nous le déluge[1]

(Nos zasypia na sofie, gospodarz na fotelu i krzesłach i tak już śpiący obaj pozostają.)

SCENA 3. CZEPIEC, MUZYKANT.
(we drzwiach weselnych)
CZEPIEC
durny gajdusie,
piniądze, tobyś chcioł brać
MUZYKANT.
nie gawędźcie gospodorzu,
połóżcie się spać;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni;
to mnie kazujecie lezeć,
jagem wom zesypoł piniądze. —
Patrzyć! — jak wam pyski spiere.
Bedziecie, czy nie bedziecie grać — ?
MUZYKANT.
Nie gawędźcie gospodorzu,
połóżcie się spać;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni
MUZYKANT.
szóstke-ście dali,
juześmy wam przegrali;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni
SCENA 4. CZEPIEC, CZEPCOWA.
CZEPCOWA.
dejze pokój, —
cóz ci ta o głupie granie;
zastępujesz ta komu
CZEPIEC
następ, — jo im sprawie lanie
CZEPCOWA
pojdze do dom, boś ochlany
CZEPIEC
caf se babo, — jo pijany?
szuruj do domu!
skrzypkowie, jo mom rękę silno,
moze wicie, — po dobroci
CZEPCOWA
o cóz to ci, — o cóz to ci
CZEPIEC
następ, ja im sprawie lonie
CZEPCOWA
dejze pokój
CZEPIEC
psie gazdonie,
pokil mówię po dobroci


SCENA 5. CZEPCOWA, GOSPODYNI.
CZEPCOWA
Was ta śpi
GOSPODYNI
mój ta śpi
CZEPCOWA
telo z tem Weselem zachodu
GOSPODYNI
niech sie ta pocieszom z młodu
CZEPCOWA
juści, ino tylecka człowieka,
co sie nawesołuje z młodu;
późni ino cięgiem narzeka:
tego szkoda, tego szkoda
GOSPODYNI
tak ta, jak ta, jak sie co da
CZEPCOWA
ale piknie sie odbywo.
Ino to miastowe państwo
patrzy sie, patrzy, a poziwo;
widać to niewyspane, cy jakie;
poziwo, a nieodydzie;
widać im sie szyćko udało; —
a naprzyjechało niemało
GOSPODYNI
tylo ozrywki w cały bidzie


SCENA 6. RACHEL, POETA.
RACHEL
Ach panie, — jak to piękna dla pana
chwila, — ja panu oddana;
a że to tak przemija
i ani pan sie coraz zbliża,
ani ja, bo ja wciąż nieśmiała
POETA
pani by tam stała i stała
na tym wichrze
RACHEL
a ten pęd; a potem te głosy coraz cichsze,
coraz dalsze, — i ta muzyka bliska
i te wszystkie na sadzie zjawiska,
którem ja widziała, —
a że to tak przemija; —
że my się rozejdziemy,
że się wzajem zapomniemy,
to jest pan mnie zapomni
i jak się Rachel oprzytomni,
to będzie marzyć
i może będzie smutna
POETA
to będzie pani kontenta,
że myśl tak upornie zajęta
smutkiem, — a Smutek to Piękno
RACHEL
a jak stróny sie jakie rozpękną
i zacznie grać ten żal
POETA
wtedy pani weźmie szal
i przystanie jak Polymnia w ogrodzie
i pomyśli, — — jaki krój jest w modzie,
jak się ubrać, mając pójść na bal
lub do koncertowych sal
a tam, — to się spotkamy
RACHEL
no a cóż ten serdeczny żal
i ta na mojem czole chmura
POETA
a od czegóż jest literatura? — —
to wejdzie w sztukę;
w jakiejkolwiek formie, ale wejdzie:
czy jako sonet, czy liryka,
czy feleton powieści
RACHEL
a moja muzyka
serca, — prawie miłość do pana
najszczersza — — ?
POETA
ta będzie najszczerzej oddana,
co do wiersza


SCENA 7. HANECZKA, PAN MŁODY.
HANECZKA
dziękuję ci, panie bratku,
tak mi dobrze było tańcować
PAN MŁODY
dobrze kwiatku?
HANECZKA
jakem się zaczęła kręcić
tak w kółeczko, tak w kółeczko,
takem i chciała pocałować
drużbę
PAN MŁODY
dziecko?!
HANECZKA
no a wy, to sie całujecie
nie jak dzieci
PAN MŁODY
my jako poeci,
to nam to niby uchodzi,
to się inaczej rozumie
HANECZKA
a ja to w sobie zatłumię?
niechże przecie się wyszumię
w czułości dla tych Krakusów
PAN MŁODY
wszystko dobrze, prócz całusów
HANECZKA
całus nie jest żadną stratą
PAN MŁODY
drużbowie za głupi na to
HANECZKA
to tak mówisz na ostatku!
PAN MŁODY
nie trza kwiatku!


SCENA 8. POETA, MARYNA.
POETA
Coraz piękniej, — pani sama
MARYNA
pięknieję w tej samotności;
pan już widzę przypiął skrzydła,
pan już upoetyzował chwilę
i dom cały, wesele i gości.
POETA
tak, — już wszelakie straszydła,
cały raj fantastyczności
zimaginowałem żywy
MARYNA
no i stał się pan szczęśliwy,
miarkując talentu tyle;
a my co, — my nie poeci; —
czy nie uważa pan, że nad nas leci
jakaś kaskada czułości,
że się nam na oczach świeci,
jakbyśmy już coś widzieli
POETA
może, to może być,
że staliście się anieli
przez tę noc nieprzespaną,
przetańczoną, przegraną, — —
a dalej co — ?
MARYNA
myślę właśnie,
co dalej z anielstwem począć, —
że do wozu się koniki zaprzągnie,
my siądziemy, — lokaj trzaśnie
z bicza — i wszystko...
POETA
jak z bicza trzask zgaśnie
MARYNA
no ale któż
ten ton tak wysoki uciągnie??
Tam po za mną, jak stałam
przy skrzypaku, — wysłuchałam:
mówili o Polsce chłopi
i mówili wcale rozsądnie i szczerze:
że tego, tamtego trzeba bić,
że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć,
że dłużej tak nie może trwać
i wie pan, — jakoś temu wierze,
że to było rozsądnie i szczerze
POETA
że, jakby przyszło do czego...
MARYNA
kiedy!?
POETA
bo po co się to ciągle skarżyć biedy:
po co myśleć
MARYNA
rzeczywiście po co, —
POETA
a za popędem idąc
MARYNA
jak kto! —
POETA
oni i my, — my i oni,
na wyścigi, — kto kogo przegoni
MARYNA
a pan na Pegazie, na chmurze.
Mnie się zdaje, — że coś jest...
POETA
tam?!
MARYNA
tam, — tu! — w całej polskiej naturze
przemiana
POETA
obserwacya?
MARYNA
ja wróżę
POETA
ach, wierz pani i ja też przemieniony
a jeszcze sobie nie wierzę
i choć wszystko pani mówię szczerze,
to przed sobą prawdę własną kryję
i we mgle jakowejś żyję.
Tyle się podłości i głupoty
koło mnie wlokło jak psów,
czepiało się moich rąk,
czepiało sie moich nóg;
z tylum już zawracał dróg
dla mgieł, dla nocy, ciemności!
Oszaleć, — bo wszędy czuję
ten ustrój poetyczności
i wszystko we mnie tańcuje:
mgły i smutek i podłości, —
i na skrzydłach mi cięży
ciężar jakby cudzych łez:
ktoś płacze
i łzy się do mojej duszy
czepiły, — skrzydeł nie ruszy
mój Duch, bo spętany
słyszałem, jakby gdzieś nad nami
w górze, czy u stropów, czy chmur,
któś rzewnemi płakał łzami
MARYNA
co panu jest, co panu jest,
niech pan idzie ochłonąć na dworze,
na wichrze
POETA
tam! tam gorze
jeszcze więcej, — tam mnie porywa
ten sad, gdzie drzewa ogromnieją
i ponurość się rodzi straszliwa
z krzewów i pni i liści, — co rdzewieją
w ciemni, jak majaki
spokojnych Słowiańskich Bogów
MARYNA
— a prawda, się jak oliwa
zbiera; — cóż to pana boli?
myśl — ?
POETA
ta myśl mnie boli: —
jest ktoś, co mnie wiąże do roli
i ktoś, kto mnie od roli odrywa;
jest ktoś, co mi skrzydła rozwija
i ktoś, co mi skrzydła pęta;
jest ktoś, co mi oczy zakrywa
i ktoś, co światło ciska;
jest jakaś ręka święta
i jest dłoń inna przeklęta;
jest Szczęście, co się ze mną mija
i Nieszczęście, które mnie tuli
MARYNA
że to pan wszystko tak pamięta,
że pan tem wszystkiem tak się czuli


SCENA 9. CZEPIEC, KUBA.
CZEPIEC
pódzies smyku! pódzies zdybiu!
KUBA
dejciez pokój panie wójcie
CZEPIEC
nie kręć sie tu pod nogami,
tu starszeństwo ino sami
KUBA
a jo coś wim i pedziołbym,
żebyście sie nie ciskali
CZEPIEC
co...?
KUBA
wy macie pójść kajś z nim
(tu wskazuje Gospodarza)
CZEPIEC (wskazując)
z tym...
KUBA (wskazując)
co śpi
CZEPIEC
ka?
KUBA
na Moskali!
CZEPIEC
co, ja z nim, z tym co śpi — — ?!
KUBA
cyt, jemu sie cosik śni;
był u niego jakiś pon,
bary mioł, jak chlebny piec
CZEPIEC
jakiś bardzo znakomity pon,
jeźli bary mioł jak piec
KUBA
zajechał konno w podwórze
a potem, jak se pogadali
z tym co śpi, — pon Jaśka wzion;
Jasiek zaraz konia spion
i zakrzyknął: bić Moskali!
Myśmy dwa ze Staskiem stali.
Jesce wam i to powtórze,
jak oni tu sie zgodali
CZEPIEC
a ten pon — —?
KUBA
gość z Ukrainy,
jakiś okropnie bogaty,
straśnie polskie robił miny
CZEPIEC
stary — ?
KUBA
pono setne laty. —
Mówili o jakisi rzezi, krwi, —
że trza objezdzywać dwory;
pon był do szyćkiego skory,
tak się prędziuśko zmówili,
że jak stary już skońcyli,
tośmy ledwo odskocyli
ze Staskiem ode drzwi
i nibyto, ze trzymomy siwka
CZEPIEC
koń był siwy — ?
KUBA
jak śnig, mliko
a czaprak pozłocisty
CZEPIEC
czy to nie jakosi podrywka,
czy Czart może ze mnie drwi.
Kto go więcej widzioł?
KUBA
nik
CZEPIEC
Stasek: bajok a ty: śpik
KUBA
nie wierzycie? — jest podkowa
bo koń złotem był podkuty;
oddarła sie i jo naloz
CZEPIEC
gdzie jest?
KUBA
a oddałem zaroz
a matoś schowali do skrzynie
CZEPIEC
schowali podkowe do skrzyni, — ?
nikomu nie pokazali;
jak na dobrom gospodynie,
dobrze. — to sie nawet chwali.
Ale Szczęście! — Jo już wim,
trza żebyśmy poszli z nim;
Słuchaj Kuba, podź ty ze mną
bo jest ciemno,
bedzies świciuł, zbierema się!
(z gestem w stronę Gospodarza)
Czekajcie! rozmówiewa sie!


SCENA 10. CZEPIEC, DZIAD.
CZEPIEC
(nastąpił we drzwiach na wchodzącego)
A cóżeś za
DZIAD
panie wójcie!
CZEPIEC
nimocie ka, w drodze stójcie
DZIAD
a strzeżcie sie, — zmiłujcie sie, —
tak sie rozpytujom chłopy,
jakby się coś miało dziać:
chcom sie do żelastwa brać
CZEPIEC
stanie sie, co ma sie stać
DZIAD
Jasiek cosi po wsi gonił
konno, — w okna wszystkim dzwonił
CZEPIEC
czy ja spał, gdziem ja był! —
DZIAD
Wyście panie wójcie pił.


SCENA 11. CZEPIEC, GOSPODYNI.
GOSPODYNI
mój ta spi
CZEPIEC
wasz ta śpi
GOSPODYNI
tyla sie naciskoł, szumioł,
zwymyśloł het dookoła
CZEPIEC
mówił co i ciekawego
GOSPODYNI
a ktoby ta co rozumioł
CZEPIEC
to może co będzie — hę?
GOSPODYNI
tylo z tego, co z niczego;
kajś sie zbiroł, kajś sie broł,
mozeby był kogo proł
CZEPIEC
mozeby nie było źle
GOSPODYNI
mozebyście chcieli ś-nim
konno lecieć?
CZEPIEC
konno gdzie — !?
GOSPODYNI
jo to wim — — ?
CZEPIEC
a mówił tyz więcy co?
GOSPODYNI
jo to wim?
CZEPIEC
kto jak kto, — ale jo!


SCENA 12. RADCZYNI, DZIENNIKARZ.
RADCZYNI
Panowie macie tak wiele
absorbującej pracy, — a Wesele
zwabiło pana
DZIENNIKARZ
rad jestem
od głupstwa oderwać się chwilę
RADCZYNI
pańska praca: rzecz seryo
a pan takim przekreśla ją gestem,
tak ją wspomina nie mile,
tę rzecz seryo
DZIENNIKARZ
rzeczy seryo niema;
wszystko jest prowizoryczne:
przekonania, opinie, twierdzenia
RADCZYNI
Jednak Prawda
DZIENNIKARZ
nawet Prawdy cienia!
RADCZYNI
to tak zależy od człowieka;
ale gdy pan sam ucieka
z posterunku
DZIENNIKARZ
pani, to akcyza:
»Placówka», to imaginacya;
Danaid zbyteczne trudy
RADCZYNI
— — a to pan bywa wiele
DZIENNIKARZ
tak, z nudy
Człowiek się tak w młyn zamiele,
że bywam i bywam wiele;
wist, partyjka, kolacyjka
bliscy, dalsi przyjaciele.
Z biegiem lat, z biegiem dni
ten umarł, tamtego brak;
człowiek sobie marzy, śni
a z nudów przywdziewa frak, —
przyjechałem na wesele
i choć mi niejedno wspak.
jakoś, jakoś dobrze mi.
SCENA 13. RADCZYNI, PANNA MŁODA.
RADCZYNI
No, moja ty urocza panno młoda,
jakże wy sobie będziecie żyli
PANNA MŁODA
a tak-ta, tak-ta, cy jo wim,
jescem sie nie zgodała ś-nim
RADCZYNI
ja wiem, że twoja uroda
niejedną trudność przesili,
żeś sobie młoda; —
no, ale o czem wy będziecie mówili,
jak tak nadejdzie wieczór długi:
mówić się nie chce, trza przesiedzieć,
on wykształcony, ty bez szkół
PANNA MŁODA
pocózby, prose pani, godoł,
jakby mi nie mioł nic powiedzieć,
pocózby sobie gębe psuł.


SCENA 14. PANNA MŁODA, MARYSIA.
MARYSIA
cieszę się, a myślę sobie,
że ci będzie siostro żal
PANNA MŁODA
czego żal?
MARYSIA
jakeś do pola ganiała
krasą i siemieniatke;
jageś jesce była mała
i ty i Hanusia i ja,
byłyśmy razem doma,
że ci sie zacnie bez stajnie,
żeś kole niej wyrosła zwycajnie
i bez cały ty wsioski roboty,
bez tego harowanio;
że, jak ty bedzies panią,
ciesze sie a myślę sobie,
że ci bedzie siostro żal
PANNA MŁODA
czego żal — — ?
MARYSIA
że ci sie bedzie cnieło
bez tatusia, bez nos,
bez tych płotów, bez ogroda;
że choć sie chłopem uciesys,
jesce tu płacząca przylecis,
bo tutok duszę mos,
bu tu sie serce przyjeło
a tam ci bedzie samotno
i bez to ci bedzie markotno
i bez to ci bedzie żal
PANNA MŁODA
mało szkoda, krótki żal
MARYSIA
a teraz ty sobie chwal,
rumień sie teraz i pal;
ale tutok dusza sie ostanie
i tutok twoje kochanie
a tam ci bedzie samotno
i bez to ci bedzie markotno
i bez to ci bedzie żal


SCENA 15. MARYSIA, OJCIEC.
MARYSIA
tatuś sie Weselem cieszą
OJCIEC
niech sie bawią, niech sie weselą;
tela tego, co te pare dni, —
a potem, jak się pobierą,
to już mnie do nich nic,
niech se ta na swoich żarnach mielą,
jako chcą, — nie moje prawo
MARYSIA
ale tatuś nam pomogą z tą sprawą
grontów, — do tej upłaty
OJCIEC
jo patrze swego, — jo nie bogaty;
posłaś, toś posła;
cy tam za tego, cy za insego:
telo, cobyś sie wyniosła
na tamten świat
MARYSIA
możebyście byli więcej rad,
żebym za pana sie wydała,
jak mię to przed laty chcioł
OJCIEC
ten, co umarł; — ostał swat,
boś sie przez Wojtka swatała
i swat ciebie wzioł
MARYSIA
a ja swata pokochała
a dzisiok, jak sie Jaga wydała
i ja sobie moje przypomniała
o tym zmarłym przyjacielu,
jak-em sie to ś-nim poznała
na Hanusinem weselu, —
zrobiło mi sie markotno,
nie wiem czego, —
przecie wolałam mego, —
chyba, że onemu samotno
OJCIEC
ka twój mąż?
MARYSIA
już legnoł, śpi,
zmęcony, — a kazał mi tu być,
tom przyszła, — a nie wiem poco;
nic tu dla mnie, — a tu ide,
że tu tańczą, — jak przed laty:
kiedy do mnie przyszły swaty
i od chłopa i od pana
a ja byłam zakochana
OJCIEC
idze ku nim
MARYSIA
ino patrze:
jak te druchny coraz bladsze
z umęcenia a kręcom sie,
nie ustanom, radujom sie
OJCIEC
potańcuj se
MARYSIA
ino patrze
OJCIEC
płaczesz — — ?
MARYSIA
tak sie w oczach mgli
wszystko widze coraz bladsze.


SCENA 16. POETA, PANNA MŁODA.
POETA
panna młoda, — ze snu, z nocy
PANNA MŁODA
A sen to miałam,
choć nie spałam,
ino w taki ległam niemocy...
POETA
od miłości panna młoda osłabła
PANNA MŁODA
— — — — — — —
we złotej ogromnej karocy
napotkałam na śnie dyabła;
takie mi sie głupstwo śniło,
tak sie ta pletło, baiło
POETA
i odrazu dyabeł jak z procy
i odrazu kareta złota
PANNA MŁODA
A tak-ta na śnie, nie dziwota,
że sie jakie byle co zwidzi;
niech ino pon nie szydzi,
bo pon, to po dniu zdziwuje,
jesce wsędy rozgaduje,
jakby cej-co, — choć nima co
POETA
są tacy, co za to płacą;
że z jednego takiego bajania,
można sobie powóz sprawić
i zestrojonego dyabła
i ogromnie wielu gapiów zabawić
PANNA MŁODA
od tańcenia takem osłabła...
Śniło mi się, że siadom do karety
a oczy mi sie kleją, — o rety —
Śniło mi sie, że siedze w karecie
i pytam sie, bo mie wiezą przez lasy,
przez jakiesi murowane miasta, — —
»a gdziez mnie biesy wieziecie?«
a oni mówią: »do Polski« —
A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?
pon wiedzą?
POETA
po całym świecie
możesz szukać Polski panno młoda
i nigdzie jej nie najdziecie
PANNA MŁODA
to może i szukać szkoda
POETA
a jest jedna mała klatka, —
o niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś
PANNA MŁODA
to zakładka
gorseta, zeszyta troche przyciaśnie
POETA
— — — a tam puka?
PANNA MŁODA
i cóz to tako nauka?
Serce — ! — ?
POETA
A to Polska właśnie.


SCENA 17. POETA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
takie zimno bardzo rano;
noc tę dzisiaj nieprzespaną
zapamiętam długie czasy
POETA
zapewne, noc to poślubna,
ta jest zawsze siłopróbna
PAN MŁODY
trochę to, co inne jeszcze.
Ujęły mnie jakieś kleszcze
przestrachu, ogromne grozy.
Uląkłem się nagle prozy,
jaka jest we fantastycznym świecie:
że to, co jest tu przed nami żywe,
tak się nagle wiatrem zmiecie;
że my próżno wyciągamy ręce
do widziadeł, — bo to są widziadła
i tak mi fantazya zbladła,
bo już się była układła
do snu, we widziadeł lesie
POETA
A mnie to znowu teraz niesie
ten wicher z nocy.
Określiłbym to tak, że dusza pnie się
po skale stromej w górę
i wie, — wie, że stanie tam!
taka pewność sił, tę teraz mam!
PAN MŁODY
I to wszystko na żart
POETA
A ot tak, jak leci czart
po nocy, — nie zeszła jeszcze noc
PAN MŁODY
A trafiaj ty orły z proc,
ja wolę gaik spokojny,
sad cichy, woniami upojny
żeby mi się kwieciły jabłonie
i mlecze w puchów koronie
i trawa schodziła sielona,
kręciła się przy mnie żona,
żebym miał kąt z bożej łaski
maleńki, jak te obrazki,
co maluje Stanisłaski
z jabłoniami i z bodjakiem
we złotawem słońcu takiem....
żeby mi tam było cicho, spokojnie
a jeśli gwarno i rojnie
to od brzęczących pszczół, błyszczących much
............


SCENA 18. POPRZEDNI, CZEPIEC.
CZEPIEC
(w kożuchu, z wielką kosą w ręku,)
A moi panowie tu
PAN MŁODY
kosa!
jaka piękna
CZEPIEC
a bo nastawiona
PAN MŁODY
prawda, ostro najeżona,
jak do bicia, — cóż to będzie z tego?
CZEPIEC
Ano nastawiona do użycia,
ale to wy panowie nie wicie,
jak widze, — co sie gotuje
POETA
Cóż to Czepiec mówią, — czy do brata
jaka sprawa
CZEPIEC
Ano właśnie Sprawa
PAN MŁODY
rzecz ciekawa —
POETA
rzecz ciekawa
PAN MŁODY
cóżeście to niby mieli,
żeście tak nagle wlecieli — ?
CZEPIEC
Ej, pon jakby, ślepy, ślepiec;
nie do panam szedł
POETA
No Czepiec,
brat drzymie, budzić nie trzeba;
czy co ważne — — ?
CZEPIEC
ważno kosa
POETA
jeśli potrzebował do obrazu
kosy, — postawcie ją w kącie, —
jak się zbudzi
CZEPIEC
aha, bratku, mom cie.
Juz sie obrazy skońcyły;
panom ino obrazy, płótna
PAN MŁODY
Coś dziś u Czepca mina butna
CZEPIEC
pańska ta, za rezolutna;
pon sie na mnie skrzywiom, jak rzeke,
że my sie nie rozumiewa
i na nic rozmowa nasa
POETA
no pewnie, my do Sasa, wy do lasa


SCENA 19. POPRZEDNI, GOSPODARZ.
CZEPIEC
(podszedł ku śpiącemu i szarpie go za ramię)
hej, hej, panie — — — !
cózto pon śpią, trzeba wstać,
trzeba się do czego brać
GOSPODARZ (rozbudzony)
(z fotelu i krzeseł, na których leży)
cóż — wyście tu, — któż hałasi!?
gdzież Hanusia, Hanuś!
CZEPIEC
(przywierając drzwi od izby)
cicho,
nie potrza jej tu do rzeczy,
co chcę panu powiadać
GOSPODARZ
cóż mi kum do ucha skrzeczy,
o czem? — cóż z tą kosą, po co?
CZEPIEC
A tam ludzie sie szamocą
we wsi, — tam sie garną, kupią;
może idą już, — pon śpią!!
zaspane ślipia
GOSPODARZ
co ty mnie tu, — co wy, co to?
CZEPIEC
A spieszy mi sie z robotą,
juzem sie wycniół ze spania
i jestem gotów i czekam
dalszego rozkazowania
a pon sie nie wycniół i śpi
GOSPODARZ
A wam co się z kosą śni
CZEPIEC
Mnie sie nie śni, wstawaj pon;
boć kum pono rozkaz wzion
jakiś ważny, najważniejszy
i papiry, czy tam co
GOSPODARZ
Ja, papiery, rozkaz, czyj?
CZEPIEC
Myjze sie pon prędzej, myj —
niech po próżności nie stoję,
bo mi próżno mitręga i wstyd.
Pon mają pójść razem z chłopami
a chłopi tu wsioscy już som
gotowi, — i stoją tam!
Zbierają sie kole studnie z gościeńca
i przywalą się tu do dziedzieńca,
jak sie poszarzeje świt
GOSPODARZ
Zachodzę, zachodzę w głowe
CZEPIEC
tam w Krakowie już wszystko gotowe
GOSPODARZ
Coście kumie, coście chłopie
zbajczyli przez długom noc, —
ja z Wami?
CZEPIEC
Wy z nami!
GOSPODARZ
A wy wszyscy z kosami...?
CZEPIEC
jak sie patrzy, ostrzem tak
GOSPODARZ
jakiś znak?
POETA
— — jakiś znak?
CZEPIEC
Zbierajcie się poki czas,
byśwa byli radzi z was
a nie stójcie, jak te ćmy,
albo kpy;
co kto ma do ręki brać,
na podwórze wyjść i stać;
tam już ludzie som,
co sie sami rwiom:
chłopi tak! A chłopi, tak!
POETA
— jakiś znak
GOSPODARZ
jakiś znak!
CZEPIEC
Panowie, jageście som,
jeźli nie pojdziecie z nami,
to my na was, — i z kosami
GOSPODARZ
wy, a jako —
POETA
wiecież kto my!?
Co wy o nas wiecie, — nic
CZEPIEC
O pon widno niewidomy;
widać, że nie znacie nas
PAN MŁODY
widzę, żeście krwi łakomy;
jeno, że na krew nie czas
CZEPIEC
hej pan młody, hej pan młody;
wyszczézyły mu się gody,
to mu ino w myśli wczas
GOSPODARZ
A! wstydzę się waszych słów,
choć mi radość z waszych lic
CZEPIEC
Wyście bo to żarnych świc
rozpalili z naszych lic.
Panie, a cy pon pamięta,
jak pon szeptoł nieraz w noc,
co mówiła Panna Święta,
jako w nas jest wielga moc,
jako że moc jest zaklęta,
że sie kiedyś opamięta...
Wyście to z pożarnych świc
rozpalili z naszych lic
PAN MŁODY
A wy zaraz w rękę nóż
CZEPIEC
A cóż czekać, czy jo tchórz?
GOSPODARZ
kumie, miarkujcie się w słowie
CZEPIEC
a kiej słucho, niech sie dowie
PAN MŁODY
gębą toście bardzo harny
CZEPIEC
kręć pon ino próżne żarny,
poezyje, wirse, ksiązki,
podobajom ci sie wstązki,
stroisz sie w te karazyje
a jak trza sie mirzać z czego,
to pon w sobie szyćko skryje
POETA
A przecież się nic nie dzieje
CZEPIEC
A toć przecie wciąz mówicie,
jeśli rozumiem co z tego;
ponoć nawet piewsi wicie:
to rzecz wielka!
GOSPODARZ
jaka?!
CZEPIEC
Dnieje!!!
POETA
Dnieje, tak, to tam szaleje
ta majaka z chmur i mgły,
ta majaka, co sie wieje
ponad łan
PAN MŁODY (ku oknu)
na liściach skry.
Opalowa rosa spływa;
przesiewa się w dyjamentach
z drzew, jak wiszar w skalnych pętach, —
Cud!
CZEPIEC
Pon ino widzisz pchły,
pchły, świecidła, rosę, ćmy
a nie chcesz znać, co som my:
że w nas dnieje, dusa świci,
że zarucko kur zapieje,
że na nas czekajom w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny
POETA
Co on mówi, a to dziwne,
bo mi się to dziś marzyło:
jako dramat, jako sen
PAN MŁODY
co za temat
POETA
chłopska krew
i ten jego pański gniew
GOSPODARZ
Nas czekają? — was czekają?
zaraz, — coś to, — coś tu było,
co już o tem mnie mówiło, —
lecz kto, jaki...?
CZEPIEC
ktoś tu był,
co przejechał duze światy,
ponoć kajsi z Ukrainy;
przywiózł hasło, czy papiry,
rozesłać kazał wiciny, —
a są tu za progiem ludzie,
mogą świadczyć, jak z północka
słyszeli brząkanie liry
POETA (do brata)
liry brzęki, po północy,
jak-eś ty leżał w niemocy,
ja słyszałem
PAN MŁODY
ja słyszałem
od podwórza, z tego sadu
POETA
z tego sadu, z pod jabłonki,
ale sobie myślę: mrzonki, —
może kto się ubrał w dzwonki
GOSPODARZ
a był także jakiś taki, —
był też inny, — nie pamiętam, —
ale mi coś świta, —
CZEPIEC
pany, —
wyście ino do majaki;
niechże który wyjrzy w pole,
co sie widzi hań na dole,
kandy jest krakowsko ścizka
POETA (wychodzi)
i ztąd widzieć, bo to zblizka;
trza zobaczyć


SCENA 20.
PAN MŁODY, CZEPIEC, GOSPODARZ.
PAN MŁODY
po cóż gniewy;
takiście są rozpaleni
CZEPIEC
A tam, panie, się rumieni;
na powietrzu słychać śpiewy
PAN MŁODY
wyście Czepiec w gorącości,
toz wam się coś marzy, dzwoni
CZEPIEC
panie młody, tam ktoś goni,
tyle chłopa, tylo koni,
idź pon ujrzyć
PAN MŁODY (wybiega)
co tam znowu
SCENA 21. GOSPODARZ, CZEPIEC.
GOSPODARZ
kum pijany, — ja pijany. — —
Ładnie wam tak z kosą w dłoni
CZEPIEC
Psiakrew, ludzie, jo mom stać
a tu ludzie chcom sie rwać.
Podźcie chłopcy, — Kasper pódź!
Stańcie se tu kole proga,

(Uchylił był drzwi nawołując; wchodzi dwóch parobków z nastawionemi kosami, z tych Kasper w stroju drużby. Stają na warcie: jeden przy drzwiach w głębi, drugi u drzwi weselnych).

SCENA 22.
GOSPODARZ, CZEPIEC, PAROBCY.
GOSPODARZ (do Kaspra)
zamknij, niech nie lazom baby.
A więc co to, — co to, co — ?!
CZEPIEC
Któż to u was był, — no kto?
Jeźli mos pon w sercu Boga,
to sie z nami zgodź
GOSPODARZ
Czekaj, czekaj, coś mi świta;
ktoś był u mnie, mówisz kum, — —
taki w głowie słyszę szum, —
niepamiętam, myśl ukryta
nie może się dobyć z głębi, — —
coraz innych myśli tłum
CZEPIEC
Pon se ino serce ziębi
tem myśleniem, sumowaniem;
boby sie pon usroł na niem


SCENA 23. POPRZEDNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY (we drzwiach)
Stado mi białych gołębi
wyfurknęło przed sam nos,
że aż Jaga krzykła w głos;
powietrze się od nich kłębi.
Jaga podźno
KASPER (u drzwi weselnych)
Nie trza Jagi.
Tu sie ważne grajom sprawy;
podź ta pon, boś tu ciekawy,
ino nie trza żadnych bab


SCENA 24.
POPRZEDNI, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
(szarpła drzwi silnie i wchodząc odpycha Kaspra)
pódzies selmo, jakiś drab!
bedzies mi tu grodził wniść,
żeś se wraził w rękę żyrdź,
kces kim rządzić, taki cap, —
wraź se jeszcze na łeb ćwirć
PAN MŁODY
Cóż ci o to
KASPER
jasna pani!
poszłabyś sie przespać ś-nim
PANNA MŁODA
wyście wszyscy niewyspani,
w izbach swąd a we łbie dym


SCENA 25. POPRZEDNI, POETA.
POETA (wbiegając)
huragan się czarnych wron
zerwał z pola, gdzieś z tych stron
i z krakaniem wielkiem goni;
taki był głęboki ton
w tem krakaniu czarnych wron,
jakby jakiś niosły plon
we łbach
GOSPODARZ
bracie, — nie to
POETA
na chmurach się dziwy stroją
PAN MŁODY (ku oknu)
zdaleka już widać róż;
przypatrz się, tak oczy zmróż:
co za gra tych pierwszych zórz
POETA
Z chmur się stawia jakby tron
i jakieś zjawiska skrzydeł
koło tronu
CZEPIEC
widzioł pon!
SCENA 26. POPRZEDNI, GOSPODYNI.
GOSPODYNI (wchodząc żywo)
Słyszcie chłopy, podźcie patrzeć,
jakieś wojsko w ogniu stoi.
Całe pole pod Krakowem
od tych kosisków się roi
GOSPODARZ
ha! — już stoją
POETA
tyś widziała, —
muszę widzieć! płoniesz cała!
(odbiegł, wiodąc za sobą Gospodynią)


SCENA 27. POPRZEDNI PRÓCZ GOSPODYNI I POETY

PAN MŁODY
cóż wy tutaj?
PANA MŁODA (ciągnie go ze sobą)
podź sie patrz:
dają znaki, dają znaki
PAN MŁODY
A cóż za świat jakiś taki;
to ciekawe, to ciekawe,
(wybiegają obydwoje)


SCENA 27. POPRZEDNI PRÓCZ PAŃSTWA MŁODYCH, POETA.

POETA (wraca szybko)
słyszałem w powietrzu wrzawę,
coś, jakoby głosy, śpiew,
ale wiatru zimny wiew
w coraz inną dmucha strone
i co było już widome,
juz, zdaje się, pojawione;
staje się nagle znikome;
umilka i cichnie śpiew,
przestaje się chylić krzew...
SCENA 29. POPRZEDNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY (wraca pędem)
ze Zorzy się zrobiła krew:
taki sznur krwi wydłużony
ponad Kraków — krwawy pąs,
jakby wieża Zygmuntowska
miała we dwie strony wąs
SCENA 30. POPRZEDNI, PANNA MŁODA.
PANA MŁODA (wraca pędem)
ogromny przyleciał ptak,
hań se na ganecku siad,
taki ci ogromniec kruk.
Potem sie ze skrzydlich wag
uniósł, wzleciał, znowu spad,
potrzaskał gałązki brzóz,
strącił rosy gęsty deszcz
i posed
SCENA 31. POPRZEDNI, GOSPODYNI.
GOSPODYNI (wpada)
Niech broni Bóg!!
Cóz wy chcecie, co wy chcecie!?
Cózeście sie kosów jeni;
(do Czepca)
idźcież, kumie, haw do sieni,
boście całom noc nie spali
KASPER
coroz wiency nas sie wali

SCENA 32.
POPRZEDNI, WIELU CHŁOPÓW
 z kosami i różną bronią, poubieranych są jak do drogi

GOSPODYNI
Gwałtu rety, Boże chroń!
Kto wam wraził kosy!?
CZEPIEC
Broń!!
Dejcie, matka, spokój dziś,
trza nam iść.
GOSPODARZ
trza nam iść
Coś mi świta; — świta w polu.
Wszyscy widzą jakieś cuda.
Sen, — sny: bajki — Myśl: kąkolu!
Precz kąkolu, chwaście, precz. —
Niechże wymiarkuję rzecz: —
ktoś był, — kazał, — co — ?
POETA (do Gospodarza)
co bracie,
w tobie się szamoce ból
PAN MŁODY (do Panny Młodej)
mgły się już rozwłóczą z pól;
będzie ranek śliczny, — Jaga,
wczoraj były wichry, burza,
dzisiaj wszystko się rozchmurza,
moja duszo, jużeś moja
POETA (do Gospodarza)
Mnie się w nocy zjawił duch:
na nim była czarna zbroja;
napadł na mnie tak obcesem,
krzyczał słowa, takie słowa,
wytężałem cały słuch
GOSPODARZ
(do Poety a słuchany przez wszystkich)
tak mi cięży, cięży głowa.
To powietrza ranny wiew.
Czy to prawda, bracie drogi,
że oni tam jakiś śpiew
napowietrzny słyszą gdziesi
POETA
A może we wichrach biesi
śpiewają i pryszczą krew
na chmury
PAN MŁODY
Na niebie ruch
GOSPODARZ (do Poety)
mówisz, żeś wytężył słuch, —
bracie, — skądś te słowa znam:
»wytężać; — wytężać słuch«
SCENA 33.
POPRZEDNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA (do Pana Młodego)
bratku w niebie jakiś ruch,
jakieś wojny, jakieś dziwy:
gonitwy po chmurach konne;
ZOSIA
A powietrze takie wonne:
HANECZKA
gonitwy po niebie konne:
rycerze jacyś ogromni
stoją równo w dwa szeregi
i dalekim łanem drzewców
godzą na się wielkim pędem
PAN MŁODY
A to graniczy z obłędem,
tyle zwidzeń, dziwów tyle;
jak to człowiek z czego byle
wysnuje znaczące rzeczy
HANECZKA (do Czepca)
Ach, jaka to wielka kosa,
moiściewy, taka szczytna;
można by nią ciąć niebiosa
na płaty, jak sztukę płótna
CZEPIEC
Nie daj Boże ciąć po niebie;
mowa jakaś bałamutna;
zjawi sie w naszy potrzebie
nie bluźniercza, ale bitna;
panienka se rezolutna,
jesce nic o kosach niewi,
HANECZKA
Jacyś-cie wy, moiściewi,
dajcie no mi ją do ręki
CZEPIEC
A to juz nie lo panienki;
Sprawa inso
GOSPODARZ
(do Poety a słuchany przez wszystkich)
Sprawa, Sprawa!
Duch! — prze Boga, — Duch, — miarkuję:
Ta noc była: dziwna jawa, —
miałem gościa, — kto przeczuje,
była na dusze obława
POETA
Widziałem rycerza w zbroi,
bracie mówisz: Duch!
GOSPODARZ
Mój bracie,
przyleciał Duch, — ludzie moi!
jeszcze w oczach jak cień stoi.
Przypominam, przypominam:
człowiek stary, z brodą siwą,
twarz owita w siwy włos,
w kożuchu ogromnym czerwonym
przyszedł tu
STASZEK
(który się przecisnął ku gospodarzowi, przez gromadę chłopów i bab w natłoku zebraną na izbie).
przyjechał, wim,
trzymaliśmy konia razem z nim;
koń był biały
KUBA (tuż za Staszkiem)
W siodle lira
GOSPODARZ
myśli zbieram, słuch naginam
POETA
w siodle lira
STASZEK
dwa pistolce
GOSPODARZ
w mózgu kłóje, — jakby kolce:
myśli zbieram
CZEPIEC
(do otaczającej Gospodarza gromady)
myśli zbira
GOSPODYNI
o mój Boże, jakiś chory,
ratujcie go
GOSPODARZ
precz doktory, —
Słuchajcie, — wytężcie słuch:
był u mnie duch Wernyhory
WSZYSCY
co ty mówisz, wszelki duch?!
GOSPODARZ
oblatywał nocą dwory,
był spokojny, dziwnie silny,
dawał mi rozkazy, hasła,
a był w sprawach takich pilny,
nic w nim Siła, Moc nie gasła.
Spieszył się, wyleciał zara,
miał objechać liczne dwory
i miał wrócić do tej pory
WSZYSCY
tego rana?!
GOSPODARZ
Tego rana.
WSZYSCY
I cóż rozkaz — —?!
GOSPODARZ
Wić posłana
POETA (ku kosynierom)
Boże, toście wy są z Wici?
CZEPIEC
A som ludzie rozmaici;
my ta wiemy od chłopaków,
co sie trzymali czapraków,
jak ta śkapa w dworcu stała
STASZEK
co sie szarpła, to kopała;
trzymaliśmy uzdki w łapach;
mnie i Kubie pyski sprała;
cóz za pon na takich śkapach
GOSPODARZ
Wernyhora! — Wernyhora!
Obudziłem się ze snu —
kazał broń — broń kazał brać!
POETA
lecieć?!
GOSPODARZ
Nie — tu w miejscu stać.
Czekać, jak zapieje kur,
wytężać, wytężać słuch,
aż się pocznie słyszeć ruch
od Krakowa na gościńcu
GOSPODYNI (z drugiej izby)
tyle luda na dziedzińcu
PANA MŁODA (we drzwiach)
sami swoi!
GOSPODYNI (z drugiej izby)
som i z Toń.
Cała pod Krakowem błoń
pełna luda, pełna kos
POETA
jakaś złuda
GOSPODARZ
jakiś los
POETA
jakoweś wołanie duszy;
w tak długiej żyjemy głuszy;
PAN MŁODY
jakiś błysk, jakiś dźwięk
POETA
jakieś serce krzyczy w głos
CZEPIEC
A! pon słucho! A! pon zmięk!
POETA
słuchać, słuchać, co to być ma — —?
GOSPODARZ
ma być słychać tentent, pęd
POETA
tentent konia
HANECZKA
kto przyjedzie?
GOSPODARZ
nie tu, ale na gościniec
wjedzie stary lirnik siwy
HANECZKA
wjedzie stary Wernyhora!?!
GOSPODARZ
i przeżegna lirą niwy, —
wtedy trzeba się pokłonić,
potem siąść na koń
POETA
i gonić!
GOSPODARZ
niewiem — potem co, — tajemno, —
potem świt...
POETA
jeszcze mrok, ciemno
jeszcze świt daleki, zdala
łuna zorna się zapala,
świt...
CZEPIEC
ma zapiać trzeci kur
GOSPODARZ
tak, na znak.
POETA
te widma chmur
znaczą? — ?
GOSPODARZ
Znaczą! Widma!
PAN MŁODY
Wzdęła się na chmurach wydma;
ucichło się, szumy zaszły
POETA
słuchać
CZEPIEC
słuchać
HANECZKA
słuchać
GOSPODARZ
cóż...
PAN MŁODY (u okna zasłuchany)
Jakiś pęd, ile mój słuch —
szedł, lecz wplątał się w sad grusz;
drzewa go więżą
POETA (wśród ogólnej ciszy)
brzęk much
nad malw badyle suche
brzęczy przedranny szum
GOSPODYNI (szepce)
poklękali, luda tłum,
patrzajcie hań ku dworcowi
PANA MŁODA (z wykrzykiem)
coraz nowi, coraz nowi!!
HANECZKA
(między Gospodarzem a Czepcem; przez łzy)
czy on sam, czy jedzíe społem
zkim, — czy jest kto z nim? — ?
GOSPODARZ
Pokłońcie się o ziem czołem:
ma przyjechać z ARCHANIOŁEM,
od gościńca, od Krakowa...
Na Zamku czeka KRÓLOWA
z Częstochowy
POETA
Bracie Duch!
GOSPODARZ
natężać, natężać słuch
HANECZKA
Rany Boskie, słyszę!
GOSPODYNI
Kaj?
PANA MŁODA
hań, daleko, słysze
PAN MŁODY
gdzie?!
POETA (półgłosem)
spadły liście suche z drzew
PAN MŁODY (szeptem)
ustał przecie wiatru wiew
POETA
zerwały się wrony dwie
ze sadu
PAN MŁODY
z ogrodu w sad
PANA MŁODA
zajść do pola!
GOSPODARZ
cicho!
HANECZKA
cyt!
GOSPODYNI (śród milczenia)
może i słychać co —
POETA

(rękę stulił przy uchu, głowę pochylił ku piersiom brata).

Swit!
GOSPODARZ
słychać, słychać
POETA
(pewny, z dłonią przy uchu)
Wielki Duch!
Wytężać, wytężać słuch,
słychać
GOSPODARZ
cicho!
PAN MŁODY
(z uchem przy szybie okienka)
pędzi ktoś
HANECZKA

(zapatrzona przed siebie, osłaniając dłońmi twarz)

Zosiu, Zosiu, Boga proś,
jedzie!
ZOSIA
tętni!
GOSPODARZ
jedzie!
POETA
goni!
CZEPIEC (cały w słuchu)
bedzie ze sta, do sta koni
GOSPODYNI
tętni
KASPER
jedzie
PANA MŁODA
dudni
POETA
pędzi! — — —
GOSPODARZ
cicho, — świta, świta, zorze!
prawie widno — to On — Boże!
On, On, — cicho, — Wernyhora. —
W pokłon głowy, prawda żywa,
Widmo, Duch, Mara prawdziwa
POETA
świtanie na lutniach gędzi
PAN MŁODY
tętni
PANA MŁODA
jedzie
GOSPODYNI
tętni
CZEPIEC
— pędzi

(Wszyscy w nasłuchiwaniu, pochyleni ku drzwiom i oknu,— w ogromnej ciszy, w przejęciu)

GOSPODARZ
— — — — — — — — —
Słuchajcie, kochani dzieci, —
ażeby to była prawda:
że Wernyhora tam leci
z Aniołem, Archaniołem na czele;
że tej nocy, gdy my przy muzyce,
przy weselu, gdy my w tańcowaniu,
tam, kędyś, stało się tak wiele:
że Kraków ogniami płonie
a MATKA BOŻA w koronie,
na Wawelskim zamkowym tronie
siedząca, manifest pisze:
skrypt, co przez cały kraj poleci
i tysiące obudzi i wznieci. —
Słuchajcie, serce mi dysze,
ażeby to prawda była:
że Wernyhora tam leci
a za nim tabunem konie!...
PAN MŁODY
coraz bliżej!
POETA
klęknąć!!
CZEPIEC
— — — stanął, wrył
GOSPODARZ
strzymał widać z całych sił
HANECZKA (w zachwyceniu)
gdyby to Archanioł był
..........
(wszyscy pochyleni, pół klęczący, zasłuchani; silnie dzierżąc w prawicach kosy; to imając szable, ze ściany pochwycone; to znów jakieś flinty i pistolety; w tem zasłuchaniu, jak w zachwycie duszy; dłoń do ucha przychylona. — Słychać było rzeczywiście tętent, który nagle bliski, coraz bliższy, — tuż ustał, słychać po chwili ciężkie kroki szybkie, gwałtowne, w sień, w drugą izbę, aże we drzwiach w głębi staje pierwszy drużba:)
SCENA 34.
JASIEK
Maryś, panie, panie, — Jezu!
koń w podwórcu padł
(rozglądając się)
Cóż wy — Hanka — Jaga — hej,
cóż wy, cóż to, Jaga, — — ej
— — — — — — —
Cóż to, co to, czy zaklęci:
stoją syscy jak pośnięci;
słysta, Hanuś, Błazek, matuś,
panie młody, Czepiec, tatuś,
panie, cóz to — czy zaklęci;
stoją syscy jak pośnięci
— — — — — — — —
Aha; prawda, żywy Bóg,
przecie miałem trąbić w róg;
kaz ta, zaś ta, cyli zginoł,
cyli mi sie ka odwinoł, —
kajsim zabył złoty róg,
ostał mi się ino sznur
— — — — — — —

(z izby głębnej, od chwili, wszedł był, w tropy za Jaśkiem, kołyszący się słomiany Chochoł)

SCENA 35.
CHOCHOŁ
...........
jak ci spadła czapka z piór
JASIEK
tom sie chyloł po te copke,
to mi może sie odwinoł
CHOCHOŁ
Miałeś chłopie złoty róg,
miałeś chłopie czapkę z piór:
czapkę ze łba wicher zmiótł
JASIEK
bez tom wieche z pawich piór
CHOCHOŁ
ostał ci sie ino sznur
JASIEK
najdę ka gdzie przy figurze
CHOCHOŁ
pod figurą ktosik stał
JASIEK
strasy u rozstajnych dróg, —
cy to pioł, cy nie pioł kur

(wybiega przez drzwi weselne, przeciskając się przez gromadę znieruchomioną; — słychać tupot jego kroków w sieni, — to raz się zastanowi, to dalej biegnie;... w trop za nim kołysze się Chochoł, szeleszcząc słomą po potrącanych ludziach).

(od sadu, od pola, we świetle szafiru, co idzie jak łuna błękitna, — głosy się cisną przedrannych ptasich świergotań; niebieskie to Światło wypełnia jakby Czarem izbę i gra kolorami na ludziach, pochylonych w pół-śnie, pół-zachwycie. — Przeze drzwi w głębi wraca Jasiek i patrzy dokoła i oczom nie wierzy i coraz się słania od grozy).
SCENA 36.
JASIEK
Juz świtanie, juz świtanie, —
tu trza bydłu paszę nieść,
trza rżnąć sieczki, warzyć jeść; —
jakże ja se rade dam,
oni w śnie, — ja ino sam
— — — — — — —
Syćko tak porozwierane, —
syćko z ręcami na usach,
dech im zaparło w dusach,
jako drzewa wrośli w ziem,
jak tu, co tu radzić jem
— — — — — — —
kajsim zabył złoty róg,
u rozstajnych może dróg,
copke strasny wicher zwiał
bez tom wieche z pawich piór,
żebym chocia róg ten miał, —
ostał mi sie ino sznur
— — — — — — —
straśnie sie zasumowali,
tak im czoła zmarszczek spion,
jakby cięzko pracowali


SCENA 37.

(przez drzwi głębne, od chwili wsunał się był, za Jaśkiem tropiący Chochoł; a teraz na skrzynię malowaną się wygramolił i ze skrzyni tak do drużby poczyna:)

CHOCHOŁ
to ich Lęk i Strach tak wzion,
posłyszeli Ducha głos:
rozpion sie nad nimi Los
JASIEK
tak sie męcą, pot z nich ścieko,
bladość lica przyobleko; —
jak ich zwolnić od tych mąk
CHOCHOŁ
powyjmuj im kosy z rąk,
poodpasuj szable z pęt,
zaraz ich odejdzie Smęt.
Na czołach im kółka zrób,
skrzypki mi do ręki daj:
ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram
JASIEK (który był uczynił rzecz)
Ka te kosy złożyć — — ?
CHOCHOŁ
w kąt
JASIEK (ciska za piec drzewca)
nik ich ta nie najdzie stąd
CHOCHOŁ
Ze skałek postrzepuj proch.
i ciś je w piwniczny loch.
Lewą nogę wyciąg w zad,
zakreśl butem wielki krąg;
ręce im pozałóż tak:
niech się po dwóch chycą w bok;
odmów pacierz, ale wspak.
Ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram:
będą tańczyć cały rok
JASIEK
(który był uczynił wszystką rzecz)
Już nimajom kos
CHOCHOŁ
rozśmiej im się w nos
JASIEK
Już ich odszedł Smęt
CHOCHOŁ
Już nie mają pęt
JASIEK
Chwytajom sie w tan
CHOCHOŁ
Już nie czują ran
JASIEK
zniknoł czar!
CHOCHOŁ
To drugi CZAR!

(a zaklęte słomiane straszydło, ująwszy w niezgrabne racie, podane przez drużbę patyki, — poczyna sobie jak grajek-skrzypak — i słyszeć się daje gra: jakby z atmosfery błękitnej idąca, muzyka weselna, cicha a skoczna, swoja a pociągająca serce i duszę usypiająca, leniwa, w omdleniu a jak źródło krwi żywa, taktem w pulsach nierówna, krwawiąca jak rana świeża: — melodyjny dźwięk z polskiej gleby bólem i rozkoszą wykołysany).

JASIEK
(jest teraz kontent a dziwuje sie)
tyle par, tyle par
CHOCHOŁ
tańcuj, tańczy cała szopka,
a czyś to ty za parobka
JASIEK

(z ręką do czoła, jakby se chciał na ucho nasunąć czapki)

kajsi mi sie zbyła copka, —
przeciem druzba, przeciem druzba
a druzbie to w copce słuzba
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
miałeś chamie złoty róg,
miałeś chamie czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur,
ostał ci sie ino sznur
(kogut pieje)
JASIEK
(jakby tknięty przytomniejąc)
Jezu! Jezu! zapioł kur! — —
Hej, hej bracia, chyćcie koni!
chyćcie broni, chyćcie broni!!
Czeka was WAWELSKI DWÓR!!!!!
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
ostał ci sie ino sznur
— — — — — — —
miałeś chamie złoty róg

JASIEK
(aże ochrypły od krzyku)
Chyćcie broni, chyćcie koni!!!!(a za dziwnym dźwiękiem weselnej muzyki wodzą się liczne, przeliczne pary, w tan powolny, poważny, spokojny, pogodny, półcichy — że ledwo szumią spodnice sztywno krochmalne, szeleszczą długie wstęgi i stroiki ze świecidełek podzwaniają, — głucho tupocą buty ciężkie, — taniec ich tłumny, że zwartym kołem stół okrążają, ocierając o się w ścisku, natłoczeni).
JASIEK
nic nie słysom, nic nie słysom,
ino granie ino granie,
jakieś ich chyciło spanie

(dech mu zapiera Rozpacz, a przestrach i groza obejmują go martwotą; słania się, chyla ku ziemi, potrącany przez zbity krąg taneczników, który daremno chciał rozerwać; — a za głuchym dźwiękiem wodzą się sztywno pary taneczne we wieniec uroczysty, powolny, pogodny, — zwartem kołem, weselnem —)

— — — — — — —
(kogut pieje.)
JASIEK
(nieprzytomny)
pieje kur; ha, pieje kur...
CHOCHOŁ
(nieustawną muzyką przemożny)
miałeś chamie złoty róg...
— — — — — — —




  1. Przypis własny Wikiźródeł (z franc.) „po nas (choćby) potop” — słowa przypisywane królowi Francji Ludwikowi XV lub jego faworycie, markizie de Pompadour.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.