Rękom, wplątanym w potrzaski katalogowych kartek,
Mur chiński liter żałobnych górne niebiosa przesłania:
Co noc jest Noc Zmartwychwstania
I Wielki każdy jest Czwartek —
Czas zrzucić maski!
O, melancholjo szarych ławek,
O, pobielane pustką szyby,
Jesienią pachną mokre grzyby
I nęcą szlichtady sadzawek!
Sale, gdzie w czarnej krawatce profesor
Mówi do murów trupie słowa,
I gdzie na wąskiej nad nicością kładce
Podają ręce odnowa
Stara panna w podzięce i przyszły asesor.
Seminarja duszniejsze nad pyły bibljotek,
Czaszki schylone nad żmudne foljały, —
Dla fraszki zabijacie cudny marmur ciała,
Wy, mózgów proletarjat,
Które co dnia gruchoce Konieczności młotek!
Bluźniącemu na katedrze
Słowo przemieni się w żmiję,
Która krew jadem przeszyje,
Kiedy do serca się wedrze.
Chrystus Pan ze świątyni
Kupczące gniewem wygnał —
On i nad wami uczyni
Płomiennej zemsty sygnał!