Trzy srebrne ptaki/Wieczór. Sylwja tajemnicza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Żurakowska
Tytuł Wieczór
Sylwja tajemnicza
Pochodzenie Trzy srebrne ptaki
Wydawca Wydawn. J. Mortkowicza
T-wo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1927
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Całe opowiadanie
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WIECZÓR.
SYLWJA TAJEMNICZA.

Krzyś wstępował za Sylwją po szerokich, lśniących schodach. Szeleszcząca kaskada krynoliny płynęła przed jego oczami w mroku klatki schodowej.
Krzyś wiedział, że za chwilę zostanie wtajemniczony.
Tam, na górze, otworzyła przed nim Sylwja drzwi, lśniące ciemną politurą, i wprowadziła go do szczytowego pokoju wieży. Był okrągły, ze wszech stron okienny i sklepiony. W szafach niskich, jak komody, za grubem szkłem, widniały szeregi książek o barwie starości, nito brunatnej, nito szarej. Na ogromnym, ciężkim stole, ciasno ułożone arkusze papieru zapisanego i foremne stosy książek, czyniły wrażenie pracy porządnej, która się przeszłością para, wnika w przyszłość i teraźniejszości staje się wyrazem.
Sylwja siadła za stołem, a Krzysiowi wskazała fotel naprzeciwko, w którym zwykle siadywał dziadek. Tu właśnie odbywała się praca. Dziadek wczytywał się w rękopisy syna, segregował je, porządkował, uzupełniał, a potem dyktował — Sylwja pisała. W prawej szufladzie leżą już gotowe do druku dzieła.
Ale przyszli tu nie po to, aby rozmawiać o tem. Sylwja, kluczykiem, który nosiła na łańcuszku, otworzyła skrytkę w murze pod oknem, wyjęła z niej hebanową szkatułkę, srebrem okutą, z której wydobyła biblję, w starej oprawie. Z pomiędzy jej kartek szarych, o dużym, nieudolnym druku, wysunął się papier we czworo złożony.
Sylwja zaczęła czytać głośno, trochę sztucznie, niby modlitwę z ambony:

Proroctwo Biety Siemianowskiej.
Oto glob szaleństwu passyi wystawiony — cóż na nim ujrzałam? występki i zbrodnie, słabość cierpiącą, naigrawającą się przemoc, złość zawsze czynną, niesprawiedliwość, raz intryguiącą, drugi raz zuchwałą, a zawsze nieludzką. Ciemiężyciel wynosi głowę aż pod obłoki, a kraju moyego prawa i świętości nogami iego zdeptane. Chwała wsparta na intrygach i krwawemi otoczona ofiarami. Zbrodnie tyrana, sidła okrucieństwa, prześladowania srogości. Wszędzie przemoc, która kruszy, tłoczy, pustoszy i niszczy.
Przeto się Pana cierpliwość wyczerpie, iżby się koniec stał zła i niewoli, woyny straszliwey rozpęta ognie po całey ziemi. I trzy się trony zawalą do piekieł, i trzech się potęg skruszą żelaza. I oto kraju moiego smutna się odmieni perspektywa niewoli. Lecz się pokoyu nie zaraz święcić będzie chwila. Człowiek na długo zostanie w woynie z człowiekiem, która już krwią płynąć nie będzie. W zwodniczey spokoyności wszystkie ukryte wady ludzkość rozpęta i królować będzie nieprawość i obłuda.
Przeto ostatnie trzy z rodu twoiego gołębice na wieży zamknąwszy, trzema je otoczysz murami i strzec będziesz, aż odnajdą ludzie zasłonę przeciw własney swoiey niesprawiedliwości.
Poznasz chwilę zbawienia po trzech srebrzystych ptakach dwugłowych, które nad wieżą twoią przelecą, a skrzydła ich czerwienią znaczone. — O Panie! z zadziwieniem poglądam na twoie święte wyroki, błogosławię twoiey naywyższey mocy!


— To jest proroctwo prababki Biety — zakończyła Sylwja, a potem złożyła starannie papier i wsunęła go między karty Biblji.
Słońce już się chyliło nad horyzontem, a kwadraty światła na ścianach pokoju zabarwiły się czerwienią. Przez otwarte okna powietrze płynęło przeczyste, chłodne i rozdzwonione.
— Te trzy gołębice to wy? — zapytał Krzyś bez złośliwej intencji. Proroctwo przyjął za dogmat i zrozumiał jego moc obowiązującą.
— Tak — równie poważnie odpowiedziała Sylwja. — Prababka nasza była bardzo dziwna. Mieszkała tu na tej wieży i była całe życie chora i dziadzio mówi, że wszyscy uważali ją za osobę zdziwaczałą. To też w proroctwa jej nikt nie wierzył. Kiedyś na początku wojny dziadzio w biblji tej odnalazł papier, który ci przeczytałam. I pomyśl — właśnie «straszliwa woyna rozpętała ognie po całey ziemi», a my byłyśmy «trzy ostatnie z rodu». Dziadzio wtenczas zrozumiał, że prababka Bieta pisała w proroczem jasnowidzeniu. Więc uczynił tak, jak rozkazywała. A potem, kiedy trzy trony naprawdę «zapadły do piekieł», a kraju naszego odmieniła się «perspektywa niewoli» — już nie miał żadnych wątpliwości. I wierzymy, że do końca wypełnią się słowa proroctwa.
— I... i teraz czekacie na trzy srebrne ptaki? — zapytał Krzyś.
— Tak — przyznała Sylwja, patrząc na złoty rąbek zachodzącego słońca.
Krzysztof westchnął głęboko. «Trzy srebrne ptaki, które nad wieżą twoią przelecą»? — Nie lubił przeczuć i nie miał zaufania do jasnowidzów. — Czysty i przekonywujący głos Sylwji, czytającej proroctwo, na chwilę zmusił go do wiary, a przyczynił się do niej także urok tego pokoju, którego oczy ogarniały widnokrąg całkowity, w czerwieni zachodzącego słońca skąpany.
Lecz teraz na nowo zbudziła się w nim niechęć do spraw, przekraczających ludzką zdolność myślenia.
— Upadek wrogów i odrodzenie Polski przepowiadali wszyscy ci, którzy gorąco tego pragnęli. Jak się czegoś bardzo chce, to się w to wierzy — zauważył nieśmiało.
Ale Sylwja spojrzała na niego wyniośle i surowo. Powiedziała głosem spokojnym, odtrącającym wszelką wątpliwość.
— To się działo w roku 1826 — dziś jest 1926-ty i wiem, że nim nastanie rok nowy, proroctwo wypełni się do końca.
— Skąd to wiesz? — zapytał Krzyś, na nowo zachwiany w swym sceptycyzmie.
Nie odpowiedziała. Powoli wkładała biblję do czarnej szkatułki, a potem, złożywszy białe, wąskie ręce na wypukłem wieku, rzekła cicho:
— Są ludzie, którzy są stworzeni dla teraźniejszości i ci szczęście znajdują w pracy i rozrywce każdego dnia, inni żyją przeszłością i z niej czerpią naukę i przykład, a pocieszają się wspomnieniami, ale jeszcze inni, myślą i czynem wybiegają w przyszłość. Czy to nie potęga wiedzieć, co będzie kiedyś? Do takich ludzi należy przyszłość, ponieważ ją znają.
— Wcale nie — wykrzyknął Krzyś — należy do tych, którzy dla niej coś czynią. Wielka sztuka «wiedzieć» i czekać, ale pracować na to, aby było coraz lepiej, coraz lepiej ludziom — oto co się nazywa zdobywać przyszłość. Ja właśnie będę ją tak zdobywał!
Sylwja znowuż nie odpowiedziała. Zamyśliła się, patrząc na wieko skrzynki. A po chwili powtórzyła słowa proroctwa:
— «Człowiek na długo zostanie w woynie z człowiekiem, która już krwią płynąć nie będzie». — Powiedz, czy tak jest w istocie?
I Krzyś przypomniał sobie to wszystko, co w spadku zostawiła wojna — egoizm wybujały, zachłanną chciwość, okrucieństwo, obojętność wzajemną, najcięższą walkę o chleb — gorszą niż kiedykolwiek — tak, człowiek był jeszcze w wojnie z człowiekiem.
— Ale czy to się kiedy zmieni? — odpowiedział pytaniem. Jakże łatwo przechodził od wiary do zniechęcenia!
— Przecież my nie byliśmy na wojnie — spokojnie rzekła Sylwja. — Będziemy żyli tak, jakgdyby jej nigdy nie było, jakgdyby już nigdy nie miało jej być!
Krzyś zrozumiał, że «my», to znaczy: Młodzi.
— Bardzo dużo zdziałacie, czekając na «trzy srebrne ptaki» — mruknął ze zniecierpliwieniem.
Sylwja wstała i wsunęła starannie do skrytki szkatułkę.
— A ty? — zapytała. — Na nic nie czekasz. Czy «działasz»? Nie, prawda? Mój drogi, trzeba najpierw dojrzeć. Coś wiedzieć i coś umieć.
Potem zeszli oboje po ciemnych, lśniących schodach.
Na dole paliła się już lampa.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Żurakowska.