Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/XXXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tajemnica grobowca
Podtytuł Powieść z życia francuskiego
Wydawca Redakcja Kuriera Śląskiego
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Kuriera Śląskiego
Miejsce wyd. Katowice
Tytuł orygin. Simone et Marie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVII.

Wszedłszy do pokoju, Maurycy rozpieczętował list... Był on następujący:
„Mam z tobą do pomówienia o ważnych rzeczach, ale niepodobna, mi być u ciebie, bo mogłoby to zaszkodzić memu małżeństwu.
„W naszym domu gaszą gaz o północy. Przyjdź o wpół do pierwszej. Dam ci dwa klucze. Jeden od furtki w bramie, drugi od mego mieszkania. Wchodząc do bramy, nie budź stróżki, a odrazu idź na schody — niebezpieczeństwa nie będzie żadnego“.
— Ho, ho! — rzekł do siebie Maurycy, krzywiąc się znacząco, kiedy przeczytał list. — To mi się bardzo nie podoba. Wchodzić ukradkiem w nocy... to bardzo brzydko. Odźwierny może się nagle obudzić, wziąć mnie za złodzieja, narobić hałasu i będzie wcale zabawne. Nie pójdę.
W tejże chwili ktoś zadzwonił. Maurycy rzucił list w ogień i poszedł otworzyć. Była to odźwierna.
— Przyniesiono to oto dla pana! — rzekła, podając lokatorowi niewielkie pudełko, starannie zawiązane.
Maurycy rozwiązał pudełko. Były w niem dwa klucze. Młodzieniec położył je na stole, a pudełko spalił.
— Jakie to nudne — wyszeptał.
Po kilku minutach włożył klucze do kieszeni, włożył na siebie ciepły paltot, wyszedł, zjadł obiad w restauracji na bulwarze, wieczór spędził w teatrze Rozmaitości, wypalił dwa cygara po przedstawieniu i na kilka minut przed wpół do pierwszą udał się na ulicę Comartin, gdzie mieszkała piękna Oktawja.
Okiennice wewnętrzne w mieszkaniu jej na pierwszem piętrze zamknięte były tak, że nie można było widzieć światła, choćby się nawet świeciło w pokojach. Maurycy wyjął klucze, otworzył furtkę od ulicy, zamknął ją również ostrożnie, bez hałasu i poszedł na górę ciemnemi schodami. Zaledwie kilka schodów przeszedł, kiedy drzwi na pierwszem piętrze otworzyły się i ukazała się Oktawja z lichtarzem w ręce.
— Chodźże prędzej — rzekła po cichu. — Bardzo jesteś dobry, żeś przyszedł, mam cię o coś prosić.
— I owszem — odpowiedział młodzieniec — ale z początku nie chciałem przyjść.
— Dlaczego?
— Bo to z twojej strony bardzo nieroztropne.
— Wcale nie. Hrabia Juan na dwa dni wyjechał. Sługi śpią a drugiem piętrze. Nie ma się czego obawiać. Drzwi zamykają się od wewnątrz.
— Tylko o ciebie mi chodzi. No, a teraz powiedz, czego ode mnie chcesz.
— Widzisz, ty możesz przyśpieszyć małżeństwo moje z hrabią Juanem. Wydrukuj w gazetach artykuł, że teraz w modzie, ażeby znakomici cudzoziemcy żenili się z pięknemi paryżankami aktorkami, nawet z półświatka, dodaj, że takie małżeństwa, są najszczęśliwsze, przytocz kilka przykładów. Trzeba tylko tego Rosjanina zachęcić, podnieść, a z pewnością ożeni się ze mną.
— No, jeśli tak, to zgoda.
— A zresztą nic już poważnego nie masz mi do powiedzenia?
— A! jeszcze. Wiesz, spotkałem tę, o której mówiliśmy na maskaradzie.
— Kogo?
— Moją mleczną siostrę, Symeonę!
— Kiedy?
— W niedzielę.
— To ona W Paryżu?
— Naturalnie, jeśli ją widziałam. Ale co tobie? Ja mówię ci o Symeonie, a to sprawia na tobie szczególne wrażenie.
Maurycy w pierwszej chwili zdumienia nie panował nad sobą. Przygryzł wargi i odpowiedział tonem obojętnym:
— Jakież wrażenie może to na mnie sprawiać? Wiem o istnieniu Symeony tylko stąd, że rejent z Vique-sur-Gresne powiedział mi o niej kilka słów w Havrze. Tyś myślała, że ona już nie żyje. Gdzieś ją spotkała i co do ciebie mówiła?
— Mówiła, że była bardzo, bardzo biedną, i że możeby już umarła z głodu, gdyby się nią nie był zajął pewien malarz, który też z niej namalował obraz na wystawę.
— Biedne dziewczę! — rzekł Maurycy z miną litościwą.
— O! niema jej czego żałować. Odtąd wszystko poszło dla niej jak najlepiej i dzięki protekcji malarza, żyje sobie bardzo szczęśliwie — otrzymała dobre miejsce.
— Co to za miejsce?
— Nie wiem i wcale nie pragnę się dowiedzieć.
Maurycy myślał: Teraz mam dowód, że Symona jest w Paryżu. Muszę ją odnaleźć i zaraz się tem zajmę, jak się załatwię z Marją, Bressoles.
Rozmowa była skończona. Młodzieniec pożegnał dawno swą przyjaciółkę serdeczną, wziął dorożkę na bulwarze i około godziny drugiej nad ranem wrócił na ulicę Navarin.
Położył się, przespał się do godziny ósmej, ubrał się bardzo skromnie, włożył na głowę okrągły kapelusz podróżny, z rozmaitych drobnostek stojących na etażerce, wziął szkatułkę żelazną w stylu XVI wieku, z kliku otworami — wsunął ją do torby podróżnej i wyszedł.
Krzyknął na dorożkarza i kazał się zawieźć na kolej ljońską. Kupił bilet pierwszej klasy do Fontainebleau.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.