Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom II/Rozdział II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom II
Rozdział II
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1829
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ II.

Dniu na zawsze nieszczęsny! przeklęty, straszliwy!
Dla czego żeś uderzył móy wzrok przenikliwy?
Dniu na zawsze nieszęzęsny! nie-nigdy w naturze
Nie błysnął dzień tak straszne rokuiący burze.

Szekspir.

Familia Warthona przepędziła noc spokoynie niewiedząc bynaymniéy co zaszło w domu Bircha, i oczywiście nic nie było w tém dziwnego, gdyż wyprawy oprawców z taką zawsze działy się szybkością i tak skrycie, iż sąsiedzi tego, który padł ich ofiarą, zwykle iuż po dopełnionym rabunku, dowiadywali się o iego nieszczęściu. Damy pobytem w domu swych gości nieco niespokoyne, wstały raniéy niż zwyczaynie. Kapitan Lawton obudził się równie ze świtem, mimo dokuczaiących mu ieszcze boleści: przestrzegaiąc z pedantyczną akuratnością, aby nigdy dłuźéy nad sześć godzin nie sypiał. Jedno téż to tylko co mu doktór nie ganił. Uczeń ów Eskulapa, całą noc przepędził przy słabym kapitanie Syngleton. Często także nawiedzał pułkownika Welmer, lecz widząc iż go gorączka w sen wprowadziła, przerywać mu nie chciał tak dobroczynnego w słabości lekarstwa. Raz tylko ośmielił się zayrzéć do pokoiu Lawtona: zwolna uchylił firankę, i iuż go chciał za puls pomacać, gdy kapitan nie otwieraiąc oczu, ręką go odepchnął od siebie, i drzemiąc kilkakrotnie powtórzył, aby lepiéy nie odstępował chorego, który go mógł potrzebować co moment. Doktor znaiąc lunatyczne skłonności kapitana, i iego żelazne iak mówią zdrowie, nie uznał potrzeby, powtórzenia więcéy troskliwości swoiéy.
Nazaiutrz zrana Lawton, Sytgrcaw, i cała familia Warthona zebrała się w iadalnéy sali na śniadanie, Miss Peyton stoiąc w oknie przypatrywała się wschodzącemu słońcu, które przez mgły gęste iak zwykle w iesieni, przedzierać się zaczęło i ledwie rzuciwszy okiem na chatę Bircha, wyrzekła do stoiącéy przy sobie Franciszki, iżby rada wiedzieć iakby się miewał staruszek, gdy spostrzegła Haynes zmierzaiącą prosto na dziedziniec: rozkazawszy iéy weyść przeto do pokoiu, poznała natychmiast z rysów iéy twarzy, iż cóś nadzwyczaynego zayść musiało.
— Cóż tedy Kąty, rzekła do niéy, Harweya ieszcze w domu niema?
— Nie Pani; odpowiedziała osierocona Abizay: iest on ieszcze, ale iakby iuż więcéy nie był na świecie. Wszystko co tylko może bydź naygorszego, iego spotkało. Wierzay mi Pani, na zawsze zgubiony, niema nawet lichego odzienia, którémby mógł pokryć swe ciało.
— Jak to, Katy, i któż miał serce rabować tego nieszczęśliwego, w tak okropnym dla niego razie?
— Serce? tacy ludzie ani serca, ani duszy nie maią. Tak iest, Miss Peyton, w żelaznym garnku miał on pięćdziesiąt cztery bitych gwineów z naypięknieyszego złota. Kto wie co mogło bydź pod spodem? Trzeba było ie liczyć, a iam się ich nigdy nie dotknęła, bo powiadaią że cudze pieniądze, łatwo przylgnąć do palców mogą. Miarkuiąc iednak po wielkości garnka, musiał on pewnie miéć ze dwieście gwineów. Dwieście gwineów! Miss Peyton; nielicząc w to tych, com sama w iego trzosie widziała. A teraz czémże iest Harwey? żebrać chyba będzie po świecie, a Pani wiesz sama, iż żebrakiem gardzą powszechnie, i od nędzy stronią.
— Można żałować nieszczęśliwego, i wsparcia mu odmówić, lecz gardzić nim, nie tylko że się nie godzi, ale iuż iest zbrodnią, rzekła Miss Peyton, która nie mogła ieszcze sobie wyobrazić wszystkich klęsk swoiego sąsiada: iakże się starzec miewa? gwałt taki musiał go mocno przerazić, i gorzéy mu ieszcze zaszkodzić może?
Głęboki smutek pokrył twarz Katy, i ze łzami w oczach odpowiedziała.
— Szczęśliwy, iuż więcéy znać trosków tego świata nie będzie. Na dźwięk gwineów które łotry porwali, wstał on z łóżka, i to iego wysilenie iuż ostatniém było. Skonał dziesięcią wprzód minutami, nim kogut zapiał, gdyż przypominam sobie że......
W tém doktór zbliżywszy się ku niéy, przerwał iéy opowiadanie, i zapytał się iaki byłby rodzay słabości nieboszczyka?
Katy spoyrzała na nieznaiomego, który interessować się stratą iéy pana zdawał. Miała ona na sobie suknię niedzielną, chustkę na ramiona zarzuconą, którą poprawiaiąc odpowiedziała.
— Nieszczęście, klęski czasu, utrata fortuny wprowadziła go do grobu: dzień za dniem coraz bardziéy słabiéć zaczął, mimo wszelkich mych starań, które około niego miałam, a teraz kiedy Harwey stał się tułaczem, któż mi za kilkoletnie usługi zapłaci?
— Bóg nagrodzi ci dobre uczynki, rzekła Miss Peyton.
— W nim téż to iednym cała nadzieia moia, odpowiedziała Katy: przed trzema laty com tylko miała grosza, oddałam wszystko w ręce Harweyowi, a teraz kto mi moią pracę powróci? kilka razy radzili mi bracia moi, żebym odebrała od niego pieniądze, lecz zdawało mi się, iż każdego czasu można będzie skończyć z osobami, z któremi się pod iednym dachem żyło.
— Jestżeś iaką krewną Harweya Bircha? zapytała Miss Peyton?
— Lecz...... nie, odpowiedziała Katy po chwili namysłu, z tem wszystkiém zdaie się, iż powinnam miéć naybliższe prawo do odziedziczenia domu z ogrodem, ieżeli to bowiem pozostanie własnością Harweya, zapewne nam ią zabiorą. I obracaiąc się do Lawtona, który ią wciąż przenikaiącém mierzył weyrzeniem.
— Radabym wiedzieć, dodała, iakie w tém iest zdanie tego zacnego Pana, zaymuiącego się iak widzę słusznością méy sprawy.
— Pani, rzekł Kapitan, pozdrawiaiąc ią z szyderskim uśmiechem, nic bardziéy nad nią i nad historyą iéy życia zaymuiącego bydź nie może, lecz wiadomości moie nie sięgaią tak wysoko, abym mógł odpowiedzieć na iéy zadanie. Gdyby mnie kto zapytał iak rozwinąć szwadron w polu, lub iak natrzeć na nieprzyiaciela? spodziewam się żebym go objaśnić potrafił, ale w takich rzeczach, to niech Pani poradzi się Doktora Archibalda Sytgreaw, którego nauki i wymowa iest bez granic. I wskazał iéy na doktora, który poświstuiąc sobie po cichu, przelewał w kilka flaszek miksturę porozstawianą, na stole.
— Jakże się Panu zdaie, rzekła Katy zwracaiąc się ku niemu, kobiéta czyż może utracać prawo do maiątku męża, chociażby z nim formalnych związków nie zawierała.
Sytgreaw obraził się z razu żartem Lawtona: lecz, że w rzeczy saméy miał pretensyą do posiadania wszystkich wiadomości, przybrawszy na siebie poważną minę odpowiedział:
— Nie chciałbym stanowczo decydować w podobnéy sprawie, lecz zdaie mi się, iż gdy śmierć uprzedza małżeńskie związki, nie można odwoływać się do osiągnienia maiątku, do którego prawnego nie ma tytułu.
Katy podchwyciwszy te iedynie słowa, śmierć i małżeństwo, wzięła ie za stosuiące się do siebie.
— Harwey czekał téż tylko na śmierć swoiego oyca, aby się zgłosił o rękę moią, rzekła spuszczaiąc oczy, iakby dla zachowania w tém iedynie formy dziewiczéy skromności: lecz teraz kiedy złamanego szeląga niema w kieszeni, ogołocony ze swego kramiku, i wszelkich sposobów przemysłu, iakże o małżeństwie myśleć ieszcze może? Nikt iéy słowa nie odpowiedział, i tylko wszyscy uśmiechnęli się w duchu z iéy chełpliwéy zalotności, która tak bawiła Lawtona, iż chcąc przedłużyć dalszą rozmowę, nową podał do niéy materyię.
— Sądzę, rzekł, iż oyciec Harweya nie na co innego, tylko na chorobę wieku zakończyć musiał.
— Nie wiek, ale domowe zgryzoty wtrąciły go do grobu, dodała z żywością Katy. Nic bardziéy szkodliwszém bydź nie może, iak niespokoyność, chociaż i to prawda, że iak czas przyidzie nie ma na świecie doktora, coby nas uratował od śmierci.
— Zwolna, zawołał Sytgreaw mylisz się zupełnie w tym względzie. Oczywiście z porządku natury wypływa, iż wszyscy umierać musiemy, lecz na to Opatrzność dała człowiekowi rozum, aby zapobiegł niebezpieczeństwu dopóki tylko może.....
— Umrzéć, podług formy, przerwał Kapitan, i męczyć się na to aby secundum artem życie zakończyć.
Sytgreaw nie uważał bydź godną odpowiedzi ową przymówkę Kapitana i dodał obracaiąc się do Katy:
— Kto wie, rzekł, gdyby wcześnie przywołano iakiego biegłego lekarza, możeby go ieszcze można było uratować. Któż miał o nim staranie w czasie słabości?
— Ja, odpowiedziała Katy z miną przywięzuiącą do tego nieiakie znaczenie, i śmiało powiedziéć mogę, że druga córka takby oswego oyca nie dbała, iakem ia wysługiwała się staremu Birchowi; teraz cóż mi z tego wszystkiego przyidzie?
Oboie nie rozumieli się wprawdzie z sobą, lecz każde z nich zwracaiąc się do swéy materyi, bardziéy ią interessuiącą czynili.
— Jakżeś go traktowała? zapytał doktor.
— Cóż to ma znaczyć iakiem go traktowała? rzekła Katy z pewną obrazą, bądź Pan pewien, żem obchodziła się z nim, z naywiększą łagodnością i przywiązaniem.
— Tak się spodziewam, rzekł Lawton, iż doktor bynaymniéy o tém nie wątpi, i iedynie pytał się tylko, czemeś go leczyła.
— Ah! to co innego, rozmówiliśmy się iak niemy ze ślepym, zawołała Katy, śmiejąc się ze swéy pomyłki, naywięcéy robiłam mu z ziół napoie, i wzmacniaiące tyzanny.
— To dobrze, rzekł Sytgreaw, proste dekokta czasem są lepsze, niżeli inne lekarstwa, któremi nieumieiętni lekarze zabiiaią; ale czemużeś w takim razie nie przywołała iakiego urzędnika zdrowia?
— Urzędnika! powtórzyła Katy; niech mnie Bóg broni, alboż urzędnicy iak ich tam zowią, mało zniszczyli syna, aby ich ieszcze wzywać do oyca?
— Doktor Sytgreaw nie mówi o urzędniku cywilnym, lub woyskowym, rzekł Lawton z powagą, lecz przez ten wyraz rozumie doktora.
— Ah! doktora! gdybym wiedziała była o którym, zapewne, żebym go prosiła, bo ieżeli mam prawdę powiedzieć, bardzo wiele mam zaufania w doktorstwie, chociaż Harwey zawsze mi mówił, iż nic nad lekarstwa szkodliwszego bydź nie może.
— Zawsze to dowodzi, rzekł doktor, iż natura obdarzyła cię zdrowym sposobem myślenia, i szczęściem, żeś znalazła takich ludzi, którzy wzbudzić w tobie zdołali poszanowanie dla téy naypięknieyszéy nauki, która można powiedzieć iest matką wszystkich innych wiadomości.
Nie zrozumiawszy dobrze Doktora i tylko z piérwszych słów iego sądząc iż iéy cóś grzecznego powiedział, Katy chcąc okazać niby, że i iéy na uprzeymości nie zbywa: -zawsze mi mówiono rzekła, iż brakuie mi tylko sposobności ażebym doktorem została. Wprzódy ieszcze, nimem zamieszkała u oyca Harweya, nazywano mnie zawsze Panią doktorową.
Zapewne, rzekł doktor, iż nad błędy nieoświeconych lekarzy, którzy za bardzo rozumnych chcą uchodzić, doświadczenie czyli iak my nazywamy, praktyka bardzo użyteczną bydź może do zapobieżenia złym skutkom, w systemacie ciała ludzkiego; lecz to nieszczęście, że w takich rzeczach przesądy i niewiadomość, są iak ćmy pokutne, co i sami nie znoszą, i drugim do światła przystąpić nie daią.
— Dobrze Pan mówisz, że doświadczenie naywięcéy stanowi, z tém wszystkićm co to pomoże; iedni czuią dobrodziéystwo lekarskiéy nauki, drudzy się z niéy śmieią, i ia sama nieraz słyszałam Harweya utrzymującego, że w każdém lekarstwie trucizna bydź musi.
— Godne politowania i wzgardy są niewiadomych uprzedzenia, rzekł doktór.
Ah! iego postępowanie mocno mnie zgorszyło, iednego dnia wyrzucił mi igłę, którą.......
— Jakto przerwał chirurg, cóżeś chciała robić z tą igłą?
— Naprawić spodnie Kramarza, rzekł Lawton, gniewaiąc się sam na siebie po niewczasie za tak grube uchybienie, należnéy płci pieknéy grzeczności.
Katy uczuła się bydź mocno obrażoną za takie zpoufalenie iey, z tą, częścią ubioru iéy Pana[1]
— Prawdziwie rzekła, nie zasłużyłam na to, aby mnie posądzać podobnie: nic szło tu o nic innego iak tylko o uratowanie życia dziécięcia.
— Wytłómacz się, zawołał dotkór z niecierpliwością i przekonay tém Kapitana, że iego żarty, często trącą kordegardą.
Katy po chwili ochłonąwszy z piérwszego uniesienia, opowiedziała obszernie całe zdarzenie, którego treść zamykała w sobie, iż dziecię w domu Bircha bawiące, przypadkiem igłę sobie w nogę wbiło, iż mu ią z rany wyciągnęła, natrzepała tłustością, i kilkakrotne odmówiwszy pacierze, zawiązała igłę w kawałek czerwonéy wełny, i tak pod kominem zachowała do dziewięciu dni, po których dziecię bez żadnéy innéy pomocy zupełnie uleczone bydź miało. Lecz Harwey nie dowierzając skuteczności tak cudownego sposobu, igłę, wełnę i wstążkę w ogień wrzucił. A tak dodała, kończąc swą historyę, dziecię w piętnaście miesięcy umarło.
Sytgreaw, który w obronie swéy wyznawczyni stanął, nie śmiał nawet podnieść oczu na Kapitana, i tylko przypadkiem spoyrzał na niego. Lawton okazywał w swych rysach nieiakie politowanie nad losem dziecięcia, lecz gdy iego oczy spotkały się z weyrzeniem doktora, takim go bazyliszkowym przeniknął spoyrzeniein, iż pod pozorem nawiedzenia Kapitana Syngleton, tego momentu wyszedł z sali.
Miss Peyton dowiedziała się wtenczas, ze wszystkiemi szczegółami o całém nieszczęściu, iakie biednego Bircha dotknęło, lecz z boku, nie od Katy, która nad niczém więcéy nie rozwodziła się tyle, iak nad stratą pieniędzy, i nierozsądkiem Harweya, że ie wydał.
— Co do mnie, wolałabym życie utracić, niżeli słowo iedno powiedziéć? zabiliby go może? to lepiéy ginąć od razu, niż na całe życie nikczemnym zostać żebrakiem? z kim on się teraz ożeni, albo kto dom iego prowadzić zechce. Ja szanuię moię sławę, i zaraz po pogrzebie oświadczyć mu to muszę, iż służyć u niego nie myślę, a choćby się chciał ze mną żenić, to i z czegóż mnie utrzyma, on sam nie ma na życie.
Z niektórych odpowiedzi Katy, poznała Miss Peyton, iż Harwey nie miał nigdy zamiaru weyść z nią w związki małżeńskie, i ona sama iedynie uroić sobie podobne nadzieie musiała: że zaś nigdzie przytułku nie miała, dobra ta Pani, lituiąc się nad iéy stanem, przyięła ią do obowiązków swoich, które Katy z wdzięcznością przyjęła.
W pośrzód wzaiemnéy Katy Haynes z Miss Peyton rozmowy, Lawton wyszedł dla nawiedzenia kapitana Syngleton: ieżeli bowiem Maior przywiązał się do tego młodego Officera iak do brata, z niemnieyszém on uczuciem od swoich kolegów był kochanym. Słodki, uprzeymy w pożyciu, waleczny w boiu, naymniéy zarozumiały o sobie, umiał podobać się wszystkim, i podbiiać serca ludzi, iak sławę orężem. Ranny po kilka razy, powolnością swoią, z iaką przepisy Sytgreawa przyimował, uiął go równie sobie. Doktór mawiał też o nim, iż z prawdziwém ukontentowaniem, widzi go przychodzącego zawsze do zdrowia, kiedy kapitana Lawton nigdyby w swéy kuracyi miéć nie chciał, boby niecierpliwością swoią, więcéy niż słabością, zawsze sobie zaszkodził. Kapitan odpowiedział mu z uśmiechem, iżby równie doświadczać téy próby nie życzył sobie, i z tego względu nigdy dokktora przyiaźni pozyskać nic żądał.
Znalazłszy lepiéy nad wszelkie spodziewanie towarzysza swego Lawton, udał się do pokoiu doktora, gdzie tenże schował się na umyślnie, unikaiąc ostrych przymówek kapitana. Skoro go uyrzał wchodzącego do siebie, zmarszczył czoło, ’ i oboietnie spóyrzał na niego sądząc, iż iego kosztem bawić się przychodzi.
Lecz kapitan za nadto był dyskretnym, żeby swe żarty, aż do nieprzyiemności posuwać miał.
— Proszę pomóż mi Sytgreawie, rzekł do niego: użycz światła nauki swoiéy dawnemu przyiacielowi twoiemu.
Doktór zrazu wziął te prośbę za nową szykanę, lecz gdy widział że Lawton drzwi przymykając kilkakrotnie z bolu syknął, i że cierpiącym bydź musi, o powziętéy ku niemu urazie zapomniał.
— Kapitan Lawton w czémże potrzebuie moiéy pomocy? zapytał go przyjacielskim tonem.
— Do ciebie doktorze decydować o tem należy, gdyż cierpię takie same ieszcze boleści, iak wczoray wieczorem. Patrzay iak cały móy bok w kolorach tęczy się zdaie.
— To prawda, odpowiedział doktór dotykając się zwolna ręką cierpiącéy części ciała, lecz szczęściem iest to tylko stłuczenie, żadna kość nie iest wybita, ani żaden muszkuł nienaruszony.
— Bardzo dobrze doktorze, rad iestem że mnie tak zapewniasz. Wiesz że bólu nie lękam się, i umiem go znosić cierpliwie; pokazuiąc mu na bliznę pomiędzy dwoma żebrami zadaną, przypominasz sobie tę ranę? dodał.
— Pamiętam ią doskonale, i ieżeli ci mam prawdę powiedzieć, bardzo źle wtenczas było koło ciebie, bo kula taki wzięła obrót, że z trudnością można ią było wyciągnąć, i szczerze ci kapitanie powiem, żeś z nieporównaném męztwem zniósł tak wielką operacyą. Co do teraźnieyszcgo stłuczenia, trochę oliwy, często na noc przykładanéy, ułagodzi ci ból zupełnie.
— Bardzobym sobie tego życzył, odpowiedział Lawton folguiąc swe bandaże, któremi do wpół był przewiązany.
Sytgreaw nie tracąc czasu, wziął się zaraz do opatrzenia rany, do któréy bańki na wyciągnienie krwi spiekłéy, iuż miał pod ręką.
— Gdybyś był wczoray pozwolił na tak rzecz małą, nierównie miałbyś się iuż lepiéy.
— Bardzo bydź może.
— Pozwól sobie powiedzieć, że niepotrzebnie tyle na noc iadłeś, a nadewszystko żeś wina pił za dużo, przez co zwiększyłeś sobie gorączkę, i teraz krwi puścić nie można, chociażby ta wielce była dla ciebie potrzebna.
— Nie! nie, nie - zawołał Lawton odpychaiąc go od siebie, krew moia tylko na polu sławy przelaną bydź może.
— Co za dziwne uprzedzenie! rzekł doktór szukaiąc pomiędzy rozstawionemi na stole flaszkami stosownego lekarstwa. Nie mówię ia wcale o puszczeniu krwi, bo iuż za późno. Kilka łyżek tego dekoktu zaraz ci pomogą, tylko sprobuy......
Lawton nic nie odpowiedział, i ścisnął zęby, iakby tém chciał pokazać, iż w usta żadnego lekarstwa nie weźmie. Doktor téż go nie nalegał, postawił flaszkę na stole, odmienił świeże szarpie, i ranę starannie opatrzył.
— Przyznam ci się, iż poiąć nie mogę, rzekł po chwili do niego, iak ty, coś tak wprawny w podobnych wypadkach, mogłeś z rąk wypuścić tego łotra kramarza. Na niego iednego cobym z ukontentowaniem patrzał, iakby dzwonił w powietrzu nogami.
— Sądziłem że twoią iest rzeczą, leczyć, nie zabiiać ludzi, rzekł Lawton ozięble.
— Prawda: lecz ten przeklęty szpieg tyle nam złego narobił, iż więcéy życzyć sobie należy, niżeli się nawet godzi.
— Daruy mi, lecz ten kto dla ludzkości żyie, i dla niéy iest poświęcony, śmierci drugiego pragnąć nie powinien.
Doktór upuścił szpilkę z ręku, którą miał spiąć bandaż, i z zadziwieniem spoyrzał na Lawtona iak gdyby niedowierzał temu, co mówił.
— Sprawiedliwą iest twoia nauka, i całkiem zgadzam się na tę ogólną zasadę?... obwiązanie nie dolega cię kochany Lawtonie?
— Bynaymniéy.
— Ale przyznasz iż nie ma reguły bez wyiątku; nie bardzoś ściśniony?
— Nie, iuż ci powiedziałem.
— Nadto nayświętsze natury prawo, zakazuie odbierać życie człowiekowi, które samemu tylko Bogu iest zostawione.... postąp kilka kroków, iak, czuiesz się w sobie dobrze na siłach?
— Jak nie można lcpiéy.
— Nie uwierzysz iak iestem szczęśliwy, żeś usłuchał nareszcie głosu ludzkości, i mam nadzieię iż odtąd przykażesz żołnierzom swoim, aby zwiększą uwagą robili pałaszem.
— Z większą uwagą! nie ma żołnierzy na całéy kuli ziemskiéy, którzyby zdatnieysi byli do pałasza iak moi, który z nich tnie, iuż pewnie nie ma schylić się po co, rzekł Lawton z nayzimnieyszą krwią, otwierając drzwi do wyiścia.
Doktór westchnął, i pułkownika Welmer odwiedzić postanowił.
Liczba i różność gości znayduiących się W Szarańczach, zwiększyła w dwóynasób zatrudnienia domowe Miss Peyton. Pomiędzy niemi, naybardziéy ią zatrważał młody kapitan dragonów, za którego życie chociaż doktór Sytgreaw zaręczał, naywiecéy iednak z pośrzód rannych niebezpiecznym się zdawał. Jużeśmy powiedzieli, iż kapitan Lawton przespawszy zwykle sześć swoich godzin wstawał bardzo rano. Henryk dość miał noc spokoyną, i tylko raz się przebudził gdy mu się przyśniło, iż chirurg przyszedł wiązać mu rękę. Kilka godzin spoczynku bardzo mu dobrze zrobiło, i doktór stroskaną familię pocieszył zapewnieniem iż w piętnaście dni, zapomni iż był kiedy ranionym.
Jedenasta iuż wybiła godzina, a pułkownik. Welmer nie pokazał się wcale. Przyniesiono mu śniadanie do łóżka, w którém udaiąc słabego, cały dzień przeleżeć postanowił, chociaż go uczeń Eskulapa namawiał aby się przeszedł cokolwiek i rozerwał w kompanii. Sytgreaw zostawiając go zresztą samotnym cierpieniom, sam z nierównie większą przyiemnością przedsięwziął odwiedzić kapitana Syngletona. Wchodząc do iego pokoiu spostrzegł, iż lekki rumieniec na twarz iego wystąpił, czém ucieszony przyskoczył do niego, i porwawszy go za rękę chciał lepiéy po pulsie, przekonać się o iego zdrowiu.
— Oczy dość żywe, rzekł doktór, widzę że zaczynasz się pocić, to dobrze; ale puls za nadto prędki, znak gorączki.
— Nie, móy kochany doktorze, rzekł Syngleton, nie mam wcale gorączki zaręczam cię, i owszem czuię że....
— Cicho! zawołał Sytgreaw, chory nie powinien mówić, tylko odpowiadać na zapytania doktora. Pokaż twóy iezyk! czysty zupełnie, puls nawet teraz uspokaiać się zaczyna. Ah! to krwi puszczenie wiele ci pómogło! W każdém stłuczeniu lub ranie, krew iest iedyném, i naylepszém iakie tylko bydź może lekarstwem; z tém wszystkiém ten szalony Lawton, po takim wypadku iaki miał spadłszy z konia, żadnym sposobem na to pozwolić nie chciał.
— Ale wiesz kochany móy Jerzy, iż stan twego zdrowia iest osobliwszy, dodał poprawiaiąc sobie w tył swoię perukę, twóy puls iest umiarkowany i spokoyny, pocisz się cały, a obok tego oczy twe są za nadto żywe, twarz zaczerwieniona. Muszę dobrze zastanowić się nad temi symptomatami.
— Wdzieczen ci bardzo iestem za twoię troskliwość, kochany doktorze, rzekł Syngleton padaiąc na poduszki; od czasu iakeś mi wyiął kule, bądź pewien iż nic więcéy nie czuię, tylko nadzwyczayne osłabienie.
— Kapitanie Syngleton! zawołał Sytgreaw z uniesieniem, iest to twe uprzedzenie, które doktorowi iedynie wiadomo bydź powinno. Do nas bowiem należy sądzić o stanie chorego. Bez tego na cóżby się zdało światło naszéy nauki? wstydź się Jerzy! sam niedowiarek Lawton więcéyby we mnie pokładał ufności.
— Móy drogi doktorze! rzekł Syngleton niewinnym na nowo płoniąc się rumieńcem, powiedz mi co za duch niebieski zstąpił do mego pokoiu, kilką minutami przed tobą właśnie, gdym usypiać zaczynał?
— Do twego pokoiu? zawołał doktór. I któż iest taki co ośmiela się nastawać na mnie? Duch, czy nie, nauczę go, żeby drugi raz przyiaciół z sobą nie różnił.
— Mylisz się Doktorze! ktokolwiek chciałby bydź zawistnym dla ciebie, nie miałby zaufania moiego. Jeżeli nie wierzysz, opatrz moię ranę, iż nikt twoiego obowiązania nie naruszył.
— Proszę cię powiedz mi, czy nie domyślasz się téy zachwycaiącéy istoty, która z lekkością Sylfa, łączyła niewinność anioła?
Sytgreaw nim odpowiedział, pomyślał chwile, czyby nie było takiego w domu, coby się chciał mieszać do iego kuracyi, lecz miłość własna usunęła wkrótce wszelkie powątpiewania, i spokoyny poprawił perukę, usiadł na łóżku zapytuiąc się go z rubasznością godną Porucznika Masona: duch ten nie byłże w spódnicę ubrany?
— Widziałem tylko niebieskie oczy, twarz naypięknieyszą, słowem anielską postać że......
— Cicho! cicho! stan twego zdrowia mówić ci tak wiele nie pozwala, przerwał doktor kładąc mu rękę na ustach, iuż wiem teraz kto cię taki nawiedzał. Miss Peyton przekonać się pewnie chciała, czyli ci na niczém nie zbywa. Osoba to iest bardzo godna, niezmiernie uprzeyma, i prawda że postać iéy...... tak iest zachwycaiąca! W iéy oczach..... maluie się sama dobroć, a lica iéy okazuiące słodycz iéy charakteru, ieszcze ią tak miłą czynią, iż śmiało walczyć może z siostrzenicami swoiemi.
— Z siostrzenicami! Bóstwo, którem widział, może bydź córką, siostrą, siostrzenicą, ale ciotką niepodobna, iżby iuż bydź miała.
— Za nadto wiele mówisz, móy Jerzy, wpadasz w zapał, czego ci niewolno: nie zapytuy mnie przeto o nic więcéy, gdyż odpowiadać ci nie myślę.
I unikaiąc żeby sam własnych przepisów nie zgwałcił, poszedł towarzyszyć damom zebranym w salonie.
Wszyscy goście bawiący w Szarańczach, doświadczali od całéy familii téy starannéy troskliwości, która każdego uymuie i naybliższe do serca nadaie prawo: z tém wszystkiém duch niewidomy, zdawał się czuwać wyłącznie nad Pułkownikiem Angielskim. Skromność Sary nie pozwalała iéy, iżby go odwiedzić mogła: wiedziała jednak o wszystkiém co się działo w iego pokoiu; wszelkie dla niego wygody z iéy pochodziły rozkazów, i różnych szukała sposobów, aby uprzyiemnić iego położenie.
W epoce o któréy mówiemy, Ameryka była ieszcze narodem podzielonym przez woynę domową na stronnictwa. W szlachetnych wychowana zasadach, córka dobrych rodziców, Sara przywiązana zawsze była do kraiu, w którym sama się urodziła, i któren był kolebką iéy naddziadów. Szanowała ona tych, co krew swoię przelewali za sprawę matki oyczyzny, lecz inne uczucia, i bardziéy ieszcze ważnieysze, powodowały ią do taiemnego sprzyiania Pułkownikowi Angielskiemu. Piérwszy on zaiął iéy wyobraźnię, i przyznać potrzeba, iż posiadał te powierzchowne przymioty, które często uwodzą młode bez doświadczenia umysły, bardziéy w nich, niżeli w gruncie duszy, szukaiące szczęścia dla siebie. Nie widać w nim było otwartości Dunwoodiego, iego nakazuiącego weyrzenia, męzkich rysów, znaczących męztwo i niebezpieczeństw pogardę, ale zato płeć delikatna, żywy rumieniec, koralowe usta, prześliczne równe iak pod rzędem ułożone zęby, słowem cała postać Welmera, bardzo zaiąć mogła, tém więcéy, kiedy chciał bydź miłym w towarzystwie, i podobać się komu, pewnie, że w grzeczności, i w oświadczeniach nikt go przewyższyć nie zdołał.
Sara uyrzawszy doktora przychodzącego na śniadanie, naypierwéy zapytać się pragnęła o zdrowie Pułkownika Angielskiego, lecz unikaiąc podeyrzenia, zaczęła od brata swoiego: Miss Peyton wiedzieć chciała iakby się miewali dway Kapitani Amerykańscy; nakoniec Franciszka w niewinnéy myśli, zadała pytanie, przez iéy siostrę z niecierpliwością, oczekiwane.
Pułkownik Welmer odpowiedział Sytgreaw, iest sobie Pan samowładny, i choruie lub dobrze się miewa, iak mu się podoba. Jego słabość nie iest z liczby tych, które światło nauki naszéy uleczyć może, i iak sadze, Sir Henryk Klinton naylepszym byłby dla niego doktorem, gdyby Major Dunwoodi nie był utrudnił wzaiemnéy miedzy niemi kommunikacyi.
Franciszka odwróciwszy się na bok, uśmiechnęła się złośliwie, Sara zaś spoyrzawszy weyrzeniem rozgniewanéy Junony, udała iż nie słyszy odpowiedzi doktora.
Po śniadaniu odchodząc do siebie, przechodziła ona około pokoiu, w którym Kapitan Syngleton leżał, a znalazłszy drzwi na wpół otwarte, powodowana wrodzoną dobrocią, ośmieliła się weyść do niego, celem bliższego przekonania się, czyby mu na czém nie brakowało. Młody Kapitan właśnie zdawał się zasypiać. Pełno większych i mnieyszych naczyń, flaszek napełnionych różnemi napoiami i lekarstwami, stało rozstawione na stole, stosownie do zwyczaiu doktora Sytgreawa; kilka minut zatrzymała się nad nim, łzy iéy się w oczach zakręciły, i odeszła na palcach, sądząc iż spostrzeżoną nie została.
Samotna w swoim pokoiu, bardziéy ieszcze w duszy powstawała przeciw Sytgreawowi, że tak uszczypliwie mówił o zdrowiu Pułkownika Welmer. Franciszka która nieukontentowanie swéy siostry dostrzegła, chcąc ią rozerwać przyszła do niéy, i zaproponowała przechadzkę do ogrodu, na co gdy Sara namówić się dała, obydwie wziąwszy się za ręce na dół zeszły.
— Przyznam siej że w tym chirurgu, którego nam Dunwoodi przysłał, rzekła Sara, iest tak cóś nieprzyiemnego, iżbym z serca chciała, aby iak nayprędzéy sobie od nas wyiechał.
Franciszka spoyrzała z uśmiechem na swoię siostrę, która zarumieniwszy się, oboiętnym dodała tonem:
— Lecz prawda zapomniałam, iż on należy także do téy sławnéy kawaleryi Wirgińskiéy, o któréy bez uszanowania mówić nie wolno.
— Uszanowanie od twéy woli zależy, moia siostro: odpowiedziała Franciszka, przymówką tą nieco dotknięta. Zdaie się iednak, iż kto kray swóy broni, i za iego swobody krew własną przelewa, ten godzień szacunku, i miłości współziomków swoich.
— Czuiąc ważność tych obowiązków, uiszczasz się wiec z długu winnego oyczyźnie swoiéy, rzekła Sara z uśmiechem; niech cię to iednak nie obraża, lecz szczerze ci powiem, Dunwoodi pozwolił sobie nadużyć gościnności naszéy, nasyłaiąc na dom nasz tylu rannych, iakby lazaret chciał u nas założyć.
— Winniśmy podziękować Bogu, rzekła Franciszka, iż pomiędzy niemi, niema nikogo, któryby nas szczerze nie obchodził.
— Tak bardzo, to ia nie widzę, tylko iednego brata naszego, coby cię interessować powinien, rzekła żywym tonem Sara.
— O tém ani wątpić możesz, odpowiedziała Franciszka, płonąc się, i oczy w ziemię spuszczaiąc: wprawdzie iego rana nie iest niebezpieczna, lecz że mu z domu wychodzić nie wolno, naybardziéy mnie to niespokoyną czyni.
— Takie to są owoce rokoszu i woyny domowéy, rzekła Sara, dopiero doświadczać ich zaczynasz; brat ranny, więzień, może ieszcze ofiarą się stanie; a oyciec zniszczony na maiątku, za to, że zawsze był wiernym królowi swoiemu.
Franciszka nic nie odpowiedziała, i wracaiąc ku domowi, iedna do drugiéy słowa nie przemówiła.
Podczas tego, Henryk Warthon pragnąc zobaczyć się z Pułkownikiem Angielskim, poszedł go nawiedzić w iego pokoiu. Utracone w iednéy sprawie korzyści, równe nieszczęście, iakie ich dotknęło, bardziéy ieszcze, niż kiedykolwiek zbliżało ich ku sobie, chociaż co do powodów przcgranéy, nie zgadzali się z sobą zupełnie. Henryk nie tyle uprzedzony, uważał, że niepotrzebnie wystąpili do boiu, kiedy nieprzyjaciel naylepsze zaymował pozycyie, że z natury rzeczy żołnierze Angielscy nie mogli mieć w sobie téy energii i ducha, iaki ożywiał powstańców, gdyż pierwsi nachodzili na te ziemię, którą drudzy iako własną matkę bronili. Welmer zaś nadto dumny, aby swoim zwycięzcom iakąkolwiek przyznał wyższość nad sobą, całą przegranę, nieszczęśliwym iedynie przypisywał okolicznościom.
— Słowem, Warthonie! rzekł Pułkownik podnosząc się z łóżka i nogę iednę naprzód wyciągaiąc, przegrana nasza stała się skutkiem nieszczęśliwych zdarzeń których uniknąć nie było w naszéy mocy. Któż bowiem mógł się spodziewać, żeby konia pod tobą zabito, i żeby przez to rozkazy iakie wydałem Majorowi, nacierania powstańców z prawego skrzydła, wykonane nie zostały?
— Prawda, odpowiedział Henryk, posuwaiąc mu nogą pantofle do łóżka; gdyby ten plan był się nam powiódł, owa sławna kawalerya Wirgińska, pewnieby iuż drugi raz wpole nie wyszła.
— I nie potrzeba było do tego tylko kilku minut, dodał Welmer, drugą nogę z łóżka podnosząc, ale do tego koniecznie jeszcze wypadało wyrugować ochotników, którzy mnaiąc szczęśliwe stanowisko, niezmiernie naszemu woysku szkodzili.
— Widać zatém, źe Dunwoodi nie opuszcza żadnéy sposobności, z któréy może korzystać.
— Gdyby to było wsamym początku, i gdybyśmy byli mogli spodziewać się w tym punkcie zasadzki, inaczéy byłyby rzeczy poszły. Nadto musiałeś widzieć Kapitanie, bo iuż mnie wtenczas wzięto do niewoli, iż całkiem iuź byli odparci, gdy nas z lasu wyprzeć chcieli.
— Może byliby niemi, gdyby ośmielili się na nas nacierać.
— Wszystko to iedno, rzekł Welmer, zasiadaiąc przy swéy toalecie, przerazić nieprzyiaciela, i samym odpierać go przestrachem, iest to prawdziwa sztuka woiowania, bo i cel dokonany, i oszczędza się daremnego krwi ludzkiéy przelewu.
— Bez wątpienia, w woynie iak we wszystkiém na tym święcie, szczęście kołem się zawsze toczy, i musiałeś widzieć Pułkowniku, iak przed garstką naszych, pierzchnął cały oddział Lawtona.
— Patrzałem na to, i nie mogłem dość odżałować, że towarzyszyć im niebyłem wstanie, poznaliby wówczas te Yankesy, iż z żołnierzem Angielskim równać się nie mogą.
Rozmowa dalsza trwała w tym samym sposobie, dopóki nie ubrał się Pułkownik, uważaiący ciągle siebie iako igraszkę fortuny, od któréy losy narodów i królów zawisły.
W tymże samym czasie inna scena zaszła w pokoiu Kapitana Syngleton. Lawton, któremu doktor nie pozwalał tylko krótkich odwiedzin swego przyiaciela, korzystał z momentu, kiedy Sytgreaw uczoną z Miss Peyton prowadził rozprawę, nad sposobem zaopatrzenia się w proste dla biednych lekarstwa, oraz nad wypadkami wiakich te skutecznie na ich zdrowie działaćby mogły.
— Lawtonie, zapytał Syngleton po kilku chwilach rozmowy, nie odebrałeś iakich nowych rozkazów od Majora?
— I owszem, przysłał dziś do mnie zrana z zaleceniem abym mu doniósł o stanie naszego lazaretu, o którym Sytgreaw szczegółowe przygotował mu doniesienie.
— Nie poymuiesz dla czego sam nie przybył, kiedy tak bliską od nas ma kwaterę.
— Powiadaią, że woyska Angielskie znowu pokazały się nad Hudsonem, a że on w tém hrabstwie ma główną kommendę, musi zatem pilnować iżby go John Bull niespodzianie nie napadł, i nic wydarł mu tak świetnie przed kilku dniami odniesionego zwycięztwa.
— Oczewiście, lecz powiedz mi Lawtonie dla czegóż ty w tak ważnym momencie siedzisz tu sobie spokoynie?
— Dotąd nieprzyszedłem ieszcze do zdrowia, rzekł Lawton, zacieraiąc sobie ręce; móy Roanoke równie potłukł się zemną, i teraz spoczywać musiemy. Dunwoodi ieżeli przytém chciał mnie mieć obok siebie, powinien mnie był w tém uprzcdzić. Zresztą szczerze ci powiem, przechodziłem koło kuchni, i taki mnie zapach sosów zaleciał, że choćby niewiem co się działo, chyba dopiero po obiedzie odiade.
Miss Franciszka idąc właśnie w téy chwili przez korytarz, zayrzała przezedrzwi na wpół uchylone, i spostrzeżona przez rannego została.
— Jeszcze nowa piękność! Nieba! zawołał officer. Nic prędko zdarzy mi się znaleść ciotki, i siostrzenice podobne. Ta iest prześliczna, ale ciotka iest aniołem.
— Twóy zapał wraca ci się Syngletonie, z czego niezmiernie iestem kontent, gdyż mi wróży, że wkrótce towarzysze broni znaydziemy sic z sobą.
— I któż bez zapału mógłby patrzeć na tak przecudną istotę, iaką iest Miss Peyton?
— Co znowu? to kobiéta bardzo godna, rozsądna, nadzwyczaynie uprzeyma, iedyna pani w domu, ale żeby miała bydź przecudną, tego nie powiem. Zresztą i to prawda, że miłość zależy od upodobania, wyobrażenia i fantazyi. Co do mnie, mimo twego uniesienia, przed piętnasto laty, szukałbym w niéy tych wdzięków, które ty teraz znayduiesz.
— Oszalałeś Lawtonie! iakże kiedy naywiecéy, ieżeli miéć może dwadzieścia lat.
— Dopuściwszy niech ma dziewiętnaście, rzekł kapitan z niewzruszoną powagą, ale cóż z tego, gdy na swóy wiek za nadto posunęła się w zmarszczki na twarzy, i przebiiaiącą się z pod czepka siwiznę.
— To bydź nie może; musi bydź w tém iakaś pomyłka Lawtonie.
— Tak się zdaie, i rozumiem że twóy anioł, którego Miss Peyton nazywasz, zamieni się w iednę z dwóch iéy siostrzenic.
— Zapewne, zawołał ranny: zapewne! właśnie też doktór mówił mi.....
— Tak, rzekł Sytgreaw wchodząc na ten moment do pokoiu, doktór zalecił milczenie, a ty mówisz sobie, iak gdybyś był nayzdrowszy. Pomacał mu w tém puls, znalazł nowe symptomata wzruszenia i gorączki, wyprosił z pokoiu Lawtona i usiadłszy przy swym chorym, chcąc go dopilnować w wykonaniu swych przepisów, aż do obiadowéy godziny, nie odstępować go postanowił.
Lawton udał się do stayni zobaczyć swego Roanoke, i z wielką radością dowiedział się od masztalerza, iż ulubiony mu rumak, iak i pan iego przychodzić zaczął do siebie. Wróciwszy zatem do domu, oświadczył panu Warthon, iż zaraz po obiedzie pożegnać się z nim musi.






  1. Wiadomo że w Ameryce i w Anglii kobiety nie trudnią się naprawą sukien, ani bielizny, mężów swoich lub krewnych, chyba w naywiekszym sekrecie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.