Przejdź do zawartości

Strona:Zweig - Amok.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brakło mu; już chciał znowu rozpocząć szukanie, kiedy jego żona, która z zaciętym wyrazem twarzy unikała mego ironicznego spojrzenia, nie mogła dłużej pohamować swej niecierpliwości:
— Lajos! — zawołała na niego gwałtownie, a on podskoczył, jak koń, który usłyszał głos trąbki bojowej.
Popatrzył jeszcze raz na ziemię — miałem uczucie, że mnie łaskocze ukryty pod podeszwą bilet, zaledwie mogłem stłumić śmiech — a on tymczasem odwrócił się i posłusznie poszedł za nią. Pociągnęła go za sobą z pewnym ostentacyjnem pośpiechem oddaliła się odemnie zginęła w tłumie.
Pozostałem w tyle, bez najmniejszej ochoty towarzyszenia im. Epizod ten był dla mnie skończony.
Przedemną znowu cisnęli się ludzie, podniecenie znowu się wzmagało i potężna fala ludzka tłoczyła się do barjery, ale ja zupełnie nie patrzyłem w tę stronę, nudziło mnie już to wszystko. I myślałem o tem, żeby pojechać do Kriau, albo wrócić do miasta. Ale zaledwie podniosłem nogę, żeby zrobić pierwszy krok, zobaczyłem niebieski bilecik, który leżał zapomniany na ziemi. Podniosłem go i trzymałem lekko w palcach, nie wiedząc, co mam z nim począć. Wpadło mi na myśl, żeby ją oddać „Lajosowi”, coby mogło odrazu posłużyć jako pretekst do zapoznania się z jego żoną, ale zorjentowałem się, że ona mnie już zupełnie nie interesuje, że ta przelotna gorączka, którą odczułem jeszcze przed chwilą, oziębła już dawno w mojej zwykłej obojętności.

Nie żądałem od żony „Lojasa” niczego, oprócz jej

139