Przejdź do zawartości

Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
59



— Mama, papu!
To były pierwsze słowa, które wypowiedział Jędruś, przebudziwszy się na ramieniu tatusia. „Papu!“ przypominał przez całą drogą, „papu!“ wołał, drepcąc za Jagną po podwórku i izbie, i nie mógł pojąć, że wobec tak ważnego faktu, jak ten, że Jędruś jest głodny, wszyscy się tak obojętnie zachowują. Mama daje trawę Łysuli, Burka wlazła pod łóżko do „ciuciek“, a tato wcale nawet do izby nie wszedł, tylko najpierw siwki napoił przy studni, a teraz wyciąga wóz ze stodoły. Kiedyindziej ucieszyłby się Jędruś, widząc wóz na podwórku, bo domyśliłby się, że pojedzie z tatusiem „hetta“ w pole i machać będzie długim biczyskiem; ale teraz pamięta tylko o tym, że „papu“ jeszcze niema, a obiad dawno mu się już należy. Wsunął się za mamą do obórki — ale nie po to, żeby jak codziennie przyglądać się z zajęciem, jak to mleko z dójek Łysuli tryska do skopka, trzymanego przez mamę — nie! Jędruś chce dziś tylko, żeby mama jak najprędzej skończyła robotę i nareszcie dała „papu“ Jędrusiowi. Buzia jego rozjaśniła się dopiero, kiedy mama wszedszy do izby, zdjęła miskę z półki.