Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ły w niej wcale wiary w powodzenie przedsięwzięcia. Natomiast Tomek nie doznawał żadnych obaw.
Gdy już przed domem zebrała się dostateczna ilość widzów, Tomek zaś uporał się wreszcie z przygotowaniami rozległo się trąbienie.
Trąbiła Zuzia.
Wszyscy podnieśli głowy ku górze i ujrzeli Zuzię umieszczoną wygodnie na dachu.
— Za chwilę — wołała Zuzia przestawszy trąbić — za chwilę rozpocznie swój próbny lot nieustraszony lotnik i wynalazca. Prosimy o ciszę i skupienie, gdyż eksperyment należy do rzędu niebezpiecznych prób i może spowodować śmierć a conajmniej skaleczenie.
Po tem wezwaniu zapanowała cisza. Potem na dach wydostała się jeszcze jedna, nieco dziwaczna postać. Był to Tomek ubrany w gimnastyczne ubranie. Od ramion powiewały wielkie, czerwone skrzydła, wykrojone z sukienki Asi, ujęte w obramowanie bambusowe i związane na piersiach i plecach chłopca bardzo skomplikowanym systemem sznurków i drutów. W ręku trzymał Tomek coś w rodzaju parasolki. Był to również jedwab, tym razem czarny (ze starej chustki matki Tomka) osadzony na cienko