Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

radosny krzyk: że tu, że to!! — „mam jeszcze inne fotografie tego typu (jakiego typu?), ale przy żonie jakoś opacznie pokazywać“ — to znów mówi profesor kultury klasycznej, fanatyk Grecji, strasznie miły, filigranowy, ruchliwy, a żona jego o twarzy zmiennej, żywych oczach, dowcipnym składzie warg, pięknie zbudowana — siedzi na tapczanie, uśmiecha się i tasuje całą talię fotografii — co pochwila spada jedna z kart na podłogę — wtedy widać akt kobiecy w fantastycznej pozie — „a ta fotografia, to Itaka, ta Itaka, wie pan — nigdzie takich grubych oliwek niema jak na wyspach, drzewa po prostu, kolosy“ — rzeczywiście olbrzymie drzewa; — a pod spodem, pod tą Itaką — bo to obramione i na ścianie — wiszą rękopisy Mickiewicza, listy miłosne czy coś w tym rodzaju — może sama Xawera? — Teraz przystanął profesor kultury klasycznej przed biurkiem — ale to już w innym pokoju — za którym siedzi młoda dziewczyna i pisze coś zawzięcie w pamiętniku i ssie przy tym łodyżkę niezapominajki — i mówi do niej konspiracyjnie: „co ten pan Cyprjan z tą Andaluzyjką, też sobie wybrał!“ Zaraz się przypomina, tak, przypominają się dwie wersje hiszpańskiego sztychu kolorowego Noirdemange’a, korpulentna (i to się później nie zgadzało) piękność przed lustrem — i tu zaraz zachodzi obraz za obraz: Velasquesa piękna Wenus przed lustrem — a tamta na palcu wskazującym hołubi dwa ptaszki — a ptaszki jak to żwawe ptaszki —; wyobrażenie tych ilustracji zasypuje jak świeże tytle inkaustowe złoty piasek świegotu wróblego; matowa klisza pełna gadatliwego ćwierkania. — Czujna kontrola podsuwa myśl: „więc