Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Ten sam dzwonek, który każdego ranka zwołuje donośnym, rozległym, przenikliwym głosem z szybowej wieży do rozpoczęcia pracy, dziś wydaje ton zupełnie inny, jakiś uroczysty, świąteczny. Bo oto, gdy dźwięczne jego słowo przez drobne okienka chatki górnika wpadnie do wnętrza, już nie sam tylko ojciec rodziny porywa za kilof i kaganek i spieszy posłuszny wezwaniu do podziemi, do pracy codziennej, ale znim razem idzie dziś także jeden jedyny raz w roku całym jego rodzina na te niezwykłe roraty na mszę do kopalni. Ze wzgórza, na którem się mieści zabudowanie szybu widać na ciemnem tle nocy kaganki górników, jakby rój gwiazdek migocących ustawicznie i szybkim ruchem dążących ku szybowi, który z dużemi oknami oświetlonemi rzęsiście wygląda jak szopka w dzień wigilijny. W zabudowaniu szybowem rojno, gwarno, wesoło; wśród chust wieśniaczych krasych, kaftanów i kapot długich przestronnych widać także zgrabne salopki i czapeczki futrzane, z pod których wygląda białe wydelikacone liczko i jasne kędziorki misternie uczesanych włosów, bo i rodziny inżynierów i kierowników kopalni biorą także udział w dzisiejszem nabożeństwie.
Długi szereg lampek oliwnych umieszczonych po