Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biony... Potarł znów ręką czoło i uczuł krople zimnego potu... Chciał zawołać ...o pomoc... ale głos zamarł mu w gardle.
Płomień lampki chwiał się i z żółtego zmieniał się w błękitny. Znów chciał iść za chwilę dalej — ale już nie mógł: czuł, że musi usiąść choć momencik i wiedział zarazem, że gdy to uczyni, to zginął. Zaczepił lampkę o guzik ubrania i złożywszy ręce zaczął się modlić i czuł równocześnie, że jest już nieprzytomny — było mu dobrze przy tej modlitwie. Zdawało mu się, że stoi w windzie i dziękuje Bogu za ocalenie szczęśliwe: więc uklęknie i pomodli się, tak... będzie lepiej... Kolana same zgięły się pod nim, coraz niżej... niżej... głowa opadła mu na piersi... światło zgasło.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zdawało mu się, że strop spękany z ogromnej, aż do nieba sięgającej komory runął mu na głowę. Otworzył oczy... pierwsze słowa, które usłyszał były:
— Boże mój! on żyje, żyje — dzieci! tatko żyje!
Nie mógł zdać sobie sprawy, co się z nim dzieje? Wiedział, że jedną jego rękę trzyma żona, do ust ciśnie i gorącemi oblewa łzami, a do drugiej tulą się dwie główki jasne... Powoli, powoli zaczynał przypominać sobie wszystko...
Więc go ocalono! więc ludzi jego ktoś ostrzegł, kiedy go omdlałego przynieśli... Nie miał siły pytać o rozmiary katastrofy. Przytulił do swoich piersi te trzy drogie głowy i nie wiedział, czy się więcej cieszy tem słońcem złotem, które na łoże mu pada, czy tem, że go Bóg ocalił? Ale snać cieszył się bardzo, bo łzy spływały mu po twarzy.