Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie, ja za kilka dni mam egzamin, a taki łobuz śpiewa mi międzynarodówkę, — to bydlę przeklęte...
Student zmienia ton głosu i mówi w stronę „Miećka“:
— Może pan przestanie śpiewać, bo ja się muszę uczyć.
— A ucz się pan, — i tak z pana nic nie będzie. Dzisiaj matki niema — nie nastraszysz mnie pan.
Student zdławionym głosem: ale ja się muszę uczyć.
„Mieciek“ czuje swą przewagę. Zbliża się pochylony — do studenta i mówi:
— Coś pan był wczoraj taki energiczny? — że matka była? — Jak dam w tramwaj, to konduktor wyskoczy w czerwonym płaszczyku i powi: płacz. Skuję panu kiedy pycho, to panu się odechce na proletarjat wyszczekiwać. No, wont, gawno sobacze — do nauki. Wkuwaj się, wyrzutku społeczny. Nuże, bo kopniaka na drogę. Śpiewać mi tu zabroni!
Student potulnie wrócił na swoje miejsce przy książce. „Mieciek“ triumfalnie spojrzał na Lucjana i poszedł do drugiego pokoju. Po chwili słychać było wycie dziewczyny: oj... ijojoj — paszła byku, weź tę łapę, bo strzelę w pysk. — No, chamie!
„Mieciek“ wybiegł czerwony na twarzy, uczesał się przed lustrem, porwał czapkę, nałożył palto i wyszedł.
Naprzeciw studenta, na kanapie, usiadła rudowłosa i zaczęła się skarżyć: Takie bydlę, rękę mi będzie pod sukienkę wsadzał. Przyjedzie brat, to mu po mor-