Przejdź do zawartości

Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umyć nogi. Od dwóch tygodni nie zdejmowałem butów, jest straszna bieda. Z kuzynem klapa, pokłóciliśmy się i wyrzucił mnie na łeb. Nie chcę nikomu z dalszych znajomych mówić o tem, sypiam więc na dworcu lub na skrzyniach w znajomej drukarni. Ale będzie dobrze, idę właśnie do pewnej redakcji celem podjęcia honorarjum za tłumaczenie pewnej noweli angielskiej, pragnę jednak mieć dobre samopoczucie i chciałbym odświeżyć to, na czem tam pójdę, to jest nogi.
— Bardzo cię proszę, otwórz dolną szufladę szafy, wybierz sobie jakieś skarpetki, a jak z bielizną? Widzisz, ja mam trochę tego jeszcze z dawnych, dobrych czasów.
— Mój kochany, jeśli masz jakąś wolną koszulę, to również mi się przyda jak skarpetki.
— Tylko czy będzie dobra dla ciebie?
— Noszę trzydziesty ósmy numer kołnierzyka.
— No, ja dziewiąty, weź może i kalesony.
— Porządny z ciebie chłop, Lucjanie. Więc w tej szufladzie?
Wermel wyjął bieliznę, pokazał Lucjanowi, co wziął, poczem myjąc i przebierając się w kuchni, rozmawiał z Lucjanem przez otwarte drzwi..
— Mam świetny pomysł na poemat, wszystko już w głowie, całe strofy, lubię jednak pisać z pełnym żołądkiem i przy wygodnym stole. Narazie więc muszę zrezygnować z twórczości. Nowelę przetłumaczyłem w parku Skaryszewskim, możesz sobie wyobrazić kongenjalność tej roboty. Powiedz mi teraz, co z tobą jest właściwie?