Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie ciemnym korytarzykiem, między ścianami z nieheblowanych desek i wskazała mi klitkę o zwisających na pordzewiałych zawiasach drzwiach, pełnych szpar i sęków. Wnętrze komórki w świeżo wybudowanym śpichrzu czy jakimś lamusie. Stało tu wąskie łóżko i kostropaty stolik. Żółtawe ściany pełne były zadzior i zamazanych zastygłą żywicą sęków. Zdjąłem ubranie, włożyłem pyjamę, zabrałem mydło i ręcznik, poczem wyszedłem na korytarzyk, do drugiej takiej komórki z prysznicem. Po kąpieli położyłem się do łóżka i usnąłem z zamiarem obejrzenia Londriny wieczorem.
Obudziły mnie jakieś piski przez ścianę. U mnie było ciemno, ale w sąsiednim pokoju świeciło się światło i przeciekało do mnie przez szpary. Bez trudu odgadłem, że Grzeszczeszyn dobiera się do jakiejś dziewczyny. Po chwili usłyszałem skrzyp drzwi i kobiecy głos: „Niech pan lepiej obudzi kolegę i przyjdźcie razem na kolację!“ Zaraz też usłyszałem pukanie do moich drzwi i głos Grzeszczeszyna:
— Wstajać, zupę dajają!
Ubrałem się i poszedłem do jadalni. Zjedliśmy obaj kolację w niewyraźnym nastroju. Byłem w rozterce, bo nie wiedziałem jak się po tem wszystkiem ustosunkować do tego chłopca o tak niepewnym charakterze. Podczas jedzenia wywnętrzał mi się, że podoba mu się ta apetyczna pokojówka, i że jeśli tej nocy nie odwiedzi go, to nie jest sobą. Dziewczyna właśnie stawiała potrawy na stole i kiedy jej się przyjrzałem, musiałem przyznać, że jest dość ładna i świeża. Nie dziwiłem się Grzeszczeszynowi. Po miesiącu celibatu, temat ten był bardzo na czasie. Narazie zachowywałem się wobec Grzeszczeszyna chłodno i dość grzecznie.
Wychodząc, zatrzymaliśmy się krótko w barze, przy kieliszku whisky. Tęga gospodyni tego lokalu, Niemka, poinformowała mnie uprzejmie, że nie tak dawno bawił w Londrinie książę Walji, który ponad wszystkie przyjęcia z szampanem prze-