Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Od śmierci głodowej do mięsa jeszcze daleko!
— To prawda panie!
— Lepszy bochenek chleba od głodu!
— Prawda!
— Więc tak jak zawsze ci płacę...
— Cóż robić! Przynajmniej z głodu się nie umrze!
— Przedewszystkiem pilna robota i trzeźwość... od piątej rano do dziewiątej wieczorem!
— Niech i tak będzie... ale to niedosyć!
— Co niedosyć?
— Do tej roboty trzeba budowniczego!
— Tak... budowniczego! Wiem o tem! Wydatki rosną a potem dziwią się lokatorowie, że czynsz wysoki!
Pan Malina nie mógł teraz spokojnie siedzieć na krześle. Wstał i szybkim krokiem zaczął biegać po pokoju mrucząc pod nosem:
— Za kilka linij na grubym papierze daj mu zaraz sto lub dwieście...
Był to właśnie najdrażliwszy temat dla zacnego właściciela domu. Praca wymagająca pewnej inteligencyi i nauki a tem samem i lepszej zapłaty miała w nim nieubłaganego nieprzyjaciela. Pojmował on tylko zwykłą ręczną robotę, która zużywa czas i siły fizyczne. Według niej mierzył wszelką zapłatę. Wyższe prace, jak naprzykład prace inżynierskie, adwokackie, nauczycielskie lub inne, przy których zasób nauki i siły umysłowe