Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny Ukrzyżowanego, przysięgnij mi, że w drodze nie splamisz mego klejnotu, przysięgnij, że w karczmie nic nie ukradniesz, że przed każdą, figurą zdejmiesz czapkę, że zdybawszy wroga przed nim nie stchórzysz, tylko śmiało w łeb palniesz, że wzięty na tortury pisma nie zdradzisz, i że zapłaty za twoje niebezpieczeństwo od nikogo nie weźmiesz. Rano i w wieczór mów do siebie: Jestem Marcin Popiel, królewskiego rodu, prowadź go Panie Boże jak na niego przystoi. Przysięgasz?.
— Przysięgam — zawołał bednarz i wzniósł dwa palce do góry. W jego oczach zamigotała dziwna radość.
— Ale i wy Marcinie Popiela przysięgnijcie mi — rzekł po chwili bednarz.
— Popiel nigdy nie przysięga — przerwał z indygacyą szlachcic — tylko daje słowo szlacheckie.
— A więc o to słowo szlacheckie was proszę.
— Na co?
— Abyście wyzdrowiawszy mieszkali tu w mojéj chałupie i moją starą matkę pielęgnowali, jeźli mię jaki przypadek w drodze zatrzyma.
— To przecież nie potrwa długo?
— Dwa, trzy tygodnie najdaléj — ale jeźli coś nadzwyczajnego... bo któż może wiedzieć.
— Dobrze, daję wam słowo szlacheckie.
— Że zostaniecie dopóki nie wrócę, albo, czego Boże uchowaj, gdyby tymczasem matka moja stara zamknęła powieki, to ją uczciwie pochowacie i wtedy oddawszy dom Maruchnie możecie iść do swoich.
— Dobrze, dobrze, choć to się tak nie gada...
— Ale nie prędzéj?