Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieprzyjaciel i współzawodnik Radysza. — Bo i cóżto, święty Antoni, alboto moje obręcze gorsze czy co? Każdą z nich jak strunę opaszę w koło palca, a jak opaszę beczkę to i sam lucyper jéj nie rozbije! święty Antoni...
— Mówicie kumie jak z kantyczek — odparł Serdak, ale gdybyście widzieli i słyszeli co ja widzę i słyszę...
Piróg pokręcił ucho z radości, kazał dać nową koléj i przysunął się do szewca, aby go z całą uwagą wysłuchać. Oblizał się od ucha do ucha na samą myśl, że wykrywszy jakąś niesłychaną zbrodnię przed radą miejską, będzie mógł pozbyć się swego współzawodnika w kunszcie bednarskim.
— Bo to widzicie, kumie — prawił daléj do szewca — nasze miasto to jakby zgraja łotrów i rozbójników. Węgrzynek, co to w wilią Matki Boskiéj złamał mi dwa żebra, to szubienik. Mówią, że żyda jakiegoś zabił i pieniądze po nim chapnął. A ten Drawicz, co to taki ogromny brzuch niezasłużenie przed sobą nosi (na sam święty Jędrzéj sprawę z nim przegrałem), to urwipołeć jakich mało. Mówią... ale co mi do tego! A Damian Szeląg, który dwa cale z mego gruntu mi ukradł, a miasto mimo to zasądziło mnie na koszta procesu, ten Szeląg... to włosy na głowie stają, kumie — włosy na głowie stają! Jakem Piróg!
Szewc pokiwał głową i uśmiechnął się, jakby chciał mówić: Wszystko to niczém jeszcze, wiem ja coś więcéj o Radyszu! Piróg zrozumiał uśmiech Serdaka, oblizał się jeszcze raz, a chcąc szewcowi język rozwiązać, prawił daléj: